| 01 | przyjaźń okrutną bywa
Troszkę smutno mi się zrobiło pisząc ten rozdział ale no nic
Mam nadzieję, że się spodoba
Nie jest jakiś fenomenalny, ale jest
***
Przyjaźń to zdecydowanie najlepsza rzecz, jednak niekiedy przeradza się w coś, czego na pewno nie chce przeżyć się drugi raz.
Te lata, w których jest się prawie nierozłącznym, a potem wszystko zaczyna się walić. Przynajmniej tak było w przypadku Reusa, który utratę przyjaciela dość mocno przeżywał.
Marco już od dwóch dni nie wychodził z domu, a nawet ze swojego pokoju. Nie mógł spać, nie mógł też normalnie myśleć. Czuł ogromny żal, tęsknotę, a zarazem nienawiść do pewnego Polaka.
─ Przecież mówił, że mnie nie zostawi. Dlaczego to zrobił? Dlaczego akurat teraz? ─ zapewne takie myśli krążyły w głowie chłopaka.
Leżał na łóżku dobre kilka godzin, w tych samych ubraniach, z tym samym, lekko już obojętnym wyrazem twarzy. Jego stan zdecydowanie się poprawił, ale nadal wyglądał jak żywy, ledwo żywy obraz rozpaczy.
W końcu zebrał się na tyle aby spojrzeć na swój telefon. Była środa, dokładniej styczeń. Jego oczom ukazało się mnóstwo nieodczytanych wiadomości. Osiemdziesiąt trzy na grupie klasowej, gdzie miała miejsce jedna drama o to, kto okradł woźnego, kilka od jego znajomych i sto siedemdziesiąt jeden od Mario.
Mario: żyjesz?
Mario: wszystko w porządku?
Mario: Marco?
Mario: martwię się o ciebie
Mario: wszyscy się martwimy
Mario: proszę cię Marco
Mario: już nawet Erik na zawał schodzi
Mario: chcesz może jutro gdzieś wyjść?
Mario: Jeśli umarłeś to umrzemy z tobą
Mario: ej ale naprawdę
Mario: proszę cię bo nie zasnę jeśli się nie dowiem co z tobą
Mario: Marcel zaprasza cię na piwo
Mario: sam by ci to napisał ale do tej pory go nie odblokowałeś
Mario: jak się czujesz?
Mario: przyszedłbym do ciebie ale wiesz że nie mogę
Mario: może jutro mi się uda
Mario: umiesz hiszpański?
Mario: bo dyrektor wpadł do naszej klasy i zaczął paplać coś o nowym uczniu z Hiszpanii
Mario: dziwnie tak będzie
Mario: chociaż może będzie fajny
Mario: za tydzień ma przyjść
Mario: Klopp kazał się Erikowi hiszpańskiego uczyć
Mario: biedny się załamał
Mario: a jak tam u ciebie?
Mario: jest już lepiej?
Mario: już chyba przywykłem do tego że nas ignorujesz
Mario: wcale ci się nie dziwię
Mario: ale wiesz że zawsze możesz na mnie liczyć?
Mario: możesz nawet zadzwonić w środku nocy jeśli będzie taka potrzeba
Mario: miałem już nie pisać ale jednak muszę
Mario: mam nadzieję że nie jesteś zły za te ciągłe wiadomości?
Mario: jeśli jesteś to przepraszam
Mario: ale jakoś tak mi cię brakuje
Mario: to dziwne ale jesteś moim pierwszym przyjacielem
Mario: nawet nie wiem co we mnie polubiłeś
Mario: ale dziękuję ci bardzo
Mario: jak ci minął dzień?
Mario: bez ciebie tak jakoś pusto i smutno jest
Mario: w sumie to tęsknię za twoimi żartami
Mario: w ogóle to za tobą tęsknię
Mario: przyszedłbym cię odwiedzić ale wiesz nie mogę
Mario: Marco już od czterech dni nie dajesz żadnych oznak życia
Mario: ja naprawdę nie wiem czy ty żyjesz czy już zwiedzasz drugi świat
Mario: ale na pewno nie niebo
Mario: coraz bardziej się o ciebie martwimy
Mario: weź z łaski swojej wyślij chociaż kropkę
Reus po przeczytaniu wszystkich tych wiadomości czuł się jeszcze gorzej. Miał ochotę wyrzucić telefon przez okno i najlepiej usunąć się z tego świata. Miał dziwne wrażenie, że zawiódł osobę, która zdecydowanie martwiła się o niego najbardziej. Co najgorsze on sam nie wiedział dlaczego tak jest. Mario był dla niego kimś ważnym, ale nie traktował go jak przyjaciela. Już nikogo nie traktował jak przyjaciela.
Marco: chyba żyję
Na kolejną wiadomość nie musiał długo czekać. Nie minęło nawet pięć minut.
Mario: dzięki Bogu
Mario: nigdy więcej nie chcę tego przechodzić
─ Ja też nie chcę ─ westchnął i postanowił, że spróbuje chociaż trochę zapomnieć.
***
Erik już kilka godzin spędził na nauce hiszpańskiego. Na początku próbował z książki, którą pożyczył mu nauczyciel, ale nie mógł zrozumieć ani słowa, więc postanowił skorzystać z różnych aplikacji do nauki języków.
─ Zachciało się im Hiszpanów ściągać ─ mruknął pod nosem i oparł głowę o ścianę ─ Uno, dos, tres, kurwa. Przecież to nawet sensu nie ma... Mam nadzieję, że się zesra kiedy usłyszy monologi nauczycieli.
Drum nie wiedział jakim cudem się na to zgodził. Zdążył już pięć razy zwyzywać wszystko dookoła, siebie i swoją głupotę, a nauczył się dopiero przywitania.
─ Przecież on mnie do końca szkoły będzie za jakiegoś niedorozwiniętego uważał ─ pomyślał włączając kolejną lekcję. Już po pierwszym zdaniu miał dość ─ O ja pierdole.
Miał już przejść do następnych ćwiczeń, ale zobaczył powiadomienie z klasowej grupy.
Mats Hummels dodał użytkownika Marc Bartra do grupy
Kierownik: @Erik Durm pokaż nam swoje umiejętności językowe
Chłopak zmarszczył brwi i wydał z siebie bliżej nieokreślony jęk. Czy chciał robić z siebie jeszcze większego idiotę? No oczywiście, że tak, ale jeszcze nie teraz.
Erik: ja się jeszcze nawet przywitać nie umiem
Erik: mówię wam
Erik: pojebany język
Kierownik: ale to my popierdalamy cały czas po niemiecku
Erik: o umiem jeszcze do trzech policzyć
Kierownik: ja do jednego bo gram w uno
Marc: ja naprawdę myślałem że wy normalni będziecie
Kierownik: to ty umiesz po naszemu?
Marc: trochę
Erik: TO PO JAKIEGO CHUJA JA SIĘ PRZEZ CAŁY DZIEŃ UCZYŁEM
Rude fałszywe: no cześć skurwysyny
Rude fałszywe: wracam do gry
Kierownik: CHWAŁA NARODOM MAM Z KIM CHLAĆ PO KIBLACH
Pojebaniec z ciężkim nazwiskiem: @Marc Bartra ty naprawdę idziesz do nas z własnej woli?
Marc: nie
Erik był naprawdę szczęśliwy, że nie musiał kontynuować tych męczarni. Był też mocno wkurzony, bo zmarnował na do dość sporo swojego cennego czasu.
Chociaż tak naprawdę postanowił zostawić te wszystkie aplikacje do nauki. Może jeszcze kiedyś do nich wróci.
Wrócił.
Po piętnastu minutach leżał na łóżku ze swoimi słuchawkami i powtarzał słowa, które pojawiały się na ekranie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro