Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII

~ Harry ~

      Znajdowaliśmy się w Dolinie Godryka, na cmentarzu przy grobie moich rodziców. Usiedliśmy na ławeczce, którą postawiłem tam jakiś czas temu dla własnej wygody. Teraz nam się przydała.
- Jestem twoim tatą - zacząłem niezbyt oryginalnie. Mówiłem do trzynastoletniego chłopca, niedokońca sam łapiąc się w tym wszystkim. Musiałem zachować delikatność, ale jednocześnie wszystko dokładnie przekazać. To, że chłopak nie skomentował mojej wypowiedzi, nie ułatwiało mi zadania. Przysunąłem się do niego i zmusiłem, aby spojrzał mi w oczy.
- W ostatniej klasie twoja mama, Ron i ja wyruszyliśmy w poszukiwaniu horkruksów. Mieliśmy po siedemnaście lat, jeszcze niedokońca sobie radziliśmy z emocjami i pewnego dnia uczucia wzięły górę nad racjonalnym myśleniem. Ron i ja pokłóciliśmy się. On opuścił nas na pewien czas. Hermiona bardzo go wtedy kochała. Trudno jej było pogodzić się z jego odejściem i...
- Pomogłeś uporać się jej z problemem, pojawiłem się ja, uznaliście, że lepiej będzie nie mówić nic mnie i Ronowi, wszystko ok, prawda, tato? - w jego oczach tliła się złość. Sprawiał wrażenie zdrowego, jakby Tom uzdrowił go na te kilkadziesiąt minut.
- Sam dowiedziałem się o tym kilka dni temu - powiedziałem i spojrzałem w jego oczy. Dopiero w tej chwili spostrzegłem, że są takie, jak moje i mojej mamy. Coś drgnęło w moim sercu.
- Jak to? - Luke zmarszczył brwi.
- Byłeś, a raczej jesteś bardzo podobny do Hermiony, patrząc na ciebie, cały czas mam jej twarz przed oczami. Inteligencje też, na szczęście, odziedziczyłeś po niej. Czasami miałem wrażenie, że jeszcze kogoś mi przypominasz, ale nigdy bym nie  przypuszczał, że jesteś moim dzieckiem, że tamta chwila przyniesie takie konsekwencje.
- Żałujesz? - zapytał i w tej chwili przypominał mnie, ten strach, niepewność i coś na kształt nieufności...
- Tylko tych straconych lat - uśmiechnąłem się smutno i przytuliłem go mocno. On nie zaprotestował tylko spojrzał w przestrzeń.
- Myślisz, że to dlatego tak dobrze, zawsze się dogadywaliśmy? - zapytał i wygodniej ułożył sobie głowę.
- Może - kiwnąłem głową i pogłaskałem go po plecach.
- Tato - uśmiechnąłem się, to słowo było dla mnie najcudowniejszą muzyką dla moich uszu.
- Tak?
- Ron wiedział?
- Nie od początku.
- Dlatego nas porwał?
- Nie... Raczej dla wyznawców Slytherin.
     Zapanowało milczenie. Pozwoliłem mu oswajać się z tą myślą. To musiał być dla niego szok. W pewnym momencie chłopak wstał. Podszedł do nagrobka i położył na niej rękę.
- Moi dziadkowie - powiedział.
- Zginęli w mojej obronie, kiedy miałem rok, teraz to ja zrobię wszystko, abyś przeżył - obiecałem i stanąłem obok niego. W sumie dawno tu nie byłem. Wszystkie ostatnie problemy z Ginny nie pozwalały mi na odwiedzenie rodzinnej miejscowości.
- Przejdźmy się - zaproponowałem i pociągnąłem go za rękaw. Wstał i ruszyliśmy w stronę ludzkich domostw.
    Szliśmy obok siebie, silny wiatr wiał nam w twarze, ale byłem szczęśliwy. Objąłem chłopca ramieniem, dając mu przynajmniej złudzenie bezpieczeństwa.
- Pokażę ci ruiny mojego rodzinnego domu - powiedziałem, nie za bardzo wiedząc, co jeszcze mogę dodać.
- Nie myślałeś, jakby to było, gdyby Tom, nigdy nie stałby się Voldemortem? - zapytał nagle.
- Trudno mi by było to sobie wyobrazić - spojrzałem na niego, zastanawiając się, dlaczego nagle zaczął ten temat.
- Mnie ciekawi, dlaczego nikt nigdy nie cofnął się w czasie wystarczająco daleko, aby to zmienić. Przecież można było go zabić w przeszłości - stwierdził Luke. - Przecież mamy to.
    Spojrzałem na niego. On wyjął spod bluzki małe urządzenie, które wcześniej widziałem tylko raz. U Hermiony.

~ Hermiona ~

     Nie znałam tego lasu. Było tu cicho i spokojnie, słońce bez trudu przebijało się przez zielone liście. Pogoda była bardziej letnia niż jesienna, nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Pewnie zachwyciłabym się tym miejscem, gdyby nie stojący przede mną mężczyzna.
- Mam ci teraz mówić  ,,tato" - wybuchnęłam nagle. - Dlaczego nigdy nic nie powiedziałeś, nigdy się mną nie zainteresowałeś, nie było cię!
- Tak było lepiej - powiedział, a ja musiałam przyznać, że jest przystojny. Stał przede mną młodszy niż go zapamiętałam. Czarne włosy były starannie, elegancko ułożone a twarzy nie szpeciła żadna zmarszka. Trudno mi było myśleć o nim jako o ojcu.
- Chyba dla ciebie. Po prostu nie chciałeś mieć dzieci. No proszę, powiedz to, byłam problemem.
- Byłaś zaskoczeniem.
- Powiedz!
- Nie mogłem cię wychowywać! Nie w tamtych czasach, nie z tamtą kobietą, mając oddech Voldemorta na karku.
- Rodzicom Harrego to nie przeszkadzało...
- Dlatego zginęli!
     Zapanowała cisza. Targały mną przeróżne uczucia. Byłam na niego wściekła, pragnęłam mu wszystko wygarnąć, sprawił, aby cierpiał, by poczuł to, co ja czułam teraz, ale równocześnie chciałam po prostu podejść i się przytulić i przez tę jedną, jedyną godzinę na nowo być szczęśliwą, jednak pamięć o moich ludzkich rodzicach nie pozwalała mi na to.
- Pozwoliłeś, aby wychowywali mnie zupełnie obcy ludzie - warknęłam.
- Tylko tak mogłem zapewnić ci bezpieczeństwo. Nikt nie szukałby mojego dziecka u mugoli - odpowiedział spokojnie.
- Miałem cię od nich zabrać, kiedy tylko to wszystko się skończy, ale zaraz potem pojawiły się te wszystkie oskarżenia. Wylądowałem w Azkabanie. Gdy uciekłem, było za późno, aby ci o wszystkim powiedzieć, nie chciałem, abyś była zła na swoich rodziców, że nie powiedzieli ci prawdy. Oni naprawdę myśleli, myślą, że jesteś ich dzieckiem. Musiałem zadbać o każdy szczegół. Poza tym, nadal byłem zbiegiem. Do tego Albus kazał mi się opiekować Harrym. Nawet nie wiesz, jakie to było dla mnie trudne, widzieć cię zawsze obok niego i nie móc powiedzieć ci prawdy.
  Nie odpowiedziałam, z każdą chwilą coraz trudniej mi było powstrzymywać wzruszenie. Jak widać ukrywanie faktów rodzinnych było u nas rodzinne.
- Kim była moja matka? Nie kochałeś jej, prawda? - zmieniłam szybko temat.
- Była pomyłką, odskocznią, wybranką mojej mamy, nie moją - podkreślił mężczyzna i podszedł bliżej, mocno ją przytulił. - Nie będę kłamał, że gdybym mógł cofnąć czas... Nie, dziś zrobiłbym dokładnie tak samo. Długo dorastałem do tamtej decyzji.
- Teraz to i tak nie ma znaczenia - wtuliłam się w niego.
- Dlaczego? - jego głos był ciepły, przepełniony miłością, zaczęłam się zastanawiać co on przeżywał przez te wszystkie lata.
- Zginiemy. Ty, ja, Luke, Harry i... wiele innych osób - powiedziałam z trudem. Nie znosiłam porażek, nie potrafiłam przyznać się do błędu. Ale teraz nie mogłam inaczej, nie mogłam siebie oszukiwać, musiałam dorosnąć.
- Niekoniecznie - Syriusz zamyślił się, ciągle mocno mnie trzymając. - Pamiętasz, co nosi na swojej szyi twój syn?
- Chyba nie... - zaczęłam, ale on delikatnie mi przerwał.
- Tak moja droga. Znalazł to kiedyś w domu Harrego, Ginny pozwoliła mu to zabrać, on zaś pilnował tego, jak najcenniejszą relikwię. Tylko to jest ci wstanie pomóc.
- Jak to Ginny się zgodziła, przecież dobrze wiedziała czym to może się skończyć, czy ona... - fala złości ogarnęła całe moje ciało. Powtarzałam sobie w myślach, że to teraz i tak nie ma znaczenia, ale nie mogłam zanegować zwykłej oczywistości, tylko to mogło wszystko naprawić...
- Teraz się tym nie zajmuj, obiecuję, że kiedyś poznasz prawdę, ale teraz skup się na posprzątaniu tego całego bałaganu - odsunął się i stanął na przeciw mnie. Młody, wysportowany, silny, pełen życia, takiego go chciałam zapamiętać.
- Jak daleko muszę się cofnąć w przeszłość, aby temu zapobiec? - zapytałam.
- Sama musisz podjąć tę decyzję, od niej wiele będzie zależeć.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś - mruknęłam.
- Hermiono, musisz zacząć brać na siebie odpowiedzialność, ty i Harry unikajcie przez całe życie, czas dorosnąć - mój ojciec spoważniał i położył mi dłoń na ramieniu. - Nic nie jest proste, ale wierzę, że akurat ty temu podołasz i znajdziesz złoty środek.
   Kiwnęłam głową, czułam, że kończy nam się czas. Nie chciałam tego, każda chwila zbliżała mnie do podjęcia decyzji, a szale za i przeciw były osadzone na równi...

Hej! Dawno mnie nie było, ale myślę, że rozdział Wam to wynagrodził. Nie wiem ile jeszcze będę to pisać, ale chyba nie więcej niż 5-6 rozdziałów. Piszcie co o tym myślicie 😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro