Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

„Najpiękniejszych chwil nie zaplanujesz. One przyjdą same".

Phil Bosmans


Alyssa

Wstałam z o wiele lepszym samopoczuciem a zawdzięczałam to wczorajszemu dniu. Razem z Mattem stwierdziliśmy, że nic nie powiemy reszcie o cotygodniowych spotkaniach w grupie wsparcia. Kiedy będziemy na to gotowi zrobimy to razem, ale na pewno nie teraz. A kiedy już przyjdzie na to pora wiedziałam, że to nie będzie łatwe, bo ja nie mówiłam o tych spotkaniach tylko dlatego że były dla mnie czymś nowym jednak dla Matta najwyraźniej wielką tajemnicą, którą ukrywał przed wszystkimi. Prędzej czy później i tak prawda wyjdzie na jaw jednak na razie cieszyliśmy się namiastką anonimowości jaką mieliśmy.

Nie rozmawiałam wczoraj z dziewczynami, bo byłam tak wyczerpana emocjonalnie, że jak tylko wróciłam do pokoju od razu padłam na swoje łóżko. Zdążyłam jeszcze sklecić grupową wiadomość do dziewczyn, że pogadamy dzisiaj i to było ostatnie co pamiętałam zanim zmorzył mnie sen.

Za chwilę miały się rozpocząć zajęcia z psychologii poznawczej a potem po zaledwie czterech godzinach zajęć mogłam cieszyć się praktycznie połową dnia. Z jakiegoś powodu pozostałe zajęcia zostały odwołane, bo kilku profesorów i wykładowców miało jakieś nagłe zebranie z dyrekcją, ale zapewne będziemy musieli to odrobić w przyszłości.

W sali znajdowało się na ponad siedemdziesiąt osób albo i więcej więc nauczyciel nawet się nie zorientuje, że piszę na telefonie a postanowiłam to wykorzystać, żeby pogadać z dziewczynami.


Ja: O której się spotykamy?


Nie wiedziałam dokładnie, gdzie było to lodowisko i jak tam dojedziemy, dlatego musiałam się o wszystko wypytać. Nie miałam też ze sobą samochodu więc ktoś będziemy musiał mnie podwieźć.


Ava: O czternastej pod akademikiem chłopaków :)


Sara: Już nie mogę się doczekać.


Rosa: Miejmy tylko nadzieję, że nie narobią nam wstydu jak ostatnim razem.


Ja: Czyli?


Ava: Pojechaliśmy do wesołego miasteczka a tam nasi chłopcy postanowili pojeździć sobie samochodzikami dla dzieci. Rozumujesz!! Małe samochodziki dla pięcioletnich dzieci, w których znajdowało się czterech dorosłych chłopa o wzroście ponad metr dziewięćdziesiąt.


Parsknęłam śmiechem i schowałam telefon, bo zauważyłam na sobie wzrok wykładowcy. Chyba jednak nie dam rady dalej pisać, tym bardziej że mężczyzna będzie mnie miał na oku do końca zajęć. Po chwili jednak stwierdziłam, że jak ryzykować to ryzykować.


Ja: Zawsze możemy ich zostawić i iść do klubu. Wtedy pożałują, że zrobili coś takiego.


Ava: Zemsta idealna.


Ja: Kończę, bo mój wykładowca co chwilę na mnie patrzy. Będę miała kłopoty :(


Rosa: Do czternastej.


Schowałam telefon do torby i skupiłam się na zajęciach. Notowałam wszystko co będzie mi potrzebne do zaliczenia przedmiotu, bo w tej kwestii byłam bardzo przewrażliwiona. Punkt po punkcie dokładniej zrozumieniem zapisywałem wszystkie słowa nauczyciela, aby niczego nie pominąć. Oczywiście egzamin będzie pisemny i w dodatku na podstawie książki Urlica Neissera pierwszego amerykańskiego psychologa, który napisał fundamentalny podręcznik o psychologii poznawczej. Nie będzie łatwo, ale czy kiedykolwiek było?

- Pani Alyssa Callahan! – wywołał mnie w taki sposób, że od razu na niego spojrzałam.

- Tak Panie profesorze? – zastanawiałam się o co mu chodziło, ale widząc jego głupkowaty uśmiech będzie chciał się odegrać za pisanie na telefonie na jego lekcji. Niektórzy naprawdę powinni czasami się wyluzować.

- Niech mi Pani powie w którym roku została zdefiniowana nazwa psychologii poznawczej i jak się wcześniej nazywała? – zaczynał datami, ale to nie było dla mnie nic trudnego, tym bardziej że miałam pamięć do takich rzeczy.

- W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym szóstym roku, a nazywana była psychologią eksperymentalną. – oznajmiłam z pewną stanowczością.

- Główne nurty zainteresowań psychologów poznawczych?

- Percepcja, uwaga i świadomość, twórczość, rozwój poznawczy, rozwiązywanie problemów, podejmowanie decyzji, procesy pami... - przerywał mi w połowie wywodu przez co przez na chwilę straciłam wątek.

- Kognitywistyka?

- Zajmuje się obserwacją i analizą zmysłów, umysłu i mózgu...

- Zapomniałaś o ich modelowaniu. – przerwał mi w bezczelny sposób patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. – To właśnie jest tak jak studenci uczą się ze ściąg i nie słuchają na zajęciach. Na dzisiaj to koniec, możecie iść. – mogłam się odezwać, ale stwierdziłam, że nie ma sensu strzępić sobie języka, bo potem mogłabym mieć jeszcze więcej problemów.

Kiedy po kolei wychodziliśmy z sali kilka osób pocieszało mnie a nawet usłyszałam kilka komentarzy o tym, że nasz wykładowca to idiota i od razu poprawił mi się humor. W dalszym ciągu czułam na swoich plecach wzrok mężczyzny, ale nie dałam mu tej satysfakcji i nawet się nie odwróciłam. Wyszłam z zajęć dumna, bo odpowiedziałam na wszystkie pytania, a gdyby mi tak butnie nie przerwał to nawet opowiedziałabym więcej o modelowaniu. Rozumiałam, że jego męska duma na tym ucierpiała, ale nie wykazał się taktem i dojrzałością ze swojej strony.

Nie miałam zamiaru tego dłużej roztrząsać, ponieważ miałam ważniejsze rzeczy na głowie a tym bardziej przyjemniejsze. Czekał mnie miły wieczór w towarzystwie osób, które z dnia na dzień znaczyły dla mnie o wiele więcej niż mogłabym przypuszczać.


***

Spotkałam się z dziewczynami dokładnie o umówionej godzinie. Musiałyśmy poczekać na męską część naszej grupy co mnie bardzo zaskoczyło dlatego że staliśmy dosłownie pod ich akademikiem. Ile może zająć im zejście na dół po schodach?! Liczyłam minuty na zegarku aż do ich wyjścia i wyszło mi dokładnie dwadzieścia jeden.

Planowałyśmy nawet z dziewczynami, że nie będziemy na nich dłużej czekać i po prostu pojechałybyśmy samym jednak nie znałyśmy drogi. Matt wpadł na cały ten pomysł i tylko on znał drogę co w tej sytuacji była niezwykle irytujące. Mało tego, to on trzymał nasze bilety które należało kupić kilka dni z wyprzedzeniem więc i tak nie mogłybyśmy wejść do środka.

- Gotowi na przygodę?! – Matt wypadł zza drzwi przeskakując po dwa stopnie na raz i po chwili znalazł się obok nas. Uśmiechnięty od ucha do ucha co nawet mnie nie samej się udzieliło pomimo zniecierpliwienia ich przedłużającą się nieobecnością.

- Jak dziecko. – zacmokała niezadowolona Ava i poprawiła mu zmierzwione włosy a nawet kieszenie spodni które miał wywinięte na drugą stronę.

Kiedy przypomniałam sobie wczorajszy dzień i jego opowieść odbierałam ich związek w zupełnie inny sposób. Nawet to jak zachowywała się w stosunku do niego Ava. Matt był zagubionym chłopcem, który był na dnie i ktoś wyciągnął go z tego bagna. Wspierała go i opiekowała się pokazując mu, że nadal można być szczęśliwym. W normalnej sytuacji każda inna osoba przeszłaby obok ale nie ona. Była typem osoby, która bardzo chciała się zaprzyjaźnić nawet jeśli ktoś był dla niej nieprzyjemny (tak jak ja) i stawała się dla tej osoby najlepszą przyjaciółką i powierniczką wszystkich sekretów.

Zaczęłam rozumieć, dlaczego tak bardzo pragnęli swojej bliskości i zawsze się dotykali jakby nie mogli znieść swojej rozłąki. Ciągle byłam świadkiem jak wymieniali pomiędzy sobą czułe spojrzenia, uściski, przytulali się a to wszystko dlatego, że tak bardzo się kochali. To od razu było widać a takie uczucie zdarzało się bardzo rzadko.

- Gotowa? – Conor pojawił się obok mnie nie wiadomo, kiedy i skąd

- Pewnie. – starałam się nie patrzeć już w ich stronę, żeby nie pomyślał sobie, że ich obserwowałam, ale nie był głupi i od razu zauważył, gdzie uciekał mój wzrok.

- Ej, zakochani jedziemy! – krzyknął do Matta i Avy przerywając im chwilę czułości. Szturchnęłam go w ramię. – No co? – zapytał.

- Są zakochani więc mógłbyś być bardziej wyrozumiały. – strofowałam go po czym rzuciłam do nich krzycząc. – Nie krępujcie się i róbcie to co robiliście. My poczekamy. – zapewniłam.

- Są razem od czterech lat a zachowują się jakby poznali się wczoraj. – marudził obrażony.

- To chyba dobrze, że pomimo tylu lat nadal tak samo się kochają.

- Jak dla kogo.

- Znajdź sobie może kogoś takiego a nie będziesz zazdrosny. – powiedziałam podniesionym głosem, bo zaczynał działać mi na nerwy. Jego przyjaciel był zakochany a on zamiast się z tego cieszyć narzekał.

- Nie jestem zazdrosny! – krzyknął mi prosto w twarz.

- A właśnie, że jesteś. – pokazałam na niego palcem i uśmiechnęłam się głupkowato. Czyli da się go czymś zdenerwować. Podchwyciłam temat chcąc się zabawić jego kosztem.

- A wcale, że nie.

- Tak.

- Nie.

- Tak.

- Conor! – Ava starała się nas przekrzyczeć. – Issa!

- Co! – krzyknęliśmy jednocześnie i obróciliśmy się w jej stronę. Teraz już wszyscy przysłuchiwali się naszej rozmowie i wcale się z tym nie kryli. Dziewczyny ledwo panowały nad śmiechem a chłopcy wcale nie byli lepsi posyłając w naszą stronę swojej uśmieszki.

- Kretyn. – rzuciłam na odchodne i podeszłam do pierwszego lepszego samochodu, byleby jak najdalej od niego.

Nie mogłam tego zrozumieć, dlaczego tak bardzo potrafił wyprowadzić mnie z równowagi nawet się zbytnio nie starając. Do tej pory nasza relacja opierała się na przyjacielskiej jednak im dłużej go znałam i im więcej czasu spędzałam w jego towarzystwie zaczęłam dostrzegać o wiele więcej rzeczy. Nie podobało mi się to, bo to z kolei wywoływało reakcję mojego serca, które zaczynało bić coraz szybciej w nieregularnym rytmie.

- Wiesz, że to mój samochód? – usłyszałam za sobą jego zachrypnięty głos, od którego poczułam ciarki na plecach.

- Nie jadę z tobą. – oświadczyłam spokojnym tonem i zanim zdążyłam zrobić chociaż jeden krok, aby zabrać się z kimś innym on już otworzył dla mnie drzwi.

- Wsiadaj. – rozkazał co od razu mi się nie spodobało.

- Nie.

- Wsiadaj i nie zachowuj się jak dziecko. – wycedził przez zaciśnięte zęby a ja uświadomiłam sobie, że był na krawędzi od wybuchu.

- Sam się nie zachowuj. – fuknęłam do niego, ale i tak zajęłam miejsce pasażera.

Zmrużonymi oczyma przyglądałam się jak zatrzaskuje za sobą drzwi a potem obchodzi samochód od strony maski. W przepływie chwili nawet pokazałam mu język, ale od razu wychwyciłam jego wzrok więc odwróciłam się w stronę okna. Nie wiedziałam co mnie napadło, że się tak zachowałam, ale przy nim straciłam panowanie nad sobą.

Usłyszałam kolejne trzaśnięcie drzwiami i dotarło do mnie, że dołączyli do nas Matt z Avą którzy zajęli miejsca na tylnej kanapie. Odetchnęłam z ulgą, bo przynajmniej będę miała z kim porozmawiać po drodze, bo z tym gburem, który siedział za kierownicą i odpalał właśnie samochód nie miałam zamiaru zamienić ani słowa.


Conor

Niby ja byłem zazdrosny?! To nie do pomyślenia, że tak powiedziała, tym bardziej że nie miałem powodu, aby tak się czuć. To było dla mnie zupełnie obce doznanie i nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić takiej sytuacji z inną dziewczyną a to tylko z prostego powodu, że lubiłem odmianę. Stałe związki a tym bardziej z jedną kobietą to nie było coś dla mnie i chyba nigdy nie będzie.

Starałem się panować nad emocjami, ponieważ prowadziłem samochód i wiozłem ze sobą cztery osoby, ale nie było to takie łatwe. Przy siedzącej obok mnie dziewczynie stawało się to niezwykle trudne, tym bardziej że wyłapywałem coraz więcej szczegółów takich jak promienie słońca, które opadały na jej włosy i sprawiały, że stawały się niezwykle interesujące, oczy które miały w sobie niesamowite ciepło, uśmiech który przychodził mi na myśl słoneczny dzień.

Na szczęście zanim się w pełni zapędziłem Matt poprowadził mnie dalej niczym GPS a reszta jechała w samochodzie za nami. Zastanawiałem się skąd wytrzasnął takie miejsce tym bardziej o tej porze roku, ale pewnie wpadł na nie przypadkiem więc podchwycił pomysł. Nie znałem tej drogi dlatego trochę się niepokoiłem, bo znałem dobrze mojego przyjaciela, który czasami potrafił wpaść na kompletnie głupi pomysł.

Tak samo jak ostatnim razem, kiedy stwierdził, że fajnie będzie włamać się o północy do szkolnego basenu i popływać nago. Oczywiście reszta grupy podchwyciła pomysł i zanim się obejrzałem znajdowałem się w wodzie a wokół mnie pływało trzech gołych typów. A skończyło się nieoczekiwaną wizytą trenera, którego najwyraźniej wezwał jeden z ochroniarzy kręcący się wokół obiektu, ale tego dnia nie zapomnę do dzisiaj. Opieprzył nas tak że miałem dość na najbliższy rok.

Cała droga zajęła nam nieco ponad godzinę, w trakcie której Alyssa nie odezwała się do mnie ani razu, ale za to z Avą rozmawiały, ile wlezie. Opowiadały sobie co wczoraj robiły, ale Alyssa skłamała. To od razu było widać po jej zaciśniętych rękach i sztywnej postawie, ale to nie moja sprawa. Za to moją sprawą było to jak Matt na nią patrzył i nie podobało mi się to ani trochę. Wyłapałem w lusterku jego spojrzenie jednak od razu uciekł nim w drugą stronę. Nie wiedziałem o co chodziło, ale chyba będę musiał się dowiedzieć, skoro oboje dziwnie się zachowywali to mieli wspólne tajemnice.

- Jesteśmy. – Matt wychylił się na przednie siedzenie patrząc na budynek znajdujący przed nami.

- Siadaj rzesz. – popchnąłem jego głowę ręką, bo jeszcze i siądzie z nami z przodu.

Zaparkowałem na pierwszym miejscu znajdującym się jak najbliżej wejścia do budynku po czym zgasiłem silnik i poczekałem aż wszyscy wyjdą. Dopiero wtedy mogłem sam opuścić samochód i przemieścić się w stronę bagażnika, w którym czekały na nas cieplejsze ubrania, bo temperatura panująca w środku była nieco poniżej zera.

Tuż obok zatrzymał się kolejny pojazd, z którego wysiedli Daniel, Ethan, Rosa i Sara. Szybko wyciągnęli swoje torby i w końcu mogliśmy zebrać się wokół siebie. Właśnie wtedy Matt wyciągnął nasze bilety, ale zamiast nam je normalnie dać obrócił się na pięcie i z dumą zaczął maszerować w stronę wejścia zostawiając nas na parkingu. Nieco zirytowanych.

- Ja pierdole. – przekląłem i jako pierwszy ruszyłem za nim.

- Może nie będzie tak źle? – Ava starała się uratować sytuację, ale słysząc prychnięcia chłopaków od razu zmarkotniała.

Równie dobrze to mógł być miły i niezapomniany wieczór.

Albo i taki po którym go udusimy (oczywiście w przenośni).


Alyssa

W ciągu kilku minut zdążyliśmy się przebrać w przygotowane ubrania, które swoją drogą dostałam od dziewczyn, ale niczego innego się po nich nie spodziewałam. Do tego otrzymaliśmy łyżwy, które z trudem udało mi się założyć, ale kiedy podpatrywałam na pozostałych w końcu jakoś mi się udało. Zawiązałam mocniej sznurowadła, aby nogi były bardziej stabilne, ale i tak wiedziałam, że to nie będzie łatwe, ponieważ było to moje pierwsze spotkanie z lodowiskiem.

Trzymając się bandy starałam się utrzymać na nogach. Przez chwilę niepewnie się kołysałam, ale w końcu zebrałam się na odwagę i wyszłam na lód. I tutaj właśnie popełniłam kolejny błąd, ponieważ w momencie moje nogi zaczęły się rozjeżdżać a ja poczułam, jak lecę do tyłu. Już nawet wyobrażałam sobie jaka będę poobijana i jak będę wyglądać leżąc rozłożona na zimnym lodzie, kiedy obce ramiona podchwyciły mnie w pasie i nie pozwoliły upaść.

Od razu wiedziałam, że to on i nawet nie musiałam się w tym celu odwracać, aby się przekonać. Rozpoznałam go po tym w jaki sposób mnie trzymał, tym bardziej że zaliczyliśmy jedno bliższe spotkanie na trybunach, kiedy trzymał mnie na swoich kolanach, ale to nie było wszystko. Jego niesamowity zapach dotarł do mojego nosa, ale nawet to nie mogło się równać z jego oszałamiającą aurą, którą wokół siebie roztaczał.

- Wszystko w porządku? – zapytał ledwo hamując śmiech.

- To nie jest zabawne. – odepchnęłam go od siebie, ale po chwili znowu straciłam równowagę. Oczywiście stał obok mnie i znowu pochwycił mnie w swoje ramiona przyciągając bardzo blisko siebie. Tym razem już nie wytrzymał i wybuchnął krótkim śmiechem.

- Jesteś tak urocza wyglądając tak nieporadnie, że nie mogę przestać na ciebie patrzeć. - uśmiech rozświetlił jego twarz a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego obecność sprawiała, że czułam coś co od dawna myślałam, że zatraciłam. Przy nim czułam radość i nawet odpowiedziałam uśmiechem na jego własny.

- Gdyby nie to, że boję się upadku to pewnie puściła za to co powiedziałeś. – wyburczałam trzymając się go kurczowo niczym koła ratunkowego.

- Oczywiście że to tylko strach a nie coś innego. - mrugnął do mnie przekornie.

- Nie schlebiaj sobie. – prychnęłam. – Nie jesteś wcale takim przystojniakiem jak ci się wydaje.

- Czyli zauważyłaś?

- Pomożesz mi czy nie? – zignorowałam jego arogancki uśmieszek.

Nie miałam takiego zamiaru mówić mu, że miał w sobie to coś przez co dziewczyny do niego lgnęły, bo jeszcze by popadł w samo zachwyt.

Przez dłuższą chwilę przyglądał mi się jednak w końcu pomógł mi złapać stabilność i przez cały czas nie puszczał a nawet przytulił mnie do swojego boku. Zaczęliśmy bardzo powoli sunąć po lodzie a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech, który robił się coraz szerszy a serce zaczęło bić coraz mocniej, kiedy patrzyłam, jak poruszamy się w jednostajnym tempie.

- Jadę – pisnęłam uradowana patrząc pod nogi zafascynowana.

- Spróbujesz sama? – zapytał się.

- Nie! – zaprzeczyłam łapiąc go za rękę, kiedy poczułam, jak zaczął się ode mnie odsuwać a ciepło jego ciała jakby w momencie wyparowało.

Spojrzał na mnie zaskoczony a potem przeniósł wzrok na nasze złączone dłonie, które wydawały się tak dziwnie do siebie pasować. Po chwili wzruszył ramionami i nie przestając jechać pomagał mi omijać pary, które pojawiały się tuż obok nas.

W dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że tutaj byłam. Lodowisko w lato było tak niespotykane, że gdyby ktoś po prostu mi o nim powiedział a nie zabrał mnie na nie, pewnie bym nie uwierzyła. Cała budowla została tak zaprojektowana, aby temperatura panująca w środku wynosiła poniżej zera, ale i tak co było coś cudownego.

To na pewno nie moja ostatnia przygoda z łyżwami, ale zanim ponownie stanę na lodzie miałam zamiar się jeszcze podszkolić, żeby móc jeździć bez niczyjej pomocy.

- Przepraszam za to co wcześniej powiedziałam. – odezwałam się, kiedy robiliśmy wspólnie kolejne koło wokół lodowiska.

- Miałaś rację, byłem zazdrosny. – przyznał mi rację a ja z wrażenia aż przystanęłam. Conor zostaje przeze mnie szarpnięty, nasze łyżwy robią niebezpieczny skręt i po chwili leżymy na lodzie śmiejąc do rozpuku chociaż znajdujemy się w pomieszczaniu pełnym ludzi, którzy byli zmuszeni nas omijać.

- O matko. – sapnęłam próbując się w jakiś sposób podnieść, ale nie było to takie łatwe jakby się mogło wydawać. Conor miał w tej sytuacji najgorzej, bo oberwał najbardziej a to tylko dlatego że wylądowałam na nim.

- Jesteś jak jedno wielkie nieszczęście. – stęknął.

- Nic ci nie jest? - udało mi się jakoś z niego sturlać i nawet uklęknęłam na lodzie, aby się przekonać czy nic poważnego mu się nie stało. Pochyliłam się nad nim nie wiedząc jak mam mu w tej sytuacji pomóc.

Było mi głupio, bo to w sumie moja wina, że stała mu się krzywda, ale ci wszyscy ludzie mogliby przestać się tak na nas gapić. Czułam na sobie spojrzenia praktycznie połowy lodowiska a co za tym idzie poczułam ogromne gorąco na moich policzkach pomimo panującej w pomieszczeniu niskiej temperatury.

- Stary nic ci nie jest? – obok nas pojawił się Daniel śmiejąc się jak opętany.

Sytuacja wyglądała wręcz absurdalnie, tym bardziej że w jednej chwili pochylał się nad Conorem a w kolejnej przez swoją nieuwagę i dekoncentrację stracił równowagę i wylądował na lodzie tuż obok niego.

- A czy z tobą wszystko w porządku? - pochyliłam się nad przyjacielem, ale zauważyłam jak na jego twarzy pojawia się stołowanie więc od razu poczułam się zaniepokojona. - Daniel wszystko w porządku? Daniel!

Byłam coraz bardziej spanikowana, bo w jednej chwili patrzyłam w jego dziwnie zmętnione oczy a w następnej jego powieki opadły. Ręce były niezwykle bezwładny a moje ciało jakby zamurowało w miejscu. Nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić, tym bardziej że Conor w dalszym ciągu leżał na lodzie obok nieznacznie opierając się na łokciach i spoglądając na przyjaciela spod zmrożonych oczu.

- Daniel? – lekko uderzyłam go w twarz, bo słyszałam, że to podobno pomaga jednak on w dalszym ciągu się nie ruszał. Rozejrzałam się po ludziach wokół aby poszukać pomocy jednak oni najwyraźniej sądzili, że to zabawa, bo uśmiechali się i przejeżdżali obok nas, jak gdyby nigdy nic. Zaczęłam więc szukać po kieszeniach komórki i kiedy już miałam zadzwonić na numer alarmowy...

- Aaaaa! – krzyknął w moją twarz tak niespodziewanie, że odruchowo uderzyłam go z główki w czoło posyłając go znowu na lód. – Jezu, kobieto! – wyjęczał.

- Kretyni! – wydarłam na nich obu podnosząc się na nogi a złość, którą czuła w tej chwili sprawiła, że zapomniałam, że to moja pierwsza jazda na łyżwach.

- Ale ja nic nie zrobiłem! – krzyknął Conor podnosząc się z lodu, kiedy sunęła w kierunku bandy. Pomógł nawet wstać Danielowi, do którego najwyraźniej docierało, że jego zabawa nie była tak śmieszna jak mogłoby mu się na początku wydawać. Naprawdę się wystraszyłam, że coś mogło mu się stać a on po prostu sobie ze mnie zakpił.

- Debile, że ja się zgodziłam z nimi przyjechać. – mamrotałam do siebie.

Dojechałam w końcu do wyjścia i jak najszybciej ściągnęłam znów łyżwy, bo jeszcze chwila a mogłabym wpaść na pomysł, aby wrócić z powrotem na lód i naprawdę coś im zrobić. Nie chciałam nawet myśleć o tym co się przed chwilą stało i jak zareagowałam więc postanowiłam poczekać na resztę w kawiarni na górnym piętrze.

Kiedy znalazłam wolne miejsce od razu zamówiłam dla siebie ciepłą czekoladę z karmelem, aby jakoś ukoić swoje nerwy. Postanowiłam też zaplanować idealną zemstę na Danielu i Conorze.

Był tuż obok mnie i nie uwierzę w to, że nie wiedział o tym co wyprawia jego kolega, tym bardziej że znali się od dawna, przyjaźnili się a także mieszkali ze sobą. Dam im taką nauczkę, że do końca życia mnie popamiętają i następnym razem się zastanowią, czy wywinąć mi jeszcze jakiś numer.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro