Halloween
*Seth*
Halloween. Upiorne święto, pełne śmierci, duchów, słodyczy i wyrzeźbionych dyń. Znane też pod nazwą dnia wszystkich świętych.
Jednak, jak powtarzała Vanessa, a ja się z nią w 100% zgadzałem, po co się śmutać? Dzisiaj trochę poświętujemy, poprzebierany się i najemy słodkości, a jutro pojedziemy na nagrobki.
Impreza była organizowana w domu naszych dziadków, w Baśnioborze. Zgodzili się, pod warunkiem że zastaną dom w jednym kawałku.
Z Nessą siedzieliśmy w salonie, kończąc ostatnie przygotowania i czekając aż reszta się zejdzie, co nie zajęło im wcale tak długo.
- Hej, zobaczcie! - Zawołał nas Tanu, zaglądając do salonu. Miał na sobie czarna szatę z Hogwartu, a pod szyją zawiązany czarno - żółty krawat domu Hufflepuff'u.
Podążyliśmy z bliksem za nim. Dumnym gestem wskazał na schody, po których schodził naburmuszony Warren i równie niezadowolony jego brat. Byli ubrani we sweter... Jeden sweter, dla obydwu i chyba niespecjalnie im się to podobało.
- Tanu, to ty ich do tego namówiłeś?! - Zapytałem z niedowierzaniem.
- Z małą pomocą Nessy.
- Jak?!
- Wiesz, mam wiele talentów. - Odparł tajemniczo.
Warren zeskanował wzrokiem przebranie bliksa. Postanowiła się ona przebrać za piratkę, tak więc miała włosy związane bandaną i miała nawet przepaskę na oko.
- Moja piękna dziewczyna. - Powiedział z uśmiechem Warren, przyciągając ją do pocałunku.
- Bleee. - Skomentował Dale odwracając wzrok.
Dalszą rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, a pierwsze co zobaczyłem wychyleniu się na dwór to klatka piersiowa pokryta srebrnymi łuskami.
Uniosłem głowę z uśmiechem.
- Raxtus! - Przywitałem się radośnie.
- Cześć Seth. Fajne przebranie. - Pochwalił mój kostium.
- Dzięki. - Ja byłem wampirem. - Nawet mam sztuczne zęby! - Pochwaliłem się, wyciągając z kieszeni plastikowe uzębienie.
Za mną pojawił się Paprot.
- Hej Raxtusie.
Obydwoje przyjrzeliśmy się jego przebraniu.
- Kim, albo czym, jesteś? - Zapytałem.
- Jack'iem Frost'em. - Odpowiedziała za niego moja siostra, która również zeszła już z góry.
- A ty Elsą. - Zauważyłem z kpiną w głosie. - To żeś ze wymyśliła... - Dodałem cicho i z powrotem obróciłem się do smoka. - Nie chce cię rozczarować, ale chyba nie zmieścisz się w drzwiach.
- To nie problem. - Błysnęło, a on unosił się przed nami na swoich wróżkowych skrzydełkach.
Przyjrzałem się jego przebraniu.
- Jesteś... Aniołkiem?
- Tak! - Odpowiedział mi z entuzjazmem.
- Baletnicową spódniczkę mogłeś sobie darować.
- Dlaczego? Wygląda w niej uroczo. - W drzwiach pojawiła się Eve. Była przebrana za wiedźmę, i jak na mój gust wyglądała olśniewająco, więc dosłownie mnie zatkało.
- Wejdźcie. - Zaproponowała Kendra i wycofała się do salonu. Potrzebowałem paru sekund na otrząśnięcie się, po czym podążyłem za nią.
***
Głośna muzyka, migające światło i ludzie tańczący na prowizorycznym parkiecie który uzyskaliśmy przesuwając meble pod ściany. Wzorowa impreza.
W tym tłumie byłem też i ja. Tylko że nie tańczyłem, tylko stałem pod ścianą wyjadając żelki-pająki i próbując odnaleźć wzrokiem Eve. Półmrok nie pomagał.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Przestraszony podskoczyłem, i błyskawicznie się odwróciłem. Zadowolona z mojej reakcji dziewczyna, której przed chwilą szukałem, zachichotała i dała znak abym poszedł za nią do kuchni.
- Ty jest ciszej. - Wyjaśniła, opierając się plecami o blat.
- Tam ledwo da się rozmawiać. - Przytaknąłem jej. - Trzeba krzyczeć.
- Fajne przebranie.
- Dziękuję. Twoje też.
Przez chwilę staliśmy w ciszy, no może nie ciszy bo nadal było słychać muzykę, ale nic nie mówiliśmy.
- Nawet mam plastikowe zęby. - Pokazałem jej, po czym włożyłem je sobie do buzi. - Fajne? - Trochę sepleniłem, bo ciężko mówiło się z tym plastikiem w buzi.
- Tak. - Odpowiedziała. - Daj mi je na chwilę. - Poprosiła.
- Po co? - Zapytałem, ale posłusznie oddałem zęby.
- Bo by mi przeszkadzały.
- Co - Przerwała moje pytanie, uciszając mnie pocałunkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro