Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*4*

Z małego, brudnego peronu odebrał Kubę mężczyzna w wieku około 45 lat. Na widok chłopaka uśmiechnął się szeroko i uścisnął mu dłoń. Miał ciemne włosy i duże prawie czarne, osadzone głęboko oczy. Wzrok przyciągał jego długi zakrzywiony nos. Przedstawił się jako stary kumpel ojca ze szkoły. Po szybkim zapoznaniu i kilku grzecznościowych zdaniach, mężczyzna szybkim krokiem podążył na parking. Mimo protestów wziął bagaże chłopaka i zapakował je do dużego terenowego, zabłoconego auta. Gdy ruszyli spod dworca przyjaciel ojca skierował samochód na polną drogę. Przyspieszył a w terenówce wszystko zaczęło się trząść na wybojach.

-  Wiem, że nie do końca będzie ci się podobało u nas w miejscowości. Twój tata mówił, że raczej wolisz większe miasta. Jednak trzeba na to spojrzeć z innej strony. Odpoczniesz, poznasz nowych ludzi. Blisko mojego domu mieszka dziewczyna. Nazywa się Talia i na pewno chętnie cię oprowadzi po okolicy. Pokaże ci co można u nas robić. Nie ma co prawda tylu atrakcji co w stolicy, ale coś się znajdzie. Zamieszkasz jak na razie ze mną, aż twój tata nie upora się ze swoimi sprawami. Mój syn Icchak wyjechał na obóz, więc zajmiesz jego pokój. Mam nadzieje, że nie będą ci przeszkadzały jego rzeczy. Straszny z niego bałaganiarz. – zaśmiał się.

,,Icchak? Ale czy to nie o nim był artykuł? On w końcu nie zaginął? Trochę mało prawdopodobne by tak niespotykane imię nosiło dwóch chłopców z tego samego miasteczka." – pomyślał Kuba, po czym znów spojrzał na mężczyznę. Patrzył on na drogę, ale zerkał od czasu do czasu na chłopaka.
- Dużo pracuję, więc niestety nie będziemy się często widywać. Nie zdołałem poprzekładać spotkań wiec nie będę miał dla ciebie wiele czasu. Piszę ważny artkuł, a termin oddania się zbliża. Przykro mi, ale twój przyjazd nie jest w najlepszym momencie.

- Tak jak każde moje odwiedziny. Nigdy nie jestem we właściwym momencie – mruknął opryskliwie, a potem trochę głośniej dodał – Długo pan zna tatę?
- Mów mi Adam nie żaden pan. - Mężczyzna puścił nieprzyjemny komentarz mimo uszu. - Nie wiem, czy wiesz, ale twój tata tutaj się urodził. – widząc zdziwioną minę chłopaka, znowu się uśmiechnął. – Co prawda uciekł stąd bardzo szybko. Zamieszkał w metropolii i tyle go widzieliśmy. To był czas, gdy i ja z rodzicami wyprowadzaliśmy się do miasta. Do dwunastego roku życia razem z twoim tatą chodziliśmy tu do szkoły. Był moim najlepszym kumplem. Nasze rodziny jednak nie wiedzieć czemu nie przeniosły się w jedno miejsce. Szkoda, że on nie wrócił tutaj po studiach. Przecież tamte czasy to już przeszłość...

Kuba miał wrażenie, że ostatnie zdanie nie było skierowane do niego. W głosie Adama chłopak wyczuł jakąś mieszankę emocji trudną do rozszyfrowania. Nie był w stanie powiedzieć co kryło się pod tym niepozornym zdaniem, ale wiedział, że ono coś znaczyło. Mężczyzna chyba zauważył, że chłopak się nad czymś zastanawia.

-  Oj, tak mi się tylko powiedziało. Nie przywiązuj do tego wagi. Wszystko mija i tyle.

Zaczął się tłumaczyć mimo, że Kuba o nic nie zapytał. Upewniło to nastolatka w jego założeniu. Wyczuł, że mężczyzna robi się trochę spięty, więc mimo chęci nie drążył tematu.

Droga była szeroka i piaszczysta. Jeep podskakiwał od czasu do czasu na wyboistym trakcie. Czas wolno mijał. Po tej dziwnej wymianę zdań zapanowała nerwowa atmosfera. Coraz częściej zapadło milczenie mimo iż tematy rozmów nie kończyły się. Zanim dotarli do miasteczka, Kuba zdążył się już dowiedzieć trochę o historii tego miejsca. Okazało się, że mieszkańcy mogą powiedzieć czasem więcej niż wujek Google. Miasteczko nie było zbyt duże. Przez miejscowość przebiegały dawno nieremontowane drogi prowadzące do małego rynku. Niedaleko centrum wsi stała mała szkoła, do której uczęszczały dzieciaki z okolicy. Były tam oddziały podstawówki i gimnazjum. Do liceum dzieciaki zwykle musiały jechać do większych miejscowości.

Kilka słów o historii i życiu miasteczka zdecydowanie pomogły chłopakowi wyobrazić sobie czego może się spodziewać. Dowiedział się też trochę o mieszkańcach. Mężczyzna szczególnie dużo mówił o Tali, najlepszej przyjaciółce Icchaka. Było to zastanawiające bo wzmianka o jego synu pojawiła się zaledwie dwa razy w ich rozmowie.

Gdy wyjechali do miasteczka na twarzy Kuby pojawił się uśmiech. Nie była to wioska pełna rozwalających się domów, ale czyste i zadbane, małe miasteczko.

Samochód skręcił w trzecią uliczkę odchodząc od głównej drogi i zatrzymał się przed dwupiętrowym budynkiem. Był pomalowany jasną farbą i otoczony dużym troszeczkę zapuszczonym, ale na swój sposób ładnym ogrodem. Przy wejściu przywitała ich, wesoło szczekając suczka border colie, Abba. Pośród ciemnej sierści widać było srebrne pasma, wskazujące na to, że pies strzeże domu już od ładnych paru lat.

Gdy przekroczyło się drzwi wejściowe wchodziło się do małego podłużnego przedsionka. Można było stamtąd  przejść do salonu a później do kuchni, spiżarni, łazienki i pracowni lub jeśli skierowało się w przeciwnym kierunku, wchodziło się do garażu. Na wprost od wejścia znajdowały się strome, drewniane schody. Na piętrze mieściły się dwie sypialnie i łazienka. Wyżej położone pokoje były przestronniejsze i jaśniejsze niż pomieszczenia niżej, ponieważ w dachu zamontowano okna. Kuba zajął tymczasowo pokój Icchaka. Pomieszczenie było większe niż jego sypialnia w mieście. Z okien roztaczał się widok na pole, teraz pokryte złotym zborzem. Po podróży pociągiem, a potem jeepem nastolatek był zmęczony i z ogromną przyjemnością rzucił się na łóżko. Było twarde, ale dało się przeżyć. Wziął komórkę do ręki i już chciał sprawdzić co się dzieje u jego kumpli, gdy bezwzględna prawda popsuła mu plany. Nie ma zasięgu.

„Cudownie! I co jeszcze, może prądu też i wody w krainie nie ma?" – zdenerwował się i wstał. Jakoś od razu ode chciało mu się odpoczywać. Nie lubił bezczynności.

Zszedł po schodach na dół. Założył buty i otworzył drzwi. Krzyknął jeszcze w stronę salonu, że wróci na kolację i już go nie było. Po tym jak zamknęły się za nim drzwi uświadomił sobie, że zachował się tak jak u siebie w domu, a nie jakby był gościem. Adamowi mogło się zrobić przykro, że chłopak tak szybko uciekł od jego towarzystwa, ale przecież mężczyzna i tak pracował więc nie mieli by nawet czasu by pogadać. Tłumiąc wyrzuty sumienia ruszył na przód.

Szedł ucieczką w stronę głównej drogi oświetlone już lampami. Mimo, iż wyciągał rękę tyle ile mógł, wciąż nie udało mu się złapać sieci. Na ekranie wciąż była widoczna tylko jedna kreska zasięgu, a więc o LTE nie było co marzyć. Gdy znalazł się na głównej drodze skręcił w prawo, w stronę centrum jak mniemał. Gdy doszedł do rynku dał za wygraną i usiadł na ławce przed jakimś, teraz już zamkniętym sklepem.

Nie było bardzo późno, ale tutaj szybciej niż w mieście zapadał mrok. Lekki wiatr zawiał i przyniósł kakofonię dźwięków dobiegających z oddali. Na pierwszy rzut oka miasteczko wyglądało na całkiem opuszczone. Tylko włóczący się kot pojawił się w  zasięgu jasnej łuny latarni. Miasto pozornie owiane było spokojem, jednak wśród światła kryły się cienie, a w zaułkach słychać było szelesty. Zimny wiatr zawył nieprzyjemnie na rogu ulicy. Chłopak szybko rzucił spojrzenie w tamtą stronę. Nie zabrał kurtki i zaczynało mu się robić chłodno. Przygotował się do powrotu. Pogodził się z niepowodzeniem jakie przyniosła mu ta wycieczka.

W drodze powrotnej uważniej przyjrzał się okolicy. Przyglądając się mieszkaniom zwrócił uwagę, iż praktycznie wszystkie okna są pozamykane, a światła przytłumione przez zasłony.

Na głównej ulicy prócz latarni paliły się światła tylko w jednym oknie wystawowym. Lokal był mały i wciśnięty między dwa inne domy. Stary szyld nad drzwiami informował, że w tej księgarni można nabyć książki o wszelkiej tematyce lub je wypożyczyć. Miejsce raczej nie zachęcało, ale skoro nie może używać telefonu i już tu jest, może uda mu się znaleźć jakąś wartościową lekturę? Może przeczyta coś jeszcze o tym miejscu? Przeszedł więc na drugą stronę ulicy i wszedł do lokalu. Otwieranym, szklanym drzwiom towarzyszył dźwięk dzwonka sygnalizującego przybycie klienta.  Wnętrze  było ciasne i bardzo brudne. Na półkach stało niewiele książek, a wszystkie lampy i stoliki były pokryte grubą warstwą kurzu. W kątach dało się dostrzec dużą liczbę pajęczyn. Mieszkańcy nie często tu zaglądali. Pod ścianą stała wąska lada. Na krześle za nią, odwrócony tyłem do wejścia, siedział stary i zgarbiony człowiek. Na znak dzwonka drgnął jakby wyrwany z transu. Odwrócił się powoli i spojrzał przekrwionymi oczami na chłopaka. Twarz miał poszarzałą, oszpeconą blizną biegnącą mu przez środek twarzy. Usta wykrzywił niemiły uśmiech.

- W czym mogę panu służyć? – zapytał przesadnie grzecznie, po czym wstał i podszedł do Kuby.

- Chciałem się tylko rozejrzeć – rzucił niedbale nastolatek. 

Podszedł do regałów i udawał, że czegoś szuka. Cały czas miał jednak wrażenie, że mężczyzna go obserwuje.

– Ale jeśli już pan pyta, interesują mnie publikacje o historii tego miejsca. - powiedział w końcu chcąc zrzucić z siebie przenikliwe spojrzenie mężczyzny.

- Kolejny detektyw – mruknął starzec, po czym ruszył do półek pod lewą ścianą.

– Sprawy z tego miejsca na zawsze pozostaną tutaj. Są nie do rozwiązania. Wielu ludzi już próbowało chłopcze.

Początkowo wchodząc tu, nastolatek nie miał zamiaru nic kupować ani wypożyczać, jednak słowa starca go zaciekawiły. Mimo, iż rozsądek mówił mu, by wracał szybko do domu, chłopak postanowił zostać i poczekać na rozwój wypadków. Może dowie się czegoś ciekawego?

- Co to za sprawa, o której pan mówi?

- Widzę, że jesteś nowy i nic jeszcze nie wiesz. – zaśmiał się drwiąco sprzedawca. – Mogę ci jednak trochę opowiedzieć... Te książki - mówiąc to wskazał na plik papierów i starych książek, które zdążył już położyć na ladzie – opowiadają na pewno wiele. Ale cała prawda jest w ludziach kolego. To, co wydarzyło się trzydzieści lat temu nadal jest zagadką. Tylko wprawne oko dostrzeże związek z ostatnimi wydarzeniami. Ciemność znów krąży dookoła i wszyscy to czują. Ostatnim razem zaczęło to się podobnie. To nie jest przypadek, że po trzydziestu latach znów ktoś tutaj zaginął. W tym samym domu. Tak, tak. Jeszcze to nie jest wyraźne, ale na horyzoncie zbierają się ciemne chmury. Mgła znów snuje się ulicami tego miasteczka. Tylko czy i tym razem ktoś zginie...

Kuba przełkną ślinę. Czy w tym pomieszczeniu nie zrobiło się ciemniej niż gdy tutaj wchodził? Podniósł wzrok na pomarszczoną, szarą twarz wykrzywioną w krzywym uśmiechu. Mimo grymasu oczy jednak pozostały zimne i puste.

Poczuł, że atmosfera robi się ciężka i to chyba dobry czas by się ulotnić. Odetchną głęboko i wziął plik materiałów zdjętych z półek przez starca.

- Do widzenia i dziękuję za te książki. Gdy już przeczytam, zwrócę je i to jak najszybciej.

Mężczyzna nic nie odpowiedział, tylko spojrzał pustym, błąkającym się wzrokiem. Dreszcz przeszedł przez Kubę, a na jego rękach dało się dostrzec gęsią skórkę. Ten facet z pewnością nie był normalny. W jego obecności nastolatek nie czuł się bezpiecznie. Na wyblakłej, zapadniętej twarzy mężczyzny błąkał się nieprzyjemny grymas. Kuba odwrócił się i już naciskał klamkę, gdy czyjeś palce zacisnęły się na jego przegubie. Dłoń była twarda jak metal. Teraz dopiero chłopak zauważył, że mężczyzna ma założone skurzane rękawiczki. Starzec zbliżył się do niego i przyjrzał się uważnie. Był tak blisko, że chłopak widział wszystkie zmarszczki na jego twarzy. W przed chwilą mętnych oczach chłopak zauważył błysk.

- Nie zagłębiaj się w to. On też taki był. Wesoły, beztroski i na jego zgubę ciekawy. Też zainteresowały go tamte ruiny. Od dziecka go tam ciągnęło. Teraz nikt nie wie gdzie jest. Zaginął. Nie potrzeba nam, by kolejna ciemna chmura przysłoniła nasza historię.

Po tych słowach, wycedzonych przez zęby, puścił chłopaka, po czym zrobił kilka kroków w tył. Kuba korzystając z okazji, natychmiast otworzył drzwi i szybko wybiegł. Ten człowiek był szaleńcem. Nie było dobrym pomysłem wchodzić tam o tej porze.

Szybkim krokiem ruszył ulicą do swojego tymczasowego mieszkania. Przez całą drogę oglądał się za siebie, by sprawdzić czy dziwak za nim nie idzie. Nie spotkał żadnego przechodnia. Gdy był już jednak przed samymi drzwiami, usłyszał krzyk i tupot butów na asfalcie. Odwrócił się.

- Icchak? Icchak?! Icchak! – krzyknęła jakaś dziewczyna po czym rzuciła się mu na szyję.

Nie wiedział do końca co zrobić wiec lekko trącił dziewczynę i powiedział.

- Przepraszam, ale chyba mnie z kimś pomyliłaś...

***
Tak, wiem, nie było rozdziału w zeszłym tygodniu, więc dziś wstawiam z samego rana. Jeśli się wyrobię, na co liczę, dziś pojawi się jeszcze jeden. Oczywiście jak zawsze piszcie czy wam się podoba. Gwiazdkujcie, komentujcie i do napisania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro