Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. W najwyższej wieży o północy

Niebo szarzało powoli, nakrywając nocą spadziste dachy jak pierzyną. Kamiko udała się do pałacu około południa, przypominając im ponownie o tym, że da im znak, kiedy uda jej się pozbyć z kuchni większości osób, by mogli wemknąć się przez okno. Za pierwszy mur zamku udało im się dostać już wcześniej dzięki samej Kamiko, która targała za sobą wóz z worami mąki, zapewniając, że to do królewskiej kuchni. Miała przepustkę od księżniczki, więc nikt nie mógł się do niczego przyczepić, mieli niemniej jednak straże na ogonie do ostatniej chwili. Shin i Hiro, skryci pod ciężkim ładunkiem wydostali się na którymś z zakrętów i od razu wcisnęli się w jakąś szparę. Potem musieli tylko czekać.

Dochodziła ósma wieczór i wtedy z kuchennego okna dostrzegli trzykrotne miganie małego światełka, a po kilku sekundach dwukrotne. Znak.

- To się nie uda – jęknął Hiro, nagle wątpiąc w sens całej swojej egzystencji.

- Weź się w garść – Shin przywalił mu w ramię, po czym złapał jego twarz obiema dłońmi i spojrzał głęboko w oczy. – Twoje pobudki zawsze wydawały mi się głupie, ale jeśli w coś wierzysz, to do końca. Bądź Bohaterem Świata i ocal elfy. Ocal mnie.

Hiro zamarł kompletnie gubiąc się w ciemnych tęczówkach przyjaciela. Był pewien, że jego myśli nie były teraz wścibsko czytane, a mimo to czuł, że Shin był teraz tak blisko niego, jakby ich umysły połączyły się na moment. Sam nie wiedział, czy wierzy w swoje przeznaczenie, ale jakoś już dłużej nie grało to dla niego roli. Musiał być bohaterem. Dla Shina.

- Żenująca przemowa – odezwał się z lekkim uśmieszkiem, starając się z całych sił nie dopuścić, by głos mu zadrżał. Nie chciał się przecież tutaj poryczeć – wygłoś mi taką jak wrócimy. – dodał jeszcze, po czym wyrwał się z jego rąk i ruszył pewnym krokiem przed siebie, zwalniając na końcu zaułka. Rozejrzał się uważnie, szukając śladu ruchu. Pusto. Kamiko musiała zadbać o jakieś zamieszanie w zamku, bo najwyraźniej część straży zniknęła z patrolu i pozostało tylko kilka osób.

- Czekaj, aż chmury przysłonią księżyc – szepnął mu do ucha Shin niemal przyklejając się do jego pleców. Czuł na szyi jego ciepły oddech i to go uspokajało. – teraz.

Po kamiennych kostkach sunął cień chmury, a wraz z nim ruszyli przy ścianie dwaj chłopcy, dopasowując swoje tempo idealnie do tempa czarnej plamy. Przemykali przez prawie pusty plac, umykając oczom strażników, wyraźnie zmęczonych już chodzeniem w kółko. Dotarli w końcu do odpowiedniej ściany, przy której stał niewielki składzik. Hiro podsadził Shina na drewniany dach, a potem z jego pomocą wgramolił się tam za nim. Teraz musieli wejść po ścianie jeszcze kilka dobrych metrów wzwyż. Było to podwójnie niebezpieczne, bo po pierwsze mogli spaść, a po drugie wystawiali się na oczy strażników. To była jedyna droga, a przynajmniej jedyna im znajoma. Shin nie miał żadnego problemu z przyczepieniem się do nierównej ściany jak pająk, szukał chudymi palcami szpar i wystających cegiełek, stopy opierał pewnie na pionowej ścianie, jakby nie sprawiało mu to kłopotu. Piął się wyżej i wyżej, napinał mięśnie, wciągał powietrze, wypuszczał je w tym samym rytmie, na policzku czuł zimną chropowatą powierzchnię. W końcu sięgnął do parapetu i pociągnął się mięśniami ramion, żeby zwinnym ruchem przeskoczyć przez otwarte okno do środka. Wyjrzał ostrożnie, żeby śledzić sytuację Hiro. Ćwiczyli wczoraj i dzisiaj, ale Hiro najwyraźniej nadal nie był w tym najlepszy. Wszystkie ruchy chciał wykonywać od razu i w rezultacie chwiał się niebezpiecznie nad przepaścią, wzmagając stres i strach. Kiedy tylko spocone palce ześlizgiwały mu się z kamienia słychać było zdenerwowane zduszone westchnięcie i chłopak zaciskał powieki, szukając spokoju w pogrążonym w chaosie umyśle. To nie mogło się udać.

Wtedy jak na złość Shin dostrzegł strażnika, który podążał nieprędko w ich stronę z lewej.

- Nie ruszaj się – syknął prawie bezgłośnie do uczepionego ściany Hiro, na którego twarzy wymalował się wyraz czystego przerażenia. Blondyn zastygł jednak bez ruchu, przytulił się do ściany i zapewne błagał los o nieco pomyślności. Shin stał po ocienione stronie okna, śledząc uważnie rozwój sytuacji. Strażnik zwolnił, przystanął, a Shin wstrzymał oddech i zacisnął pięści. Mężczyzna zaczął zbliżać się do ściany, ale ani razu nie spojrzał w górę. Wszedł do składziku, usłyszeli jakiś stukot, po czym opuścił pomieszczenie i podniósł głowę, a wtedy chmura przysłoniła księżyc i ścianę zalał mrok. Niełatwo było odróżnić, co jest zimnym kamieniem, a co zamarłym w przerażeniu chłopakiem z żywym, bijącym sercem.
Shin odetchnął z ulgą, kiedy strażnik odwrócił się nareszcie plecami do nich i poszedł swoją drogą.

- Właź – szepnął do przyjaciela, ale ten nie ruszył się ani o milimetr – Hiro.

Białe gałki oczne błysnęły w stłumionym świetle. Wychylił się lekko i wyciągnął do Hiro rękę.

- Nie dam rady – wydusił blondyn prawie niezauważalnie kręcąc głową.

- Właź tu – syknął na niego, łypiąc oczami – nie mamy czasu. Pół metra i cię wciągnę.

Hiro wziął głęboki wdech, odpędził wszystkie dręczące go myśli i skupił się na wymacywaniu zagłębień w ścianie, na których mógłby się podeprzeć. Dotarł nareszcie do zbawczo wyciągniętej do niego ręki, złapał ją ufnie i zapierając się jedną nogą o ścianę, drugą nogę wyrzucił w górę, żeby zahaczyć ją o parapet. Z pomocą Shina wpadł z impetem do pustego, spowitego mrokiem pomieszczenia, upadając na przyjaciela. Dalej ściskał jego dłoń w swojej i nie miał najmniejszej ochoty puścić.

- Tylko się we mnie nie zakochaj – rzucił zgryźliwie Shin, zrzucając go z siebie jednym ruchem. – musimy znaleźć kryjówkę blisko wieży.

Hiro siedział jeszcze chwilę oszołomiony na podłodze, lecz po chwili podniósł się i otrzepał ubrania. Dopiero teraz uderzyła go ta myśl. Po tych wszystkich dniach, tygodniach gapienia się na Shina i chowania w sercu nadziei, że Shin patrzy na niego tak samo, dotarło do niego, w czym tkwiło sedno.

„Tylko się we mnie nie zakochaj"

„Za późno", odpowiedział w myślach. I poczułby się okrutnie zraniony i samotny, ale chwilę potem musiał zająć się takimi sprawami jak przetrwanie i ratowanie świata, więc swoje rozpaczanie zostawił na później, nosząc jednak w sobie jedną igłę przekłuwającą mu serce. Teraz nie miał czasu na głupoty.

Korytarze ziały bezruchem i chłodem, kiedy przekradali się w blasku pochodni, a jednak w powietrzu wibrował jakiś dziwny niepokój, który powoli wkradał się do ich serc. Trzymanie obaw z dala od siebie za grubą ścianą nie było już opcją – musieli zmierzyć się z sytuacją z tym, co mieli i tacy, jacy byli. Dwójka samotnych dzieciaków w drodze na bitwę. Bali się i nawet nie próbowali tego przed sobą ukrywać. Shin dokładnie widział w migającym świetle jak Hiro mrugał natarczywie marszcząc przy tym brwi, on zaś sam był świadom jak szybko wali jego serce.

Kamiko przekazała im wcześniej wszystkie informacje dotyczące rozstawienia straży i skrótów w zamku. Znali je na pamięć. Zmierzali to wieży, a im bliżej byli, tym gęstsze zdawało się nocne powietrze. Od czasu do czasu słychać było mrożące krew w żyłach pomruki i wtedy przystawali na moment, zerkali na siebie w bezruchu i posyłali sobie pełne otuchy spojrzenia. Tyle mogli teraz dla siebie zrobić.

Kręte schody wiły się w górę, prowadząc wysoko, poza zasięg ich wzroku. Czekali wcześniej jakiś czas w kryjówkach, lecz teraz pozostało jedynie pół godziny do północy, co znaczyło, że czas niemal nadszedł. O północy księżniczka zacząć miała jakiegoś rodzaju ceremonię. Kamiko rzekomo miała być tam wraz z nią i kontrolować sytuację do przybycia Shina i Hiro.

- Gdyby ktoś nas tu złapał, to po nas. Nie ma drogi ucieczki – odezwał się szeptem Hiro, stawiając kolejno stopy na nierównym kamieniu schodów.

- Nawet tak nie mów – zganił go Shin, nie okazując jak bardzo przeraziła go ta wizja. – Księżniczka i Kamiko muszą już tam być. Razem z tą bestią.

- Czyli jednak bestia ma z tym coś wspólnego – wywnioskował, starając się skupić myśli na czymś konkretnym, zamiast bezużytecznym panikowaniu lub marzeniach o chwyceniu Shina za rękę. Przyznawał, że na ogół byłby to miły gest, ale w tym momencie potrzebował po prostu wsparcia mentalnego. Był słaby – może. Nie ważne. Chciał chwycić przyjaciela za rękę.

- Może jest artefaktem? Kluczem do dusz elfów? – Shin kontynuował myśl, nie zwracając uwagi na Hiro, który zbliżył się do niego na tyle, że trącali się ramionami. Schody były wąskie, ale dawali radę iść obok siebie. Tak było dobrze. Jakoś bezpieczniej.

- No nie wiem... Czy żywe stworzenie może tym być? – mruknął zamyślony – A jeśli jest ochroną na wypadek intruzów?

- To głupie. Fatygować jakieś wielkie zwierzę. – odpowiedział, ciesząc się, że mogą obaj zająć się rozmową, zamiast bezsensownym martwieniem się o przyszłość. Bo zupełnie nie wiedzieli, co z ich przyszłością. Nawet jeśli wszystko im się uda, będą musieli się rozstać. A każdy inny scenariusz był tylko gorszy. Cóż za bezsensowny świat.

- Może to ofiara dla starożytnych bogów? – nasunął Hiro.

Przez chwilę słyszeli tylko ciche szuranie butów o kamień i własne oddechy.

- Czekaj... - rzekł bardzo powoli Shin, a jego głos nasiąknięty był przerażeniem. Hiro spojrzał na jego rozszerzone powieki ukazujące białko oczu. – Ofiara. Kamiko.

- Co? – jęknął, ale powoli uświadamiał sobie, o czym myślał jego przyjaciel. Jak mogli być tak głupi? Czemu nie przemyśleli tego scenariusza?

- To nie jest pewnik, Hiro, ale to bardzo możliwe. I ma zbyt wiele sensu. Po co księżniczce miałaby być Kamiko przy obrządku? Cholera – syknął i przyspieszył kroku, ciągnąc za sobą blondyna za rękaw. Wieża była naprawdę wysoka.

I nie było z niej żadnej drogi ucieczki poza krętymi schodami. Jeśli zostaną odcięte...

Stanęli przed masywnymi drewnianymi drzwiami, zza których słychać było monotonny głos i szuranie butów. Hiro przykucnął do dziurki od klucza i skupił się na skrawku widzianych przez niego kształtów. Połowę widoku zasłaniało mu wielkie cielsko pokryte lśniącymi łuskami. Nie mógł dokładnie powiedzieć co to było, ale z pewnością nie zwykłe zwierzę. To musiała być Bestia, o której cały czas rozmawiali. Po prawej stronie dostrzegł szczupłe ciało kroczące w jakimś dziwnym tanecznym układzie. Kamienna podłoga usiana była dziwnymi szlaczkami, których za nic nie potrafił rozszyfrować, pokryta gdzieniegdzie czymś w ciemnym odcieniu czerwieni... Skrzywił się i odsunął od drzwi, kiedy uświadomił sobie, co to mogło być.

- Bestia z dwa metry po lewej. Nic nie robi. Księżniczka już odprawia jakąś ceremonię, nie mam pojęcia. Mówi coś do siebie i tańczy na zakrwawionym kręgu magii. Co za popieprzona akcja. – zdał przyjacielowi sprawę z sytuacji, opierając się plecami o drewno - Shin, co my w ogóle robimy? – jęknął bez nadziei, szukając w sobie hartu ducha.

- A Kamiko? – zapytał beznamiętnie, kalkulując coś w myślach.

- Nie widziałem. Być może już...

- Nie. Miało zacząć się o północy. Jeszcze parę minut – oznajmił rzeczowo.

- Musimy wejść teraz. Kamiko może już nie żyć! – uniósł się, jednak głos nadal był cichy.

- Zamknij się – warknął ostrzegawczo – działamy zgodnie z planem. To nie czas na improwizację.

Hiro splunął na schody i ze wściekłością w oczach odwrócił się do przyjaciela tyłem. Czasem trzeba improwizować i zmieniać decyzje na bieżąco. Nie mogli trzymać się planu, kiedy rzeczywistość się go nie trzymała.

I wtedy usłyszeli zwalający z nóg huk wybuchu i Hiro nie myśląc wiele szarpnął z całej siły za mosiężną klamkę i pchnął drzwi całym swoim ciężarem.

W pomieszczeniu było duszno, dziwny ciemny dym zasłaniał niemal całe pole widzenia i wdzierał się do płuc wywołując duszności. Shin po omacku przedostał się dalej, wytężając wzrok. Oczy zaczynały mu łzawić od gryzącego dymu. Teraz zgubił też Hiro.

Od razu wiedział, że powinni byli działać zgodnie z planem. Przeklęty Bohater, oczywiście musiał zrobić wszystko po swojemu.

- Zdrajczyni! – wrzasnął rozhisteryzowany kobiecy głos i usłyszeli najpierw dźwięk uderzenia, a potem łomot upadającego ciała.

- Kamiko?! – krzyknął Shin, w przerażeniu trąc powieki, co tylko pogarszało sprawę.

- Przerwijcie krąg! – wycharczał znajomy głos Kamiko, a potem dało się słyszeć jeszcze głośny napad kaszlu i kolejny cios – Ona was widzi! – dodała jeszcze z uporem.

Wtedy Shin poczuł jak coś łapie go za ubranie i zrozumiał, że to Hiro.

- Zniszcz krąg, zajmę się księżniczką – rzucił, po czym pożarła go gęsta szarość.

Komnata nie była aż tak wielka, po prostu nic nie widział. Przypadł do podłogi i na czworakach przemieszczał się, przyglądając się kamiennej podłodze. Odnalazł czerwone linie, ciągnące się dalej w mrok, akurat kiedy usłyszał ryk Hiro, oznaczający, że wdał się już w walkę.

Musiał skupić się na swoim zadaniu.

Przetarł ręką czerwony ślad, lecz ten tylko rozmazał się lekko na posadzce. Chłopak warkną niecierpliwie i począł z uporem trzeć kamień, aż skóra zdarła mu się na dłoni i zapiekło go nieprzyjemnie, ale kontynuował, bo zdał sobie sprawę, że to właśnie to. Kiedy jego krew rozmazała się brzydko, wyciągnął mały nóż i przeciął jednym zwinnym ruchem wnętrze swojej dłoni, na tyle głęboko, by pociekła strumyczkiem krew. Pomazał nią dalsze znaki i nijak nie przypominało już to tego, czym było wcześniej.

Kiedy uniósł w górę głowę, zdał sobie sprawę, że dym niemal całkowicie się rozproszył, a jego oczy ujrzały na początku wielkie cielsko bestii, podnoszące się powolnie i obnażające wściekle zęby. Po drugiej stronie pokoju znajdował się Hiro, przytrzymujący kolanem księżniczkę przy ziemi i grożący jej nożem. Kamiko leżała obok, oparta o ścianę, cała koszulka nasiąkła jej od krwi, a oczy zdawały się wywrócone na drugą stronę.

Shin ocknął się z oszołomienia, stanął na równe nogi i wyjął swój sztylet, unosząc go na wysokość klatki piersiowej w gotowości.

Na nic mu nóż w walce z rozwścieczonym stworem, który przyczaił się teraz naprzeciwko niego i pochylił się wyzywająco do przodu.

- On jest ostatnim elfem! Bierz go! – wydarła się przyciśnięta do ziemi księżniczka, a wtedy z wnętrza bestii wydobył się okropny bulgot, oczy jej rozszerzyły się gwałtownie, płonąc żółcią, i Shin zdołał jedynie uskoczyć w bok zanim stworzenie rzuciło się na niego z nieziemskim jazgotem.

Zdało mu się wtedy, że umiera. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro