Ruth x Ronodin
(Pov Kendra)
- Seth, wstawaj! - Zaczęłam krzyczeć, potrząsając bratem.
- Co się stało?
- Pożar!
Seth zerwał się z łóżka, i stanął koło mnie.
Pożar najwidoczniej brał się z dołu. Podpalił drzwi. Nie mieli jak uciec.
- Skaczemy przez okno? - Spytałam spanikowana.
- Chyba trzeba. Kiedy skok jest jedyną opcją... - Zaklinacz cieni podszedł do parapetu.
- To się skacze...
- I to tak, żeby wyszło. - Chłopak wyskoczył. Poszłam za jego przykładem. Zakręciło mi się w głowie od bólu spowodowanego upadkiem. Poczułam jak ktoś podnosi mnie i przenosi w jakieś inne miejsce.
- Co się dzieje? - Spytałam słabo.
- Spokojnie. Jesteś bezpieczna... - To Paprot ją niósł.
- Na razie. Nie widomo co ci psychopaci odwalą. - Tym razem usłyszała Warrena.
Paprot położył jej dłoń na czole. Trochę uleczył ją swoją magią.
- Co się dzieje? - Powtórzyłam pytanie.
- Nic jej nie będzie, mało niebezpieczne złamanie nogi.
- A Seth? - To był (chyba) dziadek.
- Z nim trochę lepiej. Jest hardkorem. Ale zemdlał.
- Wszyscy zdrowi? - Spytałam, czując że mdleję z bólu.
- Nie. - Dziadek chyba był zły. - Twoja babcia jest chora psychicznie. To ona podpaliła dom.
Mój mózg nie wytrzymał natłoku wrażeń i bólu spowodowanego nogą. Zemdlałam.
(Pov Paprot)
Ta kobieta naprawdę oszalała. Podpaliła dom, w który była jej rodzina, śpiąca i bezbronna. Kendra złamała przez nią nogę.
Nagle pojawiło się dwoje ludzi. Jeden był moim kuzynem. I jeszcze kobieta.
- Ruth?! - Zawołał Stan.
- Zgadza się. Uciekam z moim misiaczkiem. - Wskazała Ronodina. - Miło było poznać, obyś my się nigdy nie spotkali. Pa! (Tak mówię sis gdy coś od mnie chce: "Miło było poznać, obyś my się nigdy nie spotkali. Pa!" ~Autorka)
I oboje zniknęli.
Koniec.
Dobra, przyznaję się, skopiowałam pomysła. Nie chciało mi się wymyślać czegoś oryginalnego. (Kto napisał coś takiego, bo nie pamiętam?) ~Melka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro