Jak się poznaliście?
Steve
Jak zawsze przed pracą postanowiłaś pobiegać. Do pracy wychodziłaś o 9:20, co dawało ci 40 minut na dojechanie. Wstawałaś bardzo wcześnie, by jak najszybciej wyjść do parku na mały jogging. Potem wracałaś do domu, by sie umyć, przebrać i przygotować. Jednak tego dnia nie spodziewałaś się, że coś może zakłócić twoja poranna rutynę. Założyłaś swoje sportowe adidasy i na MP3 włączyłaś swoją ulubiona piosenkę. Zamknęłaś mieszkanie i skierowałaś się w stronę parku. Biegłaś sobie spokojnie słuchając piosenek, nie zwracając uwagi na auta przejeżdżające obok parku. Zawsze o tej godzinie byłaś tu sama. W pewnej chwili wpadłaś na wysokiego blondyna. Już miałaś upaść, jednak chłopak w ostatnim momencie złapał cię i postawił do pionu.
-Przepraszam pana najmocniej. O tej godzinie w parku jest pusto i w dodatku zamyśliłam sie trochę...-odparłaś zmieszana
-Nic nie szkodzi.-uśmiechnął się-Nazywam się Steve Rogers, a pani?-zapytał, a ty spojrzałaś w jego zniewalająco błękitne oczy
-[T/I] [T/N]. Miło cię poznać Steve.-powiedziałaś podając mu rękę, by uścisnąć jego, jednak ten złapał ją pocałował. Na twoje policzki wkradł się delikatny rumieniec.
-Ciebie również [T/I].-powiedział
Tony
Dziś był ten dzień w którym miałaś ubiegać się o posadę asystentki pana Anthony'ego Stark'a. Założyłaś białą koszulę z długim rękawem, czarną ołówkową spódnicę i czarne szpilki. Do tego zrobiłaś delikatny makijaż, a włosy pozostawiłaś rozpuszczone. Złapałaś teczkę z CV i włożyłaś telefon do torebki. Zamknęłaś mieszkanie i skierowałaś się w stronę postoju dla taksówek. wsiadłaś do jednej i poprosiłaś, by zawiózł cię do Stark Tower. Po kilku minutach kierowca zatrzymał się, a ty zapłaciłaś mu należne pieniądze i wysiadłaś. Stał przed tobą ogromny budynek z napisem "STARK". Weszłaś do holu, a przy recepcji zauważyłaś drobną blondynkę.
-Dzień dobry, ja do pana Stark'a w sprawie pracy.-odparłaś
-Nazwisko?-zapytała
-[T/N].-odpowiedziałaś, kobieta kiwnęła głową i powiedziała, że masz pojechać na 120 piętro. Weszłaś do windy, wcisnęłaś guzik z numerem '120'. Jechałaś chwile słuchając muzyczki z windy. Bardzo sie denerwowałaś, zależało ci na tej pracy. W pewnym momencie winda zatrzymała się, więc z niej wyszłaś. Przed tobą stanął mężczyzna z ciemnym włosami i oczami i z wymodelowana zaroście.
-Pani [T/N]?-zapytał
-Tak, to ja.-odparłaś, a mężczyzna podał ci rękę
-Anthony Stark, ale proszę, mów mi Tony.-uśmiechnął się, co odwzajemniłaś
Thor
Fury wysłał cię na misję do Sao Paulo. Miałaś rozbić mały brazylijski gang handlarzy narkotyków. stwierdził, że dasz sobie sama radę i nie będziesz potrzebowała wsparcia. Poleciałaś do Brazylii i wylądowałaś 200m od opuszczonego budynku, w którym znajdował się twój cel. Wyszłaś z Quinjet'a i pobiegłaś w stronę ruiny. Zacisnęłaś ręce w pięści i przygotowałaś sie do walki. Podeszłaś do drzwi, zza których można było usłyszeć żwawe rozmowy bandytów. Kopnęłaś stare drzwi, a te wyleciały z nawiasów i z łaskotem upadły na ziemię. Przeklnęłaś w duszy, gdy zobaczyłaś sporą grupę ludzi. Bez zastanowienia ruszyłaś na przeciwników nie zastanawiając się nad niczym.
-Fury, odbiór!-zaczęłaś mówić do komunikatora
-[T/I], odbiór. Co jest?-zapytał głos Nick'a
-Twój trzyosobowy gang okazał się ponad dziesięcioosobowy!-wygarnęłaś mu powalając jednego mężczyznę
-Już przysyłam wsparcie. Bez odbioru.-powiedział i się rozłączy
-Byle szybko.-bąknęłaś
Po kilku minutach walki na zewnątrz usłyszałaś ogromny huk. Pół minuty później do pokoju w którym byłaś wbiegł wysoki długowłosy blondyn z młotem i czerwona peleryną, gdy cię zobaczył siłująca się z przerośniętym olbrzymem rzucił w niego swoją bronią, a ten padł nieprzytomny na podłogę. Po kolejnych 20 minutach walki wszyscy przeciwnicy leżeli niekontaktujący na ziemi. Podeszłaś do swojego "wsparcia".
-Dzięki, gdyby nie ty nie dałabym sobie rady.-uśmiechnęłaś się
-Nie ma za co.-również się uśmiechnął- Jestem Thor.-przedstawił się
-[T/I].-przedstawiłaś się podając mu dłoń, którą ten chwycił i pocałował
Bruce
Przechadzałaś się korytarzami Stark Tower. Szukałaś Tony'ego, jednak nigdzie nie potrafiłaś go złapać. Szłaś właśnie obok biura swojego przyjaciela, kiedy ten właśnie z niego wyszedł.
-Cześć [T/I]!-zawołał miliarder
-Cześć tony. Właśnie cię szukałam. Nie było cię w gabinecie, gdy sprawdzałam.-stwierdziłaś
-Przed chwilką wszedłem. Byłem w toalecie.-powiedział
-Tam nie sprawdzałam.-zaśmiałaś się
Mniejsza, o to. Jesteś mi potrzebna.- wyłożył
-Dlaczego?-zapytałaś zaciekawiona
-Razem z dr Bannerem potrzebujemy pomocy przy berle Loczka. Pomożesz?-zapytał
-Jasne i tak nie mam nic do roboty.-bąknęłaś
-Uwielbiam cię.-stwierdził i pociągnął cię w stronę wind.
Weszliście do jednej z nich, a Tony nacisnął guzik z piętrem, na których znajdują sie laboratoria. Zjechaliście w dół żwawo dyskutując. Winda zatrzymała się, po czym z niej wysiedliście i pokierowaliście sie do głównego laboratorium. Weszliście do pomieszczenia pełnego różnych fiolek z dziwnymi płynami i sprzętów. Przy jednym stoliku siedział mężczyzna patrzący przez mikroskop.
-Hej Bruce!-przywitał się Tony, na co mężczyzna wstał-To jest [T/I]. Pomoże nam dzisiaj z tym kijaszkiem.-wskazał na berło lezące na stoliku. Mężczyzna podszedł do ciebie i uścisnął twoją rękę.
-Bruce Banner. Miło cię poznać [T/I].-uśmiechnął się
-Mi również.-odparłaś
Clint
Twoja siostrzenica kończy jutro swoje 6 urodziny. Na tę okazję postanowiłaś upiec jej tort czekoladowy - jej ulubiony. Poszłaś do kuchni sprawdzić, czy masz wszystkie składniki. Jak na złość miałaś za mało kakao, mąki, mleka i brakowało ci kilku jajek. Napisałaś sobie listę potrzebnych produktów i wrzuciłaś ją do portfela, a ten z kolei do torebki. Złapałaś, za klucze do swojego auta leżące na komodzie, zamknęłaś dom i poszłaś w stronę swojego samochodu. Wsiadłaś do niego i ruszyłaś. Po kilku minutach jazdy zaparkowałaś przed supermarketem. Wyszłaś z auta i skierowałaś się do wejścia. Rzuciłaś głośne "Dzień Dobry" w stronę ekspedientek i poszłaś rozejrzeć się w poszukiwaniu brakujących produktów. Gdy brakowało ci tylko kakao zobaczyłaś je na najwyższej półce. Westchnęłaś głęboko i próbowałaś zdjąć kakao, jednak nie wychodziło ci to za bardzo. W pewnej chwili jakiś mężczyzna sięgnął po produkt na którym tak ci zależało i podał ci go.
-Dziękuję panu bardzo.-uśmiechnęłaś się wkładając sypka czekoladę do koszyka
-Nie ma za co. Clint.-podał ci rękę
-[T/I].-ścisnęłaś jego dłoń
Bucky
Siedziałaś sobie w swoim mieszkaniu popijając kawę. W pewnej chwili usłyszałaś dzwonek do drzwi. Odłożyłaś kawę na stolik i poszłaś otworzyć. W progu stał Steve.
-Cześć. Możemy pogadać?-zapytał
-Jasne, wejdź.-zaprosiłaś blondyna do środka.-Więc, o co chodzi?-zapytałaś
-Opowiadałem ci o moim przyjacielu, który za czasów wojny zaginął, a później sie okazało, że Hydra go porwała i wyprała mu mózg, by stał się ich maszyną do zabijania. Więc Bucky jest teraz u Fury'ego. Trzeba go przesłuchać i o pomoc zwracam się do ciebie [T/I]. Pomożesz mi?-zapytał
-Jasne, że przesłucham twojego przyjaciela. Daj mi 15 minut.-powiedziałaś biegnąc w stronę szafy.
Wyciągnęłaś z niej czyste ubranie, a następnie skierowałaś sie w stronę łazienki. Umyłaś się i umalowałaś. Gotowa wyszłaś do Steve'a, po czym wyszliście zamykając drzwi na klucz. Poszliście do samochodu i ruszyliście. Rozmawialiście, aż dojechaliście pod siedzibę S.H.I.E.L.D. Steve zaparkował samochód, po czym zaprowadził cię pod salę przesłuchań, gdzie czekał Fury.
-Idź.-rozkazał Nick, a ty weszłaś do pomieszczenia. Przy stoliku siedział mężczyzna o długich brązowych włosach do ramion, kilkudniowym zaroście i metalowym ramieniu z czerwoną sowiecką gwiazdą.
-Cześć. Jestem dr [T/N], ale mów mi [T/I].-uśmiechnęłaś się siadając po drugiej stronie stolika.-Jak się nazywasz?-zadałeś pytanie, na które nie odpowiedział, podobnie było z następnymi, Zrezygnowana chciałaś wyjść, kiedy usłyszałaś zachrypnięty głos.
-Nazywam się Bucky.-odparł, na co się uśmiechnęłaś
Sam
Czytałaś sobie poranną gazetę w gabinecie medycznym popijając herbatę owocową. Czytanie przerwał telefon. Złapałaś słuchawkę i przyłożyłaś ją do ucha.
-Sanitariuszka [T/N]. Słucham.-powiedziałaś do słuchawki
-Dzień dobry [T/I]. Mamy żołnierza z rana postrzałową. Mogłabyś go przyjąć?-zapytała twoja asystentka
-Naturalnie. Przyprowadźcie go.-odparłaś rozłączając się. Przygotowałaś sobie potrzebne rzeczy do zszycia i zdezynfekowania rany. Na dworze można było słyszeć niezadowolone jęki mężczyzny
-Ale mnie nic nie jest. To tylko draśnięcie! Wyliżę się z tego.-zapewniał, na jego reakcję zaśmiałaś się, a już po chwili do gabinetu wszedł czarnoskóry mężczyzna z zakrwawionym T-shirt'em i ręcznikiem przyciskanym do lewego ramienia wraz z dwoma innymi szeregowymi-Wiecie, co chłopaki chyba jednak pomoc medyczna mi się przyda-przyglądał ci się oczarowany-Chyba umieram.-na jego komentarz się zaśmiałam
-Możecie iść chłopcy, dziękuję.-podziękowałaś, a szeregowi skinieniem głowy dali do zrozumienia, że zrozumieli, a następnie wyszli zamykając drzwi-Jak to się stało?-zapytałaś mężczyznę
-Nie zauważyłem pocisku lecącego w moja stronę. Pozwoli pani, że teraz ja zadam pani pytanie.-bąknął
-Proszę.
-Z kim mam przyjemność?-uśmiechnął się
-Zawsze jesteś taki pewny siebie?-zapytałaś
-Tylko we wtorki i przy pięknych kobietach. (Tekst z "Trzej Muszkieterowie")-wytłumaczył-Z tego co wiem dziś czwartek.-dodał z szarmanckim uśmiechem
-[T/I], a ty żołnierzu?-zapytałaś
-Sam Wilson.-odparł
Pietro
Obsługiwałaś klientów w kawiarni swojej ciotki. Co chwilę wyglądałaś przez okno patrząc na ludzi spieszących sie do pracy. Sokovia, pomimo swojej okazałości, jest bardzo spokojna i miła. Po zebraniu naczyń ze stolików weszłaś za ladę i zaniosłaś je swojej koleżance stojącej przy zmywaku. Wyszłaś z kuchni i pokierowałaś się na swoje miejsce. Przy ladzie stał biało-włosy chłopak. Złapałaś za swój notes i długopis, po czym podeszłaś do chłopaka.
-Co podać?-zapytałaś z uśmiechem
-Jakieś pyszne ciasto, takie, żeby mi szczęka opadła z wrażenia.-odparł uśmiechając się
-Oczywiście.-powiedziałaś i podeszłaś do chłodziarki z tortami, ukroiłaś kawałek ciasta truskawkowego i nałożyłaś je na talerzyk, po czym dołożyłaś jeszcze widelczyk i podałaś zadowolonemu chłopakowi-Proszę.
-Ile się należy?-zapytał
-2 dolary.-odparłaś, a chłopak z kieszeni wyciągnął dwie jednodolarówki
-Proszę.-podziękował
-Życzę panu smacznego.-uśmiechnęłaś sie
-Tylko nie "panu" błagam. Nie dość, że mam białe włosy, to jeszcze gdziekolwiek nie pójdę słyszę "pan". Czuję się wtedy wyjątkowo staro. Mów mi Pietro.-podał ci rękę, która uścisnęłaś
-[T/I].-odpowiedziałaś z uśmiechem
Peter
Dziś miał być twój pierwszy dzień w nowej szkole po przeprowadzce. Twój tata przyjął nowa posadę, którą zaproponowała mu firma OSCORP, więc całą rodzina musieliście przeprowadzić sie do Nowego Jorku. Do nowej szkoły podwiozła cię mama życząc powodzenia. Po wejściu do liceum zauważyłaś mnóstwo wesoło dyskutujących licealistów. spojrzałaś na swój plan. Jako pierwsza miałaś historię. Sunęłaś po korytarzach szukając sali, w której będziesz mieć lekcję. Nagle ktoś cię potrącił i upadłaś z wszystkimi książkami na ziemię. Zaczęłaś zbierać podręczniki
-Wybacz, nie zrobiłem tego umyślnie. zamyśliłem się.-odparł chłopak pomagając pozbierać ci książki
-Nic sie nie stało.-spojrzałaś na bruneta o czekoladowych oczach-To ja powinnam uważać. Mogłam sie odsunąć, przynajmniej nie zaliczyłabym randki z podłogą.-zaśmialiście się oboje
-Jesteś tu nowa?-zapytał pomagając ci wstać
-Tak. Nie wiesz może, gdzie znajdę salę historyczną?-zapytałaś chłopaka
-Też mam pierwszą historię. To oznacza, że chodzimy do jednej klasy.-uśmiechnął się-Peter Parker.-podał ci rękę
-[T/I] [T/N]. Miło poznać.-uścisnęłaś jego dłoń
-Mi też.-powiedział, po czym zadzwonił dzwonek-Chodź, lepiej nie podpaść historyczce.-zaśmiał się
-Zgadzam się.-bąknęłaś, po czym ruszyliście w stronę sali na lekcję historii.
Loki
Szłaś sobie spokojnie po kolejnym dniu w pracy. Po drodze weszłaś do sklepu, by wypełnić twoja świecącą pustkami lodówkę. Wyciągnęłaś klucz z domu i otworzyłaś drzwi. Twój kot od razu przywitał cię radosnym mruczeniem. Położyłaś zakupy na blacie w kuchni i zaczęłaś przygotowywać sie do zrobienia sobie kolacji. Nagle w sypialni usłyszałaś głośny huk. To nie mógł być twój kot, gdyż spał sobie spokojnie na fotelu w salonie. Złapałaś patelnię i ruszyłaś w stronę sypialni. Otworzyłaś drzwi, jednak nikogo nie było. Już miałaś wyjść, kiedy ktoś zasłonił ci usta i przycisnął do ściany. Zobaczyłaś przystojnego bruneta z włosami do ramion, z intensywnie zielonymi oczyma i dziwnym czarno-złoto-zielonym strojem.
-Tylko nie krzycz. Nie chce zrobić ci krzywdy.-pokiwałaś głowa na znak, że zrozumiałaś
-Mów ktoś ty i jak sie tu znalazłeś? (Tekst z "Zaplątani")-zapytałaś przerażona
-Nazywam się Loki Laufeyson, syn Laufey'a, adoptowany syn Odyna i przybrany brat Thor'a-odparł kłaniając się
-A co tu robisz?-zapytałaś
-Pomyliłem portale...-wybrnął
-Skoro już tu jesteś, może chcesz jajecznicy?-zapytałaś
-Co prawda nie wiem co to za Midgardzki wynalazek, ale się skuszę.-powiedział-mógłbym poznać twe imię o pani?-zapytał z nonszalancją
-[T/I].-powiedziałaś, a ten złapał twoja rękę i ja pocałował
-Miło poznać.-uśmiechnął się
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro