Inne chipsy
Pamiętacie rozdział "Podasz chipsy"? To jest jego druga wersja. Alternatywna.
Napisałam to jako pierwsze, ale uznałam że rozdział jest nad zbyt agrestywny (nie podniecaj się Ozyrys5, nie będzie scen erotycznych) więc zrobiłam drugą wersję, tą którą mieliście okazje już przeczytać.
Ozyrys5 poprosił mnie, abym wrzuciła pierwszą wersję, a więc jest.
A, i no właśnie, rozdział zaczyna się dokładnie tak samo.
(W media mój okropny obrazek [po środku Warren, po bokach Seth i Papek])
*Seth*
Wydarzyła się tragedia.
Skończyły mi się chipsy.
Więc musiałem udać się do Żabki.
Wsiadłem na rower, bo do najbliższej Żabki nie było wcale tak daleko, i wyruszyłem, licząc w myślach że pieniędzy spokojnie wystarczy mi na trzy opakowania i butelkę coli.
Gdy dojechałem, zostawiłem rower na zewnątrz, i wszedłem do sklepu. Skierowałem się od razu do alejki z chipsami, szukając mojego ulubionego smaku. Jak na złość, paprykowe były na najwyższej półce, a więc poza zasięgiem moich rąk. Nie mogę się doczekać aż urosnę.
- Przepraszam, poda mi pan... - Zacząłem, chcąc się zwrócić do mężczyzny obok, i prawie się wywróciłem, gdy dostrzegłem kto to. Obok mnie stał Ronodin w wyciągniętej czarnej koszulce, japonkach i różowych skarpetach, ze zmęczonym wyrazem twarzy. - Ronodin? Co ty tu...?
- Wyobraź sobie, że jednorożce, te mroczne również, muszą coś jeść. - Wyjaśnił ze znudzeniem. - Przyszedłem po zupki chińskie.
- Ah. Podasz mi chipsy paprykowe, proszę? - Zapytałem.
Uśmiechną się złośliwie i podał mi chipsy.
- Trzeba jeszcze urosnąć. - Stwierdził.
- Och, zamknij się. - Zaczerwieniłem się. - Każdy się z tego nabija! A to nie moja wina!
Wpatrywał się we mnie, a ja poczułem się niezręcznie.
- Dobra dawaj. - Wstawiłem rękę po chipsy, a on podniósł je nad głowę, uśmiechając się niewinnie.
- Musisz poprosić.
- Nie ma takiej opcji.
- No to musisz jeść inne chipsy. - Wzruszył ramionami.
Spojrzałem na niego ze złością.
- Proszę.
- No bardzo ładnie. - Dał mi opakowanie, uśmiechając się z samozadowoleniem.
Prychnąłem coś pod nosem i poszedłem po cole. Po zapłaceniu za zakupy upchnąłem wszystko w plecaku, obserwując kontem oka Ronodina.
Wyszedł ze sklepu. Postanowiłem go śledzić. Może ma gdzieś tutaj tajną bazę? Bo w sumie, czemu nie. Ładna okolica, blisko sklepu...
Zaszliśmy do pobliskiego lasu, gdy jednorożec zatrzymał się i spytał:
- I po co za mną leziesz?
Postanowiłem na razie się nie ujawniać.
- Seth, ja do ciebie mówię. Chodź tu do mnie.
Posłusznie wylazłem z krzaków. Spojrzał na mnie ze znudzeniem.
- Skradasz się z dyskretnością słonia. Do tego masz różowo-fioletowo-czerwony plecak. Ukradłeś go Kendrze, czy jak?
- Vanessie.
Nagle złapał mnie za rękę, czego kompletnie się nie spodziewałem. Pociemniało mi przed oczami, a po chwili stałem w jakimś ciasnym pomieszczeniu wielkości windy.
Stoję sobie, prowadzę z nim konwersację o plecakach, a on mnie porywa. Bezczelność.
Ronodin sprawdził coś w jednej kieszeni, drugiej, i kolejnej po czym powtórzył czynność. Z każdym razem mina mu rzedła.
- Cholera. - Odezwał się po chwili. - Zgubiłem klucze.
- Ale czekaj, czekaj. Klucze do czego? I po co w ogóle MNIE tu zaciągnąłeś.
- Odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, klucze do mieszkania. A co drugiego to... Nie wiem. Impuls? - Pod koniec swojej wypowiedzi zmieszał się i skrzywił.
- Super. A więc impulsywnie mnie porwałeś. A co z tymi kluczami...?
- No... Utknęliśmy tutaj na godzinę. OBOJE.
Gapiłem się na niego jak na głupiego.
- Dlaczego?
- Muszę między teleportacją a teleportacją robić godzinną przerwę.
Zgasło świtało. Ronodin z powrotem je zapalił.
- A i zapomniałem, co dwie minuty będzie nam gasło światło.
Zamknąłem oczy.
- Czyli, musimy siedzieć tu przez godzinę, z gasnącym światłem. Suuuuuper. A może wyjaśnisz mi jeszcze, gdzie jesteśmy?
- W takim przedsionku mojego mieszkania. Nie da się dostać bezpośrednio do niego, najpierw trzeba do przedsionka. Żeby nikt niechciany mi nie przeszkadzał.
- Aha. - Usiadłem na podłodze, ściągając plecak i opierając się plecami o ścianę. - Chipsa?
- Nie, dzięki. - Jednorożec usiadł koło mnie. Spojrzałem na niego podejrzliwie i odsunąłem się trochę, na co westchnął i opuścił głowę.
A światło znowu zgasło.
Westchnąłem.
- Nie chce mi się wstawać i go zapalać. Za dwie minuty i tak zgaśnie.
Przytaknął mi niemrawym "yhym".
- Masz coś jeszcze do jedzenia? - Spytałem, gdy skończyłem paczkę chipsów.
- Zupki chińskie. Surowe. I paczkę gum balonowych.
- No to będę oszczędzał. - Odsunąłem od siebie plecak, żeby nawet mnie nie kusiło.
Siedzieliśmy sobie tak, w ciszy i ciemności. Czułem się trochę niezręcznie. Nawet nie widziałem Ronodina. Mógł właśnie robić głupie miny albo pokazać mi środkowy palec, a ja bym nie zauważył.
Słyszałem za to jak oddycha. Czułem jego obecność, to że jest zaraz obok mnie.
Potarłem ramiona.
- Zimno tu masz. - Stwierdziłem.
- Wiem. Mogę cię przytulić. - Zaproponował nieśmiało chłopak.
Zapaliłem światło i spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
- Co?
- No, bo skoro ci zimno, to... - Rozłożył ramiona. Przyjrzałem mu się. Wyglądał na zmęczonego i smutnego.
Światło znów zgasło.
- No okej. - Zgodziłem się powoli. - Ale to tylko dlatego, że jest zimno. - Dodałem szybko, moszcząc się w jego ramionach.
Zachichotał cicho.
- No co?
- Nic, nic.
Po chwili poczułem się senny. Oparłem się na nim pewniej i zamknąłem oczy.
*Ronodin*
Oddech chłopaka wyrównał się i uspokoił. Przekonany że śpi, pocałowałem go delikatnie w czoło.
Osunął się ode mnie i zapalił światło, pod wpływem którego zmrużyłem oczy.
- Czy ty mnie właśnie pocałowałeś? - Spytał niepewnym, drżącym głosem.
- Możliwe. - Odpowiedziałem równie niepewnie, rumieniąc się i unikając jego wzroku.
Otworzył i zamknął usta.
- Dlaczego? - Spytał. - Jeśli powiesz, że przez impuls, to cię uduszę. - Dodał.
- Dobrze wiedzieć. - Wziąłem głęboki oddech. - Może dlatego, że od dawna chciałem to zrobić. - Wyszeptałem.
Światło zgasło.
- Ty... Chciałeś... Mnie pocałować? - Chyba był oszołomiony tym co powiedziałem.
- Zgadza się. - Potwierdziłem cichutko.
- Ja... Och... - Usnął się po ścianie, siadając koło mnie. Oparł głowę na moim ramieniu. - Nie wiem jak zareagować.
Po chwili ciszy odezwałem się, starannie dobierając każde słowo.
- Możemy się umówić... Obiecać sobie... Że to co tu się wydarzyło... Albo dopiero wydarzy... Nie wyjdzie poza te mury.
- Zgoda. - Odpowiedział drżącym głosem.
Uśmiechnąłem się delikatnie, obracając się do niego.
- No to chodź tu do mnie. - Przytuliłem go, a on ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi.
- Boję się. - Wyszeptał po chwili ciszy.
- Czego?
- Tego.
Pocałował mnie. Przez parę sekund nie miałem pojęcia jak zareagować, ale zaraz potem odwzajemniłem pocałunek.
Po chwili odessał się ode mnie i przytulił do mojej klatki piersiowej.
***
- Seth. - Szepnąłem. - Obudź się. Godzina minęła.
Mruknął coś niewyraźnie, ale potem usiadł ziewając.
- Szkoda. Dobrze mi się spało.
Zachichotałem i wstałem, zapalając światło. Chłopak nadal siedział na podłodze, włosy miał w nieładzie i gapił się na mnie tępo.
Podałem mu rękę i pomogłem wstać.
*Seth*
- To do zobaczenia. - Uśmiechnął się, przyciągając mnie do pocałunku.
Po chwili stałem w lesie, koło tych krzaków gdzie się teleportowaliśmy. Ronodin zniknął. Za to koło mnie leżał rower i plecak z chipsami.
Przysiadłem na ziemi, próbując ogarnąć to, co się właściwie stało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro