Sen
Sorry za level dziwności rozdziału, ale pisałam to na podstawie mojego snu (nie wiem co jest ze mną nie tak, że śnią mi się takie rzeczy)
*Seth*
Powoli otworzyłem oczy, po czym zamknąłem je i znowu otworzyłem. Moje pole widzenia nie zmieniło się, ponieważ nadal nie widziałem nic poza wielką ciemnością. Może... Może oślepłem?
Skupiłem się na ostatnich wydarzeniach. W pewnym momencie miałem dziurę w wspomnieniach i nie wiedziałem, co mogło doprowadzić do takiego stanu rzeczy.
Postanowiłem sprawdzić, czy inne zmysły działają jak trzeba. Siedziałem po jakąś ścianą. Była ona gładka, tak samo jak podłoga.
W pomieszczeniu nie było ani zimno, ani gorąco.
Powietrze było suche i nieruchome, ale nie było duszno.
Panowała zupełna cisza, żadnych odgłosów z oddali, kapania wody czy brzęczenia owada. Jedyne co słyszałem to swój oddech i szelest moich ubrań.
Został jeszcze zmysł smaku, ale stwierdziłem, że nie najlepszym pomysłem byłoby lizanie czegokolwiek.
Nie byłem głodny, zmęczony ani obolały. Jedyne co mi doskwierało to lekkie pragnienie no i oczywiście brak oczu.
Powoli wstałem. Podpierając się o ścianę ruszyłem do przodu. Po jakiś dwóch krokach natrafiłem na kąt pomieszczenia. Licząc kroki obszedłem je całe.
Nie było ono jakoś bardzo duże, zaledwie sześć na sześć kroków. Co ciekawe, nie napotkałem na swojej drodze żadnych mebli ani nawet drzwi czy okien. Ściana przez cały czas była tak samo gładka.
Stanąłem na palcach wyciągając rękę w górę. Nie wyczułem sufitu, więc pomieszczenie nie było też niskie.
Znowu usiadłem pod ścianą, zastanawiając się co teraz ze sobą zrobić. Bałem się oderwać ręki od ściany, więc nie wiedziałem czy na środku pomieszczenia coś było.
Właśnie zbierałem się na odwagę, aby rozpocząć dalszą penetrację tego dziwnego miejsca, gdy usłyszałem przed sobą szelest.
Przerażony znieruchomiałem. Jako że nie mogłem korzystać z oczu skupiłem się na zmyśle słuchu, ale mimo tego wcześniej niczego nie usłyszałem. A ten szelest był dosłownie przede mną.
Wystawiłem przed siebie rękę, czując jak cały drżę z przerażenia.
Na nic nie napotkałem. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się czy nie zacząłem wariować od tej ciszy, gdy poczułem, że ktoś splata palce z moimi palcami.
Próbowałem wyszarpnąć rękę, ale ten ktoś złapał za moją drugą dłoń, ściskając ją delikatnie.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. - Wyszeptał.
Natychmiast rozpoznałem głos Ronodina. Na wszelki wypadek nie zdradziłem tego jednak.
- K-kim jesteś?
Ronodin przez chwilę milczał.
- Twoim mężem.
W mojej pamięci coś zaświtało, jednak nie było to nic konkretnego, bardziej coś w stylu informacji "lubię taco".
- Mężem? - Powtórzyłem.
- Jeśli nie wierzysz, sprawdź palce. Masz obrączkę.
Puścił moje dłonie, abym mógł sprawdzić. Faktycznie, na serdecznym palcu miałem jakiś pierścionek, ciężko było jednak określić, czy to obrączka, czy nie obrączka.
- Mężem. - Nie do końca docierało do mnie znaczenie tego słowa. To znaczy, że będę musiał gotować obiady? Miałem sukienkę i welon? Była noc poślubna? Jednak "mąż" brzmiało przyjemnie, więc się uśmiechnąłem. - Rozumiem.
Ronodin westchnął, delikatnie kładąc rękę na moim ramieniu.
- To dobrze, że rozumiesz.
- Mogę... Mogę cię dotknąć? - Zapytałem.
- Oczywiście.
Położyłem rękę na jego twarzy. Był przyjemny w dotyku. Powoli przesunąłem dłoń po jego policzku, a następnie zatopiłem ją w jego włosach.
- Mężu?
- Tak?
- Czy ja oślepłem?
- Nie.
- To dlaczego cię nie widzę?
- Bo do tego pomieszczenia nie dociera światło.
- Dlaczego?
- Bo... Bo tak będzie lepiej dla naszego małżeństwa.
- Rozumiem.
Na chwilę zapadła cisza.
- Mężu? - Przerwałem ciszę, bojąc się, że jeśli przestanę słyszeć Ronodina, zniknie on i zostanę sam w tym dziwnym pomieszczeniu. Ścisnąłem jego rękę, aby upewnić się, że cały czas jest przy mnie.
- Tak?
- A czy ty mnie widzisz?
- Tak.
- A... Cieszy cię to?
- To znaczy?
- Czy cieszysz się, że możesz mnie zobaczyć? Czy uśmiechasz się?
Ronodin wydał z siebie jakiś zdławiony dźwięk.
- Tak. Cieszę cię.
- A więc i ja się cieszę.
Znowu cisza, ale przyjemniejsza od tej poprzedniej. Teraz Ronodin był bardziej obecny. Mocno ściskał moje dłonie, delikatnie je gładząc. Podobał mi się jego dotyk.
- Mężu? - Teraz to on przerwał ciszę. Gdy użył tego słowa w jego głosie było słychać wyraźne rozbawienie.
- Tak?
- Dlaczego zwracasz się do mnie w ten sposób.
- Bo jesteś moim mężem. I nie wiem jak inaczej mógłbym o tobie mówić.
- Możesz jak tylko chcesz.
- A więc zostanę przy mężu. Podoba mi się to słowo.
- Rozumiem.
Cisza.
- Mężu...? - Teraz wypowiedziałem to słowo z lekkim wahaniem.
- Tak?
- Czy... My... Mieliśmy noc poślubną? W końcu jesteśmy małżeństwem.
Zaśmiał się.
- Nie. Ale jeśli tylko zechcesz, możemy mieć.
Poczułem jak moje policzki pokrywa rumieniec.
- Mężu? - Zapytał łagodnie Ronodin.
- Tak?
- Czy mogę cię pocałować?
- Oh... Myślę, że tak.
- Jeśli nie chcesz...
- Całuj.
Delikatnie objął mnie, łącząc nasze usta w pocałunku.
- Ronodin. - Stwierdziłem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
- Co?
- Ty jesteś Ronodin. Rozpoznałem cię po głosie. I po bliźnie.
Nie odpowiedział. Odsunął się i puścił moje dłonie.
Spanikowany wychyliłem się do przodu, próbując go dotknąć, ale niczego nie wyczułem.
Natychmiast pożałowałem swojej decyzji. Zacząłem płakać.
Nagle przed sobą zobaczyłem promyk świecy. Wstałem i podszedłem do niego. Świecę trzymał Ronodin, równie przerażony jak i ja.
Niedowierzając, że mogę go zobaczyć, złapałem go za rękę.
- Skoro wiesz... Chyba nie będziesz chciał być moim mężem, prawda?
Uśmiechnąłem się.
- Jesteśmy małżeństwem. Nic nie może nas rozdzielić. Ani światło, ani nic innego.
Odwzajemnił uśmiech.
- To dobrze, bo fajnie jest mieć męża.
Pocałował mnie i to było najwspanialsze co mnie kiedykolwiek spotkało.
Jak to pisałam to miałam takie: bogowie, co ja robię ze swoim życiem XD
W moim śnie było trochę inaczej, bo najpierw Seth obudził się z takim "łot de fak", potem się lizali, potem się ruchali, następnie face reveal i happy end, a potem się obudziłam, zastanawiając się, dlaczego śnią mi się takie rzeczy
A na czacie z psiapsi porównałam ten sen do gejowej wersji mitu o Erosie i Psyche także nom XD
Jak zaczęłam pisać, to myślałam, że wyjdzie z tego jakiś agresiw sus, ale wyszło uroczo, więc jestem zadowolona
Skoro i tak męczyłam słowo 'mąż';
Polski: mąż i żona
Angielski: husband and wife
Ukraiński: чоловік і дружина (czyt. czolowik i drużyna) (ten język czasami brzmi równie zajebiście co czeski XD)
Ale jestem mega dumna z tego rozdziału
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro