21.
„Don't go, don't go, come on back
Come on home, baby, back to me Don't leave 'cause I need you back"
Zrobiłam kilka kroków w tył, zatrzymując się dopiero, gdy poczułam za plecami ścianę, z którą się zderzyłam.
Ciężko mi było oddychać, a i myślenie zdawało się zbyt trudnym procesem.
Podpierałam się tak, wpatrując tępo w dwóch mężczyzn i nie robiłam nic. Zupełnie.
Sekundy zdawały się trwać w nieskończoność, a czas dłużył się niemiłosiernie.
I nie wiem jak długo to trwało, ale widok krwi, która kapnęła na kostkę brukową tuż przede mną otrzeźwił mnie.
— Stop, hej, dość — powiedziałam, ruszając do przodu, chcąc ich rozdzielić.
Bezskutecznie, ponieważ żaden z nich nie uraczył mnie nawet spojrzeniem. Zajęci byli wzajemnym odbijaniem swoich twarzy.
— Cholera! Dość! — Wrzasnęłam, starając się nie panikować i podeszłam jeszcze bliżej, wkraczając pomiędzy nich.
Nie było to najmądrzejsze, ale nie miałam innego wyjścia. I nim zdołałam zorientować się, co tak naprawdę się dzieje, łokieć jasnowłosego uderzył w moją klatkę piersiową, odrzucając mnie w tył.
Zachwiałam się, tracąc równowagę, ale nie przewróciłam się, chociaż musiałam przyznać, że to dzięki Mateuszowi, który gwałtownie chwycił moje ramię i przyciągnął mnie do siebie.
Zupełnie tak jakby moment wcześniej nie był skupiony na wymierzaniu kolejnego ciosu Fabianowi.
Blondyn również opamiętał się, stanął w miejscu i spojrzał na mnie, ścierając ślady krwi z kącika ust.
Obydwaj nie wyglądali najlepiej, ale musiałam przyznać, że to Mateusz zdawał się mieć mniejsze obrażenia, a przynajmniej jego twarz nie była, aż tak zakrwawiona jak jego przeciwnika. Tak naprawdę, krew sączyła się z jego wargi i łuku brwiowego.
Miałam ogromną ochotę podejść do niego, sprawdzić czy wszystko jest w porządku, ale z drugiej strony byłam przerażona tym, co powiedział Fabian.
Co jeśli jego słowa były prawdziwe? Co jeśli naprawdę nasze dziecko nie żyję? Czy istniał powód, dla którego mogłam nienawidzić własnego męża? Czy Mateusz w ogóle był moim mężem?
Zamrugałam gwałtownie powiekami, chcąc się otrząsnąć z tego niechcianego stanu odrętwienia i przesunęłam spojrzenie na jasnowłosego, który uśmiechał się w irytujący, bardzo pewny sposób, sugerujący, że był pewien swojego zwycięstwa.
— Kim ty w ogóle jesteś? — Spytałam z wyrzutem, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać.
Miliardy pytań atakowało moje myśli, ale wiedziałam, że nie mogłam zdać ich wszystkich na raz.
— Zdrajcą — mruknął Mateusz, odpowiadając za niego.
— Człowiekiem, który otworzył oczy i zrozumiał, że zmarnował wiele lat na przyjaźń z totalnym zerem — wyjaśnił blondyn, rzucając wściekłe spojrzenie brunetowi, pokazując tym samym, że znali się. Całkiem dobrze.
— Zerem? To kim jest człowiek, który udaje przyjaciela, a za plecami odbija ci żonę? — Warknął mój małżonek, rzucając mu wściekłe, pełne politowania spojrzenie.
Potrząsnął głową i zaśmiał się gorzko.
Ponownie zbliżyli się do siebie, a ja, pamiętając do czego może to doprowadzić, weszłam pomiędzy nich, unosząc do góry dłonie jakbym robiła z siebie żywą przeszkodę.
Byłam zdezorientowana, niezbyt wiele rozumiałam, a cała ta sytuacja przypominała tanią komedię, bardzo kiepską w dodatku.
— Łączy nas coś? — Zapytałam, przenosząc uwagę na jasnowłosego mężczyznę, sugerując się słowami bruneta.
Skoro próbował mnie odbić, a przynajmniej taką wersję usłyszałam, to czy naprawdę pozwoliłam na to?
— Sporo, ale nie tak jak myślisz. Nie zdradzałaś tego idioty. Chciałaś dopiero od niego odejść, rozwieść się z nim. Właściwie byłaś gotowa podjąć tę decyzję, ale...— przerwał, przeczesując nerwowo włosy palcami. — Ale zniknęłaś. Zapadłaś się pod ziemię, Asia. — Potrząsnął głową, nie do końca potrafiąc mi to wyjaśnić. — A potem okazało się, że...
— Skończ! — Przerwał mu Mateusz, wymijając mnie, by móc szturchnąć drugiego mężczyznę dłonią w tors.
Nie chciałam by kontynuowali bójkę, więc złapałam ramię ciemnowłosego, odciągając go.
— Obydwaj skończcie! — Krzyknęłam. — To ja zdaję pytania, a wy na nie odpowiadacie, rozumiecie?! — Dodałam wściekle, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego.
Oddychałam szybko, płytko, z trudem nad sobą panując.
Najwyraźniej moje życie wcale nie było jedną wielką pieprzoną sielanką, co próbował mi wmówić Mateusz. I moja siostra.
— A teraz, chodźcie do środka, nie chcę by sąsiedzi mieli widowisko — oświadczyłam, orientując się, że przecież każdy kto był na zewnątrz mógł zauważyć scenę, która rozgrywała się w naszym ogródku.
Ogrodzenie wcale nie gwarantowało stuprocentowej prywatności.
O dziwo, obydwaj posłuchali mnie i ruszyli do środka, krocząc tuż za mną.
Dopiero za zamkniętymi drzwiami dotarło do mnie jak beznadziejna była cała sytuacja.
I pomimo miliarda pytań, krążących w mojej głowie, nie miałam pewności, że którykolwiek z nich odpowie mi szczerze.
Na całe szczęście usłyszałam pukanie, które rozległo się po całym domu.
Mateusz rzucił mi podejrzliwe spojrzenie, sugerując tym samym, że i on był zaskoczony kolejnym gościem.
Mimo to, odwróciłam się i otworzyłam drzwi, za którymi stała Konstancja. Jej to naprawdę się tutaj nie spodziewałam, ale nie poczułam ulgi, a raczej nową dawkę wściekłości.
— Okłamałaś mnie! — Pisnęłam, zaciskając dłonie w pięść, powstrzymując się z trudem od tupnięcia nogą niczym niezadowolona, rozpieszczona dziewczynka, której odmawia się kupna kolejnej, wymarzonej zabawki.
— Asia...posłuchaj, proszę — zaczęła spokojnie, unosząc dłonie jakby chciała zapewnić o tym, że wcale nie jest groźna, ani, że nie chcę źle.
Nie byłam pewna, czy potrafiłam jej w to uwierzyć.
— Okłamałaś mnie! Jesteś moją siostrą, powinnaś mnie wspierać, a mimo to kłamałaś! — Wrzasnęłam, nie kontrolując już własnej wściekłości.
Motywu Mateusza potrafiłam jeszcze jakoś zrozumieć, chociaż i one były bzdurne i bezsensowne, ale Konstancji...Nie umiałam zrozumieć, dlaczego mi to zrobiła?
— Wiem, dlatego to zrobiłam! Bo jestem twoją siostrą, bo chciałam by wszystko się ułożyło. Chciałam dać Mateuszowi czas by ci udowodnił, że jesteście sobie pisani. Uwierz mi, chciałam powiedzieć ci prawdę, ale...Poprosił mnie. Co miałam zrobić? Nawet ty nie byłaś pewna czy chcesz się poddać, czy walczyć o małżeństwo. Kim ja niby jestem by decydować za ciebie?! — Spytała, wchodząc do środka.
Trzasnęła drzwiami i pokręciła z niedowierzaniem głową.
— Asia. Obiecałam mu trochę czasu, by sam mógł powiedzieć ci prawdę, uznałam, że to właściwy sposób. Rozumiem, że jesteś na mnie zła, masz do tego prawo, ale...Robiłam wszystko dla ciebie.
— Zmusiłem ją — dodał Mateusz, chcąc wziąć całą winę na siebie.
Nie wierzyłam w to. Miałam pewność, że zmuszenie blondynki do czegokolwiek wcale nie byłoby takie proste.
— Więc proszę, czekam na tę wielką prawdę! — Rozłożyłam dłonie, odwracając się na pięcie i zaśmiałam się gorzko.
Najgorsze było to, że każdy chciał mojego dobra, ale nikt nie zapytał o to mnie. Jak ja się czułam? Co ja o tym sądziłam?
I faktycznie moja amnezja była problematyczna, ale nie była wystarczającym usprawiedliwieniem dla cyrku, który postanowili odstawić wbrew mojej woli.
— W końcu, więc — zaczął Fabian, ale Konstancja zgromiła go wzrokiem i gestem ręki nakazała pozostać w miejscu. O dziwo, posłuchał.
— Mateusz. Skończył ci się czas. To ten moment. Czas powiedzieć Asi prawdę, całą. Nie masz wyjścia — Oznajmiła pewnie, spoglądając na mojego męża.
I chociaż wydawało mi się, że to niemożliwe, dostrzegłam w jej oczach współczucie. A jeszcze niedawno dałabym sobie rękę uciąć za to, że ona go nie znosi, szczerze nie znosi.
— Wydaje mi się, że ja już całkiem sporo wiem — mruknęłam z niezadowoleniem, wiedząc, że tak czy siak nadal nie wiedziałam nic. Wszystko mi się mieszało i nie miało najmniejszego sensu.
— Zostawmy ich — zaproponowała Konstancja, zerkając na Fabiana.
Ten zamiast jednak przytaknąć, prychnął i pokręcił w ramach zaprzeczenia głową.
— Oszalałaś?! Nie dam jej zostać z tym kretynem. Okłamie ją, znowu, co jest już jego nawykiem, nie ma opcji — zaprzeczył, patrząc na blondynkę jakby co najmniej zaproponowała mu udział w napadzie na bank.
— Fabian — jęknęła z niezadowoleniem jasnowłosa, podchodząc do niego.
Złapała go za rękę, chcąc najpewniej wyciągnąć go z pomieszczenia, ale jednak zdecydowanie to on był tym silniejszym.
— Nigdzie nie pójdę — zastrzegł, siłując się z moją siostrą.
Ja w tym czasie wpatrywałam się w bruneta, uświadamiając sobie, że aktualnie tylko jedna prawda mnie interesowała. Ta o dziecku.
— Ja sobie pójdę — zaproponował ciemnowłosy, odpuszczając.
Opuścił ramiona, poddając się i spojrzał na mnie, a ja nawet w takim momencie mogłam mu współczuć i rozumieć, że naprawdę cierpiał.
Mimo kłamstw, intryg i całego tego syfu, współczułam mu.
— Oszalałeś?! Musisz powiedzieć jej prawdę, ona potrzebuje ją usłyszeć, że wcale nie miałeś żadnego romansu, że możecie jeszcze być szczęśliwi. Cholera! Mateusz, nie mów, że te ostatnie tygodnie pójdą na marne, nie odpuszczaj, nie teraz — ochrzaniła go Konstancja, puszczając Fabiana.
Podeszła do ciemnowłosego i szturchnęła go pięścią w tors, chcąc by się opamiętał.
On potrząsnął z rezygnacją głową.
— Gdy Asia będzie chciała mnie wysłuchać, wie, gdzie mnie znaleźć. Nie pojawię się w domu — spojrzał na mnie, informując mnie tym samym, że mogłam tutaj zostać.
— Mateusz — jęknęła rozczarowana blondynka, starając się go zatrzymać.
A ja stałam tak, słuchając jak Fabian kpi z mojego męża, sugerując, że nawet teraz pokazuje jak wielkim jest idiotą.
I patrzyłam jak odchodzi, oddala się.
— Mateusz! — Krzyknęłam, widząc jak dociera do progu.
Zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie.
I nie byłam pewna czy w jego oczach widziałam ulgę, czy może ból. A może to i to.
— Tak?
— Zabiłeś nasze dziecko? Naprawdę to zrobiłeś? — Spytałam, przypominając sobie, że to było najważniejsze.
W całym tym syfie, chciałam wiedzieć, co się stało.
— Tak. To była moja wina, że nasze dziecko umarło nim chociaż zdążyło się urodzić — przyznał, spuszczając wzrok.
Odszedł.
A ja zasłoniłam dłonią usta, osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać.
Ponieważ słowa Mateusza oznaczały, że Fabian nie kłamał. Naprawdę straciliśmy nasze dziecko.
Dziecko, o którym nawet nie pamiętałam. I, o którym nikt nie raczył mi nawet przypomnieć, aż do teraz.
Moje serce się rozlatywało, a właściwie zostało roztrzaskane. W drobny mak. I wystarczyło do tego jedno zdanie moje męża, a nawet jedno pieprzone tak.
🗯️ Nie jestem zadowolona, ale macie. Co myślicie? Jakie macie podejrzenia? Całuski.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro