15.
Bucky Barnes
Dzisiejszego popołudnia na naszych specjalnych zegarkach pojawił się czerwony alarm o zebraniu, zanim jednak zdążyłem wstać z łóżka w mieszkaniu rozległ się wściekły krzyk.
- Zwołać mi tu wszystkich i to natychmiast! - wykrzyczał Fury wchodząc do naszego mieszkania w siedzibie. Wyszedłem z sypialni, a wtedy zobaczyłem, że Sam również dopiero co wychylił głowę zza drzwi swojego pokoju.
- Gdzie Parker, Maximoff i Strange? Gdzie oni do cholery są!? - zapytał podniesionym tonem po chwili widząc jedynie naszą dwójkę. Spojrzeliśmy po sobie.
- Pan Parker jest już w drodze, widziałem go po drodze. - poinformował Strange, który nie wiadomo kiedy pojawił się obok nas.
- Gdzie jest w takim razie Wanda, przecież tu mieszka, prawda? - spytała prawa ręka Nicka, Maria Hill. Spojrzałem na Sama, który ewidentnie bał się mówić, tam samo jak ja.
- Owszem, ale kilka dni temu Wanda pojechała do Paryża. Musiała załatwić coś osobistego, zapewniała, że w razie potrzeby szybko wróci. - skłamałem nieco, a wtedy Fury uderzył ręką w stół. Nagle przez otwarte okno do pomieszczenia wskoczył Parker.
- Potrzebuję pomocy. - powiedział szybko, a wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco. - Dziewczyna w której byłem kiedyś zakochany, porwała moją ciotkę, a to wszystko dlatego, że kilka lat temu wsadziłem do więzienia jej ojca, który był strasznym bandziorem, teraz ona jest pięć lat starsza ode mnie i poszła w ślady ojca. - dzieciak zaczął mówić jak szalony, tak, że ledwo rozumiałem. Ważne było to, że zdołałem wyłapać sens.
- Wiesz, gdzie ona jest? - spytał podirytowany Fury, a wtedy Parker podał mu jakąś karteczkę.
- Rzecz w tym, że ta dziewczyna powiedziała, że żeby odzyskać ciotkę, muszę wyciągnąć z więzienia jej ojca. Zagroziła, że jeśli za dwa dni nie zobaczy ojca w tym miejscu. - wskazał palcem na kartkę. - To zabije May. Nie mogę na to pozwolić. Została mi tylko ona. - powiedział Peter trochę zrozpaczony, a Fury usiadł tylko na stole.
- Wybacz młody, ale teraz mamy odrobinę większy problem. Wyszło nowe, obowiązujące na całym świecie prawo, które nakazuje aresztowania wszystkich którzy posiadają nadprzyrodzone moce. Wszyscy, którzy nie klasyfikują się w kategorii ludzi, mają zostać aresztowani w ciągu 48h. Czyli wszyscy z was poza Samem. - powiedział Fury, a ja tylko uchyliłem usta ze zdumienia. Sam spojrzał na mnie krótko po czym na Nick' a.
- Kategorii ludzi!? To my uratowaliśmy ten świat. Tony poświęcił życie, żebyśmy mogli żyć! - krzyknął Peter, a wtedy Fury pokręcił głową.
- Owszem. Wielbią Tone'go tak samo jak przedtem. Nowy rząd stwierdził jednak, że gdyby od początku nie było super ludzi, z różnymi mocami, to nie byłoby konieczności ratowania świata. Obawiają się kolejnej inwazji, kolejnego pstryknięcia palcem, dlatego chcą was wszystkich odizolować. - wyjaśnił, a każdy zaczął się zastanawiać nad tym co teraz.
- To co z wami będzie? Mnie nie znajdą, ale was owszem. - powiedział Strange z powagą.
- Muszę was ukryć. Nie wiem gdzie, ale nie możecie tu zostać. To zbyt niebezpieczne. Nawet ty Sam, mimo, że jesteś człowiekiem. - powiedział Fury łapiąc się teatralnie za brodę. - Musimy znaleźć Wandę. Trzeba ostrzec także Banner' a oraz Kapitana Rogersa. - powiedział mężczyzna po czym skierował się do wyjścia.
- Proszę wybaczyć, ale nie zostawię mojej cioci. Załatwię to sam. - wyznał Peter po czym zniknął wyskakując przez okno.
– Pomogę mu. - powiedział Strange po czym zniknął w tym swoim żółtawo-pomarańczowym kółku.
- Cholera jasna! - krzyknął zdenerowany Fury, a ja tylko zacząłem się zastanawiać nad tym co z nami będzie?
Wanda Maximoff
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Tylko gdzieniegdzie były pozapalane świece. Jednak łóżko na którym leżałam było miękkie. Zajrzałam pod kołdrę, która mnie okrywała. Miałam na sobie jakieś inne ubrania zanim tu trafiłam. Właśnie. Gdzie ja właściwie jestem?
- W moim domu. - usłyszałam znajomy głos. To ten szybki koleś, który ostatnio mnie spławił.
- O cześć. Miło, że mnie porwałeś. - powiedziałam wstając z łóżka. Nagle poczułam ból brzucha i nogi. Zanim się obejrzałam chłopak był już obok mnie. Posadził mnie z powrotem na łóżku.
- Liczyłem na jakieś "dziękuję Blake, że uratowałeś mi życie". - zacytował to co chciał żebym powiedziała, jednak nie zamierzałam.
- Poradziłabym sobie. Niepotrzebnie się wtrącałeś. - odparłam i ponownie wstałam, tyle że tym razem gdy chciał mnie położyć na łóżku użyłam mocy, żeby zablokować mu możliwość poruszania. Stał w miejscu.
- Jeśli stąd wyjdziesz znajdą Cię i zabiorą. - wyznał z powagą próbując się poruszyć.
- Nie wyjdę, ale jeśli tylko mnie dotkniesz to ja przyduszę Cię do tego łóżka. - powiedziałam zgodnie z prawdą, a on tylko się uśmiechnął.
- Miło by było. - powiedział szczerząc się, a ja tylko przewróciłam oczami i go puściłam.
- Dlaczego mi pomogłeś? - zapytałam tym razem poważnie.
- Bo dowiedziałem się, że grozi Ci niebezpieczeństwo. Mi też. Musimy trzymać się razem. - powiedział zakładając ręce na klatkę piersiową.
- Tak. Dlatego razem pojedziemy do moich przyjaciół i zobaczymy co dalej. Jestem pewna, że Fury już coś wymyślił. - poinformowałam, gdy ten spojrzał na mnie krzywo.
- I co zrobi? Zamknie nas w jakiejś klatce? - zapytał kpiąco.
- Nie wiem. Muszę wrócić i się tego dowiedzieć. Pytanie czy pojedziesz ze mną? Razem jesteśmy dużo silniejsi. - powiedziałam, a on tylko się przez chwilę zastanowił po czym kiwnął głową.
- Masz rację. Pójdę z tobą. - wyznał, a ja tylko się ucieszyłam, że udało mi się go przekonać. Niedługo to się skończy, a wtedy Blake będzie nam potrzebny.
Peter Parker
Musiałem udać się do kogoś po pomoc. Fury nie chciał mi jej udzielić więc musiałem poradzić sobie sam. Znałem jednego człowieka, który mógł mi pomóc.
- Happy, May została porwana. Musisz mi pomóc ją uratować. - powiedziałem, gdy już z zaskoczenia wskoczyłem do jego domu. Ten spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Co? May została porwana? - spytał dla pewności, a ja kiwnąłem głową.
- Musimy ją uratować. Kto ją porwał? - spytał zestresowany.
- Lizz. Dziewczyna, której ojca wsadzilem za kratki. Teraz chce żebym go wyciągnął w zamian za to, że wydostanę jej ojca. - opowiedziałem a Happy tylko słuchał uważnie. Mężczyzna zastanowił się przez chwilę.
- A co z tymi okularami od Starka? - spytał po chwili, a ja klasnąłem w dłonie.
- Zapomniałem, że je mam! Jesteś super, Happy! - krzyknąłem z radością, a on kiwnął głową. - Zaraz, ale jak mam ich użyć? - zapytałem po chwili poważniejąc.
- Nie wiem, a co one potrafią? - spytał wstając z kanapy.
- Zabijać. Mam zabić wszystkich, którzy będą w budynku poza May? - zapytałem po chwili trochę zniesmaczony.
- Jeśli to będzie konieczne. To nie ty jesteś zły, tylko oni. - wyjaśnił Happy, a ja kiwnąłem zgodnie głową. Wróciłem do mieszkania, usiadłem na łóżku i założyłem okulary.
- Cześć Edith, powiesz mi czy potrafisz unieszkodliwić kilka celów na raz, nie zabijając ich? - zapytałem, a wtedy okulary się odezwały.
- Mogę sparaliżować ofiary na kilka godzin. - poinformowała, a ja tylko się uśmiechnąłem.
- Super! To musimy załatwić jedną sprawę. - powiedziałem po czym zdjąłem okulary. Już miałem wyjść z pokoju, gdy usłyszałem jak ktoś wpada do mieszkania. FBI, wojsko czy policja? Ktokolwiek to był chciał mnie dopaść.
Zabrałem okulary i wyskoczyłem przez okno zanim zdążyli wparować do mojego pokoju. Udałem się do mieszkania MJ.
Ciąg dalszy nastąpi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro