Szafiry i Złoto
Dziś w jego zamku płacze deszcz, którego nikt nie słucha... Rzewny głos śpiewaka odbijał się od ścian sali tronowej. Zgromadzeni słuchali z większą lub mniejszą uwagą, przyzwyczajeni do Deszczy Castamere. Po latach pieśń przestała budzić emocje. Świat zmienił się zbyt bardzo, żeby rozpamiętywać los panów na Castamere, którzy rozgniewali złote lwy zbyt bardzo. Król jak zawsze nie okazywał niczego. Siedział na swoim krześle na kołach i nieprzeniknionym wzrokiem patrzył na zebranych. Uparli się, żeby świętować jego trzydziesty czwarty Dzień Imienia. Raz czy dwa nawet się uśmiechnął, przyjmując życzenia. Namiestnik siedział sztywno na swoim miejscu, co jakiś czas wznosząc oczy ku niebu.
Oczywistym było, że nie lubił tej pieśni. Po zabójstwie Daenerys Targaryen i bitwie o Królewską Przystań często ją śpiewano, bo mimo zniszczeń smocza królowa przyniosła koniec rządów Lannisterów. Dawniej „Deszcze Castamere" opiewały sukces jego rodziny, teraz przypominano nią jej upadek. Tyrion stracił wtedy brata, a Królowa zginęła pogrzebana w podziemiach i nie było nikogo, kto by nad nią zapłakał.
Jocelyn oparła się o barierkę galerii i objęła się ramionami. Nigdy nie lubiła tej pieśni. Sprawiała, że czuła się nieswojo. Złowrogie tony przypominały słuchającym, że czasem nie potrzeba wiele, żeby stracić wszystko. Bran popatrzył na nią i przewrócił oczami. Obchody niezmiernie go nudziły, a był to wyczyn, skoro niemal nic nie odczuwał. Przez ostatnie lata nauczył się sprawiać wrażenie, że zostało w nim coś z tamtego chłopaka. Ludzie czuli się swobodniej, gdy nie dawał im odczuć, że tak naprawdę nie interesują go ich życzenia i zapewnienia lojalności. Uśmiechnęła się delikatnie w odpowiedzi i ponownie spojrzała na śpiewaków. Teraz występowali inni, przedstawiając „Pieśń o Długiej Nocy".
I nawet Królobójca do walki stanął, honor swój chcąc ratować na rycerza lady Brienne pasował.... Kilka osób wzniosło kielichy w stronę ser Brienne. Matka spuściła wzrok, ale uśmiechnęła się pod nosem. Jocelyn była z niej taka dumna! Dowódca Straży Królewskiej, największy zaszczyt dostępny rycerzowi. W niczym nie ustępowała otaczającym ją mężczyznom. Walczyła, planowała, brała udział w posiedzeniach Małej Rady. Miała nawet bękarcią córkę. Nic dziwnego, że Brienne z Tarthu traktowano bardziej jak mężczyznę, niż jak kobietę.
Jocelyn Storm... Lady Jo, jak zdrobniale nazywali ją ser Podrick i lord Tyrion. Była wysoka i dobrze zbudowana, miała intensywnie niebieskie oczy i duży nos. Jednak na tym podobieństwa do matki się kończyły. Jej włosy miały kolor złota, a ruchy były wiele zgrabniejsze, niż u Brienne. Znała się na muzyce i sztuce, pięknie tańczyła i umiała haftować, chociaż nienawidziła tego z całego serca. Po matce odziedziczyła jeszcze umiejętność władania mieczem i w wieku siedemnastu lat mogła mierzyć się z wieloma zaprawionymi w bojach.
Wysoko, w komnatach po królach, co odeszli, Jenny tańczyła wśród zjaw ... To była jej ulubiona pieśń. Melodia jej dzieciństwa. Jedno z pierwszych wspomnień. Ser Podrick często ją śpiewał, gdy budziła się z płaczem. Teraz stał obok króla i uśmiechał się w zamyśleniu. Jocelyn była mu wdzięczna za te lata. Matka dopiero niedawno zaczęła okazywać jej cieplejsze uczucia, a Jo nie potrafiła jej winić za chłodne zachowanie we wcześniejszych latach. Jak mogła dziwić się porzuconej kobiecie? O ojcu wiedziała tyle, że był rycerzem i poległ w Królewskiej Przystani podczas ataku Daenerys. Tyrion stwierdził, że to wszystko, co powinna wiedzieć. Matka wszelkie pytania skwitowała krótkim „Był człowiekiem honoru", co trochę kłóciło się z wizją człowieka, który zostawił kobietę spodziewającą się dziecka. Ser Podrick poprosił tylko, żeby nie pytała.
- Brienne mogłaby mieć do mnie żal, gdybym ci powiedział – mówił ze smutkiem. Któregoś razu jednak dodał: - Jesteś do niego podobna. I walczysz w podobny sposób.
Król powiedział jej wprost, że Brienne nie chce, żeby mówiono o ojcu dziewczyny. I przeprosił ją za to, co bardzo ją zaskoczyło. Gdy była mała, a on nie był zajęty, opowiadał jej historie z zamierzchłej przeszłości. Zdarzało się, że wdrapywała się na jego kolana i zasypiała tam, ukołysana jego spokojnym głosem. Brienne zawsze potem mówiła, że tak nie można, ale Król nie miał nic przeciwko.
- Bran miał... Miałem kiedyś brata. Miał na imię Rickon i uwielbiał opowieści. Nie zdążył mu opowiedzieć wszystkich... - Król często zmieniał perspektywę. Bywało, że zapominał się i mówił o Brandonie Starku jak o kimś, kogo w prawdzie zna, ale nic poza tym.
Właściwie nie mogła narzekać na swój los. Była dziewczynką uwielbianą na dworze i mimo szeptów i plotek nikt nie powiedział jej złego słowa. Przecież to nie pierwszy bękart, jakiego widziała Królewska Przystań i nie pierwsze nieślubne dziecko członka Gwardii Królewskiej. Dzieci Królobójcy zasiadały na tronie!
Od dziecka podróżowała z matką po Westeros. Była nawet na Murem i w Winterfell, a kilka lat wcześniej odwiedziła też Pentos. Brienne nie była najczulszą z matek, ale obowiązek był dla niej świętością, więc mała Jo wyrosła na pannę o nienagannych (zazwyczaj) manierach i starannym wykształceniu. Na swój sposób Brienne kochała córkę, a gdy ta zaczęła przejawiać talent do walki mieczem, osobiście ją szkoliła
- Lady Jo – usłyszała nad uchem. Aemon stanął obok niej. Rozczochrany i z kilkudniowym zarostem, ale nareszcie był przy niej.
- Zdążyłeś!
- Gnałem od Muru, jakby Inni mnie gonili. Trident wezbrał i musiałem czekać na barkę. Ale oto jestem – objął ją w pasie i pocałował krótko. - Grali już "Jenny ze Starych Kamieni"?
- Właśnie skończyli, ale nie martw się, będą ją grać jeszcze wiele razy.
- Aemon Snow – Brienne stanęła obok, obrzucając chłopaka uważnym spojrzeniem. Dziwnym trafem zawsze pojawiała się obok w najmniej odpowiednim momencie. Odsunął się na przyzwoitą odległość. – Urosłeś.
- Odkąd widziałaś mnie dwa lata temu, ser, z pewnością – uśmiechnął się i skłonił lekko. – Wybaczcie, chcę złożyć królowi życzenia.
Aemon Snow miał włosy jak ogień i nosił się na modłę Wolnych Ludzi. Wiadomość o tym, że Jon Snow złamał przysięgę nikogo nie zdziwiła. Nikt nie uczynił najmniejszego gestu, żeby go powstrzymać, gdy osiedlił się na Pięści Pierwszych Ludzi i założył tam gród. Otwarcie mówiono o nim jako o Królu Za Murem. Gdy żenił się z Zashą, córką Tormunda, z Królewskiej Przystani wyleciał kruk z życzeniami, a w nadaniu imion jego pierwszym dzieciom brała udział sama Królowa Północy. Aemon nie był jego następcą, bo Wolni Ludzie sami wybierali sobie przywódców. Mimo to większość uważała Ygritte za kolejną Królową Za Murem. Wyprzedziła brata o kilka chwil w drodze na świat i we wszystkim przypominała swoich przodków ze strony matki. Była wyższa od niego o głowę, podobnie jak on miała ogniście rude włosy, a co najważniejsze, miała Północ we krwi. Aemon wolał Południe i słońce, słodkie owoce Wysogrodu i wino z Dorne. Wolał Jocelyn Storm. Na Pięści Pierwszych Ludzi pozostała jeszcze czwórka rodzeństwa, które mogło przejąć władzę w grodzie, gdyby nie wybrano Ygritte. Piętnastoletnia Lyanna, dwa lata młodszy Ned i kolejne bliźnięta, Rhaenys i Jeor .
Połączyło ich młodzieńcze uczucie, gdy spotkali się w Winterfell podczas świętowania rocznicy pokonania Nocnego Króla. Przez ostatnie trzy lata często się widywali, a Jocelyn była nawet za Murem, ale chłód Północy sprawił, że szybko wróciła do domu. Aemon przyjechał razem z nią i pozostał w Królewskiej Przystani przez blisko rok. Wtedy poprosił ją o rękę, mając zgodę Jona. Z Brienne było gorzej. Oficjalnie nie odmówiła, ale terminu ślubu nadal nie ustalono i nie było tajemnicą, że dziedziczka Tarthu wolałaby na zięcia Jona Tarly'ego lub Robina Arryna.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? –Brienne po raz kolejny postanowiła stoczyć batalię o zamążpójście córki
- Tak.
- Nie ma nazwiska.
- Podobnie jak ja. – Toczyły tę rozmowę już tyle razy, że Jocelyn odpowiadała automatycznie. Matka obrała taktykę, w której do znudzenia powtarzała te same argumenty licząc, że do córki w końcu coś dotrze. Jak dotąd – bez skutku. Upór Tarthów znów dawał o sobie znać.
- Ty będziesz Jocelyn Tarth, Król ci to obiecał i tak się stanie. A Aemon...
- Aemon też pochodzi z możnego rodu, matko – Jocelyn spojrzała na nią wyzywająco.
- Ludzie wierzą, że Targaryenowie należą do przeszłości. I niech tak zostanie.
- Może przyjąć nasze nazwisko.
- Mężczyzna miałby przyjmować nazwisko żony?
- Kobieta miałaby zostać rycerzem? – odparowała, wiedząc już, że trafiła w czuły punkt. – Świat się zmienił. Poza tym, już się zgodziłam. Jon Snow też.
- Ale JA się nie zgodziłam, Jocelyn.
- Nie zrobisz mi tego – wycedziła. – Akurat ty powinnaś rozumieć, jak to jest bardzo czegoś chcieć. A ja chcę tylko być z Aemonem.
- Jesteś młoda i masz prawo do lekkomyślności, ale musisz zrozumieć, że...
- Ojciec by się zgodził! – powiedziała, zanim zdążyła się zastanowić, co mówi. Spodziewała się zobaczyć złość lub urazę, ale w oczach matki zobaczyła tylko zdziwienie i zorientowała się, że przypadkiem odkryła kolejną cząstkę prawdy o ojcu. Zgodziłby się.
- Porozmawiamy o tym jeszcze – powiedziała Brienne i oddaliła się.
I kimże jesteś, zapytał dumy lord...
- Na bogów, znowu?! Ile razy można słuchać o zagładzie? Gdy wjeżdżałem do miasta, śpiewali to w jednej z gospód – Aemon wrócił do nich i wyszczerzył zęby. Brienne zatrzymała się na chwilę, a potem westchnęła ciężko i ruszyła w stronę Króla– Szkoda mi lorda Tyriona. Najchętniej zabiłby tego śpiewaka.
- Chętnie bym mu pomogła – mruknęła Jocelyn.
- Co się stało, Jo?
- Matka znów zaczyna.
- Nadal nie chce mnie na zięcia? – roześmiał się. Jocelyn czasem zazdrościła mu niefrasobliwości. Odziedziczył to po dziadku, Tormundzie. Trzeba było czegoś więcej, niż Brienne z Tarthu, żeby wyprowadzić go z równowagi. – Niech ich wszystkich licho. Znajdziemy septona i weźmiemy ślub. Albo jedźmy na Północ. Wypowiemy przysięgi pod czardrzewem i po problemie.
- Nie chcę tak – uśmiechnęła się i wzięła go za rękę. – Chciałabym wyjść za ciebie w otoczeniu rodziny.
- Ciotka Sansa urządzi nam ślub w Winterfell. I tak wszyscy spotkamy się za tam za pół roku. Nawet dziadek chce przyjechać.
- Twój ojciec też?
- Nie – Aemon skrzywił się nieznacznie. – Obiecał, że już nie wróci na Południe.
- Miałam na myśli Winterfell, nie Królewską Przystań.
- Dla nas Winterfell to już Południe – przypomniał jej i ponownie objął w pasie, przyciągając ją bliżej. – Tęskniłem za tobą, Jo.
- Ja za tobą też – wzięła go za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. – Chodźmy. Chcę całować się z tobą i nie czuć na plecach spojrzenia matki.
- Cokolwiek pani rozkaże – zaśmiał się i ruszył za nią.
Zaszyli się w nieoświetlonej części ogrodu, w której nadal można było znaleźć kawałki cegieł po Bitwie o Królewską Przystań. Usiedli na trawie, uważając żeby ostre fragmenty ich nie zraniły. Jocelyn ułożyła głowę na kolanach Aemona, patrząc na korony drzew rysujące się na tle gwiazd.
-Bogowie, kocham Południe – westchnął Aemon.
- To bardzo ogólne. Którą część Południa?
- Tę o włosach jak złoto i oczach jak szafiry.
- Romantyk! – parsknęła śmiechem i podniosła się, żeby mógł ją pocałować. Mogłaby spędzić tu wieczność. Było tak idealnie i spokojnie, że tylko atak smoka mógłby zniszczyć dla niej ten wieczór.
- Rozmawiałem z dziadkiem– powiedział po chwili.
- I? Kazał mnie pozdrowić?
- To też. Rozmawialiśmy o twoim ojcu.
- Co? Dlaczego?
- Powiedziałem mu, że żenię się z córką Brienne z Tarthu. Wypomniałem mu jego zauroczenie twoją matką i wyraziłem nadzieję, że nie jest twoim ojcem, a on powiedział mi coś tak niedorzecznego, że... - urwał i przeczesał włosy ręką. – Niech to Inni wezmą!
- Co ci powiedział? Aemonie, proszę cię!
- Powiedział, że miała romans z Królobójcą.
- Kto?
- Twoja matka. Po Bitwie Lodu i Ognia podobno poszedł do jej komnaty. Znasz mojego dziadka. Kiedy koloryzuje, to koloryzuje, ale w ważnych sprawach zawsze mówi prawdę. A skoro przyznał się do tego, że przegrał z innym mężczyzną...
Jocelyn poczuła, że świat wiruje jej przed oczami. Odetchnęła głęboko i pomyślała o Branie. Wiedział . Oczywiście, że wiedział. Przez te wszystkie lata, gdy jako mała dziewczynka wspinała się na jego kolana i pytała, na co patrzy, gdy jego oczy zasnuwała biel. Wiedział, że jest dzieckiem człowieka, który odebrał mu nogi.
- Zobaczymy się jutro – powiedziała, zrywając się na równe nogi. Aemon nie miał szans jej dogonić.
- Jocelyn! Zaczekaj! – przebiegł kilka kroków, ale zatrzymał się, gdy stracił ją z oczu. Był zły na siebie. Mógł zaczekać do rana i nie niszczyć jej tego wieczoru. Jeśli poszła do Brienne, już był martwy.
Ze złością kopnął kamień i ruszył w stronę miasta. Spędzi resztę nocy w jakiejś gospodzie. Wolał nie spotkać teraz Tyriona lub, co gorsza, Brana, który w momencie przejrzałby go na wylot. Lepiej zejść im wszystkim z oczu.
* * *
Brienne znalazła ją rano w wieży, siedzącą przy stole. Księga Braci była otwarta, a Jocelyn w zamyśleniu wodziła palcami po karcie. Miała rozpuszczone włosy i czerwony szal narzucony na ramiona. W porannym słońcu oświetlającym ją od tyłu przez chwilę przywodziła na myśl Cersei. Złudzenie rozwiało się, gdy tylko podniosła głowę i spojrzała na matkę niebieskimi, nie zielonymi oczami.
- Co tu robisz, Jo? Dlaczego nie śpisz? Pokłóciłaś się z Aemonem?
- Czy kiedykolwiek zamierzałaś mi powiedzieć, kim był? – zapytała Jocelyn, obracając księgę w jej stronę. Herb Lannisterów pysznił się w górnej części karty i Brienne już wiedziała, że sekret, który skrywała od ponad osiemnastu lat właśnie wyszedł na jaw.
- Kto ci powiedział?
- Z pewnością nie ty – Jocelyn oparła policzek na ręce i spojrzała na matkę spod uniesionych brwi.
- To był Tyrion?
- O, czyli on też wie? Co do Króla nie miałam wątpliwości, w końcu wystarczy mu chwila, żeby dowiedzieć się wszystkiego, czego chce. I ser Podrick, prawda? Zawsze bardzo się bał, że powie za wiele, że cokolwiek powie. A zawinił Tormund!
- Tormund?
- Wygadał się Aemonowi, że po Bitwie Lodu i Ognia spędziłaś noc z Lannisterem. Kilka tygodni później złożyłaś śluby. To musiał być on... Ten... Ten wiarołomca, Królobójca!
- Miał na imię Jaime – przerwała jej matka. – Nienawidził, gdy nazywano go Królobójcą.
- Zawsze mówiłaś, że mój ojciec był bohaterem. A Jaime Lannister sypiał z własną siostrą i zabił króla!
- Nie wiesz wszystkiego, Jo.
- Nie wiem NIC!
Brienne usiadła ciężko i zapatrzyła się w zapisane strony. Jocelyn siedziała bez ruchu, czekając na wyjaśnienia. Matka kilka razy otworzyła usta, jakby chciała rozpocząć opowieść, ale natychmiast rezygnowała. W końcu westchnęła i przysiadła się bliżej córki. Pogłaskała złote loki i spuściła wzrok.
- Nie wiem, od czego zacząć...
- Od początku. Proszę, mamo! – Jocelyn złapała ją za ręce i ścisnęła mocno. – Jak to się stało, że ty i on...
- Poznałam go po zabójstwie Renlyego Baratheona. Służyłam wtedy Catelyn Stark, a Jaime był jeńcem jej syna, pojmanym w Szepczącym Lesie. Miałam odeskortować go do Królewskiej Przystani, a w zamian Joeffrey miał uwolnić Sansę i Aryę. Był najgorszym z możliwych towarzyszy. Arogancki i zuchwały, najczęściej niemiły. Ale gdy napadli nas Boltonowie, obronił mnie. I stracił prawą rękę. Później uratował mnie jeszcze raz, tym razem przed niedźwiedziem. W międzyczasie opowiedział mi o zabójstwie Aerysa – Brienne przerwała i spojrzała na córkę. – Szalony Król kazał spalić miasto z pomocą dzikiego ognia. Rozkaz wykonano by, gdyby nie Jaime. A w zamian obwołano go zabójcą króla i krzywoprzysięzcą. Ten miecz – położyła oręż na stole. – Wykonano dla niego. Oddał mi go po zabójstwie Joffreya i ucieczce Królowej Sansy. Miałam jej bronić. Wtedy poznałam też ser Podricka. Wtedy był jeszcze giermkiem, ale lord Tyrion był oskarżony o morderstwo i nie mógł zostać ze swym panem. Wiesz, co było potem. Przed Bitwą Bękartów spotkaliśmy się ponownie, tym razem w Riverrun. Można powiedzieć, że wtedy byliśmy już przyjaciółmi. Nadal walczyliśmy po przeciwnych stronach, ale przynajmniej nie między sobą – Brienne mówiła szybko, obrysowując rękojeść miecza palcem. – A potem... Potem było spotkanie tu, W Królewskiej Przystani, pod czujnym okiem Cersei. Na bogów, ależ się bałam, że zobaczy ten miecz! Oszalałaby z wściekłości.
- Albo z zazdrości – wtrąciła się Jocelyn. Brienne pokręciła głową, śmiejąc się głośno.
- Nie widziała we mnie konkurencji. Brat zawsze był jej oddany. Tylko raz się od niej odwrócił.
- Bitwa Lodu i Ognia...
- Tak – Brienne westchnęła ciężko. – Byłam taka szczęśliwa, gdy zobaczyłam go w Winterfell. To było głupie, przyjeżdżać tam. Zabił ojca Daenerys, wypchnął Króla Brana z okna, zranił Neda Starka, ale co najważniejsze, był Lannisterem. A Lannisterów nienawidzono na Północy bardziej niż Innych. Ręczyłam za niego i miałam rację. Przez kilka dni. Od razu wiedziałam, że coś było inaczej. Był miły, cała ta ironia zniknęła. Przez chwilę czułam się jak lady Brienne – zaśmiała się cicho. – A gdy pasował mnie na rycerza...
– To takie... Powiedziałabym, że romantyczne, ale obie wiemy, jak kończy się ta historia.
- To wtedy przepadłam na dobre. Mam wrażenie, że na chwilę przepadliśmy oboje. Świętowanie po bitwie skończyliśmy w mojej sypialni – policzki Brienne pokryły się purpurą, a Jocelyn spuściła wzrok. – I przez niecały dzień czułam się, jakby ktoś odmienił całe moje życie. A potem nadeszła wieść, że armia królowej zaatakuje Królewską przystań. Cersei nadal tu była. Sama, otoczona najemnikami i ludźmi łaknącymi jej łask, ale bez nikogo, kto by ją kochał. Była z nim w ciąży – przerwała na chwilę i spojrzała na zapisane karty. – Powiedział, że jest tak nikczemny, jak ona. Gdybym nie znała go lepiej, uwierzyłabym. Dzisiaj wiem, że chciał mi zaoszczędzić bólu, będąc tak oschłym. Wtedy to bolało bardziej, niż wszystkie kpiny, które kiedykolwiek usłyszałam. Napisałam, że umarł, broniąc swojej królowej, ale zginęli w podziemiach Twierdzy Maegora, zabici przez walący się strop. Tyrion ich znalazł. Gdy kilka tygodni później przysięgałam Królowi, już wiedziałam.
- Musiałaś mnie nienawidzić...
- Tylko przez chwilę – przyznała Brienne. - Ale minęło kilka kolejnych tygodni i zaczęłaś kopać. Od zawsze byłaś silna. Pomyślałam, że może będziesz jak ja. I poniekąd miałam rację. Wzięłaś mój upór i nieco wyglądu, ale cała reszta to Lannisterowie. Włosy, gesty, umiejętności...
- Umiejętność walki mieczem mam po tobie!
- Dostałaś po równo od nas obojga, ale walczysz jak on – przerwała na chwilę i wzięła Jocelyn za rękę. – Nie jestem najlepszą matką, wiem. Może bywałam zbyt surowa, ale wiedz, że za nic cię nie winię. Ty na nic nie miałaś wpływu. Jesteś moją małą złotowłosą dziewczynką – pogłaskała ją po policzku. – Tylko czasem tak bardzo go przypominasz, że to aż boli. Uśmiechasz się jak on i czasem jesteś tak samo irytująca.
- Jestem pewna, że on uznałby, że mam to po tobie – zażartowała, żeby ukryć wzruszenie. – Bardzo go kochałaś, prawda? Bardziej, niż Renly'ego... - Brienne szybko pokiwała głową i odwróciła wzrok.- Dlaczego to zrobiłaś? Zostawił cię, a ty dopisałaś mu honorowe zakończenie? Nie lepiej było napisać prawdę? Że zmieniał strony, wymykał się jak złodziej i zostawił cię po tym, jak...
- Musiałam. Inaczej sumienie nie dałoby mi spać, a ta księga nie służy do ulżenia złamanym sercom. On był dobry, Jocelyn. Nie powinnaś się go wstydzić, skoro już wiesz. Tym bardziej, że... - Brienne podała jej zwinięty w rulon dokument.
Oznajmiam, że Jocelyn Storm, córka ser Brienne Tarth i ser Jaime'a Lannistera jest od dziś znana jako lady Jocelyn Tarth-Lannister, dziedziczka Szafirowej Wyspy i Casterly Rock.
Podpisał Brandon I z rodu Starków,etc.
- Widocznie uznał, że skoro się wydało, nie ma powodu, żeby nie dać ci dwóch nazwisk. Podpisał wczoraj wieczorem
- Tarth-Lannister? Mam być panią Casterly Rock, jednocześnie przebywając w Evenfall Hall?
- To twoje dziedzictwo – odparła Brienne. – Tyrion powiedział, że jeśli się nie zgodzę, on i tak zapisze ci zamek. Z dwojga złego, już lepiej, żeby ludzie wiedzieli, skąd wzięła się jego spadkobierczyni.
- Ale twój honor...
- Za późno, żeby się o niego martwić, Jocelyn – Brienne wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się smutno. – Powinnam była powiedzieć ci wcześniej.
- Trudno cię winić. Dobry czy nie, zostawił nas
* * *
Casterly Rock było ciche i spokojne. Letni, ciepły wieczór oświetlał ogrody pomarańczowym blaskiem, odbijając się w szybach i wodzie tryskające z fontann. Jocelyn zsiadła z konia i rozejrzała się dookoła. Nie czuła się jak w domu, chociaż miała wrażenie, że jest tu coś znajomego. Czerwone flagi ze złotym lwem wyglądały nieco złowrogo, ale mimo to uważała, że są piękne. Przyjechała z Królewskiej Przystani, żeby jeszcze przed ślubem zobaczyć swój nowy dom. Miało minąć kilka miesięcy, nim wrócą na południe. Tyrion czekał na nią przy schodach.
- Powiedziała ci? – zapytał zamiast powitania.
- Tormund powiedział Aeomonowi, Aemon mnie, a matka potwierdziła.
– Przywykłem do tego, że jestem ostatnim Lannisterem.
- Przywykłam do bycia Jocelyn Storm – odparła. – Wiele się zmieniło przez dwa tygodnie... Pięknie tu – dodała po chwili. – Aż dziwne, że tyle złego słyszy się o tym miejscu.
- To zasługa mojej... Naszej rodziny.
Zupełnie, jakby nie znali się od zawsze, jakby nie spędzili na rozmowach wielu godzin. Świadomość, że są rodziną wszystko zmieniła i sprawiła, że czuli zakłopotanie. Jocelyn była mimo wszystko szczęśliwa. Okazało się, że poza matką i dziadkiem ma też drugą część rodziny. Miała tyle pytań. Tyrion nie spuszczał z niej wzroku, zapewne na nowo odkrywając wszystkie podobieństwa do zmarłego brata.
- Rzeczywiście byli tacy źli? – zapytała, gdy skierowali się do jednego z wejść.
- Mój ojciec potrafił zastraszyć legiony, Cersei... Twoja ciotka była najbardziej diaboliczną osobą, jaką znałem. Joffrey był szaleńcem, ale Myrcella i Tommen... Polubiłabyś ich.
- A ojciec?
- Jego zawsze było najtrudniej rozgryźć – odparł krótko. – Był dobry, jeśli mierzyć miarą Lannisterów, ale niewielu to robiło.
Nie pytała, dokąd ją prowadzi. Nie musiała. Oboje chcieli ostatecznie rozliczyć się z przeszłością. Czuła się dziwnie. Jakaś część jej zachowywała się, jakby szła na spotkanie z żywą osobą. Zupełnie, jakby ojciec miał wyjść zza rogu i przeprosić ją za nieobecność. Piękne marzenie, które nigdy nie miało się spełnić. Zeszli do krypt oświetlonych blaskiem pochodni. Z każdym krokiem szli wolniej, aż w końcu stanęli niezdecydowani w wąskim wejściu.
- Nie schodziłem tu od lat – przyznał Tyrion. – Myślę, że Cersei wolałaby spocząć przy Sepcie Baleora, blisko dzieci i ojca, ale ludzie prędzej zatknęliby jej głowę na włócznię, niż pozwolili ją pochować.
Jocelyn wyminęła go i weszła do środka, świecąc pochodnią zdjętą ze ściany. Krypta była mała i ciasna. W jej centralnej części ustawiono płaską płytę. Wyryto na niej lwa, a po jego bokach umieszczono napisy. Cersei Lannister – głosił ten, po którym przesunęła palcami. Obeszła płytę dookoła i przystanęła przy drugim napisie. Odpowiedź na jej dziecięce pytania znajdowała się tak blisko, ale nie była pewna, czy cieszy się, że ją poznała. Dla niej Jaime umarł dopiero dwa tygodnie wcześniej, w chwili, gdy Aemon powiedział jej o rozmowie z Tormundem.
- Taka głupia śmierć – szepnęła. – Byli tak blisko. Ta świadomość, że od śmierci dzielą cię sekundy, że za chwilę cała twierdza zwali ci się na głowę. I nawet nie masz pewności, czy zginiesz od razu – ciągnęła, a głos jej się załamał. – Może dusili się w męczarniach, nim nastał koniec...
- Zginęli natychmiast – powiedział Tyrion i przykrył jej dłoń swoją. – Nigdy nie sądziłem, że zapłaczę nad Cersei, ale gdy ją znalazłem...
- Była twoją siostrą. To dziwne, ale zawsze w pewien sposób jej współczułam.
- Współczułaś Cersei? – zaśmiał się pod nosem. – Możesz być jedyną osobą w Westeros, która jest do tego zdolna.
- Mąż zabawiał się z dziewkami, ojciec jej nie szanował, syn wyrósł na okrutnego szaleńca, córka zginęła bo jakiś książę wolał bawić się swoją ofiarą, a jej kochanek był jej bratem. To straszne i ty też jej tego współczułeś... Gdy było już po wszystkim.
- Trafiony-zatopiony – mruknął Tyrion.
- Chociaż to oczywiście nie zmienia faktu, że była okrutna i miała obsesję na punkcie władzy. Cała ta rodzina jest skomplikowana!
- Żałujesz, że prawda wyszła na jaw?
- I tak, i nie – obrysowała palcem ogon lwa, oczyszczając go z kurzu. – Tak, bo okazało się, że należę do rodu o bardzo krwawej historii. Ludzie nadal nas nienawidzą. Nie mamy już takiego szacunku, jak dwadzieścia lat temu. I nie – oderwała wzrok od nagrobnej płyty i spojrzała na Tyriona z uśmiechem. – Zawsze byłyśmy tylko mama i ja. I dziadek, ale jego rzadko widuję. Cieszę się, że mam stryja i że to ty nim jesteś.
- Poradzimy sobie, Jo – delikatnie ścisnął jej palce i zamrugał intensywnie. - Jesteśmy dwoma ostatnimi lwami w Westeros. Jeszcze usłyszą nasz ryk.
Bałagan,bałagan i jeszcze raz bałagan. Poprawię to kiedyś, ale muszę coś opublikować,zanim zapomnę, jak się to robi xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro