Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Schlani w trzy dupy

*Kendra*

- Będziemy musieli ze Stanem wyjechać na jakiś czas. Tajna misja. Wracamy za tydzień. Nie chcemy zastać domu w ruinie gdy wrócimy, więc proszę, bądźcie grzeczni. - Oznajmiła pewnego dnia babcia Sorenson. Zebrała nas w lochu koło beczki do teleportacji i wygłosiła oto tą przemowę. - Do zobaczenia, dzieci.

I po kolei z dziadkiem weszli do beczki. Gdy tylko zniknęli, wyraźnie rozjuszona Vanessa prychnęła.

- Nie jestem dzieckiem. - Syknęła.

- Wiecie co to oznacza?! - Krzykną z entuzjazmem Seth, nie przejmując się uwagą bliksa. - Wolna chata!

- Ale ja jeszcze jestem. - Przypomniał Paprot. - Będę was pilnować bo jestem najstarszy.

- Cicho sztywniaku. - Uciszył go bliks.

- Imprezę czas zacząć! - Warren zaklaskał z entuzjazmem w dłonie. - Ja załatwię alkohol.

***

Tak zwana "Impreza z Okazji Wolnej Chaty" rozpoczęła się, gdy wróciliśmy ze sklepu z chipsami i wszelkim alkoholem.

Szczerze, uważałam że impreza to dobry pomysł, ale alkohol...? No cóż, kategorycznie NIE.

Ale Vanessa to Vanessa. Ona nikogo się nie słucha.

Gdy właśnie chciałam błagać Tanu, żeby się ogarnął i został tym jedynym rozsądnym dorosłym, do drzwi frontowych ktoś zapukał.

Poszłam otworzyć, a pierwsze co zobaczyłam, to srebrne łuski. Potem uniosłam głowę i zobaczyłam, równie srebrny, pysk smoka.

- Raxtus? - Spytałam zaskoczona. - Co ty tu robisz?

- Ze swoich tajnych źródeł informacyjnych dowiedziałem się że macie tu imprezę.

- Jestem twoim tajnym źródłem informacyjnym? - Spytał Paprot zza moich pleców.

- Teraz już nie-tajnym.

- Powiększyć cię?

- Poproszę.

- Nachyl się tu.

Smok pochylił głowę, a jednorożec ominął mnie i podszedł do niego. Przyłożył czoło do jego czoła. Sylwetka Raxtusa zamigała, a po chwili stał w tym samym miejscu w postaci młodego chłopaka, opierając się czołem o czoło Papka. Nie był chłopco-wróżkiem, jak gdy ostatnio widziałam go gdy był w ludzkim awatarze, tylko duży.

Znaczy, heh, wcale nie był duży. Był mojego wzrostu, a ja nie byłam wcale taka wysoka. Do tego on przecież był facetem, więc teoretycznie powinienem być wyższym. Teraz, jednorożce musiał trochę się pochylać aby muc stykać się z chłopakiem czołem.

Smok odskoczył, różowiąc się delikatnie. Zerkną za siebie, zapewne na wściekło-różowe motyle skrzydła na jego plecach.

- Zabije. - Wysyczał, patrząc ze złością na Paprota. - Musiałeś zostawić mi skrzydła? I zmienić ich kolor?

- Och, to zupełnie przez przypadek. - Jednorożec uśmiechnął się niewinnie. Zachichotał, po czym pocałował go w nos. Skrzydła zniknęły. - Naprawiłem.

- Mam wrażenie że jestem nie na bieżąco. - Oznajmiłam.

- Zostaliśmy przyjaciółmi. - Wyjaśnił wyższy.

Albo mi się wydawało, albo smok skrzywił się na to określenie.

- Tak czy siak, to wchodzisz czy nie?

- Wchodzę. - Wróciliśmy do salonu. A impreza w tym czasie zdążyła się rozkręcić. Ktoś puścił muzykę.

Imprezowicze usiedli na podłodze w kółko. Spojrzałam na nich ze zmarszczonymi brwiami.

- Co robicie?

- Gramy w "nigdy przenigdy". Chcecie z nami?

- Jasne. - Dosiedliśmy się.

*Seth*

W tym momencie moja perspektywa przebiła się na wierzch, ponieważ zostałem najdłużej trzeźwy. A może to dlatego, że autorka lubi pisać z perspektywy chłopaka. Albo po prostu nie lubi pisać jako narrator. Nie jestem pewien.

- A o co właściwie chodzi w tej grze? - Spytałem.

- Jedna osoba mówi "Nigdy przenigdy" i dodaje do tego coś, czego nigdy, jak do tej pory, nie zrobił. - Zaczęła wyjaśniać Vanessa. - Osoby, które to zrobiły, piją shota.

- A ja nie jestem za młody na alkohol...? - Spytałem ostrożnie.

- Damy ci coś słabiutkiego. - Obiecał Warren.

Trochę nie podobała mi się wizja pierwszego kaca w wieku czternastu lat*, ale no cóż. Raz kozie śmierć.

- Ja też chcę coś słabszego. - Poprosiła Kendra.

- To zaczynamy!

Zaczął Tanu.

- Nigdy przenigdy nie całowałem się na pierwszej randce.

Vanessa, Paprot i Warren napili się.

- Nigdy przenigdy nie całowałem się z chłopkiem. - Kolej Warrena.

Poczułem jak robi mi się słabo. Cholera.

Uniosłem szklankę do ust.

Kendra zakrztusiła się alkoholem który właśnie piła.

- Seth? - Spytała słabo. - Czy ty jesteś gejem?

- Odwal się. - Mruknąłem.

Van napiła się, co nie było żadnym zaskoczeniem. Jednak gdy napili się też Paprot, Tanu i Raxtus, ucieszyłem że już przełknąłem, bo też bym się zakrztusił.

- Wiesz ile ja mam lat? - Odpowiedział pytaniem Papek na moje zdziwione spojrzenie. - Gdybym lizał się tylko z dziewczynami życie byłoby nudne.

Raxtus mrukną pod nosem coś o tym, że zgada się z jednorożcem, a Tanu po prostu się zarumienił.

- No to teraz ja. - Zastanowiłem się chwilę. - Nigdy przenigdy nie całowałem się z dziewczyną.

Napili się Paprot, Warren i Vanessa.

- Nigdy przenigdy nie zabujałem się w wrogu. - Raxtus uśmiechną się złośliwie do Kendry.

Dziewczyna napiła się, patrząc na smoka ze złością. Paprot i Vanessa także wypili, a ja, postąpiłem w ich ślady.

*Narrator, bo wszyscy już się schlali, nie da rady pisać z ich perspektywy*

Gra postępowała coraz dalej, ale szczerze wątpię, aby gracze cokolwiek z niej pamiętali.

Na wierzch wychodziły coraz dziwniejsze fakty, a po jakimś czasie prawie wszystkie butelki opróżniono.

Parę osób odłączyło się od gry. Tanu, Seth i Raxtus założyli w rogu pokoju coś w stylu sekty gejów. Vanessa i Kendra całowały się na kanapie. Tylko Warren i Paprot siedzieli tam, gdzie rozpoczęli grę i nadal usiłowali grać.

Ale im nie wychodziło.

Warren przytulił się do jednorożca i szlochał w jego ramie.

- To niesprawiedliwe. - Oznajmił. - Wszyscy tutaj są gejami, a tylko ja nie.

W tym samym czasie Zaklinacz Cieni opowiadał sekcie geji o swoim pierwszym pocałunku.

- On mnie zaciągnął za szkołę... - Wybełkotał. - I pocałował!

Tanu zaczął mu gratulować.

Po jakimś czasie, sytuacja rozwijała się jeszcze dziwniej, a alkohol nadal się nie skończył...

Seth usnął w miejscu gdzie wcześniej była sekta gejów. Zwinął się w kłębek na podłodze, wyglądając bardzo słodko.

Kendra z Vanessą gdzieś zniknęły, i jako narrator oczywiście wiem gdzie, i co robią, ale nie podzielę się tą informacją.

Na kanapie spał Warren, a na nim Tanu. Cos czuję, że ich reakcja gdy się obudzą, będzie ciekawa.

W kuchni Paprot i Raxtus całowali się na stole, zrzucając przy okazji ulubiony wazon babci.

A Ronodin... Czekaj, co? Skąd wziął się tu Ronodin?

- Wszedłem przez loch.

Aha.

Podszedł do śpiącego Setha i delikatnie wziął go na ręce. Może mi się wydawało, nie założyłam okularów, ale może uśmiechną się z rozczuleniem, gdy patrzył jak chłopak na jego rękach spokojnie oddycha.

Skierował się z nim na schody. Ominął sypialnię Kendry, z której wydobywały się podejrzane dźwięki, i zaniósł chłopaka do jego pokoju.

Położył go na jego łóżku i przykrył kołdrą.

Następnie podszedł do biurka chłopaka, napisał jakiś krótki liścik, zostawił go na szafce nocnej.

Pocałował chłopaka w czoło, i po cichutko wyszedł. Zszedł na dół z zamiarem cichego wymsknięcia do lochów, kiedy w kuchni coś spadło.

Najeżył się, bojąc wykrycia, jednak po chwili uspokoił oddech i po cichutku zakradł do pomieszczenia, w którym ktoś przed chwilą coś rozwalił.

Odetchną z ulgą, gdy okazało się że to tylko jego nachlany kuzyn i kochanek kuzynka. Całowali się z taką namiętnością, że Ronodinowi zrobiło się niedobrze od samego patrzenia.

Pstrykną palcami, używając swojej magii do uśpienia obojga.

Oboje padli na podłogę, a mroczny jednorożec z uśmiechem równie mrocznym jak jego natura, wyciągną z kieszeni płaszcza który miał na sobie wyciągną srebrną taśmę. Skleił kochanków ze sobą i zadowolony z roboty, którą odwalił, wrócił przez lochy do siebie.

Noc minęła w miarę spokojnie.

Ale, teraz, niestety muszę oddać władzę w ręce Setha, bo już się budzi.

*Seth*

Usiadłem na łóżku, przecierając oczy. Głowa bolała mnie okropnie.

Ostatnie co pamiętałem, to że graliśmy w "Nigdy przenigdy". Jak znalazłem się w łóżku, nie mam pojęcia.

Spojrzałem na szafkę nocną. Leżał tam jakiś liścik. Podniosłem go i przeczytałam.

"Twoja pierwsza impreza, co nie?
Czuję, że do osiemnastki nie tkniesz już alkoholu.
Nie zgadniesz, kto wyświadczył Ci taką wspaniałą przysługę i zaniósł Cię do łóżka. Ja.
Gdybyś obudził się rano po całej nocy przespanej na podłodze, wszystko by cię bolało.
Gdy będziesz schodził na dół, weź aparat. Nie wiadomo, co tam zastaniesz.
Miłego kaca.
~ Twój ulubiony jednorożec
Ps. Jesteś słodki gdy śpisz."

Uśmiechnąłem się delikatnie. On jest kochany.

Zwlokłem się na dół, czując, że powinienem wypić wczoraj dużo mniej.

Widok który zastałem, gdy spojrzałem na kanapę, od razu poprawił mi humor. Zrobiłem zdjęcie i udałem się do kuchni.

W kuchni ledwie powstrzymałem się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Oczywiście, Ronodin nie mógł się powstrzymać, musiał jakoś dokuczyć jakoś swojemu kuzynowi.

Paprot i Raxtus leżeli na podłodze sklejeni srebrną taśmą, wyglądając przy tym jak srebrny naleśnik.

Zastanawiałem się nad oblaniem ich wodą i nagraniem ich reakcji gdy się budzą. Wtedy dostrzegłem szarą mgłę unoszącą nad ich sylwetkami. Oho, ktoś tu używał magii.

Postawiłem priorytet. Najpierw budzimy Warrena i Tanu.

Wzmocniłem magię, upewniając się, że nie obudzą się przez ewentualne krzyki budzonych.

Nalałem widy do szklanki i z włączonym nagrywaniem wszedłem do salonu.

Ronodin rozpoczął pranka, a ja dokończę.

- Wyglądają tak słodko gdy śpią... Ale niestety musimy ich obudzić! - Wylałem zawartość szklanki na mężczyzn.

Pierwszy rozbudził się mistrz eliksirów. Pisnął, i spojrzał na mnie nieprzytomnie. Uniosłem brew z uśmiechem. Rozejrzał się i zerwał z kanapy, robiąc czerwony na twarzy.

Warren po chwili też się podniósł, ledwo kontaktując ze światem.

- Czemu mnie budzisz? - Spytał słabo.

- Chodźcie do kuchni. - Odpowiedziałem z szerokim uśmiechem.

W kuchni cofnąłem magię, aby nasza srebrna dżdżownica na pewno obudziła się od zimnej wody.

Warren wybłagał ode mnie, żeby to on mógł wylać wodę, na co się zgodziłem.

Zająłem dogodne miejsce kamerzysty na stole, i dałem mężczyźnie znak ręką. Opróżnił szklankę, ciesząc się przy tym jak małe dziecko.

Kokon poruszył się troszkę. Potem, gdy Raxtus uświadomił sobie, w jakiej sytuacji się znalazł zaczął się bardziej szarpać. Paprot sykną, bo to on był na dole, i musiało być mu niewygodnie.

- Paprocie, twoja ręka... - Zaczął smok, robiąc się czerwony na twarzy.

- Wiem. - Przerwał mu jednorożec. - Czy możecie nas rozkleić?

- Nie ma nawet takiej opcji.

- Ale...

- Nie! - Odpowiedziałem śpiewnie, uśmiechając się złośliwie. - Ja wiem, że jest wam bardzo wygodnie, bo uwielbiacie swoje towarzystwo!

Raxtus jęknął, i pokręcił się jeszcze chwilę, przez co jednorożec wydał z siebie niezadowolony dźwięk.

- Paprocie... - Zaczął smok, ale drugi mu przerwał.

- Mi też jest niewygodnie.

- Mam pomysł. - Oznajmiłem.

- Już się boję.

Wziąłem poduszkę z kanapy i rzuciłem ją w głowę smokowi. Jęknął cicho i znowu się przekrzywił, na co jednorożec zareagował kolejnym niezadowolonym syknięciem.

Tanu ulitował się nad nimi i podłożył Paprotowi pod głowę poduszkę którą w nich rzuciłem.

- Nie może być wam aż tak niewygodnie, skoro spaliście tak całą noc. - Zauważył Warren.

Raxtus, nadal czerwony, mrukną coś pod nosem, a jednorożec zasrebrzył się w odpowiedzi.

- Możesz powtórzyć głośniej? - Spytałem z niewinnym uśmieszkiem.

- Pierdol się. - Burknął.

- Ach, chcecie się pieprzyć? Trzeba było mówić wcześniej! - Opowiedziałem ze sztucznym entuzjazmem.

- C-co? Nie!

- No to co naprawdę mówiłeś...?

- Że nie jest nam niewygodnie, tylko niezręcznie...

- A czemuż to?

- Bo...

- Cicho! - Przerwał mu zarumieniony Paprot.

- Oboje doskonale wiecie, że jak nie będziecie współpracować, to tylko przedłużycie swoje cierpienie. - Przypomniałem.

- Bo... Jego dłonie są... Na moim tyłku...

Nie mogąc się powstrzymać, wybuchłem śmiechem. Muszę pogratulować Ronodinowi.

- Nie rozumiem, czemu wam to przeszkadza.

Paprot przewrócił oczami.

- Ah no tak, to nic takiego. Warren, złap go z tyłek.

- Co? Nie! - Zaprotestowałem, zeskakując jednocześnie ze stołu na którym jak do tej pory siedziałem. - Grabisz sobie, Paprocie.

- Zły Paprot. - Raxtus pociągnął chłopaka za włosy. Jego ręce najwidoczniej były na jego karku.

- Powinniśmy się wspierać w niedoli, a nie, ty ciągniesz mnie za włosy.

- Ciekawe jakim sposobem skończyliście na podłodze sklejeni taśmą. - Zastanawiał się na głos Tanu.

- Myślę, że jak zadzwonię do swoich tajnych źródeł, to się dowiem. - Wystawiłem rękę do Warrena. - Telefon poproszę. Moim nagrywam.

- Czekaj, czekaj, że co?! - Paprot poruszył się niespokojnie, na co Raxtus zareagował cichym jęknięciem. - Wyłączaj to nagrywanie! Już!

- No dobra. - Najlepsze i tak już się nagrało.

Wybrałem numer Ronodina i dałem go na głośnik.

- Halo?

Halo, kochanie?

- Kochanie? - Spytał Paprot ze śmiechem.

- Jesteś na głośniku.

Och, przepraszam. Jak tam u taśmowego kokonu?

- Wiedziałem, że to twój pomysł. - Zaśmiałem się. - Drogi taśmowy kokonie, jak tam u ciebie?

- Okropnie. - Przyznał Raxtus.

Bardzo się cieszę, o to chodziło.

- Jak to się stało, że zastałeś ich w takim stanie, że mogłeś ich skleić? - Chciałem wiedzieć.

Byli totalnie pijani, jak ich zastałem, całowali...

Słysząc to słowo, smok jęknął.

...się w kuchni. Ja zrobiłem, no wiesz, pstryk, i leżeli. Skleić ich było łatwo.

- Dobra, dzięki. Byliśmy ciekawi. - Przyznałem.

Pa, pa! Do zobaczenia!

- Kto to właściwie był? - Spytał Warren, wyrywając mi telefon. Masz go zapisanego jako... Cztery, o umlałt, ń, u umałt, i ta niemiecka podróbka B, którą czyta się jak s.

Tak, miałem zapisanego Ronodina jako 4öńüß. Wiecie, na klawiaturze telefonu, 4 to r, ö to o, i tak dalej, aż wychodzi Ronuś.

- Nie istotneee... - Zabrałem mu telefon. - I nie chcę być niesprawiedliwy, dlatego wiedzcie, taśmowy kokonie, że nie tylko was obudziłem zimna wodą. I nie tylko wy spaliście na sobie. - Wskazałem kciukiem na mężczyzn stojących koło mnie.

- Oh, cicho.

- Ależ nam było bardzo wygodnie. Prawda? - Spytał Warren, obejmując Tanu od tyłu. Ten tylko się zaczerwienił, ale nic nie odpowiedział.

- Co tu się dzieje? - Wszyscy spojrzeli w kierunku wejścia od kuchni, w którym stała Kendra, opierając się o próg.

- Debatujemy nad taśmowym kokonem. Rozklejać ich, czy nie?

- Nie, nie rozklejajcie ich jeszcze! - Zawołała Vanessa, wyłaniając się zza Wróżkokrewnej.

- Nikt nas tu nie lubi. Wyprowadzamy się. - Postanowił Paprot.

- Wy tu nawet nie mieszkacie. - Przypomniałem.

- A, faktycznie.

Kendra postanowiła że zrobi nam wszystkim jajecznice, co spotkało się z protestem taśmowego kokonu, bo, jak oni niby mają jeść.

- Coś się wymyśli. - Obiecałem. - Albo będziecie głodować.

- No super. - Fuknął Raxtus.

- Bo zaraz was obrócę i to ty będziesz na dole. - Zagroziłem.

Ten pomysł spotkał się ze zgodny "NIE!" obojga.

Wszyscy jedli, a ja delektowałem się niezadowoleniem taśmowego kokonu.

- Bardzo dobrze gotujesz, Kendruś. - Przyznałem.

- Dziękuję.

- Jesteście okropni. - Wyjęczał Paprot, kręcąc się pod warstwą taśmy. - Robicie to specjalnie, prawda?

- Tak.

Jednorożec znowu zaczął się kręcić. Raxtus jęknął i zaczerwienił się.

- Proszę cię. Nie ruszaj się.

- Sorry.

Po chwili znowu się przekręcił.

- Wiem, że ci nie wygodnie, ale proszę, nie ruszaj się. Jak się kręcisz, jest tylko gorzej. - Smok wyglądał na absolutnie niezadowolonego.

- Przepraszam.

Zachichotałem.

- O co ci chodzi? - Warknął na mnie Paprot.

- Jesteście zabawni.

- Jest nam niewygodnie.

- Trzeba było mniej pić.

- No wiesz ty co?! Sam wypiłeś najwięcej! - Obruszył się Raxtus.

- Nie najwięcej. - Zaprzeczył Warren. - Ja wypiłem najwięcej.

- Nie ma co się chwalić. - Skomentowała Kendra. Skrzywiła się i dotknęła swojego czoła. - Chociaż ja nie byłam lepsza.

- Wiecie co? - Paprot przymknął oczy i opuścił głowę na poduszkę. - Skoro wy macie nas gdzieś, to ja idę spać. Głowa mnie boli.

Raxtus chyba nie wiedział jak zareagować na to stwierdzenie. Po chwili jednak też się ułożył, chowając głowę w zagłębieniu szyi jednorożca.

- Dobranoc. - Wymamrotał.

- Są słodziutcy. - Skomentowała szeptem Kendra. Dała nam znak ręką, abyśmy ewakuowali się z kuchni (zostawiając brudne talerze na blacie, umyje się potem).

Wzięła kocyk z kanapy i przykryła nim śpiący taśmowy kokon, na co przewróciłem oczami.

- To co będziemy teraz robić? - Spytał szeptem Tanu, gdy znudziło nam się gapienie na nich, gdy spali.

- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami.

Warren nagle zbladł.

- Kurde.

- Co się stało?

- Gdzie Dale?

Gdy się nad tym zastanowiłem, to w sumie nie widziałem go od dwóch dni.

- O bogowie... Jak mogliśmy o nim zapomnieć?! (Moja wina, przyznaje się że o nim zapomniałam ~Viki)

- Idę go szukać. - Postanowił brat zagubionego, kierując się ku wyjściu z domu.

- Poczekaj, pomogę ci. - Tanu poleciał za nim.

Kendra potarła czoło.

- Głowa mnie boli. Idę spać. - Postanowiła.

- Pójdę w twoje ślady. - Stwierdził bliks.

Ruszyły po schodach. Stwierdziłem, że nie chcę wiedzieć, czy idą spać razem i zwyczajnie położyłem się na kanapie, na wypadek gdyby ekspedycja poszukiwawcza wróciła, albo gdyby taśmowy kokon się obudził.

***

Usiadłem na kanapie, przecierając oczy.

W domu było podejrzanie cicho. Czyli Warren i Tanu jeszcze nie wrócili.

Zajrzałem do kuchni. Paprot też się obudził, i patrzył na mnie z wyrzutem, gdy podchodziłem do lodówki.

- Chcesz parówkę? - Spytałem szeptem, pokazując mu opakowanie które przed chwilą wyjąłem.

- Nie, dzięki. Pogłoduję sobie jeszcze trochę. - Odszeptał mi.

Wzruszyłem ramionami, siadając na blacie.

- Jak chcesz.

Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, kiedy jednorożec się odezwał.

- Jest słodki gdy śpi. - Skomentował cichutko, wskazując na Raxtusa.

Przytaknąłem i z uśmiechem zauważyłem, że policzki Papka są delikatnie posrebrzone, jakby ktoś je posypał brokatem, co jest odpowiednik ludzkiego zaróżowienia się.

Do kuchni wpadł Warren a za nim Tanu, psując tą senną atmosferę.

- Dawaj parówkę. - Wyższy wyjął sobie z opakowania kawałek pseudo mięsa (zawszę będę się upierać, że parówki nie mają nic wspólnego z mięsem ~Viki).

- I jak tam wasze poszukiwania? - Spytałem.

Mistrz eliksirów wzruszył ramionami.

- Okazało się że po prostu pracował. Doił krowę, zrywał dynie czy co tam jeszcze.

Raxtus poruszył się, i jęknął.

- Cosiedzieje...?

- Nic specjalnego. Oni jedzą parówki, a my nadal jesteśmy sklejeni. - Wyjaśnił mu Paprot.

- Aha. Jestem głodny.

- Ja też.

- Możemy wam coś dać, ale żebyście się nie zadławili. - Zaproponował Tanu.

- Nawet nie macie jak usiąść. - Zauważyłem. - A jak staniecie, to zaraz się wywrócicie.

- To może nas rozkleicie...? - Paprot spojrzał na mnie z nadzieją.

- Zastanowię się nad tym.

Chłopak westchnął.

- A co, przeszkadzam ci? - Spytał Raxtus.

- Nie! Tylko że... Yyy... - Zakłopotał się.

- Och, cicho. - Pocałował jednorożca w policzek, na co ten zrobił zaskoczoną minę, nie wiedząc jak zareagować.

Raxtus wyszeptał mu coś, na co Papek zrobił jeszcze bardziej zdezorientowany wyraz twarzy i posrebrzał.

- Co tam sobie szepczecie? - Spytałem z zadziornym uśmiechem.

- Nic.

Wzruszyłem ramionami.

- Nie muszę wiedzieć i nie muszę też was rozklejać.

Smok przewrócił oczami.

- Powiedziałem po prostu, że ja też umiem czytać w myślach.

Postanowiłem nie wnikać.

Do kuchni wbiła Kendra, przecierając oczy.

- O, parówki. - Wyjęła sobie jedną.

- Kendruś, rozkleisz nas? - Spytał ją błagalnym tonem Papek.

- Nie ma opcji.

- No to rozkleimy się sami. - Raxtus pokręcił się chwile, po czym westchnął. - Albo jednak nie.

Wybuchnąłem śmiechem. Paprot obdarzył mnie pytającym spojrzeniem.

- Jesteście komiczni.

- No dzięki. - Smok spojrzał na mnie z wyrzutem. - Nie dość że nasz sklejasz...

- To nie ja was skleiłem. - Wtrąciłem się.

- Nie przerywaj mi. Sklejasz nas, głodzisz i... - Schował głowę w zagłębieniu szyi Paprota, mamrocząc coś.

- I co zrobiłeś? - Jednorożec spojrzał na mnie ze złością. - Przyprawiłeś mojego smoka o depresję.

Pocałował chłopaka w czoło jednocześnie dając mi znak, że jest obrażony.

Po pewnym czasie znudziło mi się obserwowanie taśmowego kokonu, bo postanowił iść spać, a i reszta wyszła z kuchni.

***

*Raxtus*

Gdy Seth wyszedł, ruszyłem się, spoglądając na Paprota. Otworzył oczy i spojrzał na mnie pytająco.

- Twojego? - Zapytałem. Dawałem mu wolny dostęp do moich myśli, więc doskonale wiedział co mam na myśli.

Zasrebrzył się i nie odpowiedział.

- Czemu nie blokujesz swoich myśli? - Wyszeptałem mu do ucha. - Wiesz, że doskonale wiem co pomyślałeś? I co myślałeś wcześniej... (Pisząc to, z niewiadomych powodów dostałam gęsiej skórki. A nawet mi ciepło ~Viki)

- Skoro wiesz, co myślę, po co pytasz? - Spytał. Jego myśli w tym tym momencie brzmiały mniej-więcej "kurde, kurde, kurde".

- Drażnię się z tobą. - Odpowiedziałem mu.

- No właśnie widzę. - Mruknął. Z tłumu niewyraźnych i pogmatwanych myśli wyróżniła się jedna, wyraźna i głośna. "Pocałuj mnie".

Zbliżyłem nasze twarze do siebie. Nasze nosy stykały się, a ja czułem jego oddech na mojej twarzy.

Byliśmy na tyle blisko, że mogłem policzyć jego rzęsy. Jemu najwyraźniej to nie starczało, bo zniwelował odległość.

Nasze usta idealnie do siebie pasowały. Oddechy się mieszały, tworząc z nas taśmową jedność.

Przygryzł moją dolną wargę, prosząc o dostęp do środka. Wpuściłem go, a nasze języki rozpoczęły walkę o dominację.

Gdy zabrakło mi powietrza, oderwałem się od niego, uśmiechając się szeroko.

- To co, rozklejamy się teraz? - Spytałem.

- A jesteś w stanie? - Paprot zmarszczył brwi, patrząc na mnie ze zdziwieniem.

W odpowiedzi wysunąłem jedną rękę z taśmy. Już wcześniej odkryłem, że taśma się poluzowała, ale wolałem czekać aż Seth wyjdzie.

- Aha. Czyli my tu tkwiliśmy, a ty... - Jęknął, a po chwili oczy mu rozbłysły.

Tym razem to ja jęknąłem.

- Zostaw mój tyłek. - Zagryzłem wargę. Zabiję go zaraz.

W odpowiedzi zaśmiał się, unosząc głowę i przysysając się do mojej szyi.

Stęknąłem, gdy odessał się, zostawiając po sobie malinkę. Spojrzałem na niego ze złością, a gdy już miałem się odezwać, uciszył mnie pocałunkiem.

- Dobra, zostaw już. - Czerwony na twarzy odsunąłem się od niego. - Bo ciebie zostawię zaklejonego.

Posłusznie opadł na poduszkę i obserwował co robię, jednak oczy błyszczały mu z rozbawieniem, dekoncentrując mnie.

Wydostałem drugą rękę, po czym usiłowałem jakoś nas rozkleić. Taśma nie chciała puścić.

Westchnąłem, z powrotem kładąc się na Paprocie.

- Nożyczki by się przydały. - Stwierdziłem.

- A gdyby tak udało nam się doczołgać do zlewu... - Paprot wskazał brodą nóż leżący na suszarce koło zlewu.

- A uda nam się? - Spytałem z powątpiewaniem.

- Spróbujmy.

Wspólnymi siłami dowlekliśmy się do noża. Zmęczony opadłem na jednorożca.

- Nie wiedziałem, że czołganie się może być takie wyczerpujące. - Oznajmiłem.

- Ja też nie.

Po chwili na złapanie oddechu, dosięgłem noża i rozciąłem taśmę, uważając żeby nie rozciąć przy okazji i nas.

Wykleiłem się do końca, wstałem i rozciągnąłem.

- Pomożesz mi wstać, czy...

Podałem jednorożcowi rękę, pomagając mu wstać. Wspólnymi silami poodklejaliśmy od siebie resztki taśmy.

Gdy skończyliśmy, spojrzałem na niego. Czułem się dość dziwnie. Parę godzin przylegaliśmy do siebie bez możliwości ruszenia się, potem się pocałowaliśmy, a teraz stoimy tak obok siebie, w milczeniu mierząc się wzrokiem.

Otworzyłem usta a po chwili z powrotem ją zamknąłem. Nie miałem pojęcia co powiedzieć.

Paprot przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Poznałem jego myśli, a on poznał moje.

Nie musiałem nic mówić.

*Seth*

Wbiłem do kuchni. Widząc że taśmowy kokon się uwolnił, ale postanowił się przytulać, stwierdziłem że nie będę im przeszkadzać.

Wycofałem się po cichu, nie mogąc się powstrzymać przed szerokim uśmiechem.

***

- Twój prank był genialny. - Oznajmiłem Ronodinowi, opadając na kanapę obok niego i przytulając się.

- Dziękuję. - Mroczny jednorożec zmierzył mi włosy, uśmiechając się z czułością.

- Mówiłem ci już, że uroczo się rumienisz? - Spytałem go.

- Oh, cicho.

*Postarzyłam Setha do czternastki, żeby nie było, że jest totalnie za młody na upicie. Teraz jest tylko trochę za młodym

Lubię ten rozdział. Nie dość że jest dłuższy niż zwykle, to można powiedzieć że ulepszyłam jakość pocałunków.

(3555 słów)

(A w medii mój obrazek)

~Viki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro