Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#Warren

Warren wstał z łóżka. Spojrzał na zegarek. 14:57. I po co on tak wcześnie wstał?! Przecież jest weekend!

Podszedł do swojej tablicy z postanowieniami. Ostatnio skreślił stamtąd "być przebitym rogami magicznego łosia". Zastanowił się chwilę. Przydałoby się spełnić podpunkt "oswoić wilka", "wkurwić Van i przeżyć", "wstać przed 6 w weekend", albo "oświadczyć się Van".

Ubrał się i zszedł na śniadanie.

- Dzień dobry Warrenie. - Przywitała się z nim Ruth. - Co chcesz zjeść?

- Mogą być lody.

Staruszka spojrzała na niego ze złością.

- Coś ci mówiłam. Żadnych lodów na śniadanie.

- Nooooo weź!

- Nie. - Oznajmiła kobieta stanowczo.

- No dobrze. To chcę jajecznicę. Ale z tych świeżutkich jajek.

Babcia Sorenson spojrzała na niego podejrzliwie ale poszła na dwór do kurnika po jajka.

Warren podszedł do zamrażalnika i wyją lody waniliowe. Skoro nie chcą mu dać, sam se weźmie. Wyją z lodówki sos do taco i polał nim swoje śniadanie. Jeszcze trochę ciastek, kotlet z wczorajszego obiadu, ogórek kiszony, papryczka chili w proszku i dżem ananasowy.
Gotowe!

Usiadł przy stole i zaczął jeść. Dobre! Ale następnym razem musi dodać jeszcze... Groszek.

Już prawie zjadł, gdy Ruth wróciła z dworu.

- Warren! Miałeś nie jeść tych lodów! - Zabrała mu pudełko z lodami i spojrzała do środka. - A zresztą i tak nikt nie zje tej twojej mieszanki. - Oddała mu śniadanie.

Warren jadł w milczeniu, delektując się tym pysznym daniem. Już wie co zje na obiad! Lassanie z syropem klonowym!

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - Spytała go staruszka.

- Tak. Idę szukać wilki do oswojenia, potem jadę do miasta po... - chciał powiedzieć "pierścionek zaręczynowy", ale po co ma rodzinie spojlerować, co zamierza zrobić. - Po syrop klonowy.

- Po co ci syrop klonowy?

- Do lassani na obiad. - Wyjaśnił, wstając od stołu. Wrzucił łyżkę do zlewu, a pudełko schował do lodówki.

- Nie wyrzucaj pudełka! - Zawołał, wychodząc z kuchni. - Będę w nim lassanię piec.

***

Warren szedł ścieżką przez las. Co to za rezerwat bez wilków? Jakieś musiały być. Wiedział gdzie mieszkają trolle, demony, ogry i inne stwory, a wilków nie kojarzył.

W plecaku miał kiełbasę- będzie potrzebna do oswajania. Miał też smycz, obrożę, i kanapki.

Hmmmm... Gdzie są wilki?!

Coś zaczęło mu świtać. Zszedł ze ścieżki i zaczął się kierować w głąb lasu.

Doszedł do polany. Położył na jej środku 3 kiełbasy, a potem wlazł na drzewo.

Nie musiał czekać długo. Na polane wyszło jakieś włochate coś.

To chyba był szczeniaczek wilka. To dobrze, będzie łatwiej oswoić.

Zszedł z drzewa. Wilczek spojrzał na niego.

Dał do siebie podejść. Warren wyjął kolejną kiełbasę z plecaka i nakarmił zwierzątko.

Wilczek zjadł i podszedł do niego nieśmiało.

Mężczyzna wyciągną rękę. Wilk powąchał ją i polizał.

Spróbował pogłaskać wilczka. Najpierw się wystraszył (wilk, nie Warren), ale potem nawet położył się na plecach, dając pomiziać się po brzuchu.

- Jesteś dziewczynką! - Zastanowił się chwilę. - Chcesz być wilczkiem zaręczynowy?

***

Wrócił do domu z jego wilczką na smyczy. Kendra siedząca na tarasie, wybałuszyła oczy.

- Udało ci się? - Wykrzyknęła zdziwiona.

- Tak! To moja własna wilczka!

- Wilczka?

- To dziewczynka. - Wyjaśnił. Zastanowił się chwilę po czym poprosił: - Nie mów o tym Nessie.

- Czemu?

- Bo to wilczek zaręczynowy.

***

Przyprowadził Vanessę nad staw z najadami. Kazał chwilę jej poczekać i wyszedł za żywopłot. Trzymał coś za plecami.

Uklękną przed nią. Wyją wilczkę zza pleców. Miała ogromną różową kokardę zawiązaną na szyi.

- Uczynisz mnie najszczęśliwszym Warrenem na świecie i wyjdziesz za mnie? - Spytał.

Kobieta wpatrywała się w niego przez chwilę. Potem uśmiechnęła się szeroko.

- Tak! - Wykrzyknęła.

Warren odczepił od obroży wilczki pierścionek zaręczynowy i wsuną jej na palec. Potem wstał i przytulił ją do siebie, zgniatając wilczkę między nimi.

- Udusisz psa! - Zauważył bliks.

- Nie psa, tylko wilka. A tak dokładnie to wilczkę.

- Że dziewczynkę? - Mężczyzna kiwną głową. - A ma już jakieś imię?

- Nie. Chciałam żebyś to ty ją nazwała.

Kobieta zastanowiła się chwilę.

- Nadzieja.-Postanowiła. - Będzie nazywać się Nadzieja.

No więc, opisałam wam jeden z zupełnie normlanych dni Warrena. (Tak swoją drogą, gościu odhaczył dwa punkty naraz) Króciutki one-shocik, o naszym ulubionym poszukiwaczu przygód. (Apropo pysznych dań Warrena- polecam kanapki z mozzarellą i musztardą) ~Vikimelka

Kocham ten rozdział. ~ Viki, kom z korekty

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro