×Rozdział 15×
(R)-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
(Ty)-Bo było mi wstyd.
(R)-Dla czego?
(Ty)-Czy Ty mnie widzisz? Przez to że nie dałam sobie rady z tymi durniami.
(J)-Chyba niedługo wybierzemy się na małą wycieczkę.
(S)-Chyba zaraz.
(R)-Kiedy Ty zrozumiesz, że nie jesteś sama. Masz do mnie przychodzić z takimi sprawami.
(Ty)-Dajcie spokój.-Usiadłaś na siedzeniu i podciągnęłaś nogi i ukryłaś twarz w kolanach. Poczułaś że ktoś siadł koło Ciebie i Cię przytulił.
(R)-Jak ich dorwę to rozszarpie na malutkie kawałeczki, nie będzie już co po nich zbierać.
(Ty)-Nawet nie ma takiej opcji.
(J)-Jest i my mu w tym pomożemy.
(S)-Tak nikt nie ma prawa Ci dokuczać oprócz nas.
(J)-Dokładnie.
(Ty)-To może Ty powiesz nam co Ci się stało?-.-Położyłaś głowę na kolanach i popatrzałaś na chłopaka który kucną przed Tobą i delikatnie przejechałaś palcem po jego twarzy.
(S)-Chyba muszę.-Westchną chłopak.
(Ty)-Nie, nie musisz jak nie chcesz.
(S)-No to jak tak no to chce.
(Ty)-No to opowiadaj.
(S)-Bo mam trochę szurniętą rodzinę. Znaczy to bardziej matka ma świra na punkcie czystości krwi a ja nie. Mi do jest obojętne kto ma jaki status krwi ale ona ma obsesje i wściekła się jeszcze że nie przydzielono mnie do Slytherinu i postawiłem się jej no i...
(Ty)-To ona Ci to zrobiła?
(S)-No tak.
(Ty)-Ale głupi babsztyl jak ona może tak traktować własnego syna? Mam nadzieje że będę mogła z nią porozmawiać.
(S)-Oj mam nadzieje że nie.
(Ty)-Ja mam inne zdanie.
(J)-Jak zawsze.-Reszta podróży minęła wam spokojnie na rozmowach i żartach które robiliście innym uczniom. Podkładaliście śmierdzące bomby i petardy. Zabawa była przednia ale musiała już dobiec końca. Szybko nastał 14 luty była to niedziela a Tobie strasznie nie chciało się wstać więc tego nie zrobiłaś. Leżałaś i myślałaś o tym dniu o którym dziewczyny gadały już od wielu dni a Ciebie to w ogóle nie ruszało. Dziewczyny wstały i poszły uradowane na śniadanie próbowały Cię wyciągnąć ale Ty nie ustąpiłaś i chciałaś przeleżeć ten dzień w swoim kochanym łóżeczku. Niestety weszli chłopacy i obsypali Cię masą płatków róż brat dobrze wiedział że nie lubisz walentynek i za każdym razem przychodził do Ciebie i Cię denerwował. Nie lubiłaś tego święta bo było przesadnie przepełnioną sztuczną i nie prawdziwą miłości. Chłopcy mieli z Ciebie niezły ubaw bo strasznie Cię denerwowali ale Ty schowałaś się pod kołdrę.
(J)-Wstawaj wstawaj kochana nie wiesz jaki dzisiaj jest dzień?
(Ty)-Taki najgorszy dzień w roku.
(S)-Oj cukiereczku wstawaj.
(Ty)-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a połamię Ci rękę.
(R)-O jaka ja jestem zła dzisiaj.-Chłopcy zaczęli się śmiać a Ty nie miałaś zamiaru wychodzić z pod kołdry. Jednak oni mieli inne plany.
(J)-Wstawaj mamy genialny plan na ten piękny dzień.
(Ty)-Coś konkretnego?-Usiadłaś na łóżku.
(S)-Czekoladki z farbą.
(R)-I eliksirem barwiącym.
(Ty)-No to może jednak ten dzień nie będzie aż tak okropny.-Przeciągnęłaś się z uśmiechem.
(R)-Ty byś tylko uprzykrzała ludziom życie nie?
(Ty)-Tak a szczególnie tym wszystkim zakochańcom. Aż mi się niedobrze robi na widok tych wszystkich serc i całej tej przesadzonej uprzejmości.
(J)-A dlaczego nie lubisz walentynek?
(S)-Bo nikt jej nie chce.
(Ty)-Jeszcze zobaczymy.-Walnęłaś go w ramię.
(S)-Co znowu mały zakładzik?
(Ty)-A co chcesz znowu przegrać?
(S)-Tym razem bym wygrał.
(TY)-Nie mam ochoty dzisiaj. A nie lubię tego dnia bo jest okropnie sztuczny.
(R)-Dobra ubieraj się i idziemy.-Zeszłaś z łóżka i ubrałaś się w spódniczkę w kratkę i koszulę. Poszliście do pokoju chłopców by wprowadzić wasz plan w życie. Zbyt długo to wam nie zajęło więc wzięliście czekoladki i poszliście rozdawać je ale tak ukradkiem. Kiedy obok Ciebie nie było chłopaków jacyś odważniacy chcieli zaprosić Cię na randkę ale Ty odmawiałaś. Chłopcy podziwiali te sceny z radością bo za każdym razem robiłaś bardziej zła co ich bawiło do łez. Wszyscy chłopcy umówili się z dziewczynami oprócz Twojego brata. Dziewczyny też nawet Lilly dała się namówić jakiemuś zostałaś tylko Ty i brat ale Ty nie chciałaś nie jak Twój brat. Na śniadaniu bardzo późnym bo był już obiad zasypały Cię masę róż i różnych słodyczy i kartek walentynkowych. Położyłaś głowę na stole dźgając jedzenie widelcem i marząc żeby ten dzień szybko miną.
(R)-Co jest siostra?
(Ty)-To jest takie dołujące.
(Ty)-Co takiego?
(Ty)-Że odmawiasz każdej dziewczynie proszę idź i baw się dobrze.
(R)-A Ty?
(Ty)-Ja? Czy Ty dał byś mi się z kim umówić?
(R)-No chyba nie.
(Ty)-Dokładnie ale teraz ja też to popieram więc jak będzie?
(R)-No dobrze .-Brat podszedł do jakiejś dziewczyny i umówił się z nią. Ty dalej siedziałaś i grzebałaś w jedzeniu i patrzałaś na szczęśliwych przyjaciół. Pocieszał Cię fakt że niektórzy uczniowie przychodzili ubrudzeni farbą lub zafarbowani na czerwono to było piękne ale dalej leżałaś na stole dźgając posiłek.
(B)-Hej malutka co tak siedzisz sama?
(TY)-Próbuje jakoś przetrwać ten okropny dzień.
(B)-Co nie przepadasz za walentynkami.
(Ty)-Jak widać.-Podeszła do was jakaś Krukonka.
(Ty)-No leć dziewczyna nie może czekać.
(B)-A Ty?
(Ty)-Ja gdzieś się zaszyje i przeczekam ten okropny dzień.
(B)-Ale...
(Ty)-Żadnych ale. Spadaj i to już.-Uśmiechnęłaś się do chłopaka.
(B)-No dobrze już dobrze to lecę.-Dał Ci buziaka w głowę i odszedł z dziewczyną. Ben był dla Ciebie jak starszy bart ale nie taki jak James czy reszta Twojej bandy nie dokuczał Ci jak inni tylko po prostu rozmawiał z Tobą na poważniejsze tematy do których chłopcy jeszcze nie dorośli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro