Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 00

Utwór: Remady&Manu L -Holidays

Słońce wzeszło jakiś czas temu. Dzielnica powoli budziła się do życia, Defne już od dawna była na nogach.

Dwudziestopięciolatka siedziała ubrana jeszcze w piżamę przy stole w ogrodzie swojego rodzinnego domu, otoczona kwiatami. Rosły tam między innymi lilie, krokusy i tulipany. Miała przed sobą laptop będący głównie narzędziem do pracy. Dziewczyna po raz ostatni przeczytała dobrze jej znany tekst, po czym odetchnęła z ulgą, przyjmując w półleżącą pozycję, gdy wysłała ostatni mail do redakcji. Pracowała tam, odkąd skończyła studia.

Tego dnia zaczęła nowy etap w życiu. Czując się przytłoczona monotonną codziennością, postanowiła coś odmienić. Idąc za radą swojej kuzynki, zdecydowała się zmienić otoczenie i przemyśleć swoje życie, przy okazji podejmując się zupełnie innej pracy. Dlatego też odeszła z redakcji, mimo że naczelna redaktorka nie chciała przyjąć jej rezygnacji. Teksty, które wychodziły spod pióra Defne, były naprawdę dobre i cieszyły się uznaniem czytelników. Dlatego kierowniczka z wielkim żalem podpisała dokumenty, które dziewczyna złożyła w biurze.

Defne znalazła interesującą ofertę, jaką była pomoc kuchenna na kuchni w jednej z restauracji znajdujących się w Bodrum.

Prostując się na krześle, sięgnęła po kubek zwykłej, czarnej herbaty. Skrzywiła się, ponieważ przygotowany przez nią napój był już zimny, a ona lubiła pić tylko gorącą herbatę. Letnia też by uszła, ale to już w ostateczności.

Wtedy też zorientowała się, jak późno się zrobiło. Szybko zebrała rzeczy ze stołu, odnosząc je do swojego pokoju.

Panował tam porządek, a wszystko, co się w nim znajdowało, miało swoje miejsce. Dzięki temu Defne z łatwością odnajdywała różne przedmioty.

Dbałość o porządek wynikał z jej charakteru. Nie była osobą przesadnie dbającą o czystość. Wręcz przeciwnie, często zdarzało jej się zarzucić ubranie na oparcie krzesła czy zostawić naczynia. Dziewczyna lubiła mieć wszystko uporządkowane.

— Dzień dobry, mamo! — Pocałowała rodzicielkę w policzek.

Kobieta o brązowych, kręconych włosach miała na sobie jeszcze koszulę nocną. Do kuchni przywiódł ją zapach świeżego pieczywa. Ani trochę nie zadziwił jej widok córki krzątającej się w pomieszczeniu wczesnym rankiem. Była przyzwyczajona, że kędzierzawa nie chodzi w piżamie do południa i wstaje o wiele wcześniej niż ona i jej mąż, jeśli tylko ma wolne.

— Masz dziś wolne, mogłaś pospać dłużej — powiedziała, idąc za córką, która wychodziła do ogródka ze świeżo zaparzoną herbatą w czajniku. Posiłki na świeżym powietrzu stanowiły tradycję w jej domu, do której była bardzo przyzwyczajona. Od dziecka, gdy było ciepło i słonecznie, mama nakrywała stół na zewnątrz. — W Bodrum będziesz codziennie wstawać bardzo wcześnie. To nie to samo co praca w redakcji.

— Dlatego bardzo się cieszę, że tam jadę! — odparła radośnie. Niemal w podskokach wróciła do kuchni po resztę przygotowanych produktów.

W trakcie pierwszego posiłku do domu wrócił ojciec Defne. Był to siwy mężczyzna o sympatycznym wyrazie twarzy i z piwnym brzuchem. Pracował jako stróż w jednej z bogatszych dzielnic w Stambule.

Później Defne po raz kolejny przejrzała zawartość swojej walizki. Musiała być pewna, że o niczym nie zapomniała, odhaczając na liście po kolei każdy punkt. W planowaniu wielu rzeczy Defne nie miała sobie równych. Lubiła robić notatki, tworzyć plany i potem je realizować. Miała głowę pełną pomysłów, a ponieważ te przychodziły często do jej głowy w najmniej odpowiednim momencie, nosiła ze sobą notatnik, gdzie wszystko zapisywała.

Był to zwykły zeszyt, podzielony na kilka zdobnych zakładek. Między innymi było w nim miejsce na marzenia i cele dziewczyny. Lista ta na bieżąco była przez nią uzupełniana. Oprócz nich znajdowały się tam różne ciekawe słowa i cytaty, które gdzieś usłyszała lub przeczytała w książkach. Lubiła je kolekcjonować.

... szczotka do włosów?... Piżama?... — Mówiła do siebie, chodząc po pokoju z notatnikiem i długopisem w ręku. — Dane adresowe zakwaterowania i pracy? Powinny gdzieś tu być. — Przewertowała kartki notatnika, ale nie znalazła tego, czego szukała. — Nie zapisałam ich?

Sięgnęła po malutką karteczkę i spisała z telefonu potrzebne informacje. Przykleiła ją na pierwszej stronie zeszytu.

— Gotowa? Masz wszystko? — W drzwiach pokoju stanął tata.

— Wygląda na to, że tak. — Pokiwała głową, kładąc notatnik na wierzchu walizki.

Ojciec pomógł jej zapiąć niebieski bagaż i znieść go po schodach. Mama czekała już na nich, przygotowana, aby odwieźć córkę na lotnisko. Zadała córce to samo pytanie, co mąż. Chciała się upewnić, czy na pewno o niczym nie zapomniała.

— A bilet na samolot wydrukowałaś?

— Mam go w telefonie — Pokazała mamie elektroniczny bilet ze skrzynki e-mail. Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze w korytarzu. Poprawiła koka na głowie, chowając wystającego loka na czubku. Miała piękne kręcone włosy, ale niezbyt często pokazywała je światu. Wolała je wiązać. Było jej wygodniej, gdy upinała włosy do góry.

***

Zatrzymał auto przed budynkiem swojego biura architektonicznego. Wysiadając z pojazdu, założył na nos przeciwsłoneczne okulary. Przywitał się z parkingowym, który w mgnieniu oka znalazł się przy nim. Podał mu kluczyki od auta z szerokim uśmiechem. Nim udał się w kierunku wejścia, zabrał z bagażnika swoją niebieską walizkę.

To miał być wolny dzień. Jeden wolny dzień, by mógł na spokojnie przygotować się do trzymiesięcznego pobytu w Bodrum. Mimo kilkukrotnego informowania zespołu o swoich planach został ściągnięty do biura, by rozwiązać konflikty spowodowane nagłymi wydarzeniami.

Nie był z tego powodu zły. Kochał swoją pracę, ludzi, z którymi pracował. W końcu to byli jego przyjaciele ze studiów. Znali się bardzo dobrze. Dlatego też mógł pozwolić sobie na tak długi wyjazd i zdalnie sterować swoją niewielką firmą.

Gdy przekroczył próg biura, ściągnął okulary i zawiesił je na białej koszuli, której trzy pierwsze guziki z góry nie były zapięte. Idąc przez korytarz, witał się ze swoją załogą. O jego obecności szybko została poinformowana Ezgi — projektantka wnętrz. To właśnie ona pod nieobecność szefa miała pilnować projektów i zarządzać pracą innych osób.

— Dziękuję, że przyjechałeś, Selim — powiedziała lądując w objęciach bruneta. Pocałowali się w policzki na powitanie. — I przepraszam, że ściągnęłam cię tutaj, mimo że masz właśnie urlop. Mam nadzieję, że przeze mnie niczego nie zapomnisz ze sobą zabrać.

— W ogóle nie ma o czym mówić — odparł, cały czas się uśmiechając. — W Bodrum mam większość swoich rzeczy, a to... — spojrzał na walizkę — to są drobiazgi, bez których w żadną podróż nie można się udać. A poza tym, zostawiłem w swoim gabinecie coś, bez czego nie mogę wyjechać.

— No właśnie, zdziwiłam się, że ona tam wciąż jest. Miałam nawet zadzwonić i cię o to zapytać, ale skoro wyszło na to, że musiałam i tak cię tu ściągnąć...

— Chodźmy do mojego gabinetu — zaproponował, chwytając za rączkę walizki. — Tam mi wszystko jeszcze raz na spokojnie opowiesz.

Brunetka o długich włosach, uczesanych w wysokiego kucyka, wyjaśniła Selimowi, w czym leży problem, który musieli natychmiast rozwiązać, aby nie było żadnych opóźnień w realizacji projektu. Wykonał on telefon do firmy swojego kuzyna Onura, by zdobyć dokładniejsze informacje. Gdy ustalił szczegóły z właściwą osobą, zorganizował natychmiast zebranie ze swoim zespołem. Przedyskutowali wspólnie niewiadome kwestie. Finalnie Selim rozdzielił zadania poszczególnym osobom.

— Od tej chwili za sterem naszego statku stanie Ezgi — powiedział Selim, a tuż po tym rozległy się oklaski całego zespołu. — Przez najbliższe tygodnie nie będzie mnie ciałem w firmie, ale będę z wami duchem. Jednak przez cały czas będę pod telefonem. Możecie się ze mną łączyć przez połączenia video.

— Obiecuję, że nie ściągniemy cię z Bodrum. — Brunetka chwyciła do ręki swoje dokumenty. — Zostawiasz biuro w bardzo dobrych rękach.

— Nie mam co do tego żadnych wątpliwości — stwierdził Selim, dopijając kawę do końca. Spojrzał na zegar wiszący naprzeciw niego. — Na mnie już czas.

— Zamówię ci taksówkę.

Poszedł do swojego gabinetu. Stamtąd zabrał swoją gitarę, którą włożył do futerału i założył szelki na ramię. Rozejrzał się po pomieszczeniu ostatni raz i, zostawiwszy otwarte drzwi, wyszedł, prowadząc niebieską walizkę.

Przyjaciele odprowadzili go przed budynek, gdzie wszystkich, bez wyjątku, uderzyło gorące powietrze.

Brunet uściskał się z każdym. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Niemal każdego dnia był pogodny i uśmiechnięty. Chyba że ktoś, wlazł mu za skórę — wtedy łatwo było to po nim poznać.

Wsiadł do taksówki i ruszył na lotnisko.






Defne dotarła na lotnisko sporo przed czasem, dlatego przez ten czas towarzyszyli jej rodzice. Mama uparła się, że chce mieć pewność, iż wsiada do właściwego samolotu.

— Hande, nie przesadzaj. Nasza córka jest już dorosła — mąż zganił żonę. Choć byli małżeństwem z długim stażem, ojciec Defne nadal nie przyzwyczaił się do nadopiekuńczości żony względem ich córek.

— Najpierw Zeynep, a teraz Defne. Dzieci nas opuszczają, Emin — westchnęła smutno, a mąż objął ją ramieniem, całując w czubek głowy.

— Oj mamo, nie wyjeżdżam do Ameryki. To tylko godzina lotu. Jeśli będziesz chciała, możesz mnie odwiedzić. Tylko wcześniej daj znać, wtedy Özge spróbuje znaleźć wolny pokój w hotelu.

— Za dobę w tym kilkugwiazdkowym hotelu trzeba wydać majątek. Wolę przeznaczyć go na obiad. W tej cenie stół będzie się uginał od pyszności. Zobaczysz, zatęsknisz za domowym jedzeniem.

— Pracując na kuchni, na pewno nie będzie narzekać na brak jedzenia — skwitował Emin, co nie spodobało się Hande, bo wlepiła w niego mordercze spojrzenie.

— Pasażerowie podróżujący do Bodrum proszeni są o udanie się do bramki numer cztery.

Usłyszawszy ten komunikat, Defne pożegnała się z rodzicami. Przytuliła ich. Mamie kolejny raz szepnęła na ucho, żeby nie martwiła się o nią, aż tak bardzo i żeby dobrze wykorzystała czas w domu pod jej nieobecność.

Wiedziała, że odpoczynek od niej dobrze zrobi obojgu rodzicom.

Udała się w stronę właściwej bramki, machając i co jakiś czas odwracając się w stronę Hande i Emina, posyłając im buziaki.

***

Selim niemal w ostatniej chwili pojawił się na lotnisku. W drzwiach minął się z dwójką ludzi w średnim wieku, którzy wciąż oglądali się za bliską im osobą.

Ściągnął z nosa przeciwsłoneczne okulary, zawieszając je ponownie na koszuli na wysokości klatki piersiowej. Z głębokim westchnieniem stanął w kolejce, aby zdać bagaż. Po raz ostatni spojrzał na godzinę w telefonie i włączył w nim tryb samolotowy, chowając urządzenie do kieszeni dżinsów. Sporo osób stało przed nim, ale w końcu mógł odetchnąć z ulgą. Za chwilę miał wejść na pokład samolotu i znaleźć się w Bodrum — miejscu, gdzie miał nadzieję odpocząć od kilku ostatnich, intensywnych miesięcy, a jednocześnie nadzorować pracowników w należącym do niego hotelu i restauracji. 

_______________

Odkąd poznałam Cana, chciałam napisać opowiadanie z nim i oto jest!

Jestem bardzo podekscytowana i ciekawa, czy pomysł się spodoba.

whitefeather99

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro