Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

-Oni nic wam nie powiedzieli? – zapytała lekko zdziwiona. Jednak Beth tylko pokręciła przecząco głową, nie wiedząc o co może chodzić Mel – w tym szpitalu... ja-a... dopiero wybudziłam się ze śpiączki. 

- czekaj, co? – zdziwiła się – jak to dopiero się wybudziłaś? Ile w sumie byłaś w śpiączce?

-ok. 3-4 miesięcy

-ale jak ty to przeżyłaś? – Beth pytała w dalszym ciągu – przecież nie mogłaś przeżyć tyle czasu bez wody i jedzenia, szczególnie z zombie na oddziale?! – ciągnęła swoją wypowiedź ciągle będąc zdziwiona tym co wydarzyło się w życiu Melanie.

-nie wiem. Naprawdę. Po prostu się obudziłam. – dziewczyny skończyły rozmawiać kiedy doszły do studni. Wracając do domu Beth postanowiła pokazać Mel chociaż niewielki fragment farmy, dlatego zamiast wracać bezpośrednio na ganek, obeszły dom dookoła. Kiedy zbliżały się do przodu domu Melanie z daleka zauważyła trzy auta zaparkowane blisko domu oraz namioty porozstawiane pod drzewami dookoła ogniska.

-tu śpi grupa Dylana i Taya – odpowiedziała Beth na nie zadane pytanie – nie mamy na tyle miejsca w domu, dlatego postanowili się rozłożyć tutaj. Oczywiście mogą normalnie korzystać z łazienki no i jedzą również z nami. W sumie bardzo nam pomagają na farmie. W domu śpi jedynie Carl. Został postrzelony przez jednego z nas, oczywiście nie było to celowe, Patric, mąż Anny, nie zauważył go no i się stało.

-ale przeżył, więc to chyba dobrze

-jest ciężko ranny, jego mama Lori cały czas przy nim siedzi, a ojciec – Rick, który dowodzi ich grupą szuka Sophi, słyszałaś o niej?

        Melanie już miała odpowiedzieć, jednak przerwał jej dziewczęcy pisk przemieszany ze śmiechem,  chwile później mogła już usłyszeć kolejny, tym razem męski i zaskakująco znajomy. Odwróciła głowę w stronę obozowiska. Zobaczyła Dylana, który śmiejąc się biegał pomiędzy namiotami z obcą jej dziewczyną na plecach.  Za nimi szedł Tay, który z rozbawienia kręcił tylko głową, jakby nie mógł uwierzyć w to co wyprawiają jego przyjaciele. Chwile później jego wzrok spotkał się z wzrokiem Mel, co spowodowało poszerzenie się jego uśmiechu. Od razu pomachał do niej i ruszył w ich kierunku.

-hej! Jak się czujesz? Wszystko na pewno już okej? – zapytał od razu gdy znalazł się przy Mel i mocną ją uściskał, jednak kiedy ona uścisku nie odwzajemniła odsunął się od niej na długość swoich ramion po czym dokładnie jej się przyjrzał – co ty wyprawiasz! Nie powinnaś nosić wody! To jest ciężkie a ty jesteś chora, ledwo wstałaś z łóżka!

- boże, Tay. Uspokój się, przecież widzisz, że nic jej nie jest –powiedziała Beth, przewracając oczyma.

-co nie zmienia faktu, że obydwie nie powinniście nosić tak ciężkich wiader! –zawołał, zwracają tym uwagę bawiących się nie daleko przyjaciół –czemu nas nie zawołałyście? –zapytał urażony

-bo nie wiedziałam gdzie jesteście, a Mel chce uprać swoje rzeczy. Poza tym jesteście zajęci –odpowiedziała i dyskretnie wskazała na dziewczynę i Dylana, którzy powoli zaczęli iść w stronę znajomych. Tay tylko prychnął –a teraz jeśli pozwolisz, pójdziemy do domu, nie chce mi się na razie rozmawiać z Maią.

 -ugh... Beth skończysz kiedyś –zapytał Tayler z nutką irytacji.

 -nie, chyba, że nagle magicznym sposobem ona zmieni swój charakter –odpowiedziała zadowolona z siebie blondynka i ignorując Taylera odeszła razem z Mel do domu.

        Kiedy Beth skończyła pomagać Mel w szykowaniu wody do prania odeszła z powrotem do kuchni, by zająć się ponownie obiadem. Brunetka po kolei zaczęła prać, była tym na tyle zajęta, że nawet nie zauważyła Dylana opierającego się o poręcz schodów prowadzących na ganek, który bacznie jej się przyglądał.

-jak się czujesz?- zapytał w końcu przerywając ciszę. Mel jednak zamiast odpowiedzieć pisnęła wystraszona i upuszczając ubrania do miski uniosła dłoń do ust.

 - jezu! Oszalałeś, prawie zeszłam na zawał –odpowiedziała w końcu, próbując się uspokoić

- przepraszam –powiedział, próbując ukryć rozbawienie –a więc, jak się czujesz?

 -jest w porządku –posłała mu mały uśmiech, jednak widząc, że Woods nie do końca uwierzył w jej słowa dodała - naprawdę, nie musisz się mną zamartwiać -Sama nie wiedziała kogo próbuje do tego przekonać. Dalej czuła się osłabiona, miała zawroty głowy, która z resztą ją bolała, do tego jeszcze noga i ten dziwny sen. Nie chciała jednak martwić wszystkich dookoła, czuła się z tym źle –a jak u ciebie?

 -jest okej, pomóc ci? –wskazał na miskę z wodą.

 - nie, nie musisz, już kończę –odpowiedziała i jak na dowód swoich słów wstała biorąc małą miskę z wypranymi ubraniami kierując się do miejsca, w którym Beth pozwoliła jej je rozwiesić. Jednak Dylan nie ustąpił i podążył za nią, dostrzegając, że dziewczyna delikatnie kuleje.

        Rozwieszając pranie rozmawiali o wszystkim i o niczym. Mel może i nie znała go długo, ale sądziła, że skoro zdążył już parę razy uratować jej życie, to chyba może być on osobą godną zaufania. Poza tym oboje czuli się w swoim towarzystwie wyjątkowo swobodnie. Całą drogę powrotną śmiali się z żartów, które opowiadał Woods, nie były one nawet śmieszne, były po prostu tak głupie, że nie dało się nie roześmiać.

 - Dylan!! - nie wiedząc czemu Mel poczuła jak jej irytacja wzrasta słysząc piskliwy głos dziewczyny, która przerwała im rozmowę. - Dylan! - zapiszczała jeszcze raz.

            Po chwili, gdy była wystarczająco blisko, wskoczyła niespodziewanie na Dylana, przez co zatoczył się do tylu z Maią w ramionach, wpadając przy tym na Melanie. Chłopakowi udało się jednak utrzymać równowagę, czego nie można powiedzieć o Mel, która nagle zatoczyła się do tyłu. próbując stanąć prosto oparła się całym ciężarem ciała na rannej nodze. Od razu poczuła silne pieczenie oraz kłucie w miejscu rany i z syknięciem opadła na ziemię.

 -ups - zachichotała Maia.

 -boże, Mel! - wykrzyknął Dylan, wyplątując się z uścisku przyjaciółki i zaraz klękając przy Melanie - wszystko w porządku, nic ci nie jest? pokaż nogę - wyrzucał z siebie pytania i nie czekając na reakcję z jej strony, sam zaczął bacznie obserwować jej nogę. pomimo tego, że była ona ukryta za materiałem spodni od razu ujrzał tworzącą się z krwi plamę - kurwa, Maia po co to zrobiłaś? - zwrócił się do dziewczyny, która stała z boku w ogóle nie zwracając uwagi na to co się dzieje dookoła.

- boże daj se spokój, przecież jest cała i zdrowa! - wykrzyknęła znudzonym głosem i w końcu uraczyła ich swoim spojrzeniem. W dalszym ciągu nie wiedziała o co tyle krzyku.

 - rana na nodze się otwarła, jeśli będzie się to działo częściej, a otworzyła się już dwa razy, może wdać się zakażenie, to się właśnie stało - mówił Dylan, co raz bardziej zdenerwowanym głosem - choć, trzeba to pokazać Maggie - zwrócił się do Mel już bardziej opanowanym głosem - umiesz wstać? - Melanie tylko kiwnęła głową, jednak kiedy tylko wstała znowu poczuła okropny ból, już leciała do tylu przygotowana na kolejne bliskie spotkanie z ziemią, kiedy nagle wokół jej tali owinęły się dwa silne ramiona. chwilę później nie czuła już gruntu pod nogami, gdyż Dylan wziął ją na ręce.

 - no właśnie widzę - prychnął lekko podirytowany pod nosem i nie patrząc na Maie ruszył w stronę domu. Melanie odruchowo owinęła ręce wokół szyi Woodsa, kiedy ten lekko na podrzucił układając wygodniej jej ciało w swoich ramionach. nagle jej wzrok spotkał się z wzrokiem Maii, który aż palił jej skórę.

***

 - no, teraz powinno już wszystko być dobrze - stwierdziła Maggie wygładzając ręką bandaż, przerwała kiedy po raz kolejny usłyszała zniecierpliwione pukanie do drzwi, zirytowana wywróciła oczyma - boże co za natręt - mruknęła pod nosem - ubierz już te spodnie żebym mogła go wpuścić.

        Melanie zachichotała cicho i ostrożnie wstając naciągnęła na nogi materiał spodni. Dała znak Maggie, że może wpuścić Dylana, który wręcz wariował z niewiadomego dziewczynie powodu. Czyżby aż tak się martwił? przemknęło jej przez myśli, jednak zaraz pokręciła głową, jakby próbując wyrzucić z głowy dziwną myśl. Było to dla niej niedorzeczne, przecież znali się parę dni i właściwie większą część tego czasu była ratowana przez Dylana i jego przyjaciół lub po prostu traciła przytomność.

        Jej rozmyślenia przerwał zatroskany głos chłopaka, który po raz setny pytał czy wszystko z nią w porządku. Zdziwiła się jeszcze bardziej kiedy po chwili silne ramiona owinęły się wokół jej drobnego ciała i przycisnęły do swojego torsu.

-boże, Mel tak bardzo cię przepraszam – wyszeptał w jej włosy, gładząc dużymi dłońmi plecy

-przecież to nie twoja wina – powiedziała, stłumionym przez koszulkę chłopaka, głosem – to był tylko wypadek, niegroźny, jak widzisz wypadek.

        Chłopak odsunął dziewczynę od siebie na długość ramion i posłał w jej kierunku karcące spojrzenie, które niestety mu nie wyszło,  przez co Mel zachichotała.

-wyglądasz jak byś połknął cytrynę – powiedziała w dalszym ciągu chichocząc. Tym razem dołączył się do niej też Dylan.

- chodź, obiad pewnie będzie za parę minut – złapał dziewczynę za rękę, kierując w stronę schodów.

        Oboje nie zauważyli momentu, kiedy ich palce splotły się ze sobą. Wchodząc do kuchni Mel nie spodziewała się, że spotka tu aż tyle osób. Oprócz Maggie, Beth,  Anny, Taya oraz Maii było tu jeszcze sześć innych osób. Woods zobaczył lekkie zdenerwowanie wypisane na jej twarzy, ścisnął, więc mocniej jej dłoń w nadziei, że to doda jej otuchy. Mel spojrzała na ich złączone dłonie, a następnie w górę na twarz  Dylana, który ciągle przyglądał jej się z troską, posłała w jego stronę ciepły uśmiech i również delikatnie ścisnęła jego dłoń.

        Jakże spokojna chwila została przerwana przez Taylera, który niespodziewanie uwiesił się na ramieniu swojego przyjaciela. Woods posłał  w jego stronę mordercze spojrzenie, a Tay odpowiedział  tylko głupim uśmieszkiem, który powiększył się gdy jego wzrok padł na wciąż splatane dłonie dwójki znajomych. Gdy Melanie zauważyła na co się patrzy jej twarz momentalnie stała się czerwona a dłoń niezgrabnie wysunęła się z tej większej należącej do Dylana, na co obydwaj zareagowali śmiechem.

-hej, już jesteście – nagle obok nich pojawiła się Beth, posyłając Mel przyjazny uśmiech – zaraz będzie obiad

-to dobrze – odezwał się Tay – bo umieram z głodu – i jak na zawołanie jego brzuch zaczął burczeć, co jego przyjaciele skwitowali chichotem – czego się śmiejecie – udał urażonego – ja i pan brzusio głodujemy to nie jest śmieszne! – tupnął nogą niczym mała pięciolatka i założył ręce na piersi co spowodowało już nie chichot a wybuch śmiechu jego przyjaciół. Zwrócili tym uwagę reszty osób znajdujących się w pomieszczeniu.

-Melanie! – zawołała Maggie podchodząc do dziewczyny – choć, mój tata chce cię poznać, powiedział, że po obiedzie sprawdzi czy na pewno już wszystko z tobą jest w porządku, a wy na co czekacie? pomóżcie Ann nakryć do stołu – powiedziała i oddaliła się z Mel w stronę starszego człowieka z siwą brodą, który obecnie rozmawiał z wysokim mężczyzną. Miał on krótkie brązowe włosy i lekki zarost.

-tato, Rick to jest właśnie Melanie, Mel to mój tata Hershel Greene, a to Rick Grimes to on jest przywódcą grupy Dylana i Taya – dziewczyna wymieniła uściski dłoni z nowo poznanymi mężczyznami. Wydawali się dość mili.

-czyli to ty jesteś tą sławną Melanie, o której Woods i Tay bez przerwy gadają? – zapytał Grimes, posyłając w kierunku dziewczyny uśmiech. Melanie lekko speszona tylko pokiwała głową w odpowiedzi, jednak kiedy Hershel już chciał zadać kolejne pytanie, Anna przerwała im prosząc by usiedli do stołu.

-przyjdź po obiedzie do mnie do gabinetu, Maggie albo Beth cię zaprowadzą, chce mieć pewność, że nie masz więcej urazów – powiedział Hershel, przytrzymując Melanie za ramie i lekko się uśmiechając. Dziewczyna tylko lekko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i podeszła do stołu gdzie Tay zajął jej miejsce między sobą a Dylanem. Obiad zaczął się blisko godziny 17:00, a towarzyszyły mu liczne rozmowy i żarty. Mel została przedstawiona wszystkim osobom. Odczuła ulgę kiedy przyjęli ją dość miło do swojego grona, miała nadzieje, że szybko się to nie zmieni.

***

-proszę – usłyszała, kiedy delikatnie zapukała w ciemne, drewniane drzwi.

-ja miałam przyjść do pana – powiedziała Mel, skubiąc niespokojnie koniec swojej koszuli.

- tak, usiądź na kozetce – wskazał miejsce dłonią, a sam podszedł do komody i wyjął z niej środek odkażający i czyste bandaże - pokaż ranę na nodze, a ja wytłumaczę ci jak ją traktować żeby na pewno nie wdało się żadne poważne zakażenie.

            Kiedy Mel pozbyła się już spodni usiadła z powrotem na kozetce, a Hershel zdjął opatrunek i dokładnie przyjrzał się ranie.

-wygląda lepiej niż wczoraj kiedy cię tu przywieźli, jednak wiem od Maggie, że bardzo ciężką się zasklepia – mówił w dalszym ciągu przypatrując się ranie – musisz na nią uważać, rana wczoraj była bardzo brudna i mogło się wdać jakieś słabe zakażenie, miałaś dziś gorączkę? Albo źle się czułaś?

-kiedy się obudziłam było mi niedobrze, no i kręciło mi się trochę w głowie.

-było ci zimno?

-tak, ale wydaje mi się, że to przez pogodę.

-no dobrze, ranę codziennie rano i wieczorem oraz w razie konieczności przemywaj tym środkiem, a następnie owijaj bandażem, ale nie uciskaj za mocno, rana musi trochę oddychać. Możesz się już ubrać, zaraz zmierzymy ci temperaturę.

            Melanie założyła ostrożnie opatrunek, a następnie spodnie. Ponownie usiadła na kozetce, Hershel pojawił się zaraz obok niej i podał jej termometr. Następnie oddalił się do komody i otworzył jedną z szuflad zamykanych na klucz, wyjął z niej paręnaście tabletek, które umieścił na małej tacy, a obok postawił kubeczek z wodą. Położył tackę na stoliku obok dwóch foteli i sam usiadł w jednym z nich. Gestem reki wskazał na pusty fotel. Melanie podniosła się z kozetki i usiadła obok niego. Przez paręnaście minut rozmawiali o tym co przydarzyło się Melanie. Ich rozmowa była swobodna, Hershel na nie wymuszał na niej odpowiedzi, jedynie słuchał i starał się zrozumieć jak to możliwe, że Melanie przeżyła po tak długiej śpiączce bez odpowiedniej opieki.

-dobrze, możesz już podać mi termometr – wyciągnął dłoń i odebrał przedmiot by sprawdzić temperaturę – jest tak jak się spodziewałem – westchnął i potarł oczy dłonią – masz trzydzieści dziewięć i pół stopni gorączki, rana nie wygląda już tak źle, ale oznacza to, że zakażenie nie znikło do końca.

            Mel spojrzała się na starca z przerażeniem.

-czy to... oznacza, że... - Melanie nie umiała się wysłowić, wystraszona ledwo dobierała słowa – da się to wyleczyć?

- tak, spokojnie – Hershel złapał jej trzęsącą się dłoń i posłał w jej stronę ciepły uśmiech – zaraz dam ci tabletki na zbicie gorączki oraz witaminy, żeby wzmocnić odporność. Dziś jeszcze prześpisz się w domu. – powiedział a następnie przysunął w stronę dziewczyny tackę z lekami

- witaminy dostaniesz jeszcze jutro rano i wieczorem , a teraz idź się okapać i spać, lek na gorączkę jest bardzo silny i tylko niepotrzebnie będziesz się męczyć. Dobranoc.

-dziękuję i dobranoc – powiedziała Melanie.

Zabierając rzeczy, które dostała do oczyszczenia rany ruszyła w stronę swojego tymczasowego pokoju. Kiedy weszła do środka odłożyła wszystko na komodę i podeszła do swojej torby by wyciągnąć coś do spania. Jednak jej uwagę przykuła koszulka leżąca na łóżku. Wzięła ją do ręki i od razu rozpoznała do kogo należy. Był to ten sam czarny podkoszulek, w którym spała ostatnio. Uśmiechnęła się sama do siebie, zgarnęła z torby czystą bieliznę a następni udała się łazienki. Szybko się wykąpała, zabandażowała ranę i położyła się spać. Leżała tak rozmyślając nad minionym dniem, nawet nie spostrzegła kiedy zapadła w sen. Jednak nie należał on do przyjemnych.


Znowu to samo. Ciemny zaułek za klubem. Smród alkoholu i papierosów. Oraz brudne łapska Nate'a oblepiające każdy centymetr mojego ciała. Nikt nie słyszał moich krzyków. Nate nie reagował na moje błagania. Chwile później spoliczkowałam go. Zaraz potem dowiaduje się o zakładzie.

Roztrzęsiona wsiadam do samochodu. Nie jestem pijana. Rzuciłam ciągle wibrujący telefon na miejsce pasażera. Płacząc mijam kolejne przecznice, chcąc się tylko dostać do mojego domu.  Telefon wibruje po raz kolejny. Odwracam niewyraźny wzrok w jego kierunku. I to wystarcza. Zostaje oślepiona przez światła nadjeżdżającego niezwykle szybko pojazdu z naprzeciwka.

A następne co pamiętam to głośny huk, mój krzyk i krew. Mnóstwo krwi.

 

Melanie budzi się z krzykiem od razu siadając na łóżku. Nie wie co się właśnie stało. Rozkojarzona i całkowicie przerażona podciąga kolana pod brodę i opiera na nich głowę szlochając cicho. Chwilę później słyszy jak ktoś otwiera drzwi. Jednak nie podnosi wzroku na tą osobę. Czuje jak materac ugina się pod ciężarem dodatkowej osoby, zaraz potem silne ramiona przyciągają ją w swoim kierunku. Od razu rozpoznaje zapach od którego zdążyła się uzależnić w tak krótkim czasie. Mocno owija swoje ramiona wokół szyi chłopaka, kiedy ten w uspokajającym geście gładzi jej plecy.

- wszystko okej? – pyta Woods, dotykając dłonią policzek dziewczyny ściera ostatnie łzy. Melanie kiwa tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia choćby słowa – co się stało?

-mi... miałam koszmar – wychrypiała po dłuższej chwili milczenia, jednak na samo jego wspomnienie oczy na nowo wypełniły się łzami.

-hej, już spokojnie, to był tylko sen, zły sen – szeptał do jej ucha, wtulając Mel w swój tors.

-to było tak realistyczne – powiedziała szlochając – wydaje mi się... że śnił mi się mój wypadek.

- spokojnie, on się już nie powtórzy – mówił uspokajająco – po prostu, to wszystko zostało zablokowane gdzieś w twojej głowie, a teraz chce wyjść. Melanie to dobrze. Może będziesz po kolei odzyskiwać też inne, o wiele milsze wspomnienia – uśmiechnął się do niej, po czym złożył na jej czole delikatny pocałunek – a teraz idź spać, jakby co będę na dworze w namiocie – stał z łóżka i kiedy już miał otworzyć drzwi usłyszał cichy głos za sobą.

- Dylan? – zaczęła niepewnie – czy mógłbyś ze mną zostać? Tylko na dziś, proszę. Boję się zasnąć sama. Od jutra obiecuje, że nie będziesz musiał już się ze mną użerać – Melanie mówiła coraz szybciej, kiedy doszło do niej o co tak właściwie poprosiła chłopaka.

-oczywiście, że zostanę – powiedziała uśmiechając się lekko – i nie musisz mi dawać spokoju, akurat spędzanie z tobą czasu jest jedna z najprzyjemniejszych chwil w ciągu mojego dnia.

            Melanie zarumieniła się na jego słowa. Przesunęła się na druga stronę łóżka i odkryła kołdrę, pod którą po chwili znalazł się chłopak. Przyciągnął on drobne ciało Melanie do siebie pozwalając na to by jej głowa spoczęła ma jego piersi, objął ją ramionami i szeptał do ucha, by uspokoić w dalszym ciągu roztrzęsioną dziewczynę. Kiedy poczuł miarowy oddech dziewczyny na swoim torsie uśmiechnął się pod nosem, pocałował delikatnie jej czoło i wyszeptał


-zawsze z tobą zostanę, obiecuje.


OD AUTORA:

Okej, tak jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się spodoba ;) przepraszam za opóźnienie z dodaniem, niestety nie mam wytłumaczenia typu kot/chomik/rybka mi zdechł/zdechła, po prostu nie miałam weny, opowiadanie jest pisane na bieżąco, nie mam na nie żadnego planu, więc niestety ale tak to czasem bywa. swoją drogą dostaję weny, dzięki bardzo dziwnym rzeczą xD ostatnio był to kac, a dziś boląca ręka (byłam na pobieraniu krwi i szczepieniu, podziurawili mi całą rękę poszukując zasranej żyły;'( )

Zapraszam do oceniania i komentowania jest to dla mnie bardzo ważne jak wiecie i daję niezłego kopa  ;) 


+ czy ktoś może wie, jak się tu dodaje więcej niż jeden obrazek pod rozdziałem?? bo ja nie mam bladego pojęcia i dostaję pierdolca z tego powodu -.-


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro