Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02.

„Take my life and set me free again
We'll make a memory out of it."


Wpatrywałam się w moje odbicie w lustrze, i ze zgrozą, odkrywałam jak zmienił się mój wygląd. Chociaż może powinnam uznać, że był to skutek wypadku. Każde zadrapanie zdobiące moją skórę, czy sine cienie pod oczami, które sprawiały, że wyglądałam na przemęczoną. Właściwie taka byłam. Zmęczona. Niepamięcią, brakiem wspomnień, czy rozdrażnieniem, które wynikało z tej sytuacji.

Potrząsnęłam głową i odnalazłam własne odbicie w lustrze przy okazji opuszkami palców przesuwając po opatrunku, który zdobił moje czoło. Kilka szwów, podobno takich, które miały nie pozostawić blizny, aczkolwiek i tak nie czułam się z tym za przyjemnie.

Westchnęłam ciężko, a potem usłyszałam chrząknięcie, więc przekręciłam głowę i zauważyłam Mateusza. Nie do końca wiedziałam, co czułam, patrząc na niego. Nie byłam pewna własnych uczuć, tego kim był, ani co tutaj robił? I czy powinnam tak to odbierać, czy to było normalne, czy może wariowałam z powodu luk w pamięci?

― Powinnaś odpoczywać ― postanowił się odezwać, po krótkim momencie obserwowania mnie. Zrobił krok w moim kierunku i zatrzymał się tuż za progiem, zdecydowanie za blisko mnie, ponieważ łazienka miała iście klaustrofobiczne wymiary. Wyłożona zielonymi kafelkami wcale nie pomagała w pozytywnej ocenie pomieszczenia. Było mdło, jasno, ciasno i zdecydowanie sterylnie. Jedyne, co mogłam przyznać temu miejscu, to czystość. Wręcz przeraźliwa i kliniczna.

I wcale nie byłam zaskoczona, ponieważ przebywałam w prywatnym szpitalu, co odkryłam jakieś kilka godzin wcześniej. Niezbyt wiele rozumiałam, a właściwie to nic.

― Sądzę, że mam dość mówienia mi, co powinnam robić ― powstrzymałam się od wywrócenia oczami, co byłoby typowo teatralnym gestem i pokręciłam z niedowierzaniem głową.

― Może niezbyt wiele pamiętasz, ale nadal jesteś sobą ― zauważył brunet, a cień uśmiechu zamajaczył w kąciku jego ust.

Odwróciłam się gwałtownie, chcąc to jakoś skomentować, ale nim zdołałam otworzyć usta, poczułam jak nowa fala zawrotów głowy przejmuje nade mną kontrolę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i nim się obejrzałam, już tkwiłam w silnych, męskich ramionach męża.

Uniosłam głowę i zerknęłam na Mateusza, który podtrzymywał mnie i marszczył z niezadowoleniem brwi. Jego zapach uderzył w moje nozdrza, a ja przymknęłam oczy chcąc pozbyć się mdłości.

― Połóż się, proszę ― zmienił taktykę oraz oczywiście ton. Nie skomentowałam tego, nie zrobiłam też nic, więc ciemnowłosy nie czekając na żadną odpowiedź, podniósł mnie i wrócił do sali, by odłożyć mnie na łóżku. Narzucił cienki materiał kołdry na moje ciało i sięgnął po butelkę z wodą by móc nalać nieco jej zawartości, do szklanki. Podał mi ją bez słowa.

Objęłam ją palcami i upiłam ostrożnie łyk. A potem kolejny. I opadłam wygodniej na poduszki, oddychając powoli.

― Czuję się tak okropnie jak wyglądam ― przyznałam jakoś tak mimowolnie.

Powinnam się powstrzymać, zachować te myśli dla siebie, ale w jakiś dziwny sposób, chciałam wierzyć, że powinnam wypowiadać takie rzeczy na głos. I, że Mateusz był warty tego, by to usłyszeć. W końcu był moim mężem, prawda?

― Nie wyglądasz źle ― zaczął spokojnie, ale zamilkł, po tym jak spiorunowałam go wzrokiem. Nie chciałam tego słuchać.

― Widziałam się w lustrze.

― Sądzisz, że kilka zadrapań może sprawić, że przestaniesz być piękną kobietą? Aśka, na litość boską, przeżyłaś wypadek, nie oczekuj, że będziesz wyglądać jak modelka prosto z wybiegu ― rzucił nieco wścieklej, niż zamierzał i podniósł się z krzesła, na którym dopiero, co usiadł. Westchnął ciężko i palcami przeczesał swoje włosy, mierzwiąc przy okazji ich idealne ułożenie. Zrobił kilka kroków wzdłuż łóżka i podszedł do okna, by móc oprzeć dłonie na parapecie. Białym, zupełnie tak jak całe pomieszczenie. Nie byłam pewna, kto odpowiadał za wystrój, ale nawalił. Ta biel nie napawała optymizmem, właściwie bardziej dołowała i raziła po oczach. Wszystko dookoła było jasne, za jasne. Brakowało tutaj kolorów, zdecydowanie. Nawet pościel, o zgrozo, była biała.

Zaśmiałam się na tę myśl, więc brunet posłał mi pytające spojrzenie.

― Kiedy przestałam ci się podobać? ― spytałam wpatrując się w plecy bruneta. Spiął się i dłuższy moment wpatrywał w widok za oknem. A potem odwrócił się, a na jego wargach tkwił cyniczny uśmiech.

― Skąd myśl, że mogłabyś mi się nie podobać? ― odbił pytanie przechylając głowę na bok. Wpatrywał się we mnie, a jedna z jego brwi uniosła się. Cynicznie. I odnosiłam wrażenie, że on cały takowy był.

― Zachowujesz się...

― Aśka, kurwa, spodziewasz się, że się na ciebie rzucę, tutaj, w szpitalu? ― zapytał, wciskając dłonie do kieszeni swoich materiałowych spodni.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i rozchyliłam usta, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć.

― To nie tak, nadal jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem w życiu. Nadal jesteś tą samą kobietą, ale... nie wiem, sam nie wiem, co mi wolno, a czego nie. Nie chcę przekraczać granicy, wiem, że... rozumiem, że nie pamiętasz, a przynajmniej próbuję to pojąć, nadal pamiętam wyraz twojej twarzy, gdy się obudziłaś i mnie zobaczyłaś ― wyjaśnił.
Wzruszył lekko, dość obojętnie ramionami, ale sama nie wiem skąd, wiedziałam, że tak naprawdę to były pozory. Obchodziło go to. Może nawet bardziej, niż był w stanie to przyznać.

I moje serce, jakoś tak mimowolnie, zabiło szybciej, a na moje wargi wkradł się lekki, zadowolony uśmiech.

― Przepraszam ― mruknęłam.

― Chyba oszalałaś, nie oczekuję przeprosin, ja... chyba szukam sposobu, by sobie z tym poradzić ― oświadczył i wrócił do mojego łóżka, ale nie usiadł na krześle, jak wcześniej. Nie, opadł na brzeg materaca i sięgnął po moją rękę, palcami zataczając jakieś kręgi na jej wierzchu.

― To jest nas dwoje. Opowiesz mi coś, cokolwiek? ― poprosiłam cicho, nie odrywając wzroku od jego czekoladowych tęczówek, które przy bliższym kontakcie okazywały się mieć miodowe plamki. Uśmiechnęłam się nieznacznie, nadal czując jego dotyk.

― Nie wiem, nie powinienem, lekarz kazał na ciebie nie naciskać, uznał, że... powiedział, że sama musisz sobie z tym poradzić, że amnezja to forma obrony, albo reakcja organizmu na jakąś traumę. Ponieważ pod względem neurologicznym jesteś zupełnie zdrowa ― wyjaśnił, jak zawsze, odmawiając mi.
A przynajmniej takie miałam wrażenie, że lubił mi robić na przekór. Wbrew moim oczekiwaniom.

Jęknęłam cicho i tym razem, wywróciłam oczami.

― Więc mam sobie czekać i liczyć na cud, że moja pamięć wróci?! To właśnie chcesz mi powiedzieć?! ― spytałam głośniej, niż zamierzałam i wyszarpnęłam dłoń z jego uścisku. Wyprostowałam się gwałtownie na łóżku i znalazłam się zdecydowanie za blisko niego. Zdenerwował mnie tą jakże chłodną i spokojną odpowiedzią.

― Uspokój się ― powiedział, opierając ręce na moich ramionach, na całe szczęście nie próbując mnie zmusić do ponownego położenia się.

Rzuciłam mu pełne wyrzutu spojrzenie i zmarszczyłam brwi. Otworzyłam usta, by powiedzieć coś, naprawdę, aczkolwiek nim zdołałam to zrobić jego oczy pociemniały i wypełniły się czymś. Nie byłam pewna, czy to była miłość, nienawiść, złość, ból, rozczarowanie, czy cokolwiek innego. W tym momencie nie potrafiłam tego rozszyfrować, ale patrzyłam tak na niego kilka sekund, a może i kilkanaście. A potem mężczyzna lekko się pochylił niwelując odległość, która panowała pomiędzy nami. Poczułam jego ciepły oddech na moim policzku, więc rozszerzyłam ze zdumieniem powieki, czując jak moje serce zaczyna wariować w mojej klatce piersiowej. Wzdrygnęłam się. I w jakiś dziwny, irracjonalny sposób byłam przerażona, niczym nastolatka przed swoim pierwszym pocałunkiem. Musnął wargami moje usta, a ja wpadłam, trochę jakby w trans. Zamknęłam oczy, oparłam dłoń na jego karku, gdy on przesunął swoje na moją twarz. Już po chwili nasze języki splotły się w namiętnym pocałunku, a my przylgnęliśmy do siebie, na tyle, na ile pozwalała nam nasza pozycja. I zupełnie zatraciłam się w tym uczuciu.

A potem, odsunął się.

Zamrugałam nerwowo powiekami i obserwowałam go, a on tkwił tuż obok mnie, nie uciekając spojrzeniem.

― Ja... ― zaczęłam, chcąc coś powiedzieć, ale jakimś cudem, nie potrafiłam odnaleźć właściwych słów.

― Asia, daj sobie czas, daj nam czas, temu, czemukolwiek, po prostu daj czas, okej? ― zaproponował, opuszkami palców gładząc mój policzek i przesunął rękę w dół, by zatrzymać ją na moim ramieniu, jednocześnie palcami muskając skórę na moim obojczyku. Westchnął ciężko. ― Wiem, że nie jest to łatwe, ja naprawdę to wiem, ale... daj temu czas.

― Postaram się ― odparłam, wiedząc, że chociaż tyle mogę zrobić. Pomimo irytacji, złości, czy ogólnej bezsilność, która obezwładniała mnie za każdym razem, gdy tylko próbowałam sobie coś przypomnieć. Jęknęłam.

― Świetnie.

― Więc kiedy wracam do domu?― Powróciłam do tematu, który zdecydowanie, nie dawał mi spokoju.

― Za kilka dni, przy dobrych wiatrach pojutrze.

― Okej, a mogę wiedzieć, cokolwiek o mnie? Co z moimi rodzicami, dlaczego ich tu nie ma? Mam jakieś rodzeństwo? Cokolwiek? Czym się zajmowałam? ― Zasypałam go gradem pytań, mając nadzieję, że nieco się ugnie i odpowie. W końcu.

― Asia ― wymamrotał moje imię jakby tracił do mnie siły.

― Mateusz, muszę to wiedzieć.

― Masz siostrę, Konstancję. Wasi rodzice nie żyją od kilku lat, wypadek samochodowy, zadowolona? Więcej, nie powiem. Przypomnisz sobie, na pewno ― skapitulował i cofnął się. Wstał i potarł dłonią czoło jakby próbował nad sobą zapanować.

A ja nie czułam nic. Zupełnie tak jakby mówił, o życiu kogoś innego. Skrzywiłam się i pokiwałam głową. Może miał rację. Może faktycznie potrzebowałam czasu, odpoczynku i tego, by wszystko, samo wskoczyło na swoje miejsce? By pamięć i wspomnienia, tak po prostu, wróciły? A może potrzebowałam jakiegoś impulsu? Nie miałam pewności, właściwie, co do jednego miałam pewność: niczego pewna nie byłam.

Już miałam otworzyć usta, by zadać kolejne pytanie, gdy do sali wpadła kobieta. Zatrzymała się w progu, wyraźnie zaskoczona i zmarszczyła gniewnie brwi, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej. Włosy miała jasne, w kolorze dojrzałej pszenicy, lekko pofalowane. I właściwie, nim zdołałam się chociażby jej przyjrzeć, odezwała się:

― A co ty, tu, u diabła robisz?! ― zapytała wściekle wpatrując się w Mateusza. I nie wiem skąd, ani jak, ale jakoś tak dziwnie, wiedziałam, że była to Konstancja.

🗯️ 🎂 for me.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro