Rozdział trzynasty
Oto drugi rozdział wygrany przez KityxYT w konkursie.
~
- Czyli zaprosiłaś Neville'a na przyjęcie do Slughorna?
Pytanie padło ze strony Susan, gdy Megan opowiedziała jej wydarzenia z poprzedniego dnia. Gdy przyszła wieczorem, rudowłosa już spała, więc trzeba było poczekać do rana z rozmową.
- Tak, bo go lubię - rzekła Jones, zawiązując swój krawat, podczas gdy jej przyjaciółka wiązała swoje włosy w kucyk.
- Tylko tyle? - dopytywała Bones, wpatrując się w przyjaciółkę z wyczekiwaniem i kończąc robienie swojej fryzury.
Szatynka westchnęła. Z jednej strony cieszyła się, że Susan trochę się ożywiła na wieść o tym i nie wygląda na aż tak zdołowaną, ale z drugiej strony zastanawiała się, czemu aż tak bardzo jej zależy żeby było coś więcej pomiędzy nią a Longbottomem. Uważała go tylko za przyjaciela i mimo wszystko znali się przecież niecałe dwa miesiące.
- Tak i może w takim razie ty powiedz, jak twoje sprawy z Finniganem - powiedziała do brązowookiej, która automatycznie trochę straciła swoją żywiołowość. Trochę nie spodobała jej się najwyraźniej ta zmiana tematu.
- Stoją w miejscu. Na razie tylko się poznajemy - stwierdziła Susan, wzdychając, na co Jones usiadła obok przyjaciółki na łóżku i ją przytuliła.
- Będzie dobrze, zobaczysz - starała się ją pocieszyć.
- Po prostu się boję, że nie damy rady - rzekła smutno Susan, wtulając się w przyjaciółkę. Szatynka domyśliła się, że ta teraz nie mówi już o Gryfonie, a o wojnie i tym wszystkim, co się teraz działo.
- Dopóki możemy, będziemy się starali dać radę - uznała Jones. Nie zamierzała się tak łatwo poddawać i wierzyła, że kiedyś będzie dobrze. Że kiedyś znowu będą mogli żyć spokojnie i nie będą musieli się martwić o Voldemorta i śmierciożerców. Liczyła, że nastąpi to jak najszybciej.
Puchonki w końcu wyszły z dormitorium, zabierając po drodze z Pokoju Wspólnego swoich przyjaciół. We czwórkę skierowali się do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Jeśli zdecydowałaś się zabrać Neville'a, mimo, że z nami też się przyjaźnisz i to nawet dłużej, to rzeczywiście musi być coś na rzeczy - stwierdził Ernie, kiedy szatynka opowiedziała im całą historię.
- Też tak uważam - dodał Finch-Fletchey, popierając przyjaciela.
- Przepraszam, po prostu jakoś tak wyszło, że chciałam kogoś zaprosić i jeszcze Alice mi to poradziła... - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna, czując się głupio z tym, że nie pomyślała wcześniej o pozostałych przyjaciołach.
- Nie mamy do ciebie pretensji, tylko chcemy zaproszenie na was ślub - odparł jej Macmillian spokojnie.
- Jaki ślub? O czym wy mówicie? - spytała dziewczyna z niedowierzaniem.
- No przecież tylko żartujemy - dodał drugi Puchon, a szatynka westchnęła.
Czy to, że kogoś lubi, musi oznaczać od razu, że się zakochała?
Chociaż mimo wszystko był to lepszy temat niż wojna.
Od jakiegoś czasu w Hogwarcie czuć było przygnębiającą atmosferę na każdym kroku. Po wypadku Katie Bell zakazano wyjść do Hogsmeade, co spowodowało, że jeszcze bardziej można było to odczuć. Nie pomagały też ciągłe doniesienia z Proroka Codziennego o kolejnych zabitych, często spokrewnionych z uczniami tej szkoły. Szatynka miała wrażenie, że z dnia na dzień coraz więcej osób znika, by być ze swoimi rodzinami, a nie z dala od nich.
W końcu udali się na poszukiwanie cieplarni, gdyż pierwszą lekcją tego dnia miało być zielarstwo. Na dworzu panowała duża mgła, przez co były trochę trudności ze znalezieniem pracowni, jednak udało im się zdążyć. Megan miała nawet okazję chwilę pogadać z kuzynką przed lekcją.
- Świetnie, że zaprosiłaś Neville'a - rzekła Alice do niej z zadowoleniem.
- Kolejna w swatkę się bawi? - spytała z niedowierzaniem Puchonka, zastanawiając się ile jeszcze osób tak zareaguje na ten temat.
- Robię to od dawna - stwierdziła Gryfonka.
Megan westchnęła, zastanawiając się czy naprawdę wszyscy muszą ciągle tylko mówić o tym. Z drugiej strony, zawsze to lepszy temat niż gadanie o życiu i śmierci, ale mimo wszystko są cbyba lepsze tematy przecież.
Chwilę potem zaczęła się lekcja, na której jak zwykle pracowała w parze z Longbottomem. Mieli zajmować się wnykopieńkami.
Była to roślina o grubym, sękatym pniu, do której zdecydowanie miały przydać się rękawiczki ochronne. Razem z Gryfonem zajęli się wydobywaniem tej rośliny, co skończyło się na kilku zadrapaniach i tym, że Neville miał zakrwawioną wargę, zarazem trzymając w ręku jakąś obrzydliwą, pulsującą zieloną bulwę wielkości grejpfruta. Działo się tak przez to, że pnącza wydawały się robić wszystko, by nie dało się do nich dostać.
- O nie, trzeba coś z tym zrobić - powiedziała Jones, kiedy zobaczyła co się stało Longbottomowi.
- Dosyć tego, obijacie się, a Neville i Megan mają już pierwszy strączek! - nauczycielka powiedziała to dosyć głośno do Pottera, Weasleya i Granger, którzy najwyraźniej próbowali o czymś pogadać, a ona ich przyłapała. Teraz natomiast wszyscy zwrócili się w stronę Megan i Neville'a, by zobaczyć, że udało im się już coś zrobić.
Neville odłożył strąk do miski, a Jones podała mu chusteczkę, żeby mógł trochę się oczyścić z tej krwi.
- Dziękuję - rzekł jej z lekkim uśmiechem, podczas gdy ona zajęła się wyciskaniem bulwy.
- Dorbiazg. Chociaż nie chciałabym mieć takiej rośliny w swoim domu. Ani w ogrodzie - przyznała dziewczyna.
- Cóż, przyznaję, że rzeczywiście jest dosyć nieprzyjemna - odparł jej Gryfon.
- A teraz usiłuję jakoś rozłupać tą bulwę - westchnęła Puchonka.
- Daj, pomogę ci. Trzeba nakłuć je czymś ostrym - powiedział, po czym zabrał się za rozłupanie strąka. Kiedy mu się to udało, miska była pełna maleńkich fasolek wijących się jak bladozielone robaczki.
- Naprawdę masz talent do zielarstwa - pochwaliła go z uznaniem szatynka.
- Dziękuję - Neville ucieszył się z komplementu. Jeszcze nie tak dawno jakiekolwiek pochwały skierowane w jego stronę były rzadkością, ale w zeszłym roku sporo się zmieniło. Już nabrał trochę pewności siebie i starał się być mniej niezdarny. W końcu nawet ruszył razem z Potterem na ratunek osoby, której sam przecież praktycznie nie znał - ale zrobił to dla przyjaciela.
Neville i Megan pilnie pracowali całą lekcję i udało im się rozłupać najwięcej strączków ze wszystkich osób znajdujących się w szklarni. Zdecydowanie było tak dzięki temu, że chłopak interesował się zielarstwem i wiedział co należy zrobić.
Minęły niecałe dwa miesiące odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać, a nie tylko widzieć z daleka, a już czuli, że nawiązała się między nimi jakaś więź.
Lubili ze sobą rozmawiać i spędzać razem czas.
Chociaż ich przyjaciele i rodzina uważali, że z tego będzie coś więcej, oni nie wierzyli w to. Uważali, że to trochę za wcześnie wysuwać takie wnioski.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro