Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy mieszkaniec lochów

*Kendra*

- Widzę, że już się tu zadomowiłeś. - Stwierdziłam, zaglądając przez klapkę w drzwiach od celi. Ronodin rozciągną się na pryczy i podziwiał sufit (chociaż nie wiem, co on takiego na nim zobaczył oprócz grzyba i pleśni). Teraz spojrzał na mnie i uniósł brwi.

- Nie spodziewałem się odwiedzin. - Wstał i podszedł do mnie, przyglądając mi się uważnie. - Nadszedł czas mojej egzekucji?

Przewróciłam oczami.

- Nikogo nie zabijamy. - Schyliłam się i przez klapkę niżej, przeznaczoną do karmienia więźniów, wsunęłam jedzenie. - Przyniosłam ci obiad.

- Uuu, luksusik. - Podniósł z podłogi talerz i przyjrzał się zawartości talerza. - Ziemniaczki, kotlecik... Czy to jest nasączone trucizną?

- Powtarzam po raz drugi: Nikogo nie zabijamy. To resztki z obiadu. Karmią tutaj okropnie, więc postanowiłam się tobą "zaopiekować". - Zaopatrzyłam w cudzysłów ostatnie słowo. Bez przesady, nie opiekuję się nim tak na serio.

- Dziękuję za opiekę. - Usiadł z powrotem na pryczy, jedząc tak bardzo kulturalnie, jak to tylko możliwe, gdy nie dostałeś widelca. - Mam pytanko.

- Słucham.

- Czemu umieścili mnie tutaj? - Spytał. - Nie że przeszkadza mi twoja opieka, ale jestem ciekawy.

- Paprot stwierdził, że tak będzie bezpieczniej. - Wzruszyłam ramionami. - To on jest tysiąc-coś letnim jednorożcem, nie ja, więc jego się pytaj.

- Kto jak kto, ale on to zna się na lochach i więzieniach. Poznał je bardzo dogłębnie. Od środka nawet.

Zachichotałam.

- A ja muszę go ratować.

Chłopak wciągał w siebie kotleta, a ja w milczeniu czekałam, aby zabrać mu talerz gdy skończy.

- Jesteście razem?

- Kto? Ja i Paprot? - Zarumieniłam się. - Nieeee...

- Ale chciałabyś.

Kiwnęłam głową.

- Chciałabym.

- Mam ochotę strzelić go, i spytać czy jest głupi, czy tępy. On jest chyba ślepy! Nie widzi, co do niego czujesz?! - Wzburzył się. - Znając jego, to doskonale o wszystkim wie, tylko się waha! Przecież co pomyśli jego matka?! A jeśli zrujnuje sobie status Pana Idealnego?! - Pokręcił głową. - Ja bym się nie wahał, gdy chodzi o kogoś takiego jak ty.

Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Strasznie się zdenerwował, a ja nie wiedziałam czy uznać to za słodkie, czy zaproponować mu meliskę.

- Dziękuję, że tak się martwisz o moją przyszłość romantyczną, ale poradzę sobie. I... Mam dla ciebie coś jeszcze. - Wsunęłam przez szparę kocyk. - Tu jest strasznie zimno.

Oddał mi talerz, po czym rozłożył kocyk. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Ciepły i puchaty kocyk. Bardzo ci dziękuję. Ale czy naprawdę, musiał to być różowy kocyk?

Wzruszyłam ramionami, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.

- Przez jego kolor nikt go nie chciał, więc nikt nie miał nic przeciwko żeby ci go przyniosła.

Owiną się kocem, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.

- Wyglądasz słodziutko w różowym, naprawdę.

Pufną i usiadł na pryczy, przez co wyglądał jak słodka, naburmuszona, różowa istotka.

- Nie obrażaj się, no. Podejdź tu do mnie.

Dowlókł się do drzwi, zamiatając podłogę kocem, i robiąc obrażoną minkę.

Wsunęłam rękę przez klapkę i uniosłam mu brodę, aby na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Wyglądasz cudownie, nie musisz się obrażać. Do jutra. - Cofnęłam rękę i zamknęłam klapkę.

Odchodząc korytarzem poczułam, że może on nie jest wcale taki zły. Gdy nie próbuje nas zabić, jest nawet fajny.

*Ronodin*

Wpatrywałem się z uśmiechem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widniały piękne, brązowe, oczy Kendry.

Nie idzie jej z Paprotem... A to szansa dla mnie.

Nom, Ronendra zamówiona przez Dragons_Princess21. Jak chcecie jakąś kontynuacje, czy coś, to piszcie.

(Tak spodobała mi się wizja Ronka w różowym kocyku, że go narysowałam XD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro