Jak się poznaliście?
Thor
Byłaś umówiona na dziesiątą, ale autobus miałaś o dziewiątej, więc byłaś wcześniej. Jak tylko weszłaś do salonu zobaczyłaś tęgiego mężczyznę o blond włosach. Siedział w fotelu, podczas gdy fryzjerka pracowała nad jego długimi, lśniącymi włosami. Przyglądałaś mu się tak długo, że w końcu i on zwrócił na Ciebie uwagę. Uśmiechnął się czarująco. Prawie tak zemdlałaś.
- Zająłem Pani kolejkę?
Zamrugałaś kilka razy, ale zamiast coś powiedzieć, pokręciłaś głową i usiadłaś na sofie, zajmując się gazetką dostępną dla klientów.
Loki
Praca dostawcy pizzy może nie była Twoją wymarzoną, ale musiałaś zarobić na czynsz, więc bez gadania wsiadłaś do samochodu i pojechałaś pod wskazany adres. Nie było to daleko, dlatego dziesięć minut później weszłaś do kamienicy, która na pierwszy rzut oka wydawała się niedawno remontowana. Piętro, na którym mieszkał właściciel zamówienia było w surowym stanie, ściany ledwo otynkowane, a schody były jedną, wielką kupą betonu. Zapukałaś pod wskazany numerek lokalu, a po sekundzie w drzwiach stanął wysoki szatyn. Byłaś od niego o połowę mniejsza, więc najpierw obczaiłaś jego tors przykryty koszulką, a dopiero później zdałaś sobie sprawę, że oczy ma wyżej.
- Pana pizza - wskazałaś na pudełko z gorącym daniem.
Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust.
- Dziękuję - odebrał je od Ciebie, zapłacił, ale... Jakimiś złotymi monetami, których nigdy w żciu nie widziałaś.
- Przepraszam, ale nie przyjmuję takiej... - gdy uniosłaś wzrok, drzwi były zamknięte.
Tony
Jako modelka VS (Victoria's Secret) byłaś traktowana jak księżniczka, a zwłaszcza przed tak wielkim wydarzeniem, jak wystąpienie dla Tony'iego Starka oraz kilku innych ważnych osobistości. Sekundy dzieliły Cię od wejścia na scenę, ale nie denerwowałaś się, byłaś pewna siebie i swojego ciała. Kiedy reżyser całego wydarzenia wydał polecenie, dwie kobiety przed Tobą ruszyły jako pierwsze na scenę. Odczekałaś na kolejny krzyk mężczyzny i również zawitałaś na scenie. Twoja postawa była nie do opisania. Na twarzy wypisane miałaś "To moje show, s*ki". Wszystko szło dobrze dopóki Twoje wysokie obcasy nie zaczęły odmawiać współpracy i upadłaś prosto na jakiegoś faceta w pierwszym rzędzie.
- Ku*wa - mruknęłaś i dokładnie dwie sekundy potem zdałaś sobie sprawę na kim leżysz. Nie wyglądał na niezadowolonego. Wręcz... cieszył się.
- Lecisz na mnie, aniołku.
Steve
Przewróciłaś oczami wchodząc do wielkiego budynku wraz ze swoją koleżanką. Nienawidziłaś muzeów. Nudziły Cię. Jednak to były jej urodziny, więc żal Ci było odmawiać, a te dwie godziny mogłaś przecierpieć. Ta... Dwie godziny zmieniły się w cztery, a Twoje nogi w galaretki.
- O! Otworzyli nowy dział z II wojny światowej! Chodź [Y.N]! (Your Name - Twoje imię)
Niechętnie zawlekłaś się za nią, ale jak tylko zobaczyłaś jakiś fotel w rogu ,usiadłaś na nim i patrzyłaś jak koleżanka z ekscytacją ogląda slajdy wyświetlane na ścianie. Pokręciłaś głową, po czym przeniosłaś wzrok w bok, gdzie zobaczyłaś czyjeś nogi. Tuż przed sobą. Tuż tuż. Spijrzałaś w górę. Był to mężczyzna, blondyn o niebieskich oczach i szerokich barkach. Wyprostowałaś się.
- O ile mi wiadomo ten fotel jest na pokaz, a nie do użytku - powiedział, zakładając ręce na wyraźnie muskularnej piersi.
Spojrzałaś za siebie. Faktycznie była tam tabliczka z napisem "nie siadać".
- Ups - wstałaś szybko. - Wybacz, nie zauważyłam.
- No to teraz już widzisz - normalnie te słowa byłyby nie do końca miłe, ale jego uśmiech całkowicie zmienił ich znaczenie.
Clint
Dochodziła północ, byłaś już po kilku piwach, ale nie czułaś, że kręci Ci się w głowie, więc pozwoliłaś sobie na jeszcze jedno. Właściwie, to już miałaś się zbierać do domu, gdy podszedł do Ciebie gospodarz przyjęcia i Twój dawny przyjaciel ze szkoły podstawowej.
- [Y.N], poznaj Clinta - powiedział, a Ty dopiero po tym zdałaś sobie sprawę, że obok niego stoi inny mężczyzna. Całkiem przystojny swoją drogą. - Clint, to jest [Y.N].
- Cześć - wyciągnął do Ciebie dłoń, ale byłaś zajęta wpatrywaniem się w jego oczy.
- Jest trochę podpita - usprawiedliwił Cię przyjaciel.
Bruce
- Ale moja zmiana się już kończy, Panie...
- Zostajesz - szef przerwał Ci, po czym po prostu wyszedł, ale łaskawie nie zamykał drzwi na klucz.
Fuknęłaś pod nosem. Byłaś jedyną pielęgniarką, która została do tak późna na oddziale, ale zrobiłaś to tylko po to, aby uporządkować dokumentacje, a nie, żeby czekać na jakiegoś typa, który pojawi się nie wiadomo kiedy po jakieś probówki do badań czy coś takiego. Nie obchodziło się to, chciałaś iść do domu, jednak wiedziałaś, że jeżeli nie zostaniesz, to wylecisz. Wolałaś poczekać. Na szczęście dla Ciebie i tego typka, że nie długo mu zajęło zjawienie się. Wszedł do pomieszczenia dla personelu po uprzednim zapukaniu.
- Dobry wieczór - usłyszałaś miły dla ucha, lekko zachrypnięty głos i Twój humor mimo nieprzyjemnej sytuacja z szefem się poprawił.
- Po próbki? - spojrzałaś na niego. Nie wysoki, nie zbyt z ciałem, twarzyczka też taka średnia, ale dla Ciebie liczyło się wnętrze, a to zapowiadało się całkiem nieźle.
- Mhm - uśmiechnął się nieśmiało i jakby nerwowo.
- Trzymaj - rzuciłaś mu dwie fiolki po wyciągnięciu ich z gabloty, Nie udolnie je złapał, na co i Ty się uśmiechnęłaś.
- Dziękuję - uniósł je lekko w geście wdzięczności.
- Tak w ogóle to po co Ci one? - przechyliłaś głowę w bok, patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Wiesz... Robię badania o teorii cząsteczek stałych z udziałem czynników pośrednich i chciałem sprawdzić czy da się je przekalibrować w sposób nie inwazyjny...
Popatrzyłaś na niego jakby były mu potrzebne egzorcyzmy.
- Aha...
Bucky
Szósta trzydzieści, Twoje chęci do życia malały z każdą mijającą sekundą. Było zimno, a Ty stałaś w samej kurtce, bo przecież szalik Ci nie był potrzebny. Do tego autobus spóźniał się już dziesięć minut, co potęgowało Twoje zdenerwowanie. Na przystanku była jeszcze starsza Pani, ale ona nie odzywała się w ogóle. Kiedy autobus w końcu przyjechał westchnęłaś z ulgą i już miałaś wsiadać, gdy zobaczyłaś, że staruszka ma ze sobą ciężką siatkę. Przepuściłaś ją pierwszą do wejścia, aby mogła jak najszybciej odstawić bagaż na siedzenie. Jednak gdy tylko babcia postawiła nogę na stopniu schodów do autobusu, jej siatka rozerwała się i wszystko wyleciało. Staruszka rzuciła się po zakupy jak po złoto, ale się poślizgnęła i zaliczyła by grunt, gdyby nie pewien mężczyzna, który uratował ją, łapiąc za ramię.
- Och, dziękuję synku - staruszka poklepała go po policzku.
Wtedy zobaczyłaś, że przy pomaganiu babci jego rękaw lekko się osunął ukazując coś metalowego pod spodem. Przyglądnęłaś się temu, a potem spojrzałaś na jego twarz. Nic nie powiedział, ale jego wzrok zdradzał, że wiedział, że wiesz.
Peter
Zanim zdążyłaś zarejestrować co się właściwie dzieje, dostałaś piłką od kosza w głowę. Koszykówka to ewidentnie nie Twój sport. Zwłaszcza jeżeli tak jak tego dnia na WF-ie graliście z chłopakami, którzy stanowili przeciwną drużynę. Pozbieranie się zajęło Ci chwilę.
- Parker! - krzyknął WF-ista. - Uważaj jak celujesz!
- Praszam! - odkrzyknął głos chłopaka. Nie widziałaś go nigdy przedtem w szkole, ale jego nazwisko coś Ci mówiło.
Po lekcji WF-u poszłaś do szatni, przebrałaś się i z zamiarem pójścia do bufetu wyszłaś z przebieralni. Wtedy po raz kolejny tego dnia dostałaś olśnienia. A raczej w głowę. Drzwiami.
- K*rwa! - wydarłaś się na głos, łapiąc za nos, który nie krwawił, ale strasznie bolał.
- Cholera, przepraszam - znowu ten głos. Spojrzałaś na niego i... to buł ten sam chłopak, który przywalił Ci piłką. Pomyślałaś, że jest uroczy.
- Złamałeś mi nos!
Przyjrzał Ci się, a potem zamrugał oczami.
- Nie, myślę, że nie jest...
- ZŁAMAŁEŚ!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro