Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powieść o kocie i jednorożcu 2

(Pov Kendra)

Rozpłynęliśmy się w cieniu i po chwili całą czwórką staliśmy w mieszkaniu Ronka.

- Jak?!

- Widzisz, drogi kuzynie, niektórzy są lepsi w magii, a niektórzy... gorsi.

- Herbatki? - Spytałam, podchodząc do szafki na kubki.

- Ja proszę. - Mój brat rozglądał się po kuchnio-salonie. - Ładnie tu masz.

- Dziękuję.

- Czy wy wszyscy powariowaliście?! - Wybuchnął Paprot.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Co się stało?

- Eee, no nie wiem... Na przykład porwaliście nas z Twierdzy i przeteleportowaliście nas do tej groty!

- Groty?! - Spytał oburzony Ronodin. - Wiesz ile ja tu urządzałem?!

- Usiądź sobie. - Zaproponowałam. - Zaparzę ci zioła na uspokojenie.

Srebrnowłosy obdarzył nas wściekłym spojrzeniem i usiadł na kanapie, krzyżując ręce na piersi.

Postawiłam kubki z herbatą na stoliku, i usiadłam koło mrocznego jednorożca, który objął mnie ramieniem.

- Prosimy o wyjaśnienia. - Powiedział Seth, sięgając po napój. - Jak wy w ogóle...?

- Powiedziałam wam, że nic nie pamiętam z wtedy, gdy byłam kotem. - Opowiedziałam wszystkie swoje kocie przygody.

- Ale dlaczego chodzisz z nim? - Spytał z odrazą w głosie Paprot. - On jest zły.

Ronodin skrzywił się.

- Nie lubię tego słowa. Tak samo jak dobry.

- Czemu? (Pewnie dlatego, że ja go nie lubię xD ~Autorka)

- Nic nie jest całkowicie dobre, albo złe. Wszystko ma swoje drugie dno. Nawet gdy ktoś wydaje się zły, w głębi serca może być dobry, i na odwrót. Czytałeś Harrego Pottera?

- Tak...

- Taki Snape, na przykład. Niby zły, a jednak dobry.

- Podwójny agent. - Zauważył Seth.

- Tak, można tak to ująć. Zepsuty z niespełnionej miłości. Ale zrobi wszystko by tą miłość udowodnić!

Paprot przewrócił oczami.

- Pierdolisz jak Afrodyta. - Stwierdził.

Ronodin westchnął.

- Podsumowywując, nie jestem zły.

- A ja go kocham. - Powiedziałam z przekonaniem.

- Dziękuję za wykład. Ale możesz teleportować mnie z powrotem do twierdzy? - Spytał oschle jasny jednorożec.

- Jasne. - Ciemny jednorożec pstrykną palcami, i jego kuzyn zniknął.

- Gdzie go wysłałeś? - Spytałam, widząc złośliwy uśmiech na jego twarzy.

- Trzynaście kilometrów od Twierdzy. Na czubek wysokiej i stromej góry. Koło jaskini zamieszkiwanej przez smoka.

Westchnęłam.

- Największego i najgroźniejszego smoka w okolicy?

- Nie no, nie uprawiam kuzynobójstwa. Kojarzysz Raxtusa?

- Yhym. - Przytaknęłam.

- To właśnie do niego.

- A ja? - Spytał zaklinacz cieni. - Co ze mną?

- Możesz zostać na noc. - Zaproponowałam. - Rano wrócisz do Twierdzy.

- Ok. - Chłopak rozejrzał się po pomieszczeniu. - Da radę tu zamówić Maczka?

***
(Pov Paprot)

Pociemniało mi przed oczami, i nagle zamiast w mieszkaniu Ronodina, stałem w wejściu jakiejś jaskini. W oddali widziałem zarys Twierdzy.

- Zbiję go. - Mruknąłem.

Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że dźwięk który słyszałem za swoimi plecami, ucichł. Powoli się obróciłem.

Dwoje niebieskich oczu wpatrywało się prosto we mnie.

- Eee... Hej?

- Paprot? Co ty tu robisz?

- Raxtus? - Odetchnąłem z ulgą.

- Tak mam na imię. Co ty tu...?

- Mój kuzyn mnie tu teleportował. Dasz radę przenieść mnie do Twierdzy?

- Nie w nocy. Proponuję żebyś przenocował pod moim skrzydłem.

- Dziękuję. - Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. - A właśnie! Bo pytałem mamy o ten twój rozmiar w ludzkim awatarze... I mógłbym sprawić, że byłbyś rozmiarów normalnego człowieka...

- Serio?! Jak?

- Zmień się w człowieka. - Poprosiłem.

Błysnęło i chłopak podleciał do mnie w swojej ludzko-wróżkowej formie.

Cmoknąłem go w czoło.

Błysnęło i nagle był normalnych, ludzkich rozmiarach.

- WoW. - Spojrzał na swoje dłonie, a potem popatrzył na mnie z wdzięcznością. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Pocałował mnie. Zaskoczony, nie zareagowałem.

Speszony smok cofnął się i zarumienił.

- Sorrki. - Bąknął.

- Och. - Wbiłem wzrok w podłogę, czując, że robię się srebrny.

- Przepraszam. - Powtórzył, zmieniając się z powrotem w smoka. Położył się na ziemi i uniósł jedno skrzydło.

Podszedłem do niego i usiadłem na ziemi, przytulając się do jego boku.

Przykrył mnie swoim skrzydłem, a ja stwierdziłem, że jest pod nim nawet ciepło.

- Nie musisz mnie przepraszam. - Powiedziałem. - To ja przepraszam. Zaskoczyłeś mnie i...

Chłopak zmienił się w człowieka. Spojrzał na mnie smutno.

- Prze... - Położyłem mu palec na ustach. Zarumienił się jeszcze bardziej.

Przyciągnąłem go do siebie i zamknąłem w uścisku.

Odsunąłem go trochę do siebie, tak abym widział jego twarz. Chłopak był cały czerwony i wpatrywał się we mnie niepewnie.

Wpiłem się w jego usta. Odwzajemnił pocałunek, opierając dłonie na mojej klatce piersiowej.

Oderwałem się od niego, gdy zabrakło mi powietrza.

- Najfajniejszy dzień w moim życiu. - Westchnął chłopak z uśmiechem.

Zaśmiałem się, cmokając go w czoło.

***

(Pov Seth)

Siedziałem na kanapie, pstrykając pilotem i przeskakując między kanałami. Kendra i Ronodin poszli przed chwilą spać.

Znudzony wyłączyłem telewizor, i wrzuciłem do ust ostatnia frytkę.

Spojrzałem na drzwi od mieszkania. Dokąd one prowadza? I co się stanie, gdy to sprawdzę?

Wstałem i podszedłem do drzwi, kładąc dłoń na klamce. Zamknięte.

Skupiłem się chwilę i zamek kliknął. Wyszedłem na korytarz, rozglądając się.

Głucho wszędzie, ciemno wszędzie, nikogo nie widać. Mogłem iść w prawo albo w lewo.

Stwierdziłem, że zastosuję się do zasady przemieszczenia po labiryncie; cały czas prawo albo prosto.

Pochodnie były umieszczone co jakiś czas, więc nie musiałem nawet trzymać się blisko ściany.

Szedłem już prawie 10 minut, i nie spotkałem ani jednego okna. Co dziwniejsze, nie spotkałem też żadnych drzwi.

W końcu, ujrzałem jakiś blask. Ale nie taki jak od pochodni. W korytarzu znajdywało się coś, co świeciło na upiorną zieleń.

Podszedłem do tego czegoś bardzo ostrożnie. Były to świecące na zielono drzwi, wyrzeźbione w liście i roślinki.

- Co ty tu robisz? - Usłyszałem za sobą.

Polsat!
Mam nadzieję, że się podoba. ~Vikimelka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro