Rozdział ósmy
Megan miała nadzieję, że Susan dzięki swojemu pomysłowi oderwie się trochę od myślenia o tych wszystkich przykrościach. Niestety, gdy to się skończyło, Bones znowu popadła w melancholię i smutek. Już następnego dnia popołudniu siedziały razem w dormitorium i o tym rozmawiały.
- Jaki to wszystko ma sens? Trwa wojna, każdy może zginąć - mówiła rudowłosa smutnym głosem.
- Ma taki sens, że nie możemy się poddawać. I będziemy walczyć - stwierdziła Megan. Sama nie wiedziała, co zrobią, ale starała się być silna. Nie chciała się poddawać.
- A co jeśli przegramy wojnę? - zapytała Susan.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała Jones, przytulając się do przyjaciółki. Liczyła, że to pomoże. Chciała ją uspokoić, choć sama już nie wiedziała jak.
- Też bym chciała mieć taką nadzieję - westchnęła rudowłosa ze smutkiem.
- Może napiszemy do Hannah o naszym projekcie? - zaproponowała Megan, zmieniając temat. Wiedziała, że takie rozmowy często jeszcze bardziej mogą zdołować.
- Zgoda - odparła krótko Susan po chwili. Sama też chciała pomyśleć o czyms innym.
Dziewczyny starały się pisać do przyjaciółki co jakiś czas, jednak było to ryzykowne. Abbottowie ukrywali się gdzieś i zbyt częste sowy wysyłane do nich mogłyby wzbudzić podejrzenia. Dlatego Puchonki często pisały kilka listów, a potem je wysyłały razem, za każdym razem inną sową.
Dziewczyny wzięły pergaminy i opisały ostatnie wydarzenia. Megan nie chciała, by przyjaciółka zbytnio się martwiła, więc skupiała się na pozytywnych rzeczach.
- Naprawdę musimy pisać też o Seamusie? - spytała Bones, kiedy kończyły listy.
- Myślę, że się ucieszy z tego i przynajmniej pomyśli o czymś innym - zasugerowała Jones.
- I przyśle mi rady, jak go poderwać? Nie dziękuję - stwierdziła Susan. Wiedziała, że przyjaciółka chce dla niej dobrze, ale blondynka była bardziej otwarta od niej, a Susan nie zamierzała nikogo udawać. Choć trochę więcej śmiałości by się przydało.
- Nie będzie tak źle. Skończyłam - oznajmiła Megan, po czym włożyła wszystko do koperty.
Dziewczyny zeszły na dół, gdzie zobaczyły swoich przyjaciół w Pokoju Wspólnym. Justin i Ernie siedzieli przy jednym ze stolików i odrabiali lekcje.
- Cześć wam, właśnie idziemy zanieść list dla Hannah do sowiarni. Chcecie coś dopisać? - spytała Megan Justina i Erniego.
- Jasne, zaraz coś napiszemy - powiedział Justin.
Wzięli dwa puste pergaminy i napisali na nich kilka zdań. Następnie złożyli je i oddali Megan. Ta włożyła je do koperty, a później z Susan wyszły z Pokoju Wspólnego.
Pokój Wspólny Hufflepuffu mieścił się w podziemiach szkoły, tak więc wiązało się to z długim spacerem aż do sowiarni. Jednak Puchonkom to nie przeszkadzało, przyzwyczajone były do przemierzania dużych odległości w zamku.
Gdy weszły do środka, zobaczyły Neville'a, który wysyłał właśnie sowę z listem.
- Cześć Neville - odezwała się Megan, a chłopak dopiero teraz ją zauważył.
- Cześć Megan i Susan - rzekł Longbottom.
- Cześć - powiedziała Bones.
- Właśnie chcemy wysłać list do Hannah, a ty? - zapytała Jones, przy okazji podchodząc do jednej z sów.
- Ja wysłałem list do mojej babci - odparł chłopak.
- Coś się stało? - spytała dziewczyna, podając sowie list. Po chwili ptak odleciał daleko, niosąc przesyłkę.
- Nie, po prostu pytam czy u niej w porządku i daję znać co u mnie - rzekł Neville.
Wtedy usłyszeli, że ktoś wchodzi na górę. Po chwili zobaczyli Seamusa, ba co Megan popatrzyła porozumiewawczo na Susan.
- Spotkanie sobie tutaj urządzacie? - spytał Finnigan, gdy ich zobaczył.
- Tylko sowy wysyłaliśmy. Neville, chodź, chcę ci coś pokazać - rzekła Jones, po czym ruszyła w stronę wyjścia z sowiarni. Longbottom ruszył za nią, mimo zdziwienia tą sytuacją.
- Czemu mnie stamtąd zabrałaś? - spytał Neville, gdy byli już kawałek dalej od sowiarni.
- Wybacz, chciałam ich zostawić samych, żeby zostali tylko we dwoje - stwierdziła Megan.
- Rozumiem. To co teraz? - spytał Neville.
- Teraz możemy się przejść gdzieś, jak chcesz - zaproponowała Megan. Naprawdę miło im się rozmawiało i spędzało razem czas, więc uznała, że warto pójść na spacer.
Chłopak normalnie byłby zaskoczony, że ktoś chce spędzić z nim czas. Jednak znał Megan już kilkanaście dni, więc nie było to takie dziwne z jej strony.
- Jasne, możemy pójść na spacer po błoniach - odpowiedział Neville.
- W takim razie chodźmy - stwierdziła Jones.
Ruszyli więc w kierunku błoni Hogwartu. Nie tylko oni postanowili skorzystać z ostatnich ciepłych dni. W końcu zaczynała się powoli jesień, a wraz z nią krótsze i chłodniejsze dni. Jednak nie przeszkadzało im to, spacerowali i gadali ze sobą, nie zwracali uwagi na ludzi wokół nich.
- Jakie jeszcze lubisz ciastka jeść, oprócz babeczek? - spytał Neville, gdy temat zszedł na jedzenie.
- Lubię też ciasto z malinami. Właściwie to ja lubię bardzo maliny do wszystkiego - stwierdziła Megan.
- A ty co lubisz? - spytała dziewczyna.
- Lubię śliwki, choć inne owoce też są dobre. Kiedyś na urodziny babcia mi zrobiła ciasto ze śliwkami - rzekł Longbottom.
- Śliwki też są dobre, jadłam je kiedyś. W sumie ciasto o smaku malin i śliwek byłoby całkiem smaczne, nie uważasz? - spytała Megan.
- Myślę, że najlepsze - odparł Neville.
- Kiedyś musimy takie zrobić. Wiem, że można poprosić skrzaty, ale ja chciałabym zrobić to własnoręcznie - stwierdziła Jones.
- Na pewno kiedyś ci się uda zrobić takie ciasto - uznał Longbottom.
- Zawsze możesz mi pomóc, jak chcesz - zaproponowała Megan. Polubiła tego Gryfona, naprawdę miło im się rozmawiało i spędzało razem czas.
- Chętnie bym ci pomógł, ale nie chcę żeby od tego kuchnia była zniszczona - stwierdził Neville. Mimo, że dzięki byciu w Gwardii Dumbledora trochę się otworzył i może już nie jest tak niezdarny jak kiedyś, to czasami nadal mu się to zdarzało zrobić coś nie tak.
- Na pewno nie byłoby tak źle - uznała Megan.
- No nie wiem, mogłoby być ciężko - stwierdził chłopak.
Rozmawiali na różne tematy jeszcze trochę, po czym wrócili do zamku.
- Odprowadzę cię pod twój Pokój Wspólny - powiedział Neville.
- Naprawdę nie musisz, po co masz nadkładać drogi? - spytała dziewczyna. Pokój Wspólny Hufflepuffu znajdował się na dole, tak więc Gryfonowi nie po drodze było do jego Pokoju Wspólnego. Jednak nie przeszkadzało mu to, a po za tym mogli spędzić razem jeszcze chwilę.
- Naprawdę nic się nie dzieje, odprowadzę cię - stwierdził chłopak.
Tak więc doszli do Pokoju Wspólnego, gdzie się pożegnali. Megan weszła do środka i ruszyła do dormitorium. Zastała tam Susan, która leżała na swoim łóżku.
- I jak rozmowa z Finniganem? - spytała Jones.
- Powinnam coś ci zrobić za zostawianie mnie w takiej sytuacji, ale poszło całkiem dobrze. Pogadaliśmy chwilę - rzekła Bones.
- Naprawdę się cieszę, że się dogadujecie - odparła Megan.
- A jak randka z Longbottomem? - spytała Susan.
- To nie była randka. Znamy się dopiero kilka tygodni i po prostu miło nam się rozmawia. I tak w ogóle skąd wiesz, że poszliśmy na spacer? - zapytała Megan.
- Kiedy wróciłam do dormitorium, a ciebie nie było, to uznałam, że poszliście razem - stwierdziła Susan.
- Wiesz co, tak mnie podpuścić? - spytała Megan.
- Ktoś musi - rzekła rudowłosa.
- Seamus ma na ciebie duży wpływ, skoro już zbiera ci się na takie rzeczy - stwierdziła szatynka. Mimo wszystko, cieszyła się z lepszego humoru przyjaciółki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro