Rozdział XI
Kiedy tylko pierwsze promienie słońca przebiły się przez materiał namiotu Tay z ogromnym niezadowoleniem jęknął jednocześnie pocierając zaspane oczy. Usiadł w śpiworze i rozejrzał się po namiocie. Momentalnie dostrzegł, że czegoś tu brakuje. A właściwie kogoś. Wstał pośpiesznie wkładając na siebie ubrania, by już po chwili skierować się do domu Hershela. Kiedy tylko wszedł do kuchni został powitany ciepłymi uśmiechami Beth, Anny oraz Maggie. Odwzajemnił gest, machając do nich i usiadł przy stole w momencie, w którym Beth znosiła do niego talerze. Na samą myśl o jedzeniu żołądek Taya zaczął przypominać o swoim istnieniu.
- uspokój tego potwora w środku - zachichotała blondynka - zaraz będzie śniadanie, Maggie poszła zawołać resztę, mógłbyś iść po Melanie?
Tay już chciał odpowiedzieć kiedy do kuchni weszła starsza z sióstr.
- za jakieś 5 minut przyjdą. Tay nie wiesz może gdzie jest Woods? Nie umiałam go znaleźć
- nie wiem, kiedy wstałem już go nie było. Myślałem, że wyszedł wam pomóc, czy coś.
-tu go nie ma, ostatni raz widziałam go wczoraj wieczorem, gdy szedł do łazienki - stwierdziła Maggie
- później chyba jeszcze zajrzał do Mel - powiedziała Beth - chyba znowu śnił jej się koszmar - dodała lekko zmartwiona.
-czekaj... czyli mówisz, że ostatnio widziałaś go na górze? W pobliżu Melanie? - powiedział Tay, szeroko się uśmiechając i posyłając w stronę Beth znaczące spojrzenie. Nie czekając ani chwili dłużej oboje pobiegli szybko na piętro, gdzie pokój zajmowała Mel. Tay gwałtownie zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami, przez co będąca za nim dziewczyna uderzyła w jego plecy.
- ał - jęknęła, rozmasowując bolące miejsce - a tobie co?
- no sory, ale nie możemy przecież wparować tam od tak...
-nie wiem czy pamiętasz, ale miałeś iść po Mel na śniadanie
-no widzisz, zapomniałem - odpowiedział z głupawym uśmieszkiem formującym się na ustach. Najciszej jak się dało otworzyli drzwi i powoli weszli do środka.
-aww... - obydwoje zareagowali w ten sam sposób widząc przed sobą tak uroczą scenę. Otóż Melanie spała skulona na jednej części łóżka, a Dylan obejmował ją ciasno w talii chowając głowę w zagłębieniu jej szyi. Dziewczyna jakby wyczuła, że ktoś przepatruje się jej mruknęła niezadowolona, marszcząc przy tym nos. Lekko wyswobodziła się z uścisku chłopaka i obróciła w jego stronę kładąc głowę na jego torsie. Powieki Dylana zaczęły lekko się podnosić, a kiedy całkiem się otworzyły jego wzrok skierował się na postać dziewczyny wtulającej się w jego ciało. Uśmiechnął się do niej czule i delikatnie, tak by jej nie obudzić, zaczął przeczesywać jej włosy. Nagle usłyszał donośne „Awww... jakie to słodkie" w wykonaniu Taya i Beth, przez co przestraszony podskoczył i przeklął dość głośno co spowodowało dodatkowy atak śmiechu ze strony nieproszonych gości. Dziewczyna słysząc hałas mocniej przycisnęła głowę do piersi chłopaka z nadzieją, że zaraz z powrotem zaśnie. Kiedy jednak drażniące dźwięki nie ustępowały, zacisnęła oczy i powiedziała mocno zachrypniętym głosem
-ugh... ktokolwiek tu jest niech się w końcu zamknie i da mi spać! - cisza zapanowała na dosłownie pięć sekund, gdyż zaraz potem usłyszała wybuch śmiechu. Co dziwniejsze wydawało jej się, że poduszka w którą tak mocno się wtuliła zaczęła się poruszać. I to był właśnie moment, w którym oprzytomniała.
Przypomniał jej się wczorajszy wieczór. Koszmar. Zatroskana mina Dylana. Oraz jej o dziwo niezwykle odważna prośba.
Gwałtownie dźwignęła się do pozycji siedzącej, jednak nie przewidując faktu, że spała prawie na krawędzi łóżka zaczęła panicznie wymachiwać rękoma, żeby tylko nie przeżyć z rana bliskiego kontaktu z podłogą. Śmiech ustał. Beth pisnęła cicho i zakryła sobie usta ręką, Tay rzucił się w kierunku spadającej dziewczyny, jednak ręce Dylana szybko złapały dłonie Mel przyciągnęły ją z taką siłą, że dziewczyna wylądowała całym ciałem na tym należącym do chłopaka. Niezdarnie przeturlała się tak by leżeć obok Dylana a nie na nim. Obydwoje ciężko oddychali wystraszeni całą sytuacją.
-boże, co się właśnie stało? - zapytał zszokowany Tay
-nie mam pojęcia - odpowiedziała Melanie, patrząc w sufit
-czy każdy poranek z tobą będzie taki emocjonujący? - dodał Dylan
-ej - udała urażoną, lekko szturchając go pięścią w ramie - nie było aż tak źle.
-nie, gdzie tam - odezwał się Beth - mieliśmy was tylko zawołać na śniadanie, a w zamian otrzymaliśmy mini scenę mrożącą krew w żyłach. Ubierajcie się i zejdźcie na dół.
Beth wyciągnęła za rękę Taya i skierowała się na dół do kuchni. Kiedy Dylan poszedł do łazienki na korytarzu, Melanie szybko powędrowała do torby i zaczęła w niej grzebać w poszukiwaniu ubrań. Wzięła zwykłe dżinsy, czarną bluzkę z obciętymi rękawami i flanelową, czarno-białą koszulę w kratę. Ruszyła szybko do łazienki, żeby się ubrać i ogarnąć. Kiedy wyszła spostrzegła, że na jej łóżku leży Dylan, który cały czas był w dresowych spodniach i bluzce, w której spał.
-czemu nie zszedłeś na dół? - zapytała odkładając swoją prowizoryczną piżamę do torby
- czekałem na ciebie. - powiedział, siadając na łóżku - Nie chciałem żebyś szła sama. Nie znasz jeszcze za dobrze wszystkich i stwierdziłem, że było by to... miłe? - dokończył pocierając dłonią kark.
Melanie zerknęła na niego przelotnie, zauważając jego lekkie zdenerwowanie. Zrobiło jej się jakoś cieplej z tego powodu. Posłała w jego kierunku delikatny uśmiech.
- w takim układzie, chodźmy - podeszła do drzwi i obróciła się w jego stronę. Dylan właśnie wstawał z łóżka, posyłając w jej stronę jeden z tych uśmieszków od których robiło jej się gorąco. Podszedł do niej, po czym położył swoją dużą dłoń na wysokości łopatek dziewczyny, lekko popychając w kierunku schodów.
Już na schodach słyszeli gwar rozmów toczących się na dole. Wchodząc do pomieszczenia przywitał ich smakowity zapach śniadania i pełno roześmianych twarzy. Dylan posłał w kierunku speszonej Melanie radosny uśmiech po czym znów położył rękę na plecach dziewczyny i delikatnie popchał ją w kierunku dwóch wolnych miejsc. Melanie usiadła obok Maggie, a Dylan obok Taya.
Po minionym posiłku większość osób odeszła od stołu, zostali tylko Tay, Maia, Woods, Mel, Beth i Tom - przyjaciel blondynki, który po śmierci jego rodziny zamieszkał z nimi. Wszyscy śmiali się z opowiedzianych przez Taya dowcipów, rozmawiali na najróżniejsze tematy i po prostu starali dobrze się bawić wiedząc, że za chwile i tak będą musieli wrócić do przydzielonych im zadań. Kiedy po raz kolejny wybuchli głośnym śmiechem, Woods aż zgiął się wpół. Tay odszedł już od chichotających przyjaciół, gdyż zbliżał się jego patrol w lesie. Dylan, który wciąż próbował się uspokoić zarzucił ramię na oparcie krzesła Mel i delikatnie głaskał swoją dużą dłonią ramię dziewczyny. Dziewczyna spojrzała się na niego i uśmiechnęła się nieśmiało, by po chwili powrócić do w dalszym ciągu trwającej rozmowie między Beth, Tomem a Maią. Jednak kiedy rozmowa zeszła na tematy, o których nie miała ona pojęcia zaczęła rozglądać się po kuchni przez przypadek natrafiając na morderczy wzrok Maii. Ciało dziewczyny spięło się od razu, co nie uszło uwadze Dylanowi, który w dalszym ciągu obejmował ją ramieniem.
- stało się coś? - zapytał ze wzrokiem utkwionym w oczach Melanie. Już otwierała buzię żeby coś powiedzieć, jednak jej wzrok po raz kolejny spotkał oczy Maii. Było widać, że dziewczyna jest wściekła.
-nie-ee - zająkała się patrząc dalej na Maie - nie - powtórzyła po raz kolejny, tym razem patrząc na Dylana - ja tylko... pójdę do łazienki, zapomniałam założyć opatrunek na nogę.
-okej... - i zanim zdążył cokolwiek dodać Melanie ulotniła się z kuchni.
Szybko wparowała do swojego tymczasowego pokoju, próbując unormować oddech. Weszła do łazienki i przepłukała twarz zimną wodą. Oparła się o umywalkę, zawieszając głowę w dół i oddychając głęboko próbowała się uspokoić.
Nie wiedziała czemu Maia aż tak jej nie lubi. Przecież nie znały się długo. Prawie w ogóle się nie znały, a Maia nie pozwalała tego zmienić będąc w stosunku do Mel oschłą i niemiłą przez cały czas.
-tylko mi nie mów, że się popłaczesz? - usłyszała za sobą kpiący głos. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na Maie.
-o co ci chodzi? - zapytała Mel - co takiego ci zrobiłam, że aż tak mnie nienawidzisz ?
-co mi zrobiłaś? - Maia prychnęła z pogardą na słowa dziewczyny i podeszłą do niej. Była od niej wyższa o pół głowy - wpakowałaś się do naszego życia, które na swój pokręcony sposób zdążyliśmy ułożyć. Wszyscy traktują cię inaczej. Zwłaszcza Dylan. Śpisz w domu, kiedy my musimy siedzieć w namiotach na zewnątrz, nie musisz wykonywać żadnych prac, nie musisz prać, gotować, zmywać, karmić zwierząt czy chodzić na patrole. Ale dlaczego? - wykrzyknęła głośniej - co jest w tobie takiego wyjątkowego.
-ja-aa nie wiem - zająkała się Mel - nie zostanę w domu długo, tylko do czasu póki jestem chora i będę wykonywać te same prace co wy. Nie chciałam się mieszać w wasze relacje, naprawdę cię przepraszam.
-jasne - odpowiedziała głosem przesiąkniętym jadem - już to widzę. Lepiej odejdź. Nikt tutaj nie potrzebuje darmozjada do utrzymania. Nie widzisz tego? Każdy tutaj się nad tobą lituje. Myślisz, że dlaczego Dylan i Tay są dla ciebie mili? Bo było im żal małej, bezbronnej Mel, która nie wie nawet kim są sztywni. Nie jesteś taka jak my i nikt cię tu nie chce, więc moje pytanie brzmi dlaczego jeszcze...
- wydaje mi się, że musisz już iść Maia - usłyszały za sobą głos Dixona, jego twarz była opanowana ale w oczach było można zauważyć gniew - dosyć głupot naopowiadałaś.
-głupot? - prychnęła - jasne, a może się ze mną nie zgadzasz? Sami prawie przez nią wpadliście w łapska sztywnych. Po co nam kolejna gęba do wykarmienia, skoro w niczym nie pomaga?!
-właśnie miałem ją zabrać do lasu, trzeba ją nauczyć strzelać skoro ma z nami zostać - powiedział Daryl patrząc na Maie. Widząc jej zszokowaną nową wiadomością minę, dodał - tak. Dobrze słyszałaś. Rozmawialiśmy z Rickiem. Powiedział, że Melanie ma zostać, przyłączyć się do naszej grupy.
Maia tylko warknęła zirytowana i wyszła z pokoju zgrabnie wymijając przy tym mężczyznę.
-dziękuje - Mel sama nie wiedziała do końca za co dziękuje. Czy za pomoc w pozbyciu się natrętnej Maii czy też za to, że może z nim zostać. Odetchnęła z ulga i oparła się plecami o umywalkę
-nie masz za co - stwierdził krótko - a teraz weź coś ciepłego. Idziemy do lasu.
-umm... tylko, że nie mam za dużo rzeczy.
-okej. W takim układzie zapytamy się Maggie czy coś ma.
Maggie dała jej lekko za dużą, ciemno szarą kurtkę dżinsową z czarnym, materiałowym kapturem, należącą kiedyś do Toma, oraz czarną czapkę. Ubrała na siebie przyszykowane rzeczy oraz założyła swoje jedyne buty - czarne trampki przed kostkę. Daryl czekał na nią na werandzie domu, kiedy tylko do niego podeszła od razu skierowali się w stronę ogrodzenia, oddalonej od domu o jakieś pięć minut drogi.
OD AUTORA:
wiem, wiem. dawno nie dodawałam, ale dziś jakoś łatwo mi się pisało, więc stwierdziłam: a czemu nie, dokończę ten rozdział xD no i jest! mam nadzieje, że się spodoba. zapraszam do komentowania, oceniania i wyrażania własnej opinii :) zresztą tak jak zawsze. A i do tego o ile nie straciłam weny to może naszkrobie jeszcze dziś drugi rozdział :)
PS. z góry przepraszam za błędy, rozdział nie sprawdzony, gdyż nie mam siły męczyć się z moim zacinającym się komputerem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro