Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17.

"This is the best thing that could’ve happened."


Poranek nastał naprawdę bardzo szybko, zwłaszcza, że po nocnej rozmowie z Mateuszem wróciliśmy do punktu wyjścia i pomiędzy nami nadal panowało napięcie, którego nie sposób było rozładować.

Mateusza nie było już w domu, a ja pakowałam dokumenty do torebki i potrzebne mi rzeczy, wiedząc, że dotarcie do szpitala zajmie mi co najmniej godzinę.

Słysząc pukanie do drzwi, otworzyłam je i ujrzałam siostrę, która ucałowała mój policzek, uśmiechając się przy tym szeroko.

— Cześć, brzydalu — zaszczebiotała radośnie, wchodząc do środka.

— Hej — mruknęłam w odpowiedzi.

Mój brak entuzjazmu nie umknął uwadze Konstancji, która zmarsczyła brwi i spojrzała na mnie, unosząc pytająco brew.

— Kłopoty w raju? — Spytała, poprawiając materiał swojej koszuli, który wysunął się jej zza paska jasnych jeansów.

Dzisiaj moja siostra prezentowała się swobodnie, ale elegancko, z wysoko upiętymi włosami, lekkim makijażem i szpilkami, które dodawały jej kilka centymetrów wzrostu, przez co górowała nade mną.

— Raczej praca, dlatego poprosił ciebie byś towarzyszyła mi w drodze do szpitala — odparłam wymijająco, wysilając się na lekki, nieznaczny uśmiech.

— Czyli kłótnia — podsumowała, obserwując mnie. — O co tym razem?

Zmarsczyłam brwi, słysząc jej słowa, ponieważ nawet ona sugerowała, że nasze konflikty wcale nie były rzadkim zjawiskiem.

— Jego sekretarkę — wyrwało się spomiędzy moich warg, nim chociaż zdołałam pomyśleć, czy powinnam się w ogóle odezwać.

Konstancja pokiwała ze zrozumieniem głową i rozchyliła usta, z których wydobyło się długie, znaczące i przeciągnięte "aha".

Nie skomentowała tego w żaden inny sposób, a ja nie wiedziałam czy powinnam być jej wdzięczna, czy może jednak zła za brak większej reakcji.

— Gotowa? Bo wiesz, korki są, a musisz być w klinice koło dziesiątej — zmieniła temat, uśmiechając się do mnie pocieszająco.

Jakby dawała mi czas na pomyślnie nad tym czy warto poruszać temat Eliwry.

— Wiem, wiem, Mateusz wspomniał coś, że zmienił mi lekarza. Nieważne, chodźmy — pokiwałam głową, łapiąc moją torebkę i skierowałam się do drzwi.

W korytarzu wsunęłam stopy w czarne koturny na paskach, poprawiłam je i opuściłam dom, zamykając go.

Wsiadłam do samochodu siostry i zapięłam pas.

— Więc, tak poza tym, co tam? — Zapytała blondynka, chcąc najpewniej znaleźć jakiś sposób na początek rozmowy.

Spojrzałam na nią, wzruszając nieco obojętnie ramionami. Ciężko było mi skupić się na czymś innym, bo w mojej głowie ciągle od nowa i na nowo pojawiały się myśli związane z tlenioną blondynką i Mateuszem.

Nie sądziłam by potrafił mnie zdradzać, a jednocześnie podświadomie czułam, że wcale nie było to niemożliwe.

— Sądzisz, że on mnie zdradza?

— Aśka, na litość boską, wiesz, że nie przepadam za twoim mężem, ale...Nie sądzę. Wydaje się być szczerze w tobie zakochany, nawet ja to widzę. Ta flądra, Podolska, od zawsze go chciała, ale on jej nigdy. Po prostu docenia jej umiejętności w pracy — odparła i uśmiechnęła się do mnie kącikiem ust, rzucając mi pospieszne spojrzenie, by po chwili w pełni poświęcać uwagę drodze.

— Nie jestem, co do tego przekonana.

— Ja nie znam wszystkich faktów, ty nie pamiętasz, więc może powinnaś jednak rozmawiać o tym z Mateuszem? — Zasugerowała, zaskakując mnie tym.

Wiedziałam, że zdecydowanie nie przepadała za Matim, a mimo to potrafiła nie oskarżać go, chociaż miała taką możliwość.

Uśmiechnęłam się do niej, pokrzepiona tą myślą i pokiwałam głową, zgadzając się z nią.

— Jak tam w firmie?

— Pamiętasz o naszej pracy? — Zapytała zaskoczona, zerkając na mnie raz za razem. Śmiesznie wyglądała, gdy kręciła tak głową i błądzia wzrokiem z przedniej szyby na mnie.

— Nie do końca, Mateusz wspomniał mi co nieco — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko, obserwując siostrę. Naprawdę wyglądała komiczne.

— Och. Więc wszystko w porządku. Ludzie za tobą tęsknią, mam masę roboty i poza tym, nic ciekawego. Trochę twoich klientek się złości, bo zniknęłaś, ale mimo wszystko rozumieją. Zatrudniłam ostatnio nową stażystkę. I leci, ale już nie mogę się doczekać, aż wrócisz — oświadczyła pewnie. — Bo jak tylko wrócisz, lecę na wakacje, serio.

— Żaden problem, należy ci się — przyznałam, zaczynając się śmiać, ponieważ odnosiłam wrażenie, że to tylko czcze gadanie.

Konstancja sprawiała wrażenie osoby, która lubiła swoją pracę. A przynajmniej ton jej wypowiedzi na to wskazywał.

— Swoją drogą, przypominasz sobie coś, prawda?

Słysząc to pytanie, westchnęłam cicho, powoli wypuszczając spomiędzy warg powietrze, chcąc zyskać nieco na czasie.

To nie tak, że chciałam oszukiwać własną siostrę, ale nie do końca wiedziałam, co powinnam mówić. Albo czy w ogóle powinnam.

Z drugiej strony była moją siostrą, więc logiczną rzeczą było ufanie jej, chociaż moja podświadomość w ostatnim czasie wszędzie szukała czegoś, jakiegoś punktu zaczepienia, bądź mankamentu sugerującego, co tak naprawdę jest nie tak?

— Niewiele. W mojej głowie pojawiają się jakieś strzępki wspomnień, które niewiele mi mówią.

— Ale się pojawiają, a to oznacza, że twoja głowa zaczyna z tobą współpracować. Jesteś na dobrej drodze. Nic na siłę, bez pośpiechu — zauważyła całkiem trafnie.

— Jasne, łatwo powiedzieć, bo ty pamiętasz wszystko — sarknęłam, nie potrafiąc powstrzymać złośliwego tonu.

Wiem, że blondynka chciała dobrze, ale nie oznaczało to, że mi było dzięki temu łatwiej.

— Czasami wolała bym nie — dodała filozoficznie, wzruszając ramionami.

— Mogę walnąć cię w głowę i sprawdzić, czy to zadziała i na ciebie? — Zaproponowałam, uśmiechając się bezczelnie.

Konstancja parsknęła śmiechem, spoglądając na mnie.

— A może to ja powinnam uderzyć ciebie, by wszystkie klepki wpadły na swoje miejsce? — Odbiła pytanie, poruszając znacząco brwiami i zahamowała gwałtownie jakby chcąc potwierdzić szczerość swoich intencji.

Rzuciłam jej pełne politowania spojrzenie.

— Nikt nikogo nie będzie bił — oświadczyłam, kapitulując.

— Jak na młodszą siostrę bywasz całkiem mądra — podsumowała wesoło, mrugając do mnie okiem.

Jednocześnie sięgnęła do przycisku radia i podgłośniła piosenkę, zaczynając ją śpiewać. Zupełnie tak jakby rozmowa była zaskoczona. Jakby żaden mój problem nie istniał i mógł zostać zignorowany na rzecz chwytliwego kawałka w radiu.

I chociaż to było absurdalne, to siedząc w samochodzie, słuchając piosenki poczułam się nieco lepiej.

A potem dotarłyśmy na miejsce, odnalazłyśmy właściwy gabinet i spędziłam niemalże trzy godziny, biegając po klinice, pozwalając personelowi wykonywać swoją pracę.

(...)

— Dzień dobry, pani Szyller, jak się pani czuje? — Do gabinetu, w którym siedziałam sama kilka ostatnich minut wszedł lekarz.

Wyglądał zwyczajnie, typowo. Włosy miał ciemne, z nutkami siwyzny na skroniach, a na nosie okulary, które dodawały mu powagi, chociaż mogłam mieć pewność, że nie nosił ich ze względu na panujące modowe trendy. Był szczupły, niezbyt wysoki, ale jego uśmiech miał coś w sobie. Jakąś taką pewność i gwarancje spokoju.

— Dzień dobry — odpowiedziałam automatycznie, poprawiając się na krześle. — W porządku.

— Miewa pani jeszcze bóle głowy? Jakieś inne objawy? — Spytał, zajmując swoje miejsce.

Otworzył moją kartę i zaczął przeglądać jej zawartość, co jakiś czas zapisując coś w niej.

— Nie. A przynajmniej nie często. Ból głowy zdarza się każdemu, prawda?

— Tak, w rzeczy samej — przyznał, przytakując mi ruchem głowy. — Patrząc na pani wyniki muszę przyznać, że wszystko jest w porządku. Są idealne, ale jak widzę, nadal nie odzyskała pani pamięci?

— Urywki. Pojawiają się w mojej głowie, ale...

— Powoli i do celu, proszę się nie martwić. Czasami powrót do zdrowia trwa dłużej, czasami krócej. Czasami potrzebujemy do tego bodźca, a czasami budzimy się i wszystko jest na swoim miejscu — oznajmił, uśmiechając się do mnie prawym kącikiem ust.

I kolejne kilkanaście minut spędziłam, słuchając zaleceń, ustalając termin wizyty i zadając pytania, które mnie nurtowały od pewnego czasu...

— I jak? — Zapytała Konstancja, podnosząc się z miejsca. Wpatrywała się we mnie z troską, chociaż psotny uśmiech nie schodził z jej warg.

— Okej, coś ty taka zadowolona? — Zmarszczyłam brwi, obserwując ją.

Zdecydowanie była zbyt szczęśliwa jak na osobę, która straciła połowę popołudnia na czekanie pod drzwiami gabinetu lekarskiego.

— A czy człowiek nie może być szczęśliwy bez powodu?

— Kim on jest? Albo kto to był, hmm? — Ponowiłam pytanie, domyślając się, że chodziło o jakiegoś faceta.

— Wydaje ci się, bo rośniesz. Możemy wracać?

— Tak. Pójdę jeszcze uregulować rachunek, a ty możesz już iść do samochodu, dołączę do ciebie za kilka minut, okej?

— Super, będę czekać — skinęła głową, złapała swoją torebkę i skierowała się do wyjścia, gdy ja skręciłam w stronę recepcji, gdzie mogłam zapłacić za wizytę i badania.

Chwilę zajęło mi dogadanie się z pracującą tam kobietą.

— Asia, niemożliwe, Asia... — usłyszałam nie do końca znajomy głos za sobą, więc odwróciłam się, by móc dostrzec wysokiego,  postawnego mężczyznę o ciemnych blond włosach, który sprężystym krokiem zmierzał w moją stronę.

Rozchyliłam z niedowierzaniem usta, obserwując go.

Prezentował się naprawdę dobrze, pomimo tego, że miał na sobie czarne dresowe spodnie ze ściągaczem przy kostkach i białą bokserkę, na której widoczne były ślady krwi.

Dopiero, gdy ją zauważyłam, zasłoniłam dłonią usta, a on pokręcił z rozbawieniem głową.

— Trening nam nie poszedł, to nie moja — wytłumaczył, uśmiechając się.

A musiałam przyznać, że jego uśmiech robił wrażenie, naprawdę.

— Nie odzywasz się do mnie? Rozmyśliłaś się? Zapomniałaś o mnie? Czy po prostu wybaczyłaś temu idiocie? — Kontynuował, zupełnie nie zarażony moją reakcją.

Jakby wcale nie dostrzegając mojego zamieszania i szoku.

— Ja przepraszam, ja muszę iść — rzuciłam tylko i biegiem ruszyłam w stronę drzwi.

I nie wiem, które z nas było tym bardziej zaskoczone. Ja czy on?

Uciekłam jakby goniło mnie stado wilków, ponieważ wiedziałam, że sporą część winy z powodu naszych problemów w małżeństwie ponosiłam ja.

I ta świadomość sprawiła, że poczułam się jak ostatnia idiotka.

Serce mi dudniło w klatce piersiowej, a krew szumiała w uszach, ale mężczyzna, na całe szczęście, nie ruszył za mną.

🗯️ Cześć, Misiak. Coraz bliżej drama time, coś, ktoś, jakieś domysły? Całuski, miłego dnia. A i dziękuję za tak dużą aktywność ostatnio, uwielbiam Was ♥️






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro