Szok
Cisza była niepokojąca, aż trzeba było zajrzeć jak tam sobie radzi Złotogrzywy. Mycie zębów było idealną okazją do przeszpiegów i rozeznania sytuacji. Zaciekawiony wyjrzałem zza drzwi pokoju, ale na korytarzu nie było śladu żywej duszy. Powolnym, spacerowym krokiem udałem się w stronę umywalek, drzwi prysznica i kibli.
Paska do zębów o smaku buraka, świadczyła o dalszej obecności Księżniczki Asgardu. Jakże to świetny kolor i smak, pełen witamin i czerwonego soczku, który nie spierze się przy uciapraniu.
Toaleta moich ust, przebiegła bez zakłoceń i komplikacji, ze strony środowiska naturalnego czyli skrzeczącuch, biegajacych i wkurzających bachorków.
Usłyszałem weseło "KWA!" i żem aż podskoczył... Facet nadal siedział pod prysznicem i najwidoczniej nie zamierzał szybko stamtąd wyleźć. Szum wody ustał, a mnie czekał kolejny szok.
Nagle usłyszałem łomot...
Ten głupol jeden rozjechał się na śliskiej powierzchni i zapewne podparł się pyskiem. Z czystej ciekawości zapukałem kilka razy, na co usłyszał naprawdę piękne dzwięki. Klamka poruszyła się lekko ale drzwi ani drgnęły.
- Ała.. Człowieku za ścianą, dobry człowieku... Mógł byś przynieść mi zapasowy klucz? Złamałem ten i jakoś tak tym dynksem wystaje. Upadłem. - Stwierdził zgolałym głosem.
- Tak? - Spytał podpierajac się o ścianę z rękami założonymi na piersi. - Może najpierw się ubierz, dobrze?
- LOKI! Oddaj moje ubrania w tej chwili!
- Nie mogę otworzyć drzwi, ale spokojnie rano przyjdzie sprzątaczka. Jak zobaczy takie ciało to napewno osiwieje.
- Loki... Otwieraj.
- Sam sobie otwórz, złamałeś klucz swoją głupotą, to za nią płać. Coż, może Kwak dotrzyma Ci towarzystwa. Dobranoc.
Stwierdziłem odwracając się na pięcie. Nie spodziewałem się że ten narwaniec spróbuje wywarzyć drzwi. Zaczął w nie rąbać jak poparzony.
Zawiasy nie mogły długo wytrzymać, należało spływać...
Uciekłem do pokoju, nie chcąc widzieć TEGO czegoś, czego nie da się odzobaczyć. Straszne swoją drogą, a moja droga była prosta. Pokój.
***
Thor wybiegł z łazienki zapominając o ubraniach których nie było, zakrył się tylko mokrym i ciężkim od wody ręcznikiem. Miał nadzieję, że jego Współkolatorzy już śpią. Wszedł do pokoju światło było zgaszone, ku jego wielkiej uldze. Niestety Tony był aż nazbyt pomocny i stwierdził, że oświecą mu światło.
- Ojej. Przeszkodziłem? Co Ty odstawiasz? - Spytał na tyle cicho by nikt na korytarzu nie mógł ich usłyszeć.
- Moje ubrania, zaginęły.
- Zaginęły? W kiblu?
- Loki.
- To wszystko jasne...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro