×Rozdział 20×
TY:
Obudziłaś się dopiero nazajutrz było już po śniadaniu zobaczyłaś przy łóżku rodziców i Remusa.
(Ty)-Mamo tato co tu robicie?-Mówiłaś cichym i ochrypniętym głosem czułaś się znacznie lepiej niż wczoraj czy w nocy rodzice Cię uściskali i dali po buziaku.
(H)-Chcieliśmy sprawdzić jak się czujesz i porozmawiać o Twoich problemach.
(Ty)-Ja nie mam żadnych... Remus powiedziałeś im coś?-Popatrzyłaś na brata wściekłym wzrokiem.
(H)-Skarbie dobrze zrobił.
(R)-Tak nie będę już patrzał jak dzieje Ci się krzywda koniec z tym.
(Ty)-Ale ja świetnie sobie dawałam radę!!
(R)-Właśnie widziałem nie dawałaś!!-Krzyczeliście na siebie a Ty zaczęłaś płakać rodzice usiedli koło Ciebie na łóżku i przytulili Cię.
(Ty)-Ja nie...-Zaczęłaś płakać.
(R)-Nie płacz przecież nic się nie dzieje.-Przytulił Cię brat i nie puszczał wtuliłaś się w niego i płakałaś.
(H)-Dlaczego nam nic nie mówiłaś?
(Ty)-Nie chciałam wam... sprawiać więcej... kłopotów.-Mówiłaś przez płacz.
(Ly)-Skarbie ale Ty nie jesteś kłopotem i ze wszystkim masz przychodzić do nas jesteśmy rodziną i musimy się wspierać dobrze?
(Ty)-Dobrze.-Już się uspokoiłaś.
(H)-Przepraszamy Cię też za to że nie wierzyliśmy Ci.
(Ty)-To nic.
(Ly)-To nie jest nic powinniśmy Ci wierzyć bo jesteś naszą córeczką i nie chcemy żeby Ci coś się stało i już nie pozwolimy na to dobrze ale masz nam mówić wszystko co się dzieje.
(Ty)-Dobrze.
(Ly)-No to już nie płacz.-Otarł Ci łzy.-A jak się czujesz?
(Ty)-Już lepiej.
(H)-No to dobrze. Wiecie że bardzo was kochamy?
(Ty,R)-Tak.
(H)-No to dobrze my niestety musimy już iść ale opiekujcie się sobą na wzajem dobrze.-Pocałowała was w głowy.-Do zobaczenia kochamy was.
(Ty,R)-My was też.-Wasi rodzice wyszli a Ty siedziałaś trochę zakłopotana. Brat przytulił Cię a Ty wtuliłaś się w niego.
(R)-Zawsze będę przy Tobie i już nigdy nie dam Cię skrzywdzić.
(Ty)-I tak wiesz że to nie możliwe wypadki chodzą po mnie i to ciągle.-Zaśmiałaś się.
(R)-Tak wiem ale wiesz o co mi chodzi, nie o szkołę.
(Ty)-Wiem ale teraz już wiem do kogo mam przychodzić.
(R)-Do mnie jak tylko coś się zacznie dziać.
(Ty)-Dobrze.-Do szpitala wpadli chłopcy.
(S)-Bella jak się czujesz?!!-Chłopak krzyczał na cały szpital.
(Ty)-Nie krzycz tak proszę.
(S)-Wybacz.
(J)-Ale jak się czujesz?
(Ty)-O wiele lepiej.
(S)-Ty płakałaś?
(Ty)-Nie.
(J)-Tak co się stało?
(Ty)-Bo nie powiedziałam rodzicom o tym co zaszło w święta i w wakacje i Remus im powiedział i musiałam im wytłumaczyć i tak jakoś wyszło.
(J)-Aha Bella strasznie nam przykro że przez nas tu wylądowałaś.
(S)-Tak i bardzo Cię za to przepraszamy.
(Ty)-Oj chłopcy nic takiego się nie stało.
(J)-Stało się jesteś chora i tu leżysz.
(Ty)-Nie pierwszy i nie ostatni raz na prawdę chłopcy nic się nie stało.
(S)-Ale i tak to nasza wina.
(Ty)-Oj weźcie przestańcie.
(J)-Na prawdę Cię przepraszamy.
(Ty)-No dobrze wybaczam wam.-Chłopcy przytulili Cię.
(S)-Przepraszmy.
(Ty)-Bo zaraz dostaniesz.-Weszły dziewczyny.
(Do)-Bell Ty żyjesz!-Rzuciły się na Ciebie wszystkie.
(R)-Bo ją udusicie.
(L)-Nie przesadzaj.
(J)-Nie przesadza Evans.
(L)-A czy ktoś Cię prosił o zdanie?
(Ty)-Jak macie zamiar się kłócić to ja wychodzę.-Zaczęliście się śmiać.
(J)-No dobrze przepraszam.
(Ty)-Ile jeszcze będziecie mi to mówić?
(J,S)-Dużo.
(Ty)-Chłopcy nie musicie mnie przepraszać tak głupio zrobiliście ale ja bym zrobiła to samo więc nie przepraszajcie.-Uśmiechnęłaś się do nich ale dalej mówiłaś ochrypniętym głosem.
(R)-Chłopcy już się tak nie poniżajcie bo to strasznie głupio wygląda.
(S)-Oj skończ już.
(Ty)-Dziewczyny jak tam dzionek mija?
(L)-Dorze nic ciekawego i Ben z Samem się o Ciebie pytali mają przyjść po zajęciach.-Była przerwa obiadowa i wszyscy siedzieli przy Tobie.
(Ty)-A byliście na obiedzie.
(R)-Nie.
(Sa,L,Do)-Tak.-Popatrzyłaś na chłopaków.
(S,J)-Tak.
(Ty)-Chłopcy!
(S)-No nie byliśmy.
(Ty)-No to na co czekacie już ruchy mam was tu nie widzieć do póki nie zjecie obiadu.
(J)-Ale...
(Ty)-Żadnych ale już marsz na obiad obydwaj.
(Do)-Widzicie chłopcy my byłyśmy mądre i poszłyśmy wcześniej żeby nie martwić Belli.
(Ty)-No bierzcie przykład z dziewczyn.
(J)-Nie my nigdy nie będziemy tacy grzeczni i poukładani.
(S)-Tak nie mam takiego zamiaru.
(Ty)-Nie mówi że ciągle ale w niektórych sprawach moglibyście.
(S)-Nigdy.
(Ty)-A to niby dla czego? Bo co dziewczyny są gorsze?
(S)-Ty to powiedziałaś.
(Ty)-Ty wredna małpo jak...-I bum zaniemówiłaś nie mogłaś już nic powiedzieć.
(R)-Bella nie rób sobie żartów.-Uderzyłaś go dłonią po ramieniu i skarciłaś wzrokiem.
(S)-Może to i lepiej nie muszę już wysłuchiwać tych obelg.-On też dostał.
(J)-Ale ma jeszcze sprawność w rękach więc nie przeginaj.
(S)-O Bella nic nie mów jeśli możemy tu zostać.-Popatrzałaś na niego wściekłym wzrokiem i próbowałaś coś powiedzieć ale nic.-Słyszeliście czyli możemy tu zostać i nie iść na obiad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro