Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Co wydarzyło się na waszym wspólnym biwaku w lesie?

NA SAMYM DOLE BARDZO WAŻNA NOTATKA!

Wstęp do rozdziału: Zwieńczeniem tegorocznych wakacji, tudzież urlopu, miał być biwak, którego pomysłodawcą był Steve. Reszta zespołu, tak jak i ty, nie podeszliście do tego tematu zbyt entuzjastycznie. Komu chciałoby się spędzać ostatnie dni słodkiego odpoczynku, w lesie z dala od cywilizacji, a także ukochanej technologii? Myśleliście, że to oczywiste i Rogers, choć niechętnie, w końcu się podda i da wam spokojnie czerpać kończącą się już wolność. Jakież było wasze zdziwienie, gdy kilka dni później staliście przed nieciekawie wyglądającym lasem. Po krótkiej kłótni, gdy doszliście w końcu do wniosku, że dalsze spory nic nie wniosą, wkroczyliście z dumnie uniesioną głową w las, z myślą, iż nie będzie tak źle. Jeszcze nigdy się tak nie pomyliliście.  (Wszystkie znaki są ze sobą powiązane.)

Baran: Ciągle zastanawia cię, do czego Pietro jest w ogóle potrzebny przyśpieszony metabolizm, skoro już chwilę po wejściu zaczął przeraźliwie kichać, co niesamowicie bawiło Lokiego. Mimo iż białowłosy twierdził, że to alergia na Clinta, Bruce od razu zdiagnozował przeziębienie. Dla każdego innego byłby to dobry moment na powrót, aby nie pogorszyć jego stanu zdrowia, lecz nie dla Steve'a. "Za moich czasów, na biwaki to się nawet z czterdziestoma stopniami gorączki chodziło". Niby to nie możliwe, ale w twojej głowie pojawiła się nadzieja, iż Maximoff go zarazi...

Byk: Dalszą drogę przemierzaliście w ciszy, nie licząc ciągłych kichnięć Pietro. Oczywiście w pewnym momencie nasz miliarder postanowił pokazać, jaki jest "rebel" i jak bardzo jego życie pasuje do definicji "Thug life". Niestety, jako że w lesie nie ma dużo opcji na popisanie się, Tony obrał sobie za cel wybranie innej ścieżki, rzekomo "krótszej". Mimo ostrzeżeń Steve'a przedarł się przez krzaki, aby następnie wpaść w kałużę pełną błota. Podczas gdy Loki robił mu zdjęcia, Bruce pomagał mu wyjść. Ty natomiast przez ten czas zastanawiałaś się skąd tu ta kałuża, skoro od miesiąca w tych rejonach nie padało.

Bliźnięta: Vision przez długi czas żył w nieprzerwanym kontakcie z internetem i wszyscy doskonale o tym wiecie. Nie znaczy to jednak, że może przedstawiać wam najmroczniejsze scenariusze, gdy tylko mu się zachce. "Wiecie, że jest 86% szans na to, że z tych krzaków wyskoczą zombie?" "W praktycznie każdym horrorze bohaterzy znajdujący się w naszej sytuacji umierają." "Ciekawe czy znajdziemy chupacabrę." Teraz przez niego Parker musi zmieniać spodnie...

Rak: Mimo że "Piszczałka Pietro" i "Błotny Tony" brzmią jak fajne kolejki górskie, wcale tak kolorowo nie było. Zwłaszcza po jakże "ciekawych" przemyśleniach Visiona. Każdy szedł z grobową miną, do czasu, gdy Bruce usłyszał jakiś szelest. Wszyscy zaczęli się wsłuchiwać, gdy nagle coś zaszeleściło w pobliskich krzakach. Jako że Peter był bliski omdlenia, a Bruce zaczął niespokojnie oddychać, nasz Kapitan postanowił udowodnić, że jest mężczyzną i ... wysłał cię, abyś zobaczyła co to. Gdy byłaś obok nawiedzonego krzaczka, wyskoczył z niego łoś. Jego majestatycznemu pojawieniu się towarzyszyły piski, krzyki i rozdzierająca się koszula Bannera, który zmieniał się w Hulka...

Lew: Po uspokojeniu Bannera przez Natashę, na kolejny "świetny" pomysł wpadł Sam. Bo oczywiście przygarnięcie pisklaczka znalezionego po drodze było bardzo rozsądne. Nie minęły nawet cztery minuty, a na Wilsona rzuciła się wściekła pani dzięcioł, chcąca odzyskać swoje dziecko. Na szczęście Wanda odgoniła zwierzęta i podała Samowi apteczkę. Zastanawiające jest to, w jaki sposób ów ptak znalazł swoje maleństwo. Coraz bardziej rozmyślałaś nad tym, co się tutaj dzieje.

Panna: Wszyscy zezłoszczeni maszerowaliście w tej, jakby mogło się wydawać, nieskończonej pielgrzymce, gdy nagle z ust Petera wydobył się niesamowicie wysoki pisk, któremu towarzyszyło kichnięcie Pietro. Okazało się, że Parker zobaczył nieopodal was niedźwiedzia. W taki właśnie sposób nieustraszeni Avengers uciekali z prędkością światła, niektórzy dosłownie, przed misiem. Dzięki Bogu w pobliżu było drzewo wręcz idealne do wspinaczki.

Waga: Niedźwiedź was zostawił i dobrze dla niego, bo bioniczna ręka Jamesa mogłaby być ciężkostrawna. Każdy już praktycznie był na ziemi, oprócz ciebie i Barnesa. Nikt nie wie jak ani dlaczego, ale nasz ponad stuletni były sierżant spadł z owego drzewa, ciągnąc cię za sobą. Gdy dochodziłaś do siebie po upadku, Bucky zaczął się tłumaczyć, że jest pewny, iż tam była gałązka, ale nagle wyparowała. Zbieg okoliczności, czy ktoś usilnie próbuje zawrócić was do domu, nie patrząc na konsekwencje?

Skorpion: Gdy wreszcie dotarliście na średniej wielkości polankę, po nieskończenie długiej tułaczce, wasze brzuchy zaczęły domagać się pożywienia. Gdy zwróciliście się do Petera z prośbą o przekazanie wam torby z zapasami, młody nabytek Mścicieli z zarumienionymi policzkami odparł, że Thor wziął jego plecak. Wszyscy spojrzeliście na Odinsona z mordem w oczach, a ten jak gdyby nigdy nic kończył pałaszowanie waszego jedzonka.

Strzelec: Jak się później okazało, Clint także nie spełnił swojego zadania. "Barton, miałeś wziąć ze sobą śpiwory!". "Nie [T/I], powiedziałaś, że mam wziąć se wory" po czym wyciągnął z plecaka worki na śmieci. Co prawda Clint ma uszkodzony słuch i nie można go za to winić, lecz to nie zmienia faktu, że teraz nie macie jedzenia i dodatkowo sprzętu na nocleg. Niestety nic nie zapowiadało, że wasza sytuacja się polepszy...

Koziorożec: Drewno zebrane, kłody jako zamiennik ławek ustawione. Teraz przyszła pora na rozpalenie ogniska. Wszyscy rozsiedliście się w kółeczku i z niecierpliwością czekaliście tworzone przez Steve'a ognisko, a zwłaszcza biedny, ciągle kichający Pietro. Mimo starań Kapitanowi, któremu na twarzy pojawiły się już kropelki potu, nie mów wzniecić ognia. Co więcej, skazany był na prześmiewcze docinki ze strony Starka, w stylu: "Kiedy konar nie chce zapłonąć" lub "To twój pierwszy raz?". W końcu znudzony tym wszystkim Thor zesłał z nieba piorun, który natychmiastowo rozpalił drwa.

Wodnik: Siedziałaś sobie spokojnie na kłodzie i wysłuchiwałaś kolejnych świrniętych opowieści Visiona, gdy nagle zaczęło cię swędzieć całe ciało. Po spojrzeniu na ręce okazało się, że mrówki postanowiły się do was przyłączyć. Chwilkę potem tarzałaś się ze wszystkimi po ziemi, aby je zrzucić. No, może nie ze wszystkimi. Scott jako jedyny cieszył się z wizyty jego małych przyjaciół. Oczywiście, natychmiastowo zaczęły pojawiać się zarzuty skierowane w jego stronę, jednak Lang zaprzeczył, jakoby miał je przysłać.

Ryby: Wszyscy zmęczeni, zdenerwowani i lekko poturbowani siedzieliście nad dogaszającym się ogniskiem, gdy zza drzew wszedł potwór z wściekle czerwonymi oczami, wyglądem przypominający połączenie kaczki i krokodyla. Na jego widok wśród was rozległo się zgodne "Aaaa!", jedno przemądrzałe "A nie mówiłem?" i jedno obolałe "Apsik!". Chwilę później najgłośniejszy był jednak szyderczy chichot pochodzący od Lokiego. Po dwóch minutach, które przeznaczył na śmiech i szydzenie z waszych min, przyznał się, że te wypadki to jego sprawka. Spytany, dlaczego to zrobił, odpowiedział, iż przez ten biwak nie obejrzał Gry o tron...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

👑 Zacznę od tego, że dzisiaj są moje urodziny, jeeeej! *więcej udawanego entuzjazmu*


👑 Jednak najważniejszą rzeczą, jaką chcę wam przekazać, jest zmiana częstotliwości rozdziałów. Jako że będę w tym roku szkolnym w trzeciej gimnazjum, nie będę miała wiele czasu. Zwłaszcza że będę siedzieć w szkole od siódmej do szesnastej. Dlatego będę wstawiać minimum JEDEN rozdział w MIESIĄCU, lecz będzie on z tych troszkę dłuższych. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.

Druga sprawa, po tych dwóch miesiącach osiągnęliśmy taki wynik:


Jesteście niesamowici!!!

Dziękuję wam z całego zamarzniętego serca! 🖤🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro