Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

~ Harry ~

   Zanurzyłem rękę w jej włosach, pozwoliłem, aby wtuliła się we mnie całą sobą. Była taka drobna, krucha, okazała mi swoje drugie oblicze, to bardziej kobiece, delikatniejsze.
- Mionka? - szepnąłem, gdy odsunęła się trochę i spojrzała w moje oczy.
- Musimy porozmawiać - powiedziała, pociągnęła mnie do salonu, gdzie zastaliśmy straszny bałagan, ona nie patrząc na to, usiadła na samym środku i pokazała, abym zajął miejsce koło niej.
- Zaczniemy od śledztwa - oznajmiła i pokazała mi na zdjęcia wszystkich zamordowanych. - Powiedziałeś mi, że denatów nic nie łączy, prawda? Ja... wpadłam na pewien pomysł. Co jeżeli to nie chodzi o ich rodziców? A nawet dziadków? Mugolami mogą być nawet pradziadkowie, dalecy krewni... Dla psychopaty, który chce oczyścić magiczny świat nie ma różnicy. Sprawdzaliście to?
- Nie - przyznałem. - Ale w dzisiejszych czasach inaczej się to postrzega. Przecież nawet Snape trafił do Slytherinu, mimo że jego ojciec był mugolem.
- Tak, ale ta ,,runiasta dziewczyna", jak ją nazywacie... te runy są stare, ten kto je zrobił, żył wieki temu.  W dawnych czasach patrzono nawet trzy pokolenia wstecz - wyjaśniła. - Sprawdź to.
- Jesteś skarbem.
- Wiem, ale mam coś jeszcze,  gdy rano robiłam sobie kawę - zabrała mi różdżkę i wyszeptała zaklęcie. Zza rogu wyłoniła się zgięta kartka papieru, która po chwili wylądowała na moich kolanach.
   Przeczytałem go, ona opowiedziała mi wszystko od początku, powiedziała co z tego wyczytała i, że na moim miejscu połączyłaby list z ,,runiastą dziewczyną". Próbowałem się skupić, ale nie patrzyłem na jej usta, tylko na nogi. Były szczupłe i zadbane. Dlaczego nigdy nie patrzyłem na nią, jak na kobietę? Ile straciłem, pozwalając jej się oddalić?
- Harry, słuchasz mnie? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- Nie kontaktuję, przepraszam - zmusiłem się, aby spojrzeć na jej twarz. - Miałem ciężką noc w biurze i kostnicy...
- No właśnie. Nie powiedziałeś, dlaczego był tu w nocy Malfoy?
- Zniknęła runiasta, ktoś zabrał ciało,  żadnych wartościowych poszlak - wyrecytowałem. - Papiery masz w kieszeni płaszcza.
   Pocałowała mnie przelotnie w czoło i pobiegła do przedpokoju. Tak bardzo przypominała tamtą nastoletnią Hermionę, która we wszystko bardzo się angażowała i pomagał mi i Ronowi, jak tylko potrafiła.
- Matko, Harry, jak ty wyglądasz - jęknęła i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Idź się połóż do swojego łóżka, ja pomyślę nad tym i postaram się znaleźć rozwiązanie tego wszystkiego, ale od razu mówię, że mam za mało danych...
  Pomogła mi wstać i poszliśmy w stronę mojej sypialni.
- Zostaniesz ze mną? - zapytałem, kiedy wślizgnąłem się już pod kołdrę, a ona zabierała parę swoich rzeczy.
   Usiadła obok mnie z teczką i kartką papieru. Zaczęła coś szybko pisać. Patrzyłem na jej w pełni skupioną minę.
- Oh, zostaw to! - jęknąłem i zabrałem jej papiery. - Mamy cały weekend, zdążysz.
- Nie, daj mi to teraz zrobić, sobotę mam zajętą - powiedziała i starała się zabrać mi rzeczy, ale bez czarów nie było to takie łatwe. W końcu upadła na mnie, praktycznie na mnie leżała, chcąc sięgnąć papierów.
- Proszę - jej oczy stały się nagle spokojniejsze.
- Mi jest wygodnie - odpowiedziałem, rzuciłem na podłogę, to co miałem w ręku i położyłem ją na plecach dziewczyny.
  Ona dopiero wtedy się zorientowała, sturlała się ze mnie, usiadła i zerknęła w stronę okna.
- Nie wierzę - jej głos był cichy i pozbawiony emocji. - Jutro spotykam się z twoją żoną, niedoszłą matką twojego dziecka a teraz leżę sobie w waszym łóżku, jakby nic między wami nie było...
- Jak to spotykasz się z Ginny? - zmarszczyłem brwi.
- Molly ma nadzieję, że to w czymś pomoże... jutro z samego rana lecę do Nory, chcę z nią porozmawiać, sprawdzić czy przeprowadzka do mamy pomogła.
- Czy... o której wrócisz? - zapytałem.
- Nie wiem, nie mam pojęcia, jak na mnie zareaguje. To nie jest zwyczjna sytuacja - wstała i przeskoczyła przeze mnie. - Śpij, przyszykuję ci wszystko, zajmę się obiadem, znajdę swoją różdżkę i... no mam parę zajęć.
- No nie wierzę, panna Granger cokolwiek zgubiła - zaśmiałem się, celowo używając jej panieńskiego nazwiska. Rzuciłem w nią swoją różdżką. - Będzie ci łatwiej.
- Dzięki - uśmiechnęła się i wyszeptała parę słów, momentalnie zasnąłem.

~ Hermiona ~

   Od razu poszłam do kuchni, chciałam wyjąć kubek z kawą z szafki, kiedy zorientowałam się, że nie jestem sama.
- Witaj Hermiono - lodowaty, przeszywający całe ciało, głos nie pozostawał mi złudzeń kto, a raczej co znajduje się za mną. Przerażało mnie, że jego głos nie zmienił się nawet o jotę, a moc jego słów nadal była ogromna. Odwróciłam się powoli, instynktownie, coraz bardziej wciskając się w kąt kuchni.
- Spodziewałbym się po tobie więcej odwagi. Przecież tyle razy ze sobą walczyliśmy,  w momencie, kiedy byłem pełny sił. Teraz stanowię tylko namiastkę samego siebie, a ty drżysz na sam tembr mojego głosu. Patrzysz na mnie, widzisz, że jestem tylko słabym, ledwo trzymającym się przy życiu duchem.
- Nie boję się, Tom  - odnalazłam w sobie jakiś pokład odwagi. - Zaskoczyłeś mnie, to wszystko.
- Nie kłam! Nie cierpię tego! Wiesz ilu śmierciożerców ukarałem za oszustwo? Wszystko trzeba załatwiać uczciwie, prawda? Kto, jak nie ty ma o tym wiedzieć? Ile razy cię okłamywali, ile w twoim życiu było wiele kłamstwa i obłudy, nie o wszystkich wiesz, a te, które spadły na ciebie, zbyt mocno cię zraniły, byś była gotowa na przyjęcie kolejnych. To takie... mhm... dołujące, nie sądzisz?
  Czarował mnie swoją mową, choć był tylko duchem, nadal czytał emocje, znał się na ludziach lepiej niż ktokolwiek inny, moje własne, słabe zapory magiczne, nie były wystarczająco odporne. On nie atakował, on się wślizgiwał do mojego umysłu, od środka mnie rozbrajając.
- Jak ci się udało tu dostać - zapytałam.
- Sama mnie wpuściłaś. To było takie żałosne. Ty taka ufna, otwarta i całkowicie bezbronna. Czy wiesz, że gdy miał zginąć Harry, James i Lily też nie mieli przy sobie różdżek. Zakochany w Syriuszu James ufał, swemu przyjacielowi bezgranicznie, jego słowo było święte, uważał młodego Blacka za osobę nieomylną, natomiast zauroczona i pewna miłości Severusa Lily,  była przekonana, że Snape zdoła mnie powstrzymać. Myśleli, że nie potrzebują się o siebie martwić. Przecież ich dom był chroniony, wioska zamieszkana przez samych, oddanych im czarodziejów, ale... czy ja nie odbiegłem od tematu? No właśnie Hermiono. Oni wpuścili do swojego serca szczura i otworzyli przed nim drzwi swojego domu, to zrozumiałe, to był przyjaciel, jednak co ciebie skłoniło, by pozwolić tu wejść Narcyzie, która jeszcze kilkanaście lat temu pragnęła twojej śmierci, tego nie jestem w stanie pojąć.

  Za to ja zrozumiałam swój błąd.
- To nie była jej myśl - powiedziałam. - Ona przez twe wszystkie lata ukrywała tam kawałek ciebie, jakieś bardzo ważne wspomnienie, które przynajmniej w części pozwoliło ci pojawić się wśród żywych.
- Brawo, jednak rozumu ci nie brakuje. Tylko ta twoja naiwność... gubi wszystkich bohaterów.
- Czego chcesz? - wycharczałam. Z różdżką Harrego nie czułam się wystarczająco pewnie, aby zaatakować.
- Pottera, Granger.  Ale nie tego co myślisz. Potrzebuję też nowego ciała... zaraz zniknę. Miałem nie zostawać dłużej, ale chciałem, abyś mnie zobaczyła, abyś przekonała się, że to ci najwięksci mają tendencję do największych upadków. Za swoją głupotę będziesz musiała zapłacić, ale jeszcze nie teraz. Nie lubię słabych przeciwników.
- Nie uda ci się odzyskać ciała... horkruksy...
- Są inne metody. Bardziej zaskakujące i okrutne niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. To co teraz przeżywasz jest tylko niewielką namiastką tego, co nadejdzie. Te morderstwa, to prolog do wyjątkowo krwawego przedstawienia. Myślisz, że to koniec? To dopiero początek - z każdą minutą w pomieszczeniu robiło się chłodniej. Drżałam na całym ciele, nie za bardzo wiedząc czy ze strachu, czy z zimna.
- Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że mógłbym cię teraz zabić, ale zbyt kocham patrzeć na ludzkie cierpienie, abym mógł się na to skusić. Nie lubię nudnej śmierci - jego zęby lśniły, wydawało mi się, że jest coraz bliżej mnie. - Czy to by nie było cudowne, patrzeć, jak Harry odnajduje twoje ciało we własnej kuchni?
- To...
- Nieludzkie, niemoralne czy obrzydliwe? No postaraj się, nasz język ma wiele epitetów, które mogłyby to określić. Taka wykształcona osoba jak ty, na pewno coś znajdzie - naciskał, jego ciemne, ulizane włosy błyszczały w świetle słońca, z każdą chwilą stawał się bardziej realny. - Możesz jeszcze powiedzieć, że jestem potworem, ale ostrzegam, że zbyt wiele razy to słyszałam, aby zrobiło to na mnie, jakiekolwiek wrażenie.
   Milczałam. Nie znalazłam odpowiednich słów, nie potrafiłam opisać tego wszystkiego. Wiedziałam jedno, przy nim zawsze będę słaba. On wygrał nawet ze śmiercią, kim ja byłam przy nim? Różdżka Harrego nadal była w zasięgu ręki, ale co mogłam zrobić? Był duchem, wyjątkowo potężnym, ale... on nie żył. Już dwa razy został pokonany, raz udało mu się odrodzić, teraz musiałam zrobić wszystko, aby się to nie powtórzyło.
   Spojrzałam mu w oczy, ich moc była bezkresna. Odpłynęłam, nie byłam w stanie wytrzymać jego wzroku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro