Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Polypodium vulgare

Szli przez las, dokładnie się rozglądając. Tanu wysłał ich na poszukiwania jakiegoś magicznego krzaka.

-To ten!-Krzykną Warren, wskazując na jakąś kępkę trawy.

-Nie, to nie ten!-Vanessa już powoli traciła nerwy. Jej chłopak co 5 minut wskazywał na losową roślinkę i krzyczał że znaleźli.

-Pamięta ktoś w ogóle, jak ta roślina się nazywała?-Upewniła się Kendra.

-Poly... E... Polycośtam.-Seth zmarszczył brwi.-Polypo... A nie wiem!

-Polypodium vulgare-Poprawił go Paprot. (Nie żeby coś, ale Polypodium vulgare to po łacinie Paproć zwyczajna, wzięłam wpisałam w google pierwszą roślinę jaką wpadła mi do głowy i sprawdziłam jak jest po łacinie, żeby brzmiało oficjalniej. ~Autorka)

Szli przez chwilę w milczeniu, gdy nagle zaklinacz cieni usiadł na ziemi.

-Idźcie bez mnie. Nie chce mi się szukać jakiejś Polypy.

-Seth, proszę cię, nie marudź.-Eve wyciągnęła do niego rękę i pomogła mu wstać. Ruszyli dalej, trzymając się za ręce.

-I już wiemy, co zrobić, gdy chcemy zmotywować Setha do czegokolwiek.-Szepną jednorożec do Kendry.

Dziewczyna zachichotała.

-No wiesz, magia miłości czy coś w tym stylu.

Warren stanął, dokładnie przypatrując się otoczeni.

-Co znowu?-Warkną na niego bliks.

-To on!

-Jaki znowu on?! Szukamy jakiegoś krzaka rozumiesz?! A nie...-Vanessa już chciała zrobić opierdziel jej chłopakowi gdy nagle zamilkła i zaczęła wpatrywać się w to samo miejsce co on.

-O co chodzi?-Reszta podeszła bliżej nich.

Krzaki zaszeleściły i wszyscy zobaczyli, o co chodziło Wrrenowi.

-Rondonin!-Warknął Paprot i wyjął swój drugi trzeci róg, który natychmiast zmienił się w perłowy miecz.-Czego chcesz?!

-Uspokój się kuzynie, nic od ciebie nie chce.-Mroczny jednorożec podchodził do nich powoli. W ręce nie miał żadnej broni.

-To czego chcesz?!-Spytała Kedra, wychodząc na przód i równając się z dobrym jednorożcem.

-Ciebie!-Złapał ją za ramie i pociągną ku sobie. W jego dłoni nagle znalazł się nóż, który przyłożył do szyi dziewczyny.-Ani kroku, bo przez przypadek ręka mi drgnie...-Przesunął nóż trochę bliżej, nacinając skórę wróżkokrewnej.

-Puść ją.-Paprot uniósł lekko miecz.

-Opuść ten miecz.

-Nie.

Rondonin zaśmiał się.

-Opuść ten miecz, mówię. Inaczej dziewczyna zginie.

Kendra spojrzała na chłopaka błagalnie. W oczach miała łzy. Nie chciała umierać.

Jednorożec, cały czas wpatrując się wściekle w swojego kuzyna, opuścił miecz czubkiem do dołu.

-Bardzo dobrze. A teraz oddaj mi wszystkie swoje rogi.

-Paprot, nie!-Krzyknęła wróżkokrewna.

-Cicho bądź.-Uciszył ją Rondonin.

Paprot wyją swoje rogi i położył je na ziemi. Mroczny jednorożec uśmiechną się szeroko.

-Oddalcie się parę metrów.

-A co z Kendrą?!

-Cierpliwości.

Odeszli kawałek. Rondonin puścił dziewczynę która upadła na ziemię. Podszedł do rogów Paprota i odwalił jakieś mroczne rytuały.

Kendra przyglądała się temu z przerażeniem. Perłowe rogi zaczęły robić się czarne. Z Paprotem też działo się coś niedobrego.

Włosy chłopaka zrobiły się czarne. Oczy czerwone. Zaskoczony chłopak spojrzał na swoje dłonie.

-J-ja... Czuje się silniejszy...

-Co? Nie tak miało być!-Mroczny jednorożec spojrzał nerwowo na swojego kuzyna.

Paprot pstrykną palcami, a jego kuzyn zmienił się w czarną chmurę dymu. Natychmiast podbiegli do Kedry. Chłopak wziął ją na ręce, a ta mocno go przytuliła.

-Jesteś... Jesteś mroczny...-Zauważyła.

-Tak. Ale nadal po waszej stronie.-Znów pstrykną. Jego rogi podleciały do niego.-Nic ci nie jest?

-Chyba nie...

-Trzeba cię opatrzyć.

Ruszyli z powrotem do domu. Wszyscy szli w milczeniu, zatopieni we własnych myślach, analizując to co przed chwilą się wydarzyło.

-Posłuchaj...-Zaczęła Kendra.

-Tak?-Zaniepokojony jednorożec spojrzał na nią.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

-Dziękuję że mnie uratowałeś.-Cmoknęła go w usta.

Nagle błysnęło jasne światło, a Paprot odzyskał z powrotem swój srebrny kolor włosów.

-Odmroczniłaś mnie!

Dotkną jej rany na szyi. Natychmiast się zagoiła.

-Magia miłości czy coś w tym stylu.-Stwierdziła szeptem Eve.

Eee... No. Zamówione przez Maggie_Sorenson. Może nie do końca tak miało być, ale tak jest. Mam nadzieję że się podoba. ~Vikimelka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro