Rozdział siódmy
W ciągu kilku godzin już dużo uczniów w Hogwarcie wiedziało o babeczkowym projekcie. Wiele osób omawiało na której lekcji i w jaki sposób wdrożą plan w życie. Dawno nie było takiej wielkiej akcji, w której braliby udział uczniowie wszystkich domów.
Podekscytowanie udzieliło się także dwóm Puchonkom, które to wymyśliły. Wstały wcześnie, by następnie udać się po kolei do łazienki.
- Gotowa na realizację planu? - spytała Susan. Przez te dwa dni widocznie ożyła, w porównaniu do tego co było wcześniej. Udzielił się jej entuzjazm spowodowany planowaniem jak odpowiednio dać babeczkę.
- Gotowa - odparła Megan. Kiedy wychodziły z dormitorium, spojrzała na puste łóżko, należące wcześniej do Hannah. Przyjaciółka pewnie chętnie wzięłaby w tym udział, pomyślała.
Jednak nie czas było na rozważania. Poszły do Pokoju Wspólnego, gdzie już kręciło się sporo osób, w tym Ernie i Justin, czekający na nie.
Przyjaciele przywitali się wzajemnie.
- Już jesteśmy gotowi na rozdawanie babeczek - stwierdził Ernie.
- Oprócz nas również jeszcze inne osoby się zadeklarowały i wezmą udział - dodał Justin.
- To wspaniale! Chodźmy na śniadanie - powiedziała Megan.
Grupa Puchonów ruszyła więc na śniadanie. Po drodze widać było innych ludzi, którzy o czymś cicho rozmawiali.
Kiedy usiedli całą czwórką przy stole, od razu dało się zauważyć mnóstwo misek z babeczkami malinowymi. Wzięli więc po kilka z nich.
- Czyli pierwsze mamy zaklęcia? - spytał Justin.
- Może niech babeczki polewitują po sali? - zaproponował Ernie.
- Na pewno będzie ciekawie - stwierdziła Megan.
Chwilę później ruszyli na pierwszą lekcję. Po drodze mijali innych uczniów, którzy również byli podekscytowani tym wydarzeniem.
Lekcja zaklęć Hufflepuffu i Ravenclaw zaczęła się zwyczajnie wzajemnym przywitaniem. Dopiero gdy Flitwick chciał zebrać wypracowania zadane na weekend, zaczęło się coś dziać.
- Panie Macmillan, gdzie ma pan wypracowanie? - spytał profesor.
- Wie pan, uznałem że babeczka będzie lepsza - stwierdził chłopak, po czym położył babeczkę na ławce.
- Zaskakujące podejście. To może pan Finch-Fletchey? - nauczyciel skierował się do siedzącego obok chłopaka.
- Ja również postanowiłem dać babeczkę - przyznał Justin, po czym również wyjął babeczkę.
Flitwick podszedł tak jeszcze do kilku osób, a gdy każdy wyjął babeczkę, zapytał:
- Czy ktoś w ogóle odrobił pracę domową?
Nikt się nie zgłosił, nawet z Krukonów, którzy zwykle wszystko mieli zrobione. Profesor uznał więc, że nie ma sensu odejmować wszystkim punktów, gdyż i tak każdy by je stracił.
- W takim razie proszę was o przyniesienie jej na następną lekcję - oświadczył Flitwick.
Wtedy nagle wszystkie babeczki zaczęły się unosić i krążyć w powietrzu. Jedna za drugą wznosiły się w górę i w dół, zaczęły krążyć po całej sali, aż w końcu wylądowały przed profesorem w postaci piramidy.
- Wyglądało to naprawdę ładnie - przyznał Filius.
Podczas gdy profesor Flitwick docenił zaangażowanie młodzieży w tą akcję i nie kazał robić nic dodatkowego za karę, profesor Snape miał ewidentnie inne zdanie w tym temacie.
Bowiem gdy przyszła pora na lekcję obrony przed czarną magią, przyjaciele zastanawiali się co można by zrobić ciekawego.
- Babeczki ułożone w jakiś szczególny kształt? - zastanawiał się Ernie.
- Najlepiej szamponu do włosów, to ucieknie - stwierdził Justin, na co reszta się zaśmiała.
- Może lepiej coś bardziej apetycznego? - zasugerowała Megan.
Propozycji było wiele, ale już zaczynała się lekcja i trzeba było działać. Kiedy wszyscy weszli do klasy, każdy postawił babeczkę na biurku.
- Co wy wyprawiacie? - spytał Snape, widząc co robi klasa.
- Tylko dajemy babeczki - rzekła Susan.
- Po co mielibyście dawać mi babeczki? Czy one są czymś zatrute? Wiecie dobrze, że rozpoznam jeśli mi coś podaliście - rzekł Severus.
- Z nimi wszystko w porządku. Mogę nawet spróbować którejś, żeby to udowodnić - powiedział Justin.
- Nie ma takiej potrzeby. Czy macie swoje wypracowania? - zapytał profesor Snape.
- Nie, bo woleliśmy dać babeczki - odrzekła Susan.
- W takim razie każdy, kto nie przyniósł wypracowania, traci dziesięć punktów. I żeby nie było więcej takich akcji - stwierdził Snape, po czym jedym ruchem różdżki usunął babeczki ze swojego biurka.
Klasa spojrzała na niego w milczeniu. Choć wszyscy wiedzieli, że profesor Snape nie lubi takich żartów, to było to jednak przykre. Nie chcieli nikogo skrzywdzić, a jedynie dać coś słodkiego na rozluźnienie.
Tego dnia dał im długi wykład o tym, co się dzieje, gdy ktoś nie przykłada się do nauki obrony przed czarną magią. Tak więc wszyscy z ulgą przyjęli koniec lekcji. Następnym przedmiotem były eliksiry, które prowadzone przez profesora Slughorna były bardziej znośne.
Megan była jednak w tej mniejszości, która mogła kontynuować ten przedmiot po SUM-ach. Kiedy podeszła pod salę, przywitała się z Felixem Wilsonem, kolegą z roku, który był w Ravenclaw.
- Cześć Felix, też bierzesz udział w tym projekcie? - spytała dziewczyna.
- Tak. Mogę też dać swoje cukierki? - zapytał chłopak.
- Jakie cukierki? - usłyszeli głos Alice, która pojawiła się obok nich razem z Tilly i Natalie.
- Mam takie kilka cukierków, w sumie nawet nie wiem skąd - odparł Krukon.
- W takim razie może lepiej ich nie dawać? - zasugerowała Natalie.
- Zostawię je na inną okazję - uznał Felix.
- Przynajmniej sam ich nie zjedz - rzekła Megan.
Już po chwili przyjaciele weszli do sali, na lekcję eliksirów. Przy przygotowaniu wywarów kilka osób wrzuciło babeczki do kociołków, co skończyło się dużym zamieszaniem.
Megan widziała, że nawet kilku Ślizgonów próbowało w tym wziąć udział. Na przykład Teodor Nott wrzucił babeczkę do kociołka, podobnie jak Tracey Davis, ku oburzeniu Pansy Parkinson.
Jednak gdy kilka osób dało profesorowi babeczki, on bardzo chętnie je przyjął.
- Megan Jones? Miło mi cię poznać. Może chciałabyś dołączyć do Klubu Ślimaka? - zapytał profesor, gdy dziewczyna dała babeczkę. Choć nie zamierzała nigdzie się tym wkupywać, to jednak zastanowiła się.
Skoro i tak Alice tam jest, to można by tam dołączyć. Zawsze raźniej we dwie, a w sumie można by spróbować czegoś nowego. Nigdy wcześniej nie brała udziału w czymś takim, choć słyszała o tym od rodziny. Klub Ślimaka było to bowiem zgromadzenie osób, które miały sławnych rodziców lub miały dobre wyniki w nauce.
- Zgoda - odparła Megan. Najwyżej jak nie będzie chciała, to nie pójdzie więcej.
Kolejną lekcją była transumtacja, na której zaczęli transumotować babeczki w inne przedmioty. McGonagall na szczęście nikogo za to nie ukarała, choć kazała im przygotować się dobrze na następną lekcję.
Tak więc w końcu po całym dniu wrażeń, zaczęła się ostatnia lekcja, zielarstwo. Megan stanęła obok Neville, z którym pracowała od początku roku.
- Jak poszedł projekt? - spytała dziewczyna.
- Nawet udało mi się rozdać kilka babeczek. Choć niestety zdarzyło się kilka wypadków - odparł chłopak.
- Jakich wypadków? - spytała Megan.
- Powiedzmy, że kilka babeczek poleciało nie w tą stronę co trzeba i trafiło prosto w twarze kilku osób - przyznał Longbottom, trochę zawstydzony.
- Nic się nie stało, zdarza się - powiedziała Megan.
- Tylko mi za często się to zdarza. Choć teraz już mniej niż kiedyś, to jednak niestety jest - rzekł Neville.
- Będzie coraz lepiej, zobaczysz - starała się go pocieszyć Megan.
Lekcja minęła szybko, a podczas niej kilka osób starało się nakarmić rośliny babeczkami.
Gdy kilka godzin później Megan i Susan kładły się do łóżek, Megan spytała:
- Jak tam po dzisiejszym dniu?
- Nawet dobrze. Wiesz, że Seamus mnie nawet pochwalił za pomysł? - odparła Bones.
- Naprawdę? To wspaniale - powiedziała Jones.
- Może rzeczywiście mam u niego jakąś szansę? - zastanawiała się rudowłosa.
- Pewnie, że masz. I to duże - stwierdziła z przekonaniem Megan.
Dzisiejsza akcja się udała, lecz dziewczyny nie wiedziały, że ta radość wkrótce zostanie zabrana. Wszystko zaczynało być już inne, niż kiedyś...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro