Rozdział dwunasty
Dobra, to najpierw chciałabym wam podziękować za prawie półtora tysiąca wyświetleń. Cieszę się, że ktoś to czyta, mimo mojego braku regularności. Mam też inne książki i życie prywatne, ale no wiem też, powinnam to trochę częściej dodawać. Postaram się to zrobić w końcu, jednak wiadomo, nie chcę też nic na siłę robić.
No i ogólnie druga sprawa jest taka, że zbliża mi się tysiąc obserwacji na wattpadzie. Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale pomyślałam nad tym, że może zrobiłabym konkurs z tej okazji, związany z moimi książkami. Byłby ktoś zainteresowany? Wszelkie informacje o nim byłyby w książce "Moje notki, czyli informacje", do której serdecznie zapraszam.
Zapraszam też na mojego instagrama miltonka123, gdzie również pojawia się wiele informacji związanych ze mną i moim profilem na wattpadzie.
Taka informacja pojawi się także w innych książkach, ale chciałabym, żeby dotarła do jak największej ilości osób.
Także no, już nie przedłużając, zapraszam do czytania!
~
Neville nie spodziewał się, że zostanie gdzieś zaproszony i zaskoczyło go to. Ale lubił Megan i miło spędzało mu się z nią czas, więc odparł:
- Jasne, chętnie z tobą pójdę.
- To świetnie, im więcej osób, z którymi można pogadać, tym lepiej. Zobaczysz, będziemy się dobrze bawić - stwierdziła Jones. Lubiła tego Gryfona i nie uważała, żeby coś się miało zmienić za te kilka miesięcy, czyli do dnia, kiedy będzie przyjęcie Bożonarodzeniowe.
Chłopak nie był aż tak entuzjastycznie nastawiony do wszystkiego, ale dziewczyna wydawała się być niemal zawsze optymistycznie nastawiona, mimo tego, co się działo na świecie.
- Coś się stało? - spytała, gdy chłopak przez dłuższą chwilę nic nie powiedział, a jedynie wpatrywał się z zadumą w koszyk z babeczkami. Na dźwięk jej głosu natychmiast oprzytomniał.
- Nie, nic się nie stało. Tylko myślałem o tym, że zawsze jesteś do wszystkiego pozytywnie nastawiona, cokolwiek by się nie działo. Jak ty to robisz? - zapytał Longbottom, patrząc jej prosto w oczy, które jak zwykle wyglądały na spokojne. Zresztą cała dziewczyna wydawała się wręcz emanować czymś takim... dobrym. Po prostu miało się ochotę przebywać w jej towarzystwie, umiała sprawić, że człowiek poczuje się lepiej.
Tak było też i teraz. Gdy siedział obok niej, miał odczucie, jakby wreszcie znalazł się ktoś, kto może go zrozumieć. Chociaż przyjaźnił się z Luną, Ginny, Harrym, oraz miał też dobre relacje z Taylorem, to jednak przy niej było jakoś inaczej. Nie wiedział jednak czemu, zwłaszcza, że znali się dosyć krótko.
- Wiesz Nev... Mogę tak do ciebie mówić? - zapytała, a gdy chłopak pokiwał głową na zgodę, kontynnuowała swoją wypowiedź, poprawiając jednocześnie kosmyk jasnobrązowych włosów, który zaczął wpadać jej do oka.
- Po prostu uważam, że w życiu warto znajdować pozytywne rzeczy nawet w najgorszych chwilach. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą uznać to za naiwne myślenie, ale taka jestem. Nie chcę tracić czasu na zamartwianie się, wolę skupić się na poztywach - stwierdziła dziewczyna.
- Od zawsze tak masz? - spytał Longbottom, wyraźnie zaciekawiony tym, co powiedziała szatynka. Ona natomiast ucieszyła się, że ten jej nie wyśmiał za to, że miała takie podejście. To też w nim ceniła. To, że mogła być wobec niego szczera, mimo, że przecież nie znali się zbyt długo.
- Raczej tak. To znaczy, odkąd sięgam pamięcią, zawsze byłam wesoła i skora do okazywania tego. To nie znaczy oczywiście, że nie mam problemów, czy, że nie widzę, jak ktoś go ma. Wręcz przeciwnie, gdy ktoś ma problem, staram się mu pomóc. A gdy sama go mam, zwracam się do moich przyjaciół. Jednak myślę też wtedy nad zaletami tej sytuacji - rzekła dziewczyna. W międzyczasie napiła się trochę soku dyniowego, przyniesionego przez skrzata.
- To w takim razie jaki był plus powiedzmy, w Lockharcie? - spytał Neville, mając nadzieję, że nie powie, że jej się podobał jak niektórym dziewczynom. Wbrew jego obawom, szatynka odrzekła:
- Dowiedzieliśmy się przynajmniej, że niektórzy potrafią się wybić z dobrą znajomością przede wszystkim jednego zaklęcia. No i czasami był ubaw z jego fanek.
Dziewczyna wywołała tym uśmiech na jego twarzy, gdyż ucieszył się, że również nie podobał jej się ówczesny nauczyciel obrony.
- Dobra, ale co na przykład z Umbridge? Jakie plusy znajdywałaś w tamtym roku? - zapytał, a dziewczyna bez wahania odpowiedziała:
- Założyliśmy świetną grupę, złożoną z przedstawicieli wszystkich domów i mogliśmy się zintegrować. Swoją drogą, szkoda, że nie poznaliśmy się w tamtym roku, przecież też tam byłeś - przypomniało jej się.
- Jakoś trzymałem się głównie z Luną i Ginny - odparł Longbottom, przypominając sobie zeszłoroczne spotkania Gwardii Dumbledora. Oczywiście, też kojarzył, że Megan była tam gdzieś ze swoimi przyjaciółkami, ale raczej nie był typem osoby, która pierwsza zagada. Zresztą było tam dużo ludzi i jakoś nie mieli okazji się wtedy poznać.
- A ja ze swoimi przyjaciółmi, no i moja kuzynką, rzecz jasna. Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej, ale trudno. Co do zeszłego roku, mam jeszcze jeden plus. Jak musieliśmy się trzymać metr od siebie, to przynajmniej jak ktoś był przeziębiony, czy coś, to mniejsza szansa, że zarazi innych - powiedziała dziewczyna, a Longbottom od razu pomyślał o tym, że on by na to nie wpadł.
- Chociaż oczywiście nie zmienia to faktu, że i tak była zdecydowanie najgorszą nauczycielką tego przedmiotu. Ale po prostu staram się znaleźć zalety tam, gdzie inni widzą tylko wady - powiedziała Megan.
- Niesamowite - stwierdził Longbottom z podziwem, po czym zorientował się, że powiedział to na głos.
- Dziękuję, ale to naprawdę nie jest takie trudne. Czasami po prostu trzeba uwierzyć, że się uda, nawet jeśli wydaje się, że jest beznadziejnie - wyjaśniła Jones, ciesząc się, że znalazła tak uważnego słuchacza i rozmówcę w jednym.
- Uwierz mi, dla mnie zawsze to było trudne - odparł jej Longbottom, myśląc o tym, co działo się przez te wszystkie lata.
- Chcesz, to możesz teraz ty opowiedzieć coś o sobie - zaproponowała Puchonka, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o nim. Wzięła do ręki kolejną babeczkę i zaczęła ją jeść, zarazem patrząc z oczekiwaniem na Gryfona.
- Dobrze, mogę ci opowiedzieć. Na początku moja babcia martwiła się, czy w ogóle dostanę list z Hogwartu, czy czasem nie okażę się charłakiem, bo ponoć nie wykazywałem zbytnio wiele mocy magicznej. Było tak do momentu, gdy wujek niechcący wyrzucił mnie przez okno, a ja się odbiłem od ziemi - zaczął opowiadać chłopak, a dziewczyna niemal się zachłysnęła.
- Jak mógł cię wyrzucić przez okno? - zdziwiła się Megan, oburzając się zarazem na takie metody badania, czy nie jest charłakiem.
- Nie szkodzi, przyzwyczaiłem się. Zresztą to naprawdę było niechcący, trzymał mnie za nogi, ale puścił, gdy ciocia Enid zawołała go na bezę. No i przynajmniej odkryłem swoją magię. Widzisz, też potrafię znaleźć zalety sytuacji - odparł jej, a ona pokręciła głową z niedowierzaniem.
- A przed chwilą twierdziłeś, że nie umiesz. Ale tak czy siak, dobrze, że przynajmniej nic ci się nie stało - powiedziała Jones, zastanawiając się, kto wpada na takie pomysły, żeby dziecko wystawiać za okno.
- A ty jak odkryłaś swoją magię? - zapytał jej. Oczywiście, oboje byli czystej krwi i od początku byli świadomi jej istnienia, ale to nie znaczy, że pierwsze użycie jej nie mogło fascynować. No w jego przypadku było to raczej cieszenie się, że żyje, ale i tak, było to miłe uczucie.
Megan przez chwilę myślała nad odpowiedzią, po czym rzekła:
- To było, gdy miałyśmy z Alice po pięć lat. Był z nami także Cecil Richards, kuzyn jej kuzyna.
- Ty znasz Richardsów? - przerwał jej zdziwiony Longbottom. Znał z widzenia tego Ślizgona z ich roku, który robił co mu się podobało - czasami popierał Malfoya w kpieniu z innych, a czasami sam z niego kpił. Był to bardzo specyficzny typ osoby, który uważał, że nikt mu nie zabroni robić tego, co chce. Nie spodziewał się jednak, że Megan może go znać.
- Niestety miałam przyjemność poznać niektórych członków tej rodziny. Siostra matki Alice ożeniła się z Bernardem Richardsem, przez co zapoczątkowała jakiekolwiek relacje między naszymi rodzinami. Co prawda oni nie są ze mną spokrewnieni, ale miałam okazję poznać ich choćby na urodzinach Alice, czy Michaela, jej brata. Jednakże to było wiele lat temu i po tym, jak zaczęliśmy Hogwart, nie mamy za bardzo kontaktu, zresztą nie nalegaliśmy na niego - wyjaśniła Megan.
- To rzeczywiście niezłe powiązania - przyznał Neville.
- Oj bardzo. A wracając do mojej historii, bawiliśmy się wtedy w salonie. Cecil nakłonił nas do rzucania zabawkami do siebie nawzajem, a jako, że mieliśmy po pięć lat, zgodziłyśmy się, mimo, że w salonie było wiele rzeczy, które można było potłuc. I tak też się stało. Chciałam rzucić do Alice, ale niechcący zawadziło o wazon, stojący na stole. Byłyśmy przerażone, a on się tylko zaśmiał i stwierdził, że nie ma nic z tym wspólnego, po czym uciekł. Alice powiedziała, że zaraz poszuka kogoś dorosłego, kto to naprawi i poszła, a ja podeszłam do szczątek wazonu. Jednak one nagle zaczęły wzlatywać w powietrze, po czym się złączyły i wazon stał tak jak wcześniej. Tak jakbym zastosowała Reparo, chociaż tego nie zrobiłam - skończyła opowiadać szatynka.
- To niesamowite - rzekł chłopak z uznaniem. Magia dziecięca bywała różna, ale była też przydatna.
- To było naprawdę cudowne uczucie, wiedzieć, że coś takiego potrafię. Wszyscy byli zaszokowani, gdy im o tym powiedziałam - odparła Jones, wracając do wspomnień sprzed wielu lat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro