Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XVIII

Uwaga! Pisany na telefonie = masa błędów 😢

- Więc moja droga przyjaciółko - zaczął Tayler, spoglądając w stronę blondwłosej dziewczyny z podniesionymi brwiami - jak to rozegramy?
- Nie mam pojęcia - przyznała szczerze, zacierając ręce i spoglądając w stronę wtulonych w siebie nawzajem Mel i Dylana - ale musi to być coś mocnego, naprawdę epickiego, żeby zapamiętali to...
- Nad czym tak myślicie? - obydwoje podskoczyli, gdy niespodziewanie za ich plecami rozległ się głos Mai. Szybko obrócili się przodem do dziewczyny, próbuje zasłonić swoimi ciałami widok zza ich pleców - wszystko w porządku?
- Em... Tak jasne - lekko spanikiwany Tay zaczął się tłumaczyć. Niektórzy ludzie w sterujących sytuacjach zaczynają się jąkać, inni zaś dostają słowotoku, a tebt chłopak zdecydowanie należy do tej drugiej grupy - w jak najlepszym, jest przecudownie. Chodźmy bo zaraz śniadanie, ale jestem głodny, a wy?- mówiąc to chwycił ja za ramiona, szybko obrócił i popchnął w stronę domu.
- Ej... Co Ty robisz, czekaj ty oszołomie - krzyczała, próbując wyrwać się z jego uścisku - zostaw mnie! - warknęła głośno, wykręcając się z uścisku jego dłoni, wypuściła głośno powietrze, próbując się uspokoić, by po chwili dodać przesłodzonym głosem - najpierw chcę znaleźć Dylana, widziałeś go? - zapytała przejeżdżając dłonią po torsie chłopaka.
Beth westchnęła rozdrażniona, doskonale wiedząc, że przez ten ruch ze strony brunetki Tay na pewno zaraz się wygada i zrujnuje ich - nie dokońca opracowany - plan.

- No...tak właściwie, to... - wyjąkał, nerwowo zerkając na Beth - A wiesz, ja mam ochotę na ciepłą herbatkę! - wykrzyknął próbując po raz kolejny zaciągnąć Maie do domu - Tak! To jest to, Beth chodź z nami! Napijmy się herbatki! No wiecie, poplotkujemy, pochichotamy, a może paznokcie pomalujemy?! - mówił coraz bardziej spanikowanym głosem.

- Boże, Tay! - zza ich pleców odezwał się zachrypnięty głos Woods'a - skończ tyle paplać, proszę!

- O! Dylan właśnie ciebie szu... - dziewczyna przerwała raptownie, gdy wydostając się zza sylwetki przyjaciela ujrzała drobną brunetkę wtuloną w ciało chłopaka - kałam... Co ty właściwie do cholery wyprawiasz?! Z nią?

- A nie widzisz? - odpowiedział, zasłaniając ramieniem oczy - śpimy.

- Ale...przecież masz miejsce w namiocie! Nie możesz tak...

- Nie mogę? - prychnął patrząc na Maie ze złością - Skoro ja nie mogę, to dlaczego ona by mogła? - warknął wściekle.

- Dylan - usłyszał cichy głos Mel, która podniosła się i siadając oparła plecy o pień drzewa - skończ, to nie ma sensu.

- O patrzcie! W końcu dobrze mówi! - Maia uśmiechnęła się fałszywie - słyszysz to nie ma sensu, skończ poświęcać się dla jakieś przybłędy, prędzej czy później ona i tak zniknie...

- Co się z tobą do cholery dzieje ostatnio? W ogóle cię nie poznaje, nie pamiętasz czasów, kiedy to my byliśmy takimi, jak to ujęłaś, PRZYBŁĘDAMI?!

- Maia daj spokój - poprosił Tay, widząc jak przyjaciólka czerwienieje ze złości.

- A ty myślisz, że się nie zmieniłeś odkąd ona tu jest? - dziewczyna wywróciła oczami, a następnie posłała Melanie tak wrogie spojrzenie, że ta aż skuliła się, przyciągając kolana do klatki piersiowej - daj znać jak już przejrzysz na oczy!

- Przepraszam cię za nią Mels - powiedział Dylan przecierając twarz dłońmi - ja na prawdę nie mam pojęcia co się z nią dzieje.

- Jest zazdrosna - wyśpiewał pod nosem Tayler, za co oberwał w ramie od Beth.

- Dylan, dobrze wiesz, że Tay ma rację. - wtrąciła się Beth, na co Mel westchnęła ciężko - jest twoją przyjaciółką od zawsze i po prostu czuje się zagrożona, tak samo było ze mną na początku.

- Proszę cię Dylan, po prostu się na nią nie gniewaj. Nie chcę być powodem waszych kłótni. - brunetka położyła dłoń na ramieniu chłopaka, a następnie wstała i biorąc pierwsze lepsze ubrania z toby odeszła jak najszybciej w stronę domu.

- Ale... Mels! - zawołał za nią, jednak dziewczyna już się nie odwróciła - ale przecież... możecie mi wyjaśnić co się właśnie kurwa stało? Stanąłem po jej stronie, tak? To czemu tak zareagowała? - pytał patrząc przestraszonym wzrokiem na swoich przyjaciół.

- Mówiłam Ci już - westchneła Beth - Maia jest zazdrosna.

- To dalej nie tłumaczy zachowania Mel.

- Dylan, przecież wiesz, że jest tu nowa. Shane i Maia z jakiegoś powodu jej nie trawią, a ona po prostu nie chce nikomu podpaść, no i przede wszystkim Maia dość dosadnie wytłumaczyła jej jak bliskimi przyjaciółmi jesteście.

- Że co Maia zrobiła? - krzyknął Woods z szeroko otwartymi oczami.

- Nie mam pojęcia co sobie właśnie pomyślałeś, ale chyba nawet nie chce wiedzieć - powiedziała Beth marszczyć zabawnie nos, na co Tay parsknął śmiechem - w każdym bądź razie chodzi mi o to, że od zawsze byłeś Ty, Maia i ten idiota

- Ej! - jęknął urażony Tay.

- Nie przerywaj mi - blondynka posłała mu groźne spojrzenie - Dylan ona po prostu czuję się przez was odrzucona, co prawda nie tłumaczy to jej chorego zachowania, no ale...

- Może masz rację - przerwał jej chłopak, który już jakiś czas temu zupełnie odpłynął - powinienem bardziej skupić się na Mai - stwierdził kierując się w stronę namiotu.

- Tego to ja akurat nawet nie zasugerowałam - blondynka wyrzuciła ręce do góry.

- I tak nie przemówisz mu do rozsądku - stwierdził Tay, pocierając jej plecy w uspokajającym geście.

***

Zaraz po zjedzeniu śniadania Woods wstał od stołu i poszedł zmienić Dale'a, który przez całą noc stał na warcie. Jak dla niego dzień zapowiadał się niezwykle nudno. Kiedy tylko przyjaciel podał mu broń i ruszył w kierunku domu, Dylan założył na głowę czapkę z daszkiem i z głośnym westchnieniem przysiadł na dachu campera. Dopiero koło południa na dachu zjawiła się również Maia, która miała kolejną zmianę.
- Maia - zaczął niepewnie brunet - możemy porozmawiać?
- Daj mi spokój - prychnęła wściekle - rano powiedziałeś wystarczająco. - wyszarpnęła mu broń z dłoni próbując odejść, jednak dłoń chłopaka przytrzymująca jej ramię nie pozwoliła na to.
- Maia, proszę. - niemal szeptał, patrząc na nią błagalnie - chcę cię przeprosić, nie powinienem cię tak traktować, wiem spieprzyłem, chciałem jej pomóc, nadal chce, ale nie kosztem naszej przyjaźni.

Otarł delikatnie jej łzy, by po chwili przyciągnąć ją do swojego ciała i mocno przytulić. Dziewczyna zacisnęła dłonie na jego bluzie i wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi. Jednak pomimo faktu, że chłopak właśnie pogodził się ze swoją przyjaciółką, którą kochał całym sercem, wcale nie poczuł ulgi. Wiedział, że będzie musiał ograniczyć kontakty z Mel przynajmniej na jakiś czas, dopóki Maia nie przyzwyczai się do jej obecności.
***
Przez kolejne dwie godziny siedzieli ramię w ramię na skraju dachu, patrolując okolice, rozmawiając i śmiejąc się.
"Dokładnie tak jak powinno być" krążyło przez cały czas w głowie Mai.
Nagle usłyszeli dwa strzały i krzyki.
- Shane! - obydwoje odwrócili się w stronę obozowiska, skąd dochodziły dźwięki - Shane! Nie masz prawa! To jego decyzja! - krzyczał Rick, biegnąc wraz z Taylerem, Glennem i Maggie w kierunku starej stodoły.
- Widziałeś do czego oni są zdolni! - odpowiedział mężczyzna, który naładował broń i strzelił w kłódkę zawieszoną na drzwiach, która od razu odpadła, pozwalając na otwarcie drzwi - Nie będę tego tolerował, nie pozwolę mu na to! - wykrzyczał w stronę Ricka.
Shane podszedł bliżej drzwi, waląc w nie pięścią, a następnie otwierając je. Kiedy tylko Woods zobaczył co kryło się w szopie szybko zszedł z campera i popędził w stronę sztywnych wyjmując zza paska broń.

Biegnąc, zauważył, że większość mieszkańców zdążyła się już zebrać pod starą szopą, słyszał też biegnącą zaraz za nim Maie. Czuł rosnący w nim niepokój, nie miał jednak pojęcia skąd ten lęk się w nim bierze. Nie pierwszy raz był atakowany przez sztywnych, dodatkowo był na farmie, a razem z nimi dość liczna grupa przyjaciół. Jednak w momencie, w którym zauważył trzęsące się ze strachu, drobne ciało Melanie, ukryte zaraz za strzelającym Dixon'em, wszystko stało się dla niego jasne. Przedarł się przez mały tłum, by po chwili stanąć zaraz koło dziewczyny. Przyciągnął ją szybko do siebie, tak by schowana za jego plecami mogła objąć go ramionami w talii. Zszokowana nagłym ruchem, zrobiła to dopiero gdy do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach, który tak uwielbiała, owinęła ramiona wokół chłopaka mocno zaciskając drobne piąstki na materiale jego koszulki.

Dopiero wtedy Dylan zaczął strzelać.

W okół nie było słychać nic innego prócz krzyków, wystrzałów broni i okropnego charczenia sztywnych. Wszystko trwało zaledwie dziesięć minut, jednak gdy strzały ustały wszyscy zszokowani patrzyli na szope.
Było słychać rozpaczliwy płacz Beth, przytulającej ciało obcej mu kobiety. Dziewczyna trzymała ja blisko siebie, kiedy zombie gwałtownie przyciągnęło ją za włosy bliżej swojej twarzy. Beth starała się wyrwać płacząc i krzycząc, ale udało jej się wyrwać dopiero gdy Dixon oddał ostatni strzał w głowę sztywnego.

Dopiero po kolejnej fali hałasu odkryli kto jeszcze znajdował się w starej szopie.

Od autora:
Wiem, spóźniony i do dupy, ale jeśli nie skończę w końcu męczyć się z tym rozdziałem to nie dam rady napisać nic innego, nowego i może lepszego 😂😂 przepraszam też za te opóźnienie, ale maj to miesiąc praktyk, no i mam masę problemów rodzinnych, co mnie dość konkretnie podłamało.
Dalej zachęcam do komentowania i oceniania😊
I tak bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze 😄
Btw zdałam egzamin zawodowy 🙈🙉🙊 + KOCHAM TĘ PIOSENKĘ ♥♥♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro