Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Peter Parker

Zbliżał się wieczór. Kolacja miała odbyć się już wkrótce, a tymczasem w bunkrze panował okrutny chaos. Fury zataił misję, Nat się wkurzyła, Wanda oberwała, a ten nowy jako jedyny mógł jej pomóc, a wszyscy wątpili czy podoła zadaniu. Musiał, bo był potrzebny. Inaczej Wanda mogła umrzeć.

— Ej, Peter Parker. - usłyszałem dziewczęcy głos, a gdy się odwróciłem ujrzałem ładną dziewczynę, trochę młodszą ode mnie.

— My się chyba nie... - zacząłem, a ona pewnie pocałowała mnie w policzek.

— Cassie Lang. Miło mi. - powiedziała z uroczym uśmiechem, a ja stałem wryty w ziemię. Była taka stanowcza i pewna siebie. Ja, ja mam dziewczynę, dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego nawet nie zareagowałem?

— Jaką masz super moc? - zapytałem nie myśląc o tym co zrobiła. Może po prostu chciała być miła.

— Jestem córką Scotta Langa, a to powoduje, że jestem na celowniku, a mocy nie mam żadnej. No chyba, że urok osobisty. - wyznała z szerokim uśmiechem i spojrzała na moją klatę po czym poprawiła moją bluzę.

— Słuchaj, ja, ja mam dziewczynę wiesz? I nie wiem czy gdyby to zobaczyła, to czy nie byłaby zła na mnie. - powiedziałem jąkając się co nieco. Brunetka się zaśmiała.

— Oj, Pet nie podrywam Cię przecież. Tylko szukam kumpla na czas tego gówna w którym siedzimy. Poznaj mnie ze swoją dziewczyną. Mają tutaj dużo alkoholu, zgarnę coś i spotkajmy się u Ciebie o dwudziestej. - wyznała dziewczyna z uśmiechem i poklepała mnie lekko po policzku. Nie mogłem się wysłowić. Brakowało mi słów.

— Nie, czekaj. Ja nie jestem pełnoletni. - wyznałem szybko odwracając się do niej. Dziewczyna parsknęła śmiechem.

— Ja też, gamoniu. W jakich ty czasach żyjesz? - spytała Cassie sarkastycznie po czym odeszła, a ja tylko ukryłem twarz w dłoniach po czym wróciłem do pokoju. MJ właśnie czytała jakąś książkę, a ja musiałem jej powiedzieć o tym, że czeka nas wizyta szalonej dziewczyny, która ma zamiar nas upić i ściągnąć na nas kłopoty.

Star Lord

Gamora świetnie dowodziła drużyną, Nebula była jej prawą ręką, Groot i Rocket planowali, ja starałem się odzyskać swoją kobietę, chociaż było to naprawdę bardzo trudne, a Thor wracał do formy. Zrzucał nadmiar kilogramów pocąc się przy tym niemiłosiernie, ale przyciągał też uwagę wielu kobiet z różnych planet. W końcu był bogiem.

Postanowiliśmy się osiedlić. Wybudować siedzibę taką jaką mają Avengers na ziemii. Mieć biuro dowodzenia, widzieć kto i gdzie potrzebuje pomocy. Być ciągle na bieżąco i pomagać komu się da. Taki obraliśmy cel po tym co nas spotkało. Dostaliśmy drugą szansę.

— Kotku, gdzie jesteś? - krzyknąłem wchodząc do salonu. Rozejrzałem się aż w końcu ujrzałem ją w kuchni. Krzątała się i robiła coś do jedzenia.

— Nie mów do mnie kotku, to po pierwsze, a po drugie jestem tu, bo próbuję coś ugotować. - wyznała gdy usiadłem na wysokim krześle przy blacie.

— Mogę Ci pomóc, jak chcesz. - powiedziałem z uśmiechem, a ona tylko pokręciła głową.

— Już kończę. - wyznała wstawiając coś do piekarnika.

— Może pójdziemy na randkę? - zapytałem nagle patrząc na jej piękną twarz. Dziewczyna uniosła jedną brew i oparła się łokciami o blat.

— Jeśli pozmywasz naczynia po obiedzie. - odparła poważnie, a gdy ja już zadowolony się zgodziłem dziewczyna się zaśmiała.

— Co?

— Jesteś taki naiwny. - wyznała po czym się odwróciła i odeszła do swojego pokoju.

Pepper Potts

Rozmowa z tymi ludźmi dodawała mi siły. Widząc, że są przyjaciółmi mojego męża czułam się przy nich bezpiecznie. Morgan bawiła się zabawkami, a ja siedziałam na kanapie i rozmawiałam z Hope.

— Musi Ci być ciężko, teraz gdy sama zajmujesz się córką, firmą, domem. - powiedziała kobieta przyglądając się dziecku.

— Tak, wiesz. Nie mogę się do tego przyzwyczaić. Wiem, że go już nie ma, ale w głębi duszy ciągle wierzę, że któregoś dnia okaże się, że on wciąż istnieje, w jakiś sposób, wiedzieliśmy już tak wiele, a to tylko ciało umarło, prawda? - zaczęłam mówić głupoty, które nie trzymały się kupy, jednak wciąż o tym myślałam. Marzyłam, żeby okazało się prawdą.

— Co masz na myśli? - spytała kobieta, a ja przygryzłam dolną wargę i podrapałam się po głowie.

— Natasha żyje, córka Thanosa też, a obie umarły. Wiem, że to co innego, ale ostatnio miałam dziwny sen. - wyznałam niepewnie, a ona z zaciekawieniem słuchała tego co mam do powiedzenia. — Śniło mi się, że przy sprzątaniu komputera Tony'ego znalazłam jakiś plik, w którym znajdował się jego mózg. Gdy to otworzyłam usłyszałam jego głos, wyznał, że zgrał wszystkie swoje wspomnienia, wiedzę, uczucia i wszystko do tej sztucznej inteligencji. Jakby wiedział, że to się stanie i przygotował na coś takiego. - wyznałam z nadzieją w głosie, ale po wypowiedzeniu tych słów głośno sama uznałam się za obłąkaną.

— Tony był szalony i niesamowicie mądry, ale nie wiem czy to o czym mówisz jest możliwe. Fakt, świat nie jest taki jak się wydawał, ale śmierć to śmierć, Pepper. - powiedziała ze smutkiem, a ja kiwnęłam głową. Pewnie miała rację.

— Masz rację. - odparłam.

— Ale sprawdziłaś ten komputer? - zapytała po chwili, a ja westchnęłam.

— Nie miałam do tego głowy, a teraz jeszcze to. - wyznałam cicho, a kobieta pogłaskała mnie lekko po ramieniu.

— Wszystko się ułoży, tak czy inaczej masz nas. Każdy z nas poda Ci pomocną dłoń gdy tylko będziesz tego potrzebowała. - wyznała, a ja się uśmiechnęłam i podziękowałam. Była cudowną osobą. Miła i taka dobra.

Natasha Romanoff

Obudziłam się słysząc otwieranie jakichś krat. Otworzyłam lekko oczy. Bolała mnie głowa. Jednak nie było na to czasu, musiałam ratować przyjaciół. Kiedy się obudziłam ujrzałam znajomą twarz.

— Steve? - zdziwiłam się nie wiedząc czy to tylko halucynacje czy on naprawdę tu jest.

— Narozrabiałaś tak, że aż musieli cię zamknąć w celi? - zapytał, a ja tylko się podniosłam i go przytuliłam mocno.

— Jesteś cały. - odetchnęłam z ulgą, ale po chwili odsunęłam się. — Co z Bartonem, z dzieciakami? Co z Wandą? - spytałam wstrzymując oddech, a on tylko się uśmiechnął.

— Wszyscy są cali i zdrowi. - powiedział z radością, a ja ponownie go przytuliłam.

— Dlaczego do cholery nic mi nie powiedziałeś kretynie!? - warknęłam po chwili uderzając go pięściami w tors. — Mogli Cię zamknąć, mogłeś zginąć, a ja nawet nie mogłam... - zaczęłam krzyczeć z wyrzutem jednak Steve zamknął mi buzię całując mnie w usta. Oddałam pocałunek ciesząc się tym, że nic mu nie jest. W końcu nie chciałam niczego więcej. Chciałam żeby był bezpieczny.

— Nie pozwolę Ci się narażać za każdym razem, Nat. Wiem, że nikogo byś nie posłuchała i poszła tam bez żadnego planu. - powiedział poważnie gdy się ode mnie odsunął.

— To prawda. Cóż, nie podoba mi się, to, że Fury nic mi nie powiedział, ale cieszę się, że jesteście cali. - wyznałam z powagą, a on kiwnął głową.

— Wszyscy jedzą kolację. Powinnaś do nich dołączyć. - powiedział mężczyzna i wstał z łóżka. Podał mi rękę, a ja także się podniosłam.

— Ty nie idziesz? - spytałam zdziwiona nakładając na siebie sweter.

— Przyjdę za chwilę. - wyznał mężczyzna, a ja tylko zmarszczyłam brwi. Rogers pocałował mnie w czubek głowy i zaczął zmierzać do wyjścia.

— Steve, czy ja dobrze myślę, że nie chcesz pójść tam razem ze mną na kolację, bo boisz się, że oni coś sobie pomyślą? - spytałam zdziwiona zakładając ręce na piersi.

— Nie w tym rzecz, boję się, że ty nie jesteś na to gotowa. Przy stole siedzi też Banner. - wyznał po czym szybko wyszedł. Przygryzłam wargę po czym udałam się do jadalni. Byli tam wszyscy, to znaczy prawie wszyscy poza dzieciakami. Wolne miejsce było właśnie koło Bruce'a, ewentualnie obok Nicka, ale w tej chwili wolałam Hulka.

— Dobrze się czujesz? - zapytał mężczyzna z uśmiechem, a ja tylko kiwnęłam głową. — Powinnaś coś zjeść, blado wyglądasz. - dodał po chwili, a ja się lekko uśmiechnęłam po czym nałożyłam sobie na talerz kromkę chleba. Posmarowałam ją dżemem i zaczęłam jeść.

— Bruce, jak Ci się układa w życiu towarzyskim? - zapytałam po chwili, gdy wszyscy przy stole byli pochłonięci rozmową.

— Zwyczajnie. Wiesz, wyglądam trochę inaczej niż inni, a przez to nie mam wielu znajomych. - odparł, a ja kiwnęłam głową.

— Miałam na myśli to, czy masz kogoś? Umawiasz się na randki? - spytałam prosto z mostu, a on spojrzał na mnie lekko zestresowany i zaśmiał się sztucznie.

— Wydaje mi się, że musiałbym polecieć na inną planetę żeby kogoś sobie znaleźć. Spójrz na mnie. Jestem przystojny, ale też zielonkawy. - wyznał, a ja uśmiechnęłam się lekko.
— A ty? Masz kogoś? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.

— Właściwie to... - zaczęłam, a wtedy do pomieszczenia wszedł Steve. Rozejrzał się po pokoju i przez chwilę zatrzymał na mnie wzrok po czym podszedł do Nicka i usiadł obok niego.

— Znam tego szczęściarza? - zapytał zaciekawiony, a ja się lekko uśmiechnęłam.

— Tak. Siedzi przy tym stole. - odparłam, a on uniósł lekko brwi i zaczął się rozglądać. Nagle spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

— Rogers? - zapytał zszokowany, a ja wzruszyłam ramionami.

— Może. - odparłam cicho spoglądając na Steve'a. On również mi się przyglądał. Nie wiem co jest między nami, ale nie zamierzałam tego ukrywać.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro