Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*3 vol1*

Po uroczystym zakończeniu roku szkolnego, który z niewiadomych przyczynodbył się w poniedziałek zamiast w poprzedni piątek, Talia nie od razu wróciła do domu. Wszyscy jej znajomi świętowali zakończenie roku i początek dwóch miesięcy wolnego. Część z nich spotkała się w małym barze, mieszczącym się przy rynku, a parę osób od razu wróciła do domów by zacząć się pakować. W te wakacje wiele osób postanowiła wyjechać z miasteczka otoczonego tak ciężką atmosferą. Tali nikt nigdzie nie zaprosił. W szkole koleżanki odsunęły się od niej. Wszyscy ją obwiniali. Ich nierozłączna dwójka dawniej była lubiana w klasie. Może rówieśnicy trochę bardziej ciągnęli do nastolatka. Teraz, gdy kolega zaginął, a ona była ostatnią, która go widziała, stała się tematem plotek i szeptów. Nawet na ulicy dorośli, którzy kiedyś witali ją z uśmiechem i zagadywali ją, teraz patrzyli się na nią z wyrzutem i omijali szerokim łukiem. Od zaginięcia Icchaka rówieśnicy nie patrzyli na nią przychylnym okiem. Wiele było wersji na temat zdarzeń w starym domu na obrzeżach. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się tego dnia, nie przeszkadzało to jednak tworzyć krwawych scenariuszy. Na wszystkie pytania kolegów i koleżanek odpowiadała milczeniem. Sama Talia nie pamiętała wszystkiego, ale nawet o fragmentach, które bardzo wyraźnie pozostały w jej pamięci, nie lubiła mówić. Wyznała wszystko tylko rodzicom i policji. Nie udzieliła nikomu innemu żadnych informacji, nie była w stanie zdobyć się na kolejną podróż wstecz.

Tego samotnego wieczoru po długim, bezcelowym błądzeniu nudnymi ulicami miasteczka, skierowała się na obrzeża, nad rzekę. Jeszcze miesiąc temu wąska droga prowadząca nad piaszczysty brzeg wydawała się jasna i wesoła. Zawsze, gdy z przyjacielem mieli chwile wolnego, chodzili tędy śmiejąc się i żartując. Spacer przez pole porośnięte trawami i szumiącymi kłosami był miłą odskocznią od codziennych zadań. Teraz gdy nastało lato, zboże przybrało złotawą barwę i mieniło się zawsze, gdy ciepłe promienie padały na jego połacie. Piaszczysta ścieżka wiła się i zakręcała, aż w końcu dochodziła do kępy drzew i krzewów otaczających strumień. To było miejsce, o którym nikt z wyjątkiem jej i przyjaciela nie wiedział. Gdy Talia przekroczyła linię cienia rzucanego przez rozłożyste korony drzew, opanował ją niepokój. Chłodny powiew wiatru i bryza potoku przyniosły złe wspomnienia.

Siekiernik nie był bardzo szeroki, ale nie dało się przez niego przeskoczyć. Ten fragment płynący blisko ich wsi, był dosyć wartki i głęboki. Próba skoku skończyła by się najpewniej kąpielą w lodowatej wodzie, porwaniem przez szybki nurt i najpewniej poobijanie się o kamienie znajdujące się na dnie. Nieszczęśnik przy odrobinie szczęścia miałby możliwość by się wydostać nie wcześniej niż 6 km dalej, gdzie brzegi stawały się łagodniejsze i zaczynała się płycizna. Kiedyś Icchak spróbował tej podróży i przyznał potem, że nie było to najprzyjemniejsze. Na to wspomnienie Talia nieznacznie się uśmiechnęła.

Jedyną możliwością dostania się na drugi brzeg był na półrozwalony, kamienny most. Stare głazy obrośnięte mchem i bluszczem osuwały się w grząskim brzegu, a z powodu, iż przejście wybudowano lata temu, ząb czasu odcisnął na nim swoje piętno. Drewno, które dawniej podtrzymywało konstrukcje dawno spróchniało, a bloki skalne poprzesuwały się. Wiele z odłamków skały poodpadało, tworząc liczne wgłębienia i dziury w konstrukcji. Z powodu nieużyteczności tego przejścia, dróżka w to miejsce została zapomniana. Dzieciaki też nie zapuszczały się chętnie w te okolice, bojąc się upomnień rodziców, którzy zabraniali zabawy w tym miejscu. Jednak niebezpieczny strumyk i rozwalony most nie było jedynym powodem, dla którego młodzież nie przychodziła tutaj. Te czynniki jednak nie przeszkadzały Icchakowi i Talii w wyprawach za strumień. Często przeskakiwali między kamieniami i dziurami mostu by dostać się na drugi brzeg. Podczas wolnych chwil tu spędzonych wspinali się na najwyższe drzewo w okolicy. Ze szczytowych gałęzi widać było całe ich miasteczko, a także pola otaczające ich domy. Gdy jednak odwróciło się głowę i rzuciło okiem na łąki za rzeką widać było ostatni powód, dla którego to miejsce było omijane szerokim łukiem. Za strumieniem otulony w wiecznym cieniu stał stary, niezamieszkały, na półrozwalony dom. Zabobonni dorośli opowiadali różne historie o tym miejscu. Mimo, że dorośli, a także niektóre dzieci nie wierzyli w te historie i tak nie czerpali przyjemności z widoku starej rudery, napełniała ich ona nieuzasadnionym niepokojem. Nieprzyjazna posesja przesiąknięta była czymś mrocznym. Zły wizerunek tego budynku wzmagały jeszcze plotki i stare opowieści o jego bogatej przeszłości. Ruina stał na środku pola ogrodzonego wysokim, metalowym, zardzewiałym ogrodzeniem. Wiele razy Talia z Icchakiem chodzili tam, by popatrzeć z oddali na ten zagadkowy dom. Pewnego razu podczas spaceru wzdłuż płotu natknęli się nawet na dziurę w ogrodzeniu, jednak dziwna, ciężka atmosfera nie pozwoliła im wówczas tam wejść. Przyrzekli sobie jednak, że kiedyś to zrobią, by zgłębić tajemnicę opuszczonego straszydła. Minęło kilka długich lat i przyjaciele zapomnieli o swoim odkryciu. Dopiero miesiąc temu, podczas spaceru brzegiem Siekiernika Talia wpadła na pomysł zrealizowanie obietnicy.

***

Na razie bardzo krótko bo około 700 słów. Żeby wam to wynagrodzić pojawi się dziś jeszcze jeszcze jeden rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro