Zaczęło się!
( Perspektywa Lokiego)
Siedzieliśmy w stołówce czekając na przybycie obozowiczów. O dziwo miałem dobry humor.
Po 15 minutach w drzwiach pojawiła się piętnastolatka z rodzicami. Moim zadaniem było tłumaczenie rodzicom dzieciaków jak wypełnić potrzebne papiery. Na pierwszy rzut oka banał, ale kiedy dokładnie się temu przyjrzysz to dowiesz się że tak nie jest. Bardzo trudno się z nimi dogadać. Na przykład pytam się tej baby ,czy dziecko idzie do grópy sportowej, a ona nie wie i zadaje mi mnóstwo pytań typu czy to bezpieczne?Czasami kulka w łeb to za mało ,a najlebsze jest to że ta dziewczyna nie lepsza. I tak cały dzień siedź i rozmawiaj z nimi.
4 godziny później
W końcu wszyscy obozowicze zakwaterowani, a ich rodzice wrócili do domów. Poszedłem do pokoju, chętnie bym zasnął ale za pół godziny kolacja na której musiałem być.
(Perspektywa Friggi)
Gdzie on jest od 10 minut trwa kolacja, a go jak nie było tak nie ma. Już miałam po niego iść, ale w tej chwili wszedł trzasnął za sobą drzwiami, i jakby nigdy nic usiadł obok mnie.
-Loki zjedz coś - powiedziałam patrząc na niego.
-Nie jestem głodny - powiedział beznamiętnie.
- Mówiłam żebyś nie jadł tyle lodów, bo będzie kolacja ale po co mnie słuchać.
-No wiem, trudno - powiedział obojętnie.
Postanowiłam nie drążyć tematu ,w końcu nie jest już dzieckiem. Kiedy wszyscy zjedli zaczęłam przedstawiać dzieciakom plan jutrzejszego dnia. Mówiłam im między innymi o zasadach panujących na obozie, o podziale instruktorów i opiekunów.
Na dzisiaj mieliśmy jeszcze zaplanowaną przejażdżkę bryczką, Której woźnicą miał być Thor.
(Perspektywa Kapitana)
Dzieci się przebrały, i wyszły przed budynek gdzie czekała na nas już bryczka. Nasz powóz nie był zbyt duży, więc mieściło się do niego osiem osób nie licząc woźnicy.
Na pierwszy ogień jechał zestresowany Thor ,uradowani koliniści, Loki i ja. Obok Gromowładnego siedziała jakaś wysoka blondynka . Ja,Laufeyson i pięć dziewczyn siedzieliśmy z tyłu.
Ale już po pierwszym zakręcie, prawie rozwalił bryczkę (i nas przy okazji) o drzewo.
Więc lejce przejął Loki
(Perspektywa Lokiego)
Nareszcie ten debil oddał mi stery.
Czas się trochę zabawić!
Na początku jechaliśmy wolnym i niewinnym stępem, kierowałem konie w strone lasu. W lesie popędziłem konie do kłusa, nie było to jakieś zabójcze tępo. W nocy padało więc byliśmy cali z błota, które chlapało nas. Kapitan i Thor nie byli z tego powodu zadowoleni, ale obozowicze o ja wręcz przeciwnie.
Przez cały czas rozmawiałem z Darią ( blondynką siedzącą obok). Okazała się sympatyczną, ale i trochę irytującą dziewczyną.
Wyjechaliśmy z lasu na polankę. Konie rwały się do biegu, więc postanowiłem że mogę je puścić.
Loki jesteś genialny pochwaliłem się w myślach. Dałem znać Dari żeby na mój znak w razie potrzeby popędziła konie bacikiem. Kiedy uznałem że dobry moment do zagalopowania się zbliża, dałem znak Blondynce i puściłem konie.
Szczerze mówiąc myślałem że będzie to dość spokojny galop, ale konie pozytywnie mnie zaskoczyły. Jechaliśmy naprawdę szybko, niektóre dzieciaki krzyczały ze strachu inne z radości , a Thor i Kapitan błagali mnie żebym zwolnił. Nie dali mi innego wyboru musiałem im na ściemniać że nie umiem ich zatrzymać, nie mogłem zepsuć zabawy dzieciakom .
Jechaliśmy coraz szybciej i teraz naprawdę miałem problem z zapanowaniem nad końmi, na moje nieszczęście jechaliśmy prosto na jezioro. Musiałem działać, skróciłem lejce i zacząłem próbować głosem zmusić konie do przejścia do kłusa. Nie pomagało to a jezioro było coraz bliżej. Nagle do głowy przyszedł mi szalony, ale moim zdaniem skuteczny pomysł. Oddałem lejce Dari i wyskoczyłem z bryczki. Dobiegłem do konia galopującego bliżej mnie, złapałem lejce blisko wędzidła zaparłem się nogami o ziemię i po chwili konie stały.
Kiedy sytuacja została opanowana wskoczyłem na bryczkę i odebrałem lejce od Dari. Thor był na mnie bardzo ale to bardzo zły, co mnie w sumie cieszyło, przecież nikomu nic się nie stało, a obozowicze mieli fajną przygodę.
Dojechaliśmy do jeziora, przyszedł mi do głowy kolejny genialny pomysł. Thor mnie za to zabije ale będzie warto. Zatrzymałem konie wyszedłem z powozu i poszedłem sprawdzić poziom wody przy brzegu jeziora. Upewniłem się że będzie to w miarę bezpiecznie i wruciłem do bryczki.
Ruszyłem kłusem prosto w sam środek jeziora, wszyscy zaczęli piszczeć. O to mi właśnie chodziło. Gdy już koła do połowy były zamoczone w wodzie, nagle skręciłem wyjeżdzając galopem z jeziora. Gdzyby coś poszło nie tak mogło by to się skończyć przewruceniem się bryczki. No cóż wóz albo przewóz, jak to mówią jest ryzyko jest zabawa, albo szpital albo sława.
Galopowaliśmy powoli w stronę stajni, nie chłałem narażać się aż tak pierwszego dnia.
To było super już dawno tak się nie bawiłem , kiedy dotarliśmy do stajni wszyscy wyszli z bryczki oprócz mnie, miałem jeszcze cztery grupy do przewiezienia.
To będzie ich niezapomniana przejażdżka.
.............................................................................................
Mam nadzieję że wam się podoba . Wybaczcie że długo nie było rozdziału ale mnie miałam czasu. :-)
Coś poprawić, dodać, zmienić ?
Jak wam się podoba tematyka?
:-) :-) :-) :-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro