Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

Natasha Romanoff

Wyruszaliśmy w nieznane. Po raz pierwszy nie miałam walizek wypchanych po brzegi bronią oraz apteczkami, gdzie czekały bandaże i leki przeciwbólowe, które przydatne były po każdej walce. Tym razem mogłam zabrać ze sobą to co zabierał każdy normalny człowiek. Bikini, mnóstwo kolorowych ubrań, kosmetyki.

Wszystko było takie nowe i dziwne. Zwykłe życie było naprawdę dziwne. Udaliśmy się do Miami. Piękne plaże, dzikie życie w małym drewnianym domku nad wodą. Nigdy tego nie miałam.

- Ładnie tu. - powiedziałam z uśmiechem stając na balkonie z butelką piwa w ręku.

- Nawet bardzo. - wyznał mężczyzna, który podszedł do mnie i zarzucił mi rękę na szyję. - Co ty na to, żeby się wykąpać? - zapytał Steve po chwili, a ja tylko się zaśmiałam.

- Widziałeś moją bliznę na brzuchu. Nigdy więcej nie założę bikini. - wyznałam patrząc na niego. Blondyn zmarszczył brwi.

- Rozejrzyj się. Nie ma tu nikogo poza nami, a skoro ja już ją widziałem to co Ci stoi na przeszkodzie, żeby wejść do wody i sobie ze mną popływać? - zapytał z lekkim zdziwieniem, a wtedy ja przyznałam mu rację. Postawiłam piwo na stoliku po czym zaczęłam biec w stronę plaży. Po drodze zdjęłam koszulkę, a chwilę później spodnie. Gdy już byłam w samej bieliźnie wbiegłam do wody, która okazała się być lodowata.

- No Kapitanie, teraz twoja kolej. - powiedziałam czując jak zimno przeszywa moje ciało. Steve się uśmiechnął po czym zdjął koszulkę i zostając w spodenkach zaczął biec w stronę wody. Mężczyznę wbiegł na pomost i przed wskoczeniem do wody zrobił salto. Po chwili się wynurzył i podpłynął do mnie.

- Jak oceniasz mój skok? - zapytał mężczyzna, a ja zrobiłam skwaszoną minę.

- Stać Cię na więcej, Rogers. - wyznałam, a on się zaśmiał. Otuliłam się pod wodą ramionami.

- Widzisz tą wyspę? - spytał nagle pokazując palcem na oddaloną o jakieś 300 metrów wysepkę.

- Tak. - odparłam, a on podpłynął do mnie dosyć blisko.

- No to wskakuj mi na plecy i popłyniemy tam. - powiedział podekscytowany, a ja tylko uniosłam jedną brew.

- Co ty się w Aquamena teraz bawisz? - spytałam, a on wzruszył ramionami.

- Czemu nie? Lubię pływać. - stwierdził po czym załapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Chcąc nie chcąc wskoczyłam mu na plecy i objęłam rękami jego szyję. Zaczęliśmy płynąć, szybciej niż się spodziewałam.

- Napewno dasz radę mnie utrzymać? Nie chciałabym się utopić drugiego dnia wakacji. - wyznałam zgodnie z prawdą, gdy byliśmy już w połowie drogi.

- Byliśmy razem w kosmosie, walczyliśmy z Thanosem, ratowaliśmy się nawzajem setki razy, a ty teraz myślisz, że pozwoliłbym Ci utonąć? - zdziwił się nie przestając płynąć. Uśmiechnęłam się. - Poza tym, co ty nie umiesz pływać? - zapytał po chwili zdziwiony, a ja tylko westchnęłam.

- Umiem, ale nie przepadam za wodą gdy nie czuję gruntu pod nogami. - odparłam stanowczo.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Wyszliśmy z wody. Usiadłam na piasku, a Steve tuż obok mnie. Siedzieliśmy tak przez dłuższy czas wpatrując się w fale.

- Czy ja odnajdę się w takim życiu, Rogers? - zapytałam cicho nie mogąc oderwać wzroku od pięknych widoków. Steve wziął moją rękę w swoją i splótł nasze palce razem. Przyznaję, że było to dosyć przyjemne uczucie, ale też dziwne. Bardzo dziwne.

- Jakoś sobie poradzimy, Nat. Mamy siebie. - szepnął po chwili, a ja tylko oparłam się głową o jego ramię. Był dobrym przyjacielem.

Wanda Maximoff

Życie w tym cholernyn budynku było skomplikowane. Za ścianą miałam Sama, a naprzeciwko Bucky'iego. Lubiłam ich, ale czasami byli denerwujący. Sam sprzedał swój dom i wszystkie pieniądze oddał na cele charytatywne, a Bucky i tak nie miał innego domu więc był skazany na to miejsce, ale ewidentnie mu to nie przeszkadzało. Lubił Sama i mnie chyba też. Peter mieszkał z ciotką, a Strange w Hogwarcie czy gdzieś tam.

- Jadę na kilka dni do Paryża chłopaki. Nie rozwalcie nam chaty, jak mnie nie będzie. - powiedziałam wchodząc do salonu z walizką.

- W sensie, że na misję czy rekreacyjnie? - zapytał Bucky zajadając się popcornem.

- Powiedzmy, że to misja. Jednak nie wspominajcie o tym Fury' emu, ani nikomu. - wyznałam zgodnie z prawdą, a oni tylko kiwnęli zgodnie głowami.

- Jakbyś potrzebowała pomocy to daj znać, młoda. - powiedział Bucky gdy już byłam przy drzwiach.

- I wice wersa, stary. - krzyknęłam po czym wyszłam z mieszkania. Musiałam odnaleźć tego mężczyznę, który posiadał takie same umiejętności jak mój brat. Musiałam.

Peter Parker

Powrót do szkoły był niezwykle ciężki. Wszędzie go widziałem. W małej Morgan oraz w jej mamie. Na ścianach budynków, dosłownie wszędzie. Nie mogłem tego wytrzymać. Po części się z tym pogodziłem, ale z drugiej strony każdej nocy śnił mi się. Jego śmierć. To jak mnie przytulił, niedługo przed śmiercią. Nie, nie mogłem tego znieść.

Siedziałem sam w ostatniej ławce gdy nagle przysiadła się do mnie Mitchell.

- Przykro mi z powodu jego śmierci, Peter. Wiem, że byłeś z nim blisko. - powiedziała dziewczyna, a ja tylko spojrzałem na nią kątem oka.

- Nie mówmy o tym. - odparłem, a ona tylko uniosła ręce w geście obronnym. - Nie obrażaj się, po prostu jest mi trochę ciężko. - dodałem zdając sobie sprawę, że mogłem się zachować trochę nie uprzejmie.

- Wiem, przepraszam. Chciałam, żebyś wiedział, że nie jesteś sam. - powiedziała dziewczyna, na co się uśmiechnąłem.

- Chcesz po szkole skoczyć na kawę? Może czas się trochę lepiej poznać. - wyznałem, a ona się uśmiechnęła po czym kiwnęła głową. Była miła i ładna. Mądra i dosyć grzeczna. Lubiłem ją. Mogliśmy się zaprzyjaźnić, a nawet więcej.

urocza dziewoja 👧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro