Rozdział XVII
Z góry przepraszam za błędy, jednak rozdział jest totalnie nie sprawdzony i spontaniczny. Napisałam go przez fakt, że po wypiciu trzech dość sporawych kubków kawy po godzinie 17 nie umie zasnąć
Dylan pomógł wstać dziewczynie, jednak widząc jak bardzo jest wyczerpana wziął ją na ręce.
- Dacie radę sami czy mam wrócić? - zapytał tylko nawiązują do szwędacza, który cały czas znajdował się w tej nieszczęsnej studni.
- Wróć, przyda nam się pomoc - odpowiedział Shane.
Woods tylko skinął niechętnie głową i odszedł w kierunku domu. Kiedy minął drzwi skierował się prosto do tymczasowego pokoju dziewczyny.
- Boże, co jej się stało? - zapytała zaniepokojona Anną
- Miała bliskie spotkanie z sztywnym, jest w małym szoku.
- Jest okej - powiedziała niemrawo - możesz mnie postawić? - zapytała, kiedy zorientowała się, że chłopak kieruje się w stronę schodów.
- Nie ma takiej opcji, słońce. Dobrze wiem, że jesteś wykończona.
Kiedy przekroczył próg jej pokoju, ostrożnie położył ją na łóżku.
- Odpocznij trochę, okej? - popatrzył na nią błagalnie doskonałe wiedząc, że będzie się sprzeciwiać. Tak jak myślał, dziewczyna tylko niechętnie pokiwała głową, a zaraz potem zdjęła buty, kurtkę i flanelę, by ponownie opaść na łóżko. - chcesz coś? Mogę poprosić Ann by zrobiła Ci herbaty.
- Nie trzeba, wezmę prysznic i zaraz wracam do pracy. Na pewno coś trzeba zrobić.
- Odpocznij dziś, jasne?
- Dylan... - zaczęła, jednak chłopak od razu jej przerwał.
- Nie Mel, nie ma gadania. Masz dziś odpocząć. Jak znajdę Beth poproszę ją by z tobą posiedziała.
- Nie musisz załatwiać mi niani.
- Załatwiam Ci towarzystwo, nie nianię. A teraz wybacz, ale muszę iść im pomóc.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko na pożegnanie i zabierają ze sobą ubrania weszła do łazienki. Dylan schodząc na dół poprosił Anne o herbatę dla Mel i o przekazanie Beth by posiedziała trochę z brunetką.
- No na reszcie! - wykrzyknął Shane - już myślałem, że nie wrócisz.
- No widzisz, a jednak. To jak się do tego zabieramy?
- Trzeba go wciągnąć do góry. Jest już oplatany sznurem, więc do dzieła. - mówiąc to Shane podszedł do kołka, o który został zaczepiony sznur.
- Nie możemy go po prostu zastrzelić? - zapytał T-Dog
- Nie, jeśli chcemy korzystać z tej studni, więc dalej do roboty.
Cała grupa poddała się gdy po godzinie wyciągania sztywnego ze studni, dosłownie przepołowił się na pół na murku otaczającym krawędzie studni.
Patrzyli z obrzydzeniem gdy górna część szwędacza szamotała się na boki, zirytowani i poczerwieniali ze złości.
- Pierdole to - warknął pod nosem T-Dog i skierował się w stronę sztywnego z siekierą w ręce, by z zamachem uderzyć nią prosto w jego czaszkę - a mówiłem, zastrzelmy go, przynajmniej zaoszczędzilibyśmy czas!
- Daj spokój, to już i tak nic nie da - powiedział Tay, klepiąc go po ramieniu.
- Trzeba będzie ją zaplombować. - stwierdził Shane, rozmasowując obolałe dłonie - Tay idź bo jakieś deski, ja zajmę się resztą. Glenn, Dylan zróbcie coś z tym cielskiem.
***
Od niefortunnego zdarzenia przy studni minęły już cztery dni. Melanie postanowiła ograniczyć kontakty z Dylanem do minimum z powodu rzucanych jej przez Maie nienawistnych spojrzeń, jednak na jej decyzje miał też wpływ pocałunek chłopaka. Mel nie była do końca pewna jak powinna się zachować. Nie wiedziała czego Dylan od niej oczekuje, zastanawiała się też, czy nie zrobił tego z litości. W końcu musiała wyglądać niesamowicie żałośnie siedząc na murku i płacząc nad swoim losem.
Pomimo wielu starań, nie mogła przestać o tym myśleć. Stała się bardziej milcząca, uparła się też, że może już wykonywać wszystkie prace domowe. Co prawda Rick, Dixon, Maggie oraz Dylan byli temu przeciwni, ale w końcu dziewczyna dostała pozwolenie na pomaganie w karmieniu kur, zbieraniu warzyw, robieniu prania oraz pomaganiu w domu. Przynajmniej raz dziennie chodziła też z Darylem do lasu, gdzie, jakkolwiek to nie zabrzmi, uczył ją zabijać sztywnych za pomocą różnej broni, szukali także śladów małej Sophie. Od czasu do czasu zajmowała się też Carlem, który nie dawno odzyskał przytomność, jednak dalej nie mógł wychodzić z łózka z powodu rany.
Kiedy Melanie wyszła wcześnie rano z łazienki, ubrana w zdecydowanie za duży na nią szary, wełniany sweter i czarne rurki z dziurami na kolanach, od razu skierowała się w stronę łóżka by założyć swoje znoszone już trampki. Zeszła na dół do kuchni, by jak co rano pomóc w śniadaniu. Dziś akurat śniadaniem zajmowała się razem z Maggie.
Brunetka zauważyła, że odkąd starsza Greene wróciła z wyprawy do apteki w miasteczku, zarówno ona jak i Glenn zachowują się dość nietypowo. Udają, że nic się nie zmieniło, jednak Mel zauważyła ich ukradkowe spojrzenia i uśmiechy. Teraz było podobnie, gdyż odkąd znajdowała się na farmie rzadko kiedy widziała Glenna tak wcześnie na nogach, a już na pewno nie w kuchni.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się do dwójki przyjaciół - za co mam się zabrać?
- Dobry, dobry - odpowiedziała Maggie, a Glenn tylko uśmiechnął się zbyt zmęczony by odpowiedzieć - możesz zacząć szykować herbatę, a potem iść obudzić resztę z obozu.
- Tylko tyle? Przecież to zajmie z 10 minut, dasz sobie sama radę z resztą?
- Tak, spokojnie. Glenn mi pomoże, prawda?
- Co? - zapytał nagle ożywiony
- Powiedziałam, że pomożesz mi z śniadaniem, prawda? - powtórzyła Maggie, przewracając oczami z uśmiechem.
- Tak, tak jasne. To co mam robić?
***
Gdy Melanie skończyła wykonywać powierzone jej zadanie, skierowała się w stronę obozu, by obudzić wszystkich na śniadanie. Zaczęła od Daryla, potem Rick, T-Dog, Shane, następnie Carol. Skierowała się do namiotu Taya, Mai i Dylana, kiedy na drodze spotkała uśmiechniętego Taylera.
- Śniadanie już gotowe, możesz zawołać Maie i Dylana? - zapytała, licząc, że się zgodzi a ona po raz kolejny ucieknie przed złowrogim spojrzeniem Mai.
- Niestety, Dylan miał w nocy zmianę, więc pewnie śpi jak zabity, a ja naprawdę muszę iść za potrzebą. Poza tym, nie sądzisz, że wypadało by skończyć uciekać przed nim?
- Co, o co ci chodzi? - Melanie grała głupią w nadziei, że uda jej się okłamać Taya, niestety, nie doceniła go jako obserwatora.
- Ty już moja droga doskonale wiesz o co mi chodzi. I nawet nie zaczynaj - przerwał jej, gdy chciała się sprzeciwić - naprawdę nie mam teraz czasu, żeby o tym pogadać. Także wiesz, ściśnij poślady i do roboty - wykrzyknął, biegnąc w stronę domu.
Melanie westchnęła głośno i ruszyła do wejścia dużego namiotu. Jednak nie spodziewała się zastać tam takiego widoku. Otóż Dylan spał sobie w najlepsze, mocno obejmując w tali Maię, która leżała z głową na jego torsie i nogą przerzuconą przez jego biodra. Dziewczynie od razu zrobiło się nieprzyjemnie ciepło, wiedziała, że musi jak najszybciej stąd wyjść. Przecież jeszcze niedawno to ona znajdowała się w jego ramionach. Było jej głupio, ale czuła się też zawiedziona zachowaniem chłopaka. Nie chcąc zbędnie przedłużać niemiłej sceny postanowiła podejść bliżej i delikatnie szturchnąć Maię.
- Maia, hej, obudź się - mówiła, delikatnie potrząsając ramieniem dziewczyny.
- Co.. co ty tu robisz - powiedziała wyraźnie zaspana i zirytowana obecnością Melanie, jednak kiedy przetarła sklejone oczy, rozglądając się wokół, całe zirytowanie jej osobą zniknęło, gdy tylko zobaczyła w jakiej pozycji się znajduje.
- Ja...um miałam was zawołać na śniadanie - powiedziała niepewnie, starając się nie patrzeć na Maie, która z głową oparta na łokciu przyglądała się jej, jednocześnie jeżdżąc paznokciami po nagim torsie chłopaka.
- Okej przekazałaś już wiadomość, teraz możesz już iść - prawie syknęła w stronę Melanie.
Chłopak słysząc jakieś głosy mruknął tylko coś pod nosem i starając się uwolnić od łaskotania na klatce piersiowej obrócił się na brzuch, przygniatając tym samym swoim ciałem Maię, dziewczyna jednak nie miała nic przeciwko. Zaśmiała się tylko głośno, na co chłopak zmarszczył niezadowolony czoło i wtulił się w nią próbując po raz kolejny zasnąć.
- No dalej, możesz iść i spokojnie zajmę się Dylanem - oświadczyła ze zwycięskim uśmiechem. Chłopak po raz kolejny mruknął coś niezrozumiałego, coraz bardziej oddalając się od upragnionego snu.
- Oh... tak jasne - powiedziała zmieszanym głosem Melanie, i to własnie jej głos wystarczył by Woods natychmiastowo oprzytomniał - już...
- Melanie?! - poderwał się gwałtownie do góry, zwisając nad ciałem Maii i zaczął rozglądać się za właścicielką głosu.
- Tak, spokojnie już idę. - odpowiedziała tylko i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony odeszła szybkim krokiem w stronę domu.
Prawie wbiegła do kuchni, próbując na szybko wymyślić wymówkę, by móc bez podejrzeń ukryć się w swoim pokoju.
- Gdzie Lori? - zapytała Ricka, widząc cień szansy na ucieczkę.
- Siedzi z Carlem, znowu w nocy gorączkował.
- Oh, to może ja ją zmienię? Niech coś zje i się wyśpi, bo za niedługo i ona będzie w kiepskim stanie.
- Jeśli to nie problem to było by świetnie - Rick uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- No pewnie, że nie. To ja już idę do niej.
- Nie zjesz śniadania? - zapytała zaskoczona Beth
- Nie, jakoś nie mam ochoty - posłała jej uspokajający uśmiech, jednocześnie wyglądając przez okno, gdzie dostrzegła jak Dylan własnie opuszcza obozowisko i razem z Maią kieruje się w jej stronę żwawym krokiem, spanikowana szybko odwróciła się od okna - to ja już do niej polecę.
Melanie szybko wbiegła po schodach kierując się prosto do pokoju, który zajmował Carl, wytłumaczyła Lori swoją wizytę, na co ta posyłając jej wdzięczny uśmiech podziękowała, jednocześnie przytulając ją do siebie i ruszyła do kuchni. Gdy kobieta otworzyła drzwi usłyszała głos Dylana, który pyta o nią. Zamknęła tylko oczy ignorując wszystko dookoła, zbliżyła się do łóżka chłopca i usiadła na fotelu, który stał zaraz obok. Sprawdziła czy chłopiec nie ma gorączki, jednak gdy jego czoło okazało się ciepłe, wzięła mały ręcznik z szafki nocnej i pomoczyła go w zimnej wodzie z miski, która stała zaraz obok.
- Cześć brzdącu - uśmiechnęła się, gdy chłopiec powili zaczął otwierać oczy - jak się dzisiaj czujesz?
- Nie jest źle - odpowiedział - i nie nazywaj mnie brzdącem - mruknął urażony - nie jestem już taki mały, no i będę mieć bliznę, a dziewczyny na to lecą!
- Kto ci takich głupot naopowiadał? - zapytała śmiejąc się z teorii Carla.
- To wcale nie są głupoty! - obruszył się, jednak widząc ledwo powstrzymującą się od śmiechu dziewczynę, westchnął tylko i spuścił głowę, odpowiadając - Tayler.
- Boże, biedaku, nie słuchaj go, bo daleko nie zajdziesz. - pokręciła głową nie dowierzając, że Tay nagadał takich głupot małemu chłopcu.
Melanie rozmawiała z Carlem jeszcze pół godziny póki chłopiec nie usnął ponownie. Po kolejnej godzinie walki ze zbiciem gorączki zimnymi okładami do pokoju wszedł Rick informując, ją że ma chwilę wolnego czasu, więc zostanie z synem póki Lori nie skończy pomagać w kuchni.
Kiedy dziewczyna zeszła do kuchni i poczuła pierwsze zapachy szykowanego posiłku jej brzuch wydał z siebie głośne burczenie.
- Uspokój potwora - zaśmiała się Beth - zostawiłam ci herbatę i parę kromek, w kubeczku obok masz też witaminy.
- Kocham cię normalnie - zadowolona ruszyła w stronę blondynki i niespodziewanie objęła ją mocno, na co Lori, Carol i Anna zaśmiały się - co szykujecie? - zapytała, siadając przy stole i zaczynając posiłek.
- Carol wpadła na pomysł, żeby w podzięce za gościnę i pomoc, ugotować obiad, a potem przyrządzić kolację dla naszych cudownych gospodarzy - odpowiedziała Lori, uśmiechając się w stronę Anny i Beth - więc na obiad będzie zupa jarzynowa, a na kolacje przyrządzimy pieczonego kurczaka z ziemniakami i sałatkę.
- Mam wam w czymś pomóc?
- W sumie to zrobiłam pranie, ale nie zdążyłam go rozwiesić. Poprosiłam o to Maie, ale widziałam jak szła z Dylanem na poszukiwania - powiedziała Carol - mogła byś sprawdzić i w razie czego rozwiesić?
- Pewnie, już kończę i idę.
Wstała szybko z zajmowanego krzesła, umyła po sobie naczynia i dziękując za śniadanie ruszyła w stronę drzwi. Gdy dotarła do sznurów na pranie, zauważyła dwie miski pełne prania i jedną pustą obok. Westchnęła tylko i zabrała się do roboty. Podczas rozwieszania zawartości ostatniej miski zauważyła przy wejściu do sadu Maggie i Glenna. Wyglądali jakby się kłócili, co szczerze zdziwiło Melanie, skończyli jednak gdy Glenn zauważył jak dziewczyna się im przypatruje. Spojrzeli po sobie i odeszli w dwie różne strony. Mel skończyła swoją pracę i zabierając wszystkie trzy miski ruszyła w stronę domu.
***
Cały dzień udało jej się unikać kontaktu z Dylanem, aż do nieszczęsnej kolacji, gdzie zebrali się wszyscy. Pech chciał, że usiadła zaraz naprzeciwko niego. Posiłek mijał w naprawdę miłej atmosferze, rozmowy toczyły się na różne tematy, od zdrowia Carla, przez zapasy na zimę, kończąc na poszukiwaniach Sophie.
- Daryl znalazł dziś nowe ślady - powiedział pocieszająco Rick w stronę Carol.
- Tak, a ja z Dylanem zostawiliśmy świeże zapasy na autostradzie - odpowiedziała dumnie Maia, chwytając Dylana za rękę położoną na stole.
- Tak bardzo wam dziękuje - odparła Carol, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza - nie wiem co bym bez was zrobiła, tak bardzo się o nią boję.
- Spokojnie Carol - Melanie, która siedziała po lewej stronie kobiety, uścisnęła jej dłoń, próbując w ten sposób dodać jej otuchy i pocieszyć - zrobimy wszystko by w końcu się odnalazła.
Carol posłała jej wdzięczny uśmiech, kiedy wszyscy przytaknęli i zaczęli zapewniać, że poszukiwania jej córeczki nie zostaną przerwane. Kolejną miłą chwilę przerwało dość głośne prychnięcie Maii.
- Coś się stało? - zapytała ze sztuczną troską Beth.
- Nie, oczywiście, że nie. - Maia uśmiechnęła się słodko - zastanawia mnie tylko... co takiego Ty robisz - powiedziała wskazując palcem na Melanie - skoro uważasz, że pomagasz nam w poszukiwaniach.
- Maia nie zaczynaj - ostrzegł Daryl.
- Kiedy ja nic złego nie robię. Po prostu nie widzę nic pożytecznego w przyjęciu jej do naszej grupy.
- Maia... - Woods już chciał ją ostrzec, kiedy Shane mu przerwał.
- Dylan daj jej spokój, niech kontynuuje - odparł spokojnie.
- Shane - tym razem odezwał się Rick.
- Mi po prostu chodzi o to, że nie robisz nic pożytecznego, a w dodatku jesteś lepiej traktowana niż my.
- Czemu tak uważasz? - odezwała się cicho Mel - przecież pomagam w posiłkach i przy zbiorach, zajmuję się praniem, czasem pilnuje Carla i też wychodzę na poszukiwania z Darylem, robię tyle...
- Proszę cię, to nic. Dostajesz najłatwiejsze prace, a przynajmniej możesz spać w domu, w ciepłym i wygodnym łóżku, dostajesz też większą ilość witamin.
- Maia... - Rick upomniał ją po raz kolejny.
- Dziewczyna dostaje większą ilość witamin, bo miała dość mocno zakażoną ranę, przez co jej odporność spadła do minimum - odezwał się Hershel, przerywając tym samym kłótnie - dlatego też śpi w domu, by nie pogorszyła swojego stanu zdrowia. Pozwolisz zresztą, że sam zadecyduje kto będzie pomieszkiwał na MOJEJ ziemi, a kto bezpośrednio w MOIM domu.
- Jeśli jest gdzieś wolne miejsce... - zaczęła Melanie
- Nie musisz, moja droga. Zostaniesz tu póki nie powiem, że masz znaleźć miejsce gdzie indziej.
- Ja bardzo dziękuję za gościnę, ale prawda jest taka, że Maia nigdy nie skończy wyciągać tego argumentu, dlatego, dziękuje, naprawdę, ale jeszcze dziś znajdę miejsce w obozowisku.
- Tak, ciekawe gdzie - prychnęła pogardliwie Maia - o ile mi wiadomo nie mamy wolnych namiotów, więc chyba czeka cię noc pod gwiazdami.
- W takim układzie właśnie tam będę spać - odpowiedziała spokojnie - Dziękuje za kolację - Mel wstała od stołu - Carol, Lori była naprawdę pyszna, a teraz przepraszam, ale idę pójdę na górę spakować swoje rzeczy.
Dziewczyna nie czekając nawet na reakcje innych odeszła szybko do góry. Wszyscy patrzyli na nią z zaskoczeniem. Nikt nie spodziewał się takiego opanowania z jej strony.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona - panującą cisze przerwał wściekły głoś Woods'a
- A żebyś wiedział, że jestem. W końcu będzie traktowana na równi z nami.
- Śpiąc pod gołym niebem? Przecież za niedługo zacznie się zima, w nocy jest tam jakie 5 stopni, a ty doskonale wiedząc, że nie mamy miejsca w namiotach wysyłasz ją tam!
- Dylan, spokojnie - przerwała mu Beth - pójdę do niej, pogadam z nią. Może uda mi się ją przekonać.
***
Melanie szybko pakowała swoje ubrania do niewielkiego plecaka. Nie miała ich wiele, jednak podczas pierwszych kilku dni Maggie dała jej ubrania z których wyrosła ona lub Tom, dzięki czemu jej "garderoba" i tak się powiększyła.
- Melanie - jej chaotyczne pakowanie przerwał głos Beth - proszę przemyśl to, zostań jeszcze dziś a jutro coś wymyślimy.
- Nie - odparła krótko i stanowczo - Beth, ona mi żyć nie da jeśli się stąd nie wyniosę. Trudno zmarznę, ale przynajmniej da mi spokój.
- Mel...
- Beth nic już nie zmieni mojej decyzji. Mogła byś mi dać jakiś stary koc i poduszkę? To jest moja ostatnia prośba.
- Jasne, zaraz pójdę poszukać czegoś na strychu, a ty idź się wykąpać.
- Dziękuje, naprawdę.
***
Brunetka wyszła spod prysznica, wytarła ciało w lekko szorstki już ręcznik, a następnie ubrała bieliznę, czarne spodnie dresowe, które dostała od Maggie, szarą koszulkę na grubych ramiączkach, mocno wycięta po bokach oraz wielki, również szary, wełniany rozpinany sweter z kieszeniami po obu stronach. Włożyła szybko buty i zeszła na dół do salonu. Beth podała jej dwa grube koce, poduszkę i parę prześcieradeł.
- Jeszcze możesz zmienić zdanie - powiedział Hershel w momencie, w którym Melanie miała wyjść.
- Naprawdę dziękuje za wszystko co pan dla mnie zrobił, ale już podjęłam decyzje.
Wyszła, więc na zewnątrz i przeszła do obozowiska. Za każdym razem, gdy ktoś proponował jej miejsce u siebie, odmawiała. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób ona i osoba z namiotu nie wyśpi się z powodu małej ilości miejsca i ogólnej ciasnoty. Nie chciała też dać tej satysfakcji Mai i znowu stać się przybłędą, która nie umie sobie poradzić.
Dlatego też podeszła pod jedno z drzew, które rosły dookoła obozowiska i rozłożyła tam jedne z kocy, następnie, położyła parę warstw prześcieradeł, tak by jeszcze jedno zostało jej do przykrycia. Na swoje tymczasowe łóżko rzuciła poduszkę a zaraz obok plecak. Położyła się na nim, zdjęła buty i przykryła się najpierw prześcieradłem, a potem kocem.
Słyszała jeszcze kawałki kłótni pomiędzy Rickiem, Shanem, Maią a Dylanem, ale skutecznie je zignorowała.
Powoli zaczęła odpływać, gdy poczuła jak ktoś wchodzi pod jej okrycie, jednocześnie przykrywając czymś jeszcze. Wystarczyło, że poczuła ten typowy zapach i już wiedziała kim jest ta osoba.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała sennie
- Jak to co? Kładę się - odpowiedział Woods z głupim uśmieszkiem - chyba nie myślałaś, że będziesz marznąć sama, co? Słuchaj nie wiem co zrobiłem, ale widzę, że specjalnie mnie unikasz. Przepraszam za to z Maią rano, naprawdę, ale ona jest moją przyjaciółką od zawsze i już nie raz przytulała się do mnie przez sen i ...
- Dylan - przerwała mu szybko - mi nie chodzi o to co się stało rano - skłamała - ale ja też powinnam cię przeprosić, zachowywałam się jak małe dziecko, po prostu po tym co się stało przy studni, ja miałam po prostu mały mętlik w głowie, a Maia wcale nie ułatwiała sprawy. Możemy po prostu o tym zapomnieć? I proszę chodźmy spać, jestem naprawdę zmęczona, a już czuję jak zaczyna mnie krzyż boleć.
Dylan tylko rozśmiał się cicho i przysunął jej drobne ciało bliżej siebie, oplatając ją ramieniem i chowając głowę w zagłębieniu jej szyi.
- Obiecuję, że jutro coś wymyślimy. Dobranoc - wyszeptał jej do ucha, by następnie ucałować miejsce zaraz za nim.
- Dobranoc - odszepnęła z nadzieją, że nie wyczuł jak zadrżała pod wpływem dotyku jego ust.
OD AUTORA:
Jak już wspominałam, napisany na totalnym spontanie przez nadmiar energii i po części weny. Czas odstawić kawę ☕❤
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, tradycyjnie zapraszam do komentowania i oceniania :) Nawet nie wiecie jakie to daje kopa motywacyjnego xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro