Rozdział dwudziesty siódmy
Kolejnego dnia Puchonki obudziły się, wtulone w siebie nawzajem. Po kolei zaczęły wstawać i przygotowywać się do pierwszego dnia zajęć.
Megan z nostalgią przypominała sobie lata, gdy ich największym zmartwieniem było to, czy zadadzą im w pierwszym tygodniu szkoły dwa wypracowania, czy pięć.
Może przesadzała, bo w końcu w Hogwarcie zawsze się coś działo i to niekoniecznie dobrego. Troll, bazyliszek, czy morderca, który okazał się niewinny. To też było straszne.
Jednakże zawsze czuwał nad nimi Dumbledore. A teraz, gdy go zabrakło, Voldemort przejął władzę.
- Szczerze mówiąc, najchętniej bym w ogóle nie wyszła z dormitorium, lub zrobiła to jak najpóźniej. Ale wolę nie ryzykować - stwierdziła Susan, wiążąc krawat.
- Obawiam się, że stałoby się coś gorszego, niż odjęcie punktów - rzekła gorzko Hannah, rozczesując swoje bardzo długie włosy. Wydawały się trochę dłuższe niż rok temu.
- Niestety - odparła Megan, wzdychając.
To wszystko naprawdę było ciężkie.
Dziewczyny w końcu wyszły z sypialni, a w Pokoju Wspólnym czekał na nie przygnębiony Ernie. Uśmiechnął się smutno na ich widok.
- Cześć wam - powiedział.
- Hej! Cześć!
Dziewczyny przywitały się z nim, po czym zaczęli iść w stronę wyjścia. W pewnym momencie chłopak odwrócił się i spojrzał w stronę męskich dormitoriów.
Chociaż w Pokoju Wspólnym było jeszcze kilka innych osób, dziewczyny domyśliły się, kogo szukał.
Hannah położyła mu rękę na ramieniu.
- Na pewno sobie radzi.
Ernie spojrzał na nią smutno i westchnął.
- Mam taką nadzieję. Ale brakuje mi go. Byliśmy przez te wszystkie lata jak bracia, a teraz zostaliśmy rozdzieleni.
- Jeszcze na pewno go zobaczymy - rzekła Megan, starając się mówić to jak najbardziej pewnym tonem.
W rzeczywistości sama nie wiedziała, co będzie. Niegdyś była największą optymistką, ale stawało się to coraz trudniejsze.
Wszyscy byli w ponurych nastrojach. Gdy szli korytarzami, nigdzie nie widzieli, by ktoś śmiał się, czy żartował.
Nawet dwa lata temu, gdy to wszystko ledwo się zaczęło, a w szkole rządzia się Umbridge, było dużo lepiej. A Już z pewnością codziennej porcji rozrywki dostarczali wtedy bliźniacy Weasley.
Jednakże teraz zapowiadało się strasznie.
Dotarli w końcu do Wielkiej Sali, gdzie z daleka dostrzegli także Neville'a, Taylora, Seamusa, Alice, Natalie, Tilly oraz Lavender i Parvati siedzących przy stole Gryffindoru. Z tego co wiedziała, te dwie ostatnie raczej nie trzymały się z grupą Taylora, ale zapewne wszyscy woleli po prostu trzymać się razem w takiej sytuacji.
Pomachali im, a sami usiedli przy stole Puchonów.
W Wielkiej Sali nie było Snape'a, ani Amycusa, jednak przy stole nauczycielskim siedziała Alecto, świdrująca wzrokiem wszystkich wchodzących. Najprawdopodobniej miała pilnować, by nikt nic nie knuł w miejscu, w którym wszyscy się spotykają rano.
Oprócz niej, z grona nauczycielskiego znajdowali się także opiekunowie domów, z czego Ślizgonami miał najwyraźniej zajmować się Slughorn. To w sumie miało sens, w końcu Snape został dyrektorem, a więc ktoś zajął to stanowisko.
Profesor Sprout podeszła do nich i rozdała im plany zajęć.
- Uważajcie na siebie. Jeśli by coś się stało, zapraszam do mojego gabinetu - powiedziała cicho kobieta, podając im pergaminy.
Przyjaciele pokiwali głową, Pomona martwiła się o swoich wychowanków i chciała im pomóc.
Szkoda tylko, że to nie było takie proste.
Pierwszą lekcją były zaklęcia, co przyjęli z ulgą. Przynajmniej nie musieli od razu stawiać czoła Carrowom.
Byli w grupie ze wszystki domami - z powodu braku mugolaków było dużo mniej uczniów, nawet nie licząc tych, którzy nie chodzili już rok temu, gdyż nie zdali Sumów lub zrezygnowali z zajęć.
- Usiądziemy razem? - Magan zwróciła się cicho do Neville'a, gdy wchodzili do sali. Ten zaskoczony pokiwał głową.
Uznała, że będzie to idealna okazja do komunikacji z kimś spoza swojego domu. Poza tym chciała, żeby Susan usiadła z Seamusem i pogadała z nim. Oczywiście, to nie była pora na zabawy w swaty, jednakże widać było, że przyda się im trochę pogadać.
I tak też się stało - Susan zajęła miejsce koło Finnigana. Natomiast Ernie i Hannah znaleźli się w jednej ławce.
- Jak sytuacja? - spytała cicho, kiedy już usiedli.
Neville westchnął, po czym odparł:
- Ciężko. I dziwnie tak w naszym dormitorium bez Harry'ego, Rona i Deana.
- Właściwie to co się stało z Ronem? - zapytała Megan. W końcu jego siostra była w szkole, a on się nie zjawił.
- Podobno jest ciężko chory na groszopryszczkę - powiedział Neville.
- Zastanawiam się czy bardziej mi go szkoda, czy mu zazdroszczę, że nie musi być teraz w Hogwarcie - rzekła dziewczyna. Oczywiście, była to straszna choroba, jednakże przynajmniej był w domu. Chociaż i tak nie był tam bezpieczny, jak zresztą nikt.
- Dzień dobry, proszę o uwagę, zaczynamy lekcję - powiedział Flitwick, a wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
- Zdaję sobie sprawę, że mamy dosyć niecodzienne okoliczności. Jednakże i tak muszę przygotować was do Owutemów. Także w tym roku zaczniemy od nauki o zaklęciu Enervate. Ma ono za zadanie leczyć i regenrować. Cofa także skutki Drętwoty - rzekł nauczyciel, a cała klasa słuchała go uważnie.
Cóż, to zaklęcie z pewnością było przydatne, szczególnie teraz, gdy wszyscy znajdowali się w stanie wojny.
Jednakże najmniej wyczekiwaną lekcją tego dnia było mugoloznawstwo - przedmiot prowadzony przez Alecto Carrow. Chociaż zajęcia te były ostatnie, to jednak wszyscy bali się, co może się na nich wydarzyć.
Śmierciożerczyni mierzyła ich wnikliwym spojrzeniem, gdy wchodzili do sali. Gdy wszyscy usiedli, zapanowała wręcz grobowa cisza.
Kobieta stała z wyciągniętą różdżką, jakby z zamiarem rzucenia zaklęcia na tego, kto pierwszy się poruszy.
- Witajcie. Chciałabym na początku zaznaczyć, że nie toleruję nieposłuszeństwa. Ten, kto będzie nieposłuszny, otrzyma surową karę - powiedziała donośnie, a wszyscy wiedzieli, że nie ograniczy się do zabrania punktów.
Następnie zaczęła przechadzać się przed nimi i prowadzić wykład.
- Jesteście tu, by dowiedzieć się, kim tak naprawdę są mugole - powiedziała Alecto wzgardliwie.
- To właśnie przez nich prawdziwi czarodzieje musieli zacząć się ukrywać. Są brudni i gorsi od zwierząt. Teraz nastanie nowy ład, dzięki któremu nie będziemy musieli się przed nimi kryć.
To było okropne. Jak można nazywać mugoli "gorszymi od zwierząt" tylko dlatego, że nie miał w sobie magii? Megan naprawdę nie mogła tego pójść.
- Ciekawe, ile mugolskiej krwi płynie w tobie i twoim bracie! - rzekł nagle Neville, a wszyscy popatrzyli na niego z zaskoczeniem.
Chociaż dużo osób o tym myślało i było oburzonych tym, co mówiła Carrow, to on pierwszy się sprzeciwił.
Megan bała się, o to, co go spotka. A zarazem była dumna z niego, że się sprzeciwił.
Zirytowany wzrok śmierciożerczyni spoczął na Neville'u.
- Kim ty jesteś i jak śmiesz mi się sprzeciwiać? - zapytała.
- Jestem Neville Longbottom. I tak, śmiem się sprzeciwiać - rzekł Neville stanowczo, podnosząc się.
- Nie zamierzam słuchać takich rzeczy. Wszyscy jesteśmy równi, niezależnie od tego, kim się urodziliśmy - dodał.
Zamierzał walczyć o to, w co wierzył. Skończyły się czasy, gdy dawał sobą pomiatać.
Teraz czas było zacząć rebelię.
- Crucio!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro