Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział dziewiętnasty

Megan ciężko było zasnąć, gdyż myślała dużo o swojej rodzinie i przyjaciołach. Bała się o nich. Nie chciała nikogo stracić.

Martwiła się nawet o siostrę, która może i zachowała się wobec niej niemiło, ale z drugiej strony była prawdopodobnie w ogromnym niebezpieczeństwie, wykonując jakąś misję dla Zakonu.

Pomimo tego, że Puchonka była często optymistycznie nastawiona do życia, to i tak ciężko było mieć zawsze takie podejście. Mimo wszystko też się bała i martwiła.

W końcu zasnęła, a gdy się obudziła, zobaczyła obok łóżka prezenty.

Od razu wzięła się za ich rozpakowanie.

Od rodziców dostała komplet nowych foremek do robienia babeczek, nową czapkę - co teraz, zimą było z pewnością szczególnie przydatne, oraz przeróżne słodycze, jak choćby czekoladowe żaby, cukrowe myszy, czy owocowe żelki.

Nawet jej siostra dała jej prezent - fioletowy kubek z narysowaną dużą maliną. Megan ucieszyła się, że mimo wszystko nie zapomniała o niej - sama miała dla niej książkę o ptakach, bo pamiętała, że ta je lubiła, przynajmniej kiedyś.

Dostała także duży, biały kapelusz oraz zestaw piór do pisania - to zapewne od Janine i Erastusa Haysów.

Cloyd natomiast zakupił jej prezent najwyraźniej w Magicznych Dowcipach Weasleyów, bo dostała Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności i  Detonator pozorujący. Najwyraźniej chciał ją ubezpieczyć na wszelki wypadek, co było naprawdę miłe z jego strony.

Więcej prezentów nie było, ponieważ z przyjaciółmi umówili się na danie sobie ich po świętach, natomiast do Jonesów mieli zamiar iść popołudniu.

Najpierw jednak we czwórkę zjedli świąteczne śniadanie, przy okazji dziękując też sobie wzajemnie za prezenty. Megan dała mamie  rękawiczki, a tacie zestaw jego ulubionych ciasteczek. Hestia podarowała mamie torebkę, a tacie krawat.

Wszyscy byli zadowoleni z prezentów, ale przede wszystkim cieszyli się z tego, że spędzają ten czas wspólnie. Nawet jeśli siostry może nie rozmawiały ze sobą za wiele, to jednak i tak poranek minął nawet dobrze.

Natomiast mieli później spotkać się z resztą rodziny, toteż już o piętnastej skorzystali z teleportacji łącznej, by się dostać na miejsce.

Dom rodziców Alice mieścił się nieopodal wsi Hemington w hrabstwie Somerset.

Pojawili się przed wysoką, brązową bramą, za którą znajdowała się posiadłość. Cały teren oczywiście też był usłany śniegiem, który gęsto sypał w nocy.

Cały dom był trochę większy, niż dom Megan, chociaż mieszkało tam tyle samo osób. Nie była to może największa na świecie rezydencja i też miał piętro i parter, lecz był po prostu trochę szerszy i myśl więcej pomieszczeń.

Ściany z zewnątrz były w kolorze beżowym, natomiast skośny dach - brązowy. Teraz oczywiście wszędzie leżał śnieg i było zimno. Jednakże dosyć szybko znaleźli się w środku domu i mogli się ogrzać.

Przywitali się z Kate, Samuelem, Michaelem, Alice, oraz ciocią Gwenog, która przybyła chwilę przed nimi.  

Sam był dosyć wysokim mężczyzną o ciemnobrązowych włosach i niebieskich oczach, z iskierkami wesołości. Chętnie się przywitał z każdym, mocno potrząsając ręką.

Kate natomiast miała brązowe włosy i ciemnozielone oczy. Uśmiechała się łagodnie i wszystkich serdecznie wyściskała.

Michael miał jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Był on dwa lata starszy od Megan, a więc skończył już szkołę pół roku temu.

Ciocię Gwenog widziała kilka miesięcy temu na spotkaniu Klubu Ślimaka, ale i tak miło było ją zobaczyć.

Cudownie było spędzić święta w gronie rodziny i starać się chociaż trochę nie myśleć o tym, co dzieje się na zewnątrz.

Odbył się uroczysty obiad, a potem rozdawanie prezentów.

Megan dostała od Samuela i Kate książkę pod tytułem Wypieki jak od Helgi Hufflepuff, przepis na przekąskę serwowaną drużynie Harpii z Hollyhead od cioci Gwenog, która była kapitanem drużyny i zdobyła przepis od osoby zajmującej się wyżywieniem drużyny, torbę słodyczy od Michaela, oraz breloczek w kształcie malinki od Alice.

Te breloczki to była taka ich mała tradycja. Kuzynki były ze sobą zżyte jak siostry i co roku na święta dawały sobie breloczki - zarówno w kształcie owoców, jak też zwierząt czy inne. W tym roku dała Alice breloczek z małym misiem.

Ta tradycja trwała, odkąd skończyły jakieś siedem lat. Wtedy to po raz pierwszy kupiły całkiem przypadkowo breloczki dla tej drugiej i od tego momentu tak zostało, że kupowały je co roku.

Trzymały je w specjalnej skrzynce położonej w szafie, chociaż czasami przyczepiały je też do jakichś bransoletek.

Miło było spędzić czas z rodziną. Chcąc nie chcąc Megan przyznawała, że woli rodzinę od strony swojego taty. Cloyda lubiła, ale jego rodziców już mniej.

Kiedy w końcu szesnastolatki się najadły, poszły do pokoju Alice, żeby sobie pogadać.

- Jak minął ci wczorajszy dzień z Haysami? - zapytała Gryfonka, gdy już usiadły na tapczanie. Megan westchnęła.

- Ciocia i wujek jak zwykle pytali o szkołę i o to czy kogoś mam. A z Cloydem sobie potem pogadaliśmy na spokojnie i opowiedziałam mu trochę o tym co się działo w tym roku - stwierdziła Puchonka.

- Czyli trochę standard, aczkolwiek może się to zmieni, jak już będziesz miała chłopaka - odparła Alice, mając na myśli Neville'a. Kuzynka pokręciła z niedowierzaniem głową, po czym powiedziała:

- Jak opowiedziałam Cloydowi o naszej przyjaźni, to stwierdził, że jakby co, to będzie miał z nim do czynienia. Aczkolwiek wątpię, by coś się stało, w końcu Nev jest kochany i w ogóle nie przypomina większości chłopaków. Za to go bardzo lubię.

- Taylor go lubi, więc to też na pewno dużo o nim świadczy - uznała Alice, na co Megan zachichotała.

- Ah ten Taylor, tyle osób zna i go znają. Ale dobra, dosyć o mnie. Jak tobie minął wczorajszy dzień? - zapytała Puchonka, a Gryfonka westchnęła.

- Byli u nas ciocia Rachel, wujek Bernard i oczywiście Andrew. Lubię ich, ale mam wrażenie, że między moją mamą a ciocią dzieje się coś złego. Wczoraj się o coś kłóciły w kuchni. A właściwie chyba o kogoś, tylko nie wiem kogo - powiedziała Alice smutno. Kuzynka przytuliła ją, po czym odparła:

- Każdy się kiedyś kłóci, może się kiedyś pogodzą. Szczególnie, że teraz jest wojna i trzeba trzymać się razem.

- Tylko, że chyba moje wujostwo raczej nie zalicza się do końca do jednej strony - stwierdziła niepewnie Alice, a Megan spojrzała na nią z dużym zdziwieniem.

- Jak to? - zapytała po chwili.

- Znaczy nikomu nic nie mów, to tylko takie moje przypuszczenia. Ale pamiętasz, jakie jest kuzynostwo Andrewa od strony jego ojca, Chyna i Cecil, co nie? - spytała Gryfonka, a Megan pokiwała głową.

Chyna Richards była Ślizgonką, która skończyła już szkołę, lecz zdążyła w niej wiele namieszać. Natomiast wcześniej, sprzed czasów szkolnych Megan widziała ją na kilku rodzinnych uroczystościach (pomimo tego, że bezpośrednio spokrewnione nie były, to jednak się tak złożyło) i raczej nie sprawiła na niej dobrego wrażenia - Chyna ewidentnie lubiła wszystko robić tak, jak jej wygodnie, bez względu na innych i lubiła wtrącać się w nie swoje sprawy. Lubiła wpływać na innych i się rządzić.

Jej brat, Cecil również przejawiał skłonności do wpływania na innych i specyficznego zachowania.

Jednakże mimo takiej rodzinki Andrew był inny, a jego rodzice, chociaż dosyć poważni i może trochę skryci, to jednak nie pokazywali jakiejś wzgardy wobec kogokolwiek. Przynajmniej otwarcie.

Czyżby jednak prawda była inna?

- Pamiętam, co z nimi? - zapytała Meg.

- Po prostu mam wrażenie, że pomiędzy mamą a ciocią te spięcia są gdzieś odkąd zaczęła się wojna. A patrząc na to, z kim jest spokrewniony wujek Bernard, to nie wiem, czy czasem nie ma to jakiegoś związku - zastanowiła się Alice.

- Słuchaj, mimo wszystko to dosyć mocne spostrzeżenia i wręcz niebezpieczne zapewne. Może po prostu tak się złożyło, że akurat od tego czasu? - zapytała Megan, a Alice westchnęła.

- Może faktycznie przesadzam i to po prostu trochę paranoja. Ale wiele się dzieje i po prostu boję się, co będzie dalej - rzekła Gryfonka.

- Każdy się boi. Ale trzeba mieć nadzieję, że będzie dobrze - odparła jej Megan, chcąc ją pocieszyć.

Nikt nie wiedział, co będzie dalej, ale trzeba było mieć nadzieję. W końcu nadzieja umiera ostatnia, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro