Pepper Potts
-Która godzina?- zapytał Tony, biorąc łyk kawy.
-Dziesiąta- odparła Pepper.
Oboje siedzieli przy stole i powoli się rozejrzeli. Wokół nich panowała cisza, taka cisza, że słyszeli muchę, która z uporem waliła w szybę. Para spojrzała na siebie, rozumiejąc, problem. Pomimo tego, że była niedziela, Peter i Shuri powinni już wstać i walczyć jak zwykle z Lokim o pilota. W końcu najstarszy, miałby ich dość i pozostawiłby resztę, aby sami rzucali w siebie poduszkami. Tak było, odkąd Peter wrócił do życia, a Shuri się do nich przyłączyła.
-Friday, gdzie jest reszta? Gdzie Peter? Obstawiałem, że dzisiaj wygra.- Stark wstał od stołu, ale zatrzymał się, nie wiedząc, gdzie konkretnie miałby iść. Czekając na odpowiedź komputera, zrobił kilka kroków w jedną, a potem drugą stronę.
Pepper widząc to, sama złapała tablet i sama zaczęła szukać, kogokolwiek na nagraniach z kamer.
-Peter i Bucky śpią w swoich pokojach- odpowiedział wreszcie interface.- Doktor Strange edytuje w pokoju do medytacji...
-Tylko czubek, by tam siedział z własnej woli- przerwał jej Tony.
-Tony, proszę cię- odezwała się kobieta.
-Tych kadzideł nie da się znieść.- Stark obrócił się na pięcie i spojrzał prosto na nią.- Tam można się albo udusić, albo ześwirować. Nie ma innej opcji.
Pepper przewróciła oczami i wróciła do szukania.
-Friday, gdzie jest reszta?- znów zapytał miliarder.
I tym razem, zanim usłyszeli odpowiedź, Pepper wreszcie coś osiągnęła w poszukiwaniach.
-Znalazłam Hulka!- zawołała, obracając tablet w stronę swojego chłopaka... Chociaż nie była pewna, czy nadal może tak o nim myśleć, po ich rozmowie, zaraz po powrocie z ostatniej misji.
-Co robi?- Stark obrócił się w jej stronę.
-Pilnuje, by Gerald przeżył- powiedziała, kiedy Tony nachylał się nad ekranem i patrzył, jak zielony nakłada siano do koryta alpaki.- Wy go w ogóle karmicie go sami, czy Hulk wszystko musi robić?
-Kiedy go nie ma, to Peter i Shuri się tym zajmują.
-Rozważasz to, żeby kupić im psa?- Uśmiechnęła się do niego z niedowierzaniem. Bucky mu to wcześniej zaproponował, ale miliarder od razu skreślił pomysł. Pepper jednak sądziła, że to mogłoby wyjść. Zwłaszcza teraz, kiedy dołączy do gromady jeszcze córka Scotta. Zwierzak byłby bardzo pomocny w utrzymaniu przynajmniej kawałków jakiegoś normalnego życia, jakim mogłoby być wyprowadzanie psa na spacery.
-To, że chcę jedynie, aby nauczyli się odpowiedzialności, nie znaczy, że od razu dam im psa- odparł Tony.- Na razie dają radę, ale zobaczymy, kiedy Peter zacznie chodzić na moje wykłady i przyjedzie Cassie.- Zapadła chwila milczenia, przez którą Pepper nie spuszczała wzroku z mężczyzny. Trwało to, do momentu, kiedy Tony się wreszcie przełamał.- A zresztą mamy już tutaj kota. Z kreskówek wiem, że łączenia kotów i psów nie wychodzi nic dobrego. I będą mieli o inne zajęcia jak na przykład zajęcie się Cassie. Nie patrz tak na mnie! Powinnaś być po mojej stronie!
-Kto tak kiedykolwiek powiedział?- Uśmiechnęła się do niego lekko.- Czyli na razie nie poruszamy tematy psa.
-Virginia...- powiedział w taki sposób, jakby tłumaczył coś naprawdę prostego dziecku.- Ty to powiedziałaś, kiedy powiedziałaś „tak".
-Masz to gdzieś na piśmie?
-Nie, ale...
-Więc nie muszę się z tobą zgadzać. I sądzę, że pies będzie dobrym rozwiązaniem.
-Bucky wymyślił psa, tylko dlatego, że sam chciał mieć psa.- Zakrył twarz dłońmi.
-To może kupisz psa Bucky'emu?- zaproponowała Pepper.- On nie może spać po nocach. Już kilka razu widziałam, jak wychodzi z siłowni gdzieś po północy, zostawiając za sobą niezły bajzel. Zwierzak mógłby mu pomóc.
-Tylko on go nie przyjmie. Próbowałem. Chyba myśli, że zabójca nie zasługuje na psa, czy coś w tym stylu.
-Dlatego mógłbyś kupić psa dla Petera i Shuri, a tak naprawdę zajmować się nim będzie Bucky i w ten sposób wszyscy będą zadowoleni.- Wzięła łyk kawy.
-Tylko wtedy dzieciaki nie nauczą się odpowiedzialności, czyli czegoś, co jest jedynym powodem, aby kupować psa!
-To weźmy dwa psy. Nie musimy ich od razu kupować. Wystarczy przygarnąć ze schroniska.
-Dlaczego, ty jesteś tak bardzo, za tym, żeby mieć psa?
-Miałam psa, kiedy byłam dzieckiem i Pomarańcza była moim najlepszym przyjacielem.- Spojrzała na Tony'ego i widząc jego minę, zapytała- Co tym razem?
-Mam kilka pytań z tym, co mi właśnie powiedziałaś. Po pierwsze, dlaczego nigdy nie wiedziałem, że masz psa? Drugie, nazwałaś psa Pomarańcza? I trzecie, pies naprawdę był twoim najlepszym przyjacielem? Nie miałaś żadnych ludzkich przyjaciół? Czy to dlatego, że od zawsze lubiłaś wszystko kontrolować, co oczywiście teraz jest głównym powodem, dlaczego jeszcze żyję? Przepraszam, właśnie sobie uświadomiłem, jak to brzmi, proszę nie obrażaj się.
Milioner mówił dalej, a Potts patrzyła tylko na niego i lekko pokręciła głową. To nawet było zabawne, jak bardzo teraz Tony starał się wybrnąć z tego, co powiedział. Nawet go tak naprawdę nie słuchała. Po prostu cieszyła się, że tu jest i mogą się sprzeczać, o to, czy przygarniać psa, czy nie. Chciałaby, żeby życie składało się właśnie z takich, dość zwyczajnych momentów, o których dość szybko się zapomina.
Uśmiech powoli zszedł z jej twarzy, wiedząc, że to nigdy nie nastąpi. Tony, by tego nie zniósł. I ona najpewniej w pewnym momencie nie zniosłaby jego nieszczęścia. Do tego nie mogli przecież zostawić reszty. Nie Petera. Nie Shuri.
W pewnym momencie uświadomiła sobie coś. Bądź konkretnie brak czegoś.
-Tony- wreszcie mu przerwała- czy ty kiedyś miałeś zwierzaka?
-Ja?
-Tak. Miałeś kiedyś jakiegoś zwierzaka? Psa? Kota? Chomika? Świnkę morską?- Mina Tony'ego zdradzała, że jeszcze nie trafiła.- Rybki?- zapytała z rezygnacją.
Mężczyzna pokręcił głową.
-Naprawdę?- Pepper podeszła do niego. Tony chciał odwrócić wzrok, ale kobieta położyła mu na policzku swoją dłoń i delikatnie obróciła mu głowę, tak, żeby na nią spojrzał.
-Rodzice się po prostu nie zgodzili na nic- powiedział Tony.- Ciągle gdzieś wyjeżdżaliśmy, żeby nie rozdzielać rodziny i nie tracić „więzi", jak to mama mówiła. A zwierzę, by to tylko utrudniało i ojciec stwierdził, że nie zniósłby tego. A potem posłano mnie do szkoły z internatem, co zupełnie zaprzecza całej gadaninie o „więzi", a tam nie pozwalano trzymać zwierząt. I jakoś przeżyłem.
-Zbudowałeś sobie przyjaciela- przypomniała mu Pepper.- Robota, który mówił: „Tony jesteś moim najlepszym przyjacielem".
-Pepper nie współczuj mi. Byłem dzieckiem milionera. Zwiedzałem cały świat. Miałem wielgachne kieszonkowe. To coś, o czym marzy naprawdę wiele dzieciaków na świecie. A zresztą- odsunął się od niej- odchodzimy od tematu. Ilu osób znamy lokalizację. Barnes i Peter śpią, Hulk zajmuje się alpaką, a Strange się narkotyzuje. To zostają nam Shuri i Loki. Jarvis, gdzie się podziała arystokratyczna część drużyny?
-Shuri przebywa w laboratorium, a Loki dopiero, co powrócił z Jotunheimu- odpowiedział interface.
Tony spojrzał na Pepper.
-Słyszałaś? Księżniczka, jako jedyna pracuje w niedzielny poranek. Akurat czegoś takiego się nie spodziewałem.- Podszedł do szafek i zaczął w nich czegoś szukać.
-Tony skup się i przeanalizuj, co właśnie usłyszałeś.- Pepper patrzyła, jak zaczął wyciągać z szafek wszystko, co tylko w nich było.
-Zrobiłem to... Pepper gdzie jest apteczka?- Spojrzał na nią przez ramię.
-Na regale.- Wskazała na opakowanie, znajdujące się pomiędzy zdjęciem oryginalnego składu Avengers a książkami.
-A prawda.- Tony wstał i poszedł po apteczkę.- Dlaczego ty wiesz, gdzie leżą wszystkie rzeczy, mimo że to ja tu mieszkam?
-Zastanawiałam się na ten temat miliony razy i uświadomiłam sobie, że ty po prostu nie patrzysz na rzeczy, które się wokół ciebie znajdują.- Zobaczyła, jak mężczyzna uważnie przygląda się całemu asortymentowi apteczki.- Nie sądzisz, że lepiej, by było, gdyby zająłby się nim Stephen. On jest przecież ciągle lekarzem...
-Aktualnie nie powierzyłbym Strange'owi złamanej śruby pod opiekę. Musiałby wyjść z tych oparów i odczekać przynajmniej godzinę. A zresztą nie chce mi się iść po Hulka, żeby tej dwójki pilnował, a ja nie chcę tu mieć jakiejś magicznej wojny domowej.- Zamknął apteczkę i wziął ją do rąk.- Idę do niego. Zobaczmy, w jakim stanie tym razem wuj go zostawił.
-Powinieneś pogadać z jego wujem- stwierdziła kobieta. Nie przeszkadzało jej to, że Loki przynajmniej raz w tygodniu leci do Jotunheimu. Był tam przecież księciem i musiał pilnować niektórych spraw, ale fakt, że za każdym razem odbywał z wujem trening, z którego wracał tak posiniaczony, zawsze sprawiał, że chciałaby porozmawiać tym jego z tym jego jutunheimskim ojcem chrzestnym.- Bądź napisać list.
-Tylko, co miałbym mu powiedzieć bądź napisać?- Tony spojrzał na nią.- Może coś w stylu: „Przepraszam, wiem, że Loki ze swoimi lodowymi mocami jest na poziomie przedszkolaka i chce pan go nauczyć, jak w ogóle ma je kontrolować, by nie zamroził nas wszystkich w wybuchu złości, ale chciałbym, żeby pan tak bardzo go nie maltretował, bo po pańskich treningach dzieciak nie jest w stanie normalnie chodzić, bądź wygląda okropnie, a jest on nam bardzo potrzebny"? Słyszysz, jak to brzmi? Okropnie. Do tego ten gość jest lodowym olbrzymem, a one normalnie mają z jakieś trzy metry bądź więcej. Nie wspominając, że najpewniej uznałby to za jakąś obrazę, czy coś...
-Po prostu się go boisz- przerwała mu Pepper.
-To też prawda i uważam to za normalne odczucia, jeśli chodzi o, przypomnę ci, lodowego olbrzyma. Thor wspominał, że one ponoć zjadały swoje dzieci.- Pocałował ją w policzek.- Dobra idę do niego.
-Wiesz, że to, co Thor o nich mówił, nie jest prawdą, co nie?- Chciała się upewnić. Czasami miała wrażenie, że nawet pomimo wszystkich zapewnień Lokiego, że to, co opowiadał jego brat, to jedynie bajki, bądź propaganda, Tony nadal wewnętrznie w to wszystko wierzył. Widziała strach w jego oczach za każdym razem, kiedy rozmawiano w jego obecności o Jotunach.
-Oczywiście- odparł i się uśmiechnął- nie jestem tak bardzo strachliwy, jak sądzisz, wiesz o tym?
-Wiem, że opanowałeś udawanie, że wszystko jest okej, do perfekcji.
-Dam ci znać, w jakim stanie jest.- Uśmiechnął się i podszedł do drzwi, po czym za nimi zniknął. Pepper patrzyła, jak wychodzi, po czym wróciła do resztek śniadania. Jedząc, przyglądała się Hulkowi. Pomimo znania zielonego już od dość sporego czasu, ciągle była zaskoczona, z jaką delikatnością traktował alpakę. Przypominało mu to w pewien sposób, zachowanie Petera i Shuri, a nawet wczesne Lokiego w stosunku do Geralda. Czyli po prostu, zachowywał się jak dziecko, rozumiejące już, że może przestraszyć zwierzę i starające się za wszelką cenę tego uniknąć. Wreszcie Hulk skończył sprzątać zagrodę i opuścił poziom, na którym znajdowały się ogrody. Wtedy właśnie uświadomiła sobie, że poświęciła prawie godzinę na oglądanie Hulka.
Wzięła wszystkie talerze i wsadziła je do zmywarki. Po czym poszła do swojego gabinetu, który oficjalnie należał do Tony'ego, jednak miliarder nigdy w nim nie pracował, a jedynie wpadał tam na drzemki, kiedy miał dość otaczających go ludzi. Chciała zostać w bazie jak najdłużej, jednak wiedziała, że za kilka dni, będzie musiała wracać. Starała się odsuwać termin wyjazdu, tak długo, jak tylko mogła, jednak w ten sposób zyskałaby jedynie tydzień. Jednak mimo to, robiła to. Spędzała godziny w pokoju, sprawdzając wyniki sprzedaży, rozmawiając z partnerami, wysyłając raporty i odpisując teraz swoim własnym sekretarkom.
Po drodze mijała drzwi prowadzące do różnych pokoi, w większości pustych. Tym razem jednak coś ją zatrzymało w tym codziennym marszu. Cichy dźwięk dobiegający zza jednych z licznych drzwi. Był tak delikatny, że najpewniej, gdyby na korytarzu nie panowała grobowa cisza, nie zdołałaby go zauważyć. Podeszła do nich, aby słyszeć lepiej, mając nadzieję, że się przesłyszała i odgłos wydaje jakaś z maszyn. Nie myliła się jednak. To był płacz.
Lekko otworzyła drzwi i spojrzała przez szparę do wnętrza pokoju. Było to pomieszczenie przybudowane do laboratorium i służyło tylko po to, aby dostać się do królestwa Tony'ego, bądź obserwować to, co się w nim dzieje, kiedy akurat Jarvis uznał, że eksperymenty są zbyt niebezpieczne, aby wpuszczać do środka dodatkowych ludzi. Znajdowały się tam także komputery z systemem gaśniczym i komunikacją. Przy nich stały fotele. Na jednym z nich ktoś siedział. Pepper otworzyła już całkowicie drzwi i zobaczyła Shuri.
Księżniczka akurat dmuchała nos i w momencie, kiedy zobaczyła kobietę, schowała chusteczkę do kieszeni i próbowała wytrzeć niepostrzeżenie oczy. Nic to nie dało.
-Shuri...- zaczęła Pepper, jednak nie wiedziała, jak dokończyć. Nie mogła przecież zapytać, czy coś się stało, ponieważ ewidentnie coś się stało. A ona musiała się dowiedzieć, co, tylko nie wiedziała, w jaki sposób do tego dotrzeć. Stałą więc tak w drzwiach, patrząc, jak dziewczyna nieudolnie stara się opanować.
-Przep-p-praszam- powiedziała wreszcie Shuri. Już nie płakała, ale głos jej się strasznie łamał, miała problemy z oddychaniem i zatkany nos.- Nie chciałam p-p-pani prz-prze-przeszkadzać. Na pewno ma pani masę roboty. Ja le-le-lepiej już sobie pójdę.- Podeszła do jednego z komputerów i odłączyła od niego... Swoją bransoletkę?
Pepper nie miała zbytnio czasu, aby się nad tym zastanawiać. Podeszła szybkim krokiem do dziewczyny i najspokojniej, jak tylko potrafiła, zaczęła mówić:
-Nie, nie musisz iść. To ja przepraszam. Nie wiedziałam, że ty tu jesteś. Po prostu coś usłyszałam i weszłam.- Zerknęła w stronę ekranu komputera. Wyświetlał się na nim komunikat, że połączenie zostało przerwane, jednak nic poza tym. Znów spojrzała na dziewczynę.- Shuri, co się stało?
-N-n-nic się nie s-s-stało, proszę pani. To nic takiego.
-Więc dlaczego płaczesz?
-N-n-nie płaczę.- Zrobiła grymas, który chyba w zamierzeniu miał być uśmiechem i to najpewniej takim, który miał załagodzić całą sytuację. W najprostszych słowach: nie wyszło.
-Jasne... Z takiej sytuacji, nawet Loki by się nie wyłgał kłamstwami. Płaczesz, a ja, jeśli mi pozwolisz, chcę się dowiedzieć dlaczego. Siadaj.- Poprowadziła ją do fotela, na którym wcześniej księżniczka siedziała. Sama sobie przysunęła identyczny i na nim usiadła.
Dziewczyna nie patrzyła na Pepper. Spuściła wzrok i zajmowała się dogłębnym badaniem płytek na podłodze. Pepper czuła się okropnie, przez samo patrzenie na nią. Zupełnie nie wiedziała, od jakiej strony ma do tego podejść. To była jedna z tych licznych chwil, kiedy naprawdę chciała, żeby Natasza jednak żyła i zajęła jej miejsce. Czarna Wdowa po prostu potrafiła rozmawiać nawet o najtrudniejszych tematach z taką łatwością, jakby dyskutowała o pogodzie. Nawet uspokojenie płaczącego nastolatka i odkrycie, gdzie leży problem, wyglądało, kiedy ona to robiła, niczym coś najprostszego na świecie. Nie wspominając już o samym doradzaniu.
-Shuri, ja chcę pomóc- powiedziała Pepper.-Nikomu nic nie powiem.- A może lepiej ustąpić miejsca komuś, z kim dziewczyna spędza więcej czasu. Kogoś, kto ją lepiej zna.- Chyba że wolisz porozmawiać, z kimś innym. Mam kogoś zawołać? Petera? Bucky'ego? Hulka? Kiwnij jedynie głową, a ja po nich pójdę...- Już wstawała, kiedy księżniczka złapała ją za rękę.
-P-p-proszę, n-n-n-nie odchodzić- powiedziała dziewczyna.
-O-oczywiście-Pepper spojrzała na nią zaskoczona. Usiadła i spojrzała na dziewczynę siorbającą nosem.- Tutaj powinno być coś-, co pomoże- Sięgnęła do szuflad przy stołach. Otworzyła je i wyciągnęła z nich chusteczki, po czym podała je Czarnej Panterze. Dziewczyna je wzięła i głośno wydmuchała nos.
-Dzi-dziękuję- odparła po tym Shuri i znów zapadła cisza.
„Natasza najpewniej, zdołałaby zachęcić ją w jakichś sposób do mówienia" myślała kobieta. „Powiedziałaby coś, co pokazałoby, że można jej ufać. Tylko, co to mogłoby być?". Zaczęła się zastanawiać, delikatnie rozglądając się naokoło. Oprócz ciągle wyświetlającego się komunikatu, o przerwaniu połączenia, wszystko wyglądało najnormalniej. Czyli to, co doprowadziło Shuri do płaczu, przyszło z zewnątrz. Pepper spojrzała na dziewczynę. Chwilami jeszcze drżała, ale wyglądała już lepiej.
-Lepiej?- zapytała i z sekundą, kiedy to pytanie wyszło z jej ust, od razu tego pożałowała. Było takie głupie, proste i jedynie po to, by przerwać milczenie, że nie miało możliwości...
-Tak, dziękuję- odpowiedziała dziewczyna.- Przepraszam.
-Przestań przepraszać. Nic złego nie zrobiłaś.
-Jasne...
Znów zapadła cisza. Pepper nie miała pojęcia, ile ona tym razem trwała. Wiedziała za to, kto ją przerwał i nie była to ani ona, ani Shuri. Był to Jarvis.
-Panno Pepper, dzwonił Damian Eldom, w sprawie dotyczącej ostatnich notowań...
-Przekaż mu, żeby zadzwonił do Susan- odpowiedziała od razu kobieta. Spojrzała w stronę księżniczki. Ta patrzyła się na nią zaskoczona.- Właściwie wyślij wiadomość Susan i Erykowi, że naprawdę nie mam dzisiaj czasu i zajmuję się ważną sprawą i przekierowuj wszystkich dzwoniących do nich. I gdybyś mógł, wyślij im jeszcze kopie tych dokumentów, które mam na dysku.
-Oczywiście panno Pepper.
-Dziękuję Jarvis.
-Nie musiała pani tego robić- odezwała się cicho Shuri.- To nie jest n-n-nic ważnego.
-Może ty tak sądzisz, ale dla mnie wygląda to na coś ważnego.- Spojrzała na nią, po czym się lekko uśmiechnęła.- A zresztą sądzę, że Eryk i Susan wybaczą mi to, że raz zachowam się jak Tony, kiedy był moim szefem.
Shuri się zaśmiała, co nawet zdziwiło Pepper. A potem sama z siebie zaczęła mówić.
-Chodzi o moją rodzinę...- Wzięła głęboki oddech.- Rozmawiałam z bratem i-i...- Znów zaczęła płakać.
-Ej, ej...- Pepper starała się ją opanować i chyba jej to nawet wychodziło. Dziewczyna ciągle pochlipywała, ale już o wiele mniej niż jeszcze przed sekundą. Przy tym jednocześnie kobieta starała się nie pokazywać, jak bardzo zaskoczył ją fakt, że Shuri powiedziała, że ma brata. Do tej pory Potts w ogóle nie myślała o rodzinie księżniczki. Wiedziała, że dziewczyna musiała jakąś mieć, ale jakoś... Po prostu o niej nie myślała. Aż do tej chwili, kiedy Shuri wspomniała o bracie.
-Przepraszam... T'Challa... To znaczy mój brat... On ma w tym tygodniu koronację i przekładał ją tak długo, jak tylko mógł, ale teraz już nie może tego zrobić. Zaplanowana jest za trzy dni i powiedział mi, że jeśli się nie zjawię, najpewniej zostanę całkowicie wykluczona z rodziny przez radę... Ja muszę się tam pojawić, bo jeśli cokolwiek pójdzie nie tak... Nie wybaczę sobie tego, że zostawiła T'Challę samego. A jeżeli mam przyjechać, to muszę zadzwonić do rodziców i z nimi porozmawiać. J-j-ja z nimi nie rozmawiałam, odkąd wyjechałam. I-i-i...- zacięła się i nie wyglądało na to, by mogłaby się przebić przez to sama.
-Boisz się, że nie zaakceptują twoją decyzję, tak?- podsunęła Pepper.
-Nie, to znaczy tak... To znaczy...- Zasłoniła twarz dłońmi.- T'Challa powiedział, że im wszystko wytłumaczył, i pomimo tego, że na początku byli źli, zapewniał, że teraz chcą jedynie ze mną porozmawiać. A ja... Ja się po prostu tego boję.- Brzmiała przy tym zupełnie, jak dziecko, które zrobiło coś złego i czekała go rozmowa z rodzicem. Co w sumie było prawie tym samym, co Shuri zrobiła.- Nie chcę zostać wykluczona z rodziny, ale jednocześnie boję się tego, co ludzie będą o mnie myśleć. Kto przecież chciałby księżniczkę, która opuszcza własny kraj?
-Shuri- Pepper uniosła jej podbródek, tak żeby mogła patrzeć na nią- jesteś mądra, piękna, zabawna... Nie gadasz ze zwierzętami i jeszcze nie widziałam, żebyś zaczęła randomowo śpiewać, ale poza tym spełniasz wszystkie warunki, bycia disnejowską księżniczką. Gdybym ja miała do wyboru ciebie jako księżniczkę a kogokolwiek innego, wybrałabym cię. Ciebie nie da się nie kochać. I sądzę, że twój lud uszanuje twoją decyzję. Problem może być z wyżej postawionymi snobami, którzy lubią się wszystkiego czepiać. Tak przynajmniej mówił kiedyś Thor.
-I miał rację co do tych wysoko postawionych snobów- stwierdziła Shuri.- Czepiali się mnie, że starałam się rozwijać Wakandę i twierdzili, że nie mam uszanowania dla tradycji... Prawda, tak naprawdę nie powinnam nosić tytułu Czarnej Pantery, bo według tradycji przysługuje on jedynie władcy na tronie. Oraz w większości gardzę tradycyjną garderobą księżniczki. I razem Z Nakią, była mojego brata, ale sądzę, że coś jeszcze między nimi będzie, jesteśmy za otworzeniem się Wakady na resztę świata. Jednak resztę tradycji szanuję. Nimi się jednak nie martwię odkąd, skończyłam dziesięć lat i podłożyła nogę T'Challi, kiedy szliśmy przez miasto.- Wzięła głęboki wdech.- Ciągle będę musiała porozmawiać z rodzicami...- Spojrzała na ekran komputera.- Próbowałam do nich zadzwonić, ale przerwałam połączenie, zanim jeszcze odebrali. Ja stchórzyłam.- Ostatnie zdanie wypowiedziała z niewiarą. Zupełnie jakby nie mogła uwierzyć, że coś takiego zrobiła. Wyglądała przy tym, jakby znów miała zacząć płakać.
Pepper wiedziała jedno: nie mogła, pozwolić, aby dziewczyna znów zaczęła beczeć.
„Co, by zrobiła Natasza?" powtarzała sobie w myślach to, pytanie, aż wreszcie doszła do jakiegoś wniosku. Natasza nie czekałaby, aż ktoś jej powie, co robić, tylko od razu zaczęłaby, działać. Dlatego też Pepper zrobiła to, o czym myślała już od jakiegoś czasu, żeby zrobić. Przytuliła Shuri.
Dziewczyna na początku skuliła się w sobie, najpewniej zaskoczona tym nagłym posunięciem. Jednak po kilku sekundach Pepper miała wrażenie, że księżniczka zaczęła się rozluźniać pod jej dotykiem. Aż wreszcie stało się coś, na co liczyła, ale była zbyt upartą realistą, żeby uwierzyć, że coś takiego mogłoby się zdarzyć. Shuri odwzajemniła uścisk. Cała przy tym drżała, ale jednak to zrobiła.
-J-ja nie potrafię- wydusiła z siebie wreszcie dziewczyna.
-Jasne, że potrafisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz- odparła Pepper.- Jesteś najmądrzejszą osobą w całej bazie. I jak to z wielkimi geniuszami bywa, czasami nie zdają sobie sprawy, że coś wiedzą, ponieważ jest to tak głęboko zakopane w tobie.
-Jeśli do nich zadzwonię, t-to co mam im powiedzieć?- Odsunęła się, a Pepper ją puściła.- Mam zachowywać się, jakby nigdy nic, czy mam przepraszać? Twierdzić, że postąpiłam słusznie, nawet jeśli tego nie zrozumieją? Słuchać potulnie ich argumentów, czy się kłócić? Za dużo opcji! Pepper, co mam robić?
-Po prostu zadzwoń- odpowiedziała od razu kobieta- potem zobaczysz, w jaki sposób się zachować. Nie planuj nic teraz, bo potem się jedynie w tym wszystkim pogubisz.
-Brzmi, jakby to wszystko było takie proste.
-Bo to tak naprawdę jest proste. Tylko pierwsze kroki są trudne. Pamiętaj, to są twoi rodzice.
-Dobrze.- Shuri spojrzała na ekran komputera. Przez chwilę milczała, po czym nagle z powrotem odwróciła się do kobiety i zapytała- Zostanie pani, kiedy będę z nimi rozmawiać? Ja... Ja nie jestem w stanie tego zrobić sama.
No to Pepper w ogóle nie była przygotowana. Chciała na początku odmówić, żeby nie mieszać się w prywatne sprawy rodziny królewskiej, jednak połączenie nadziei i strachu w głosie księżniczki, sprawiły, że po prostu nie mogła.
-Oczywiście... Tylko nie chcę przeszkadzać ani podsłuchiwać.
-I tak pani niczego nie zrozumie.- Machnęła na to ręką księżniczka. Podjechała na krześle do komputera i znowu podłączyła do niego kablami bransoletkę. Teraz Pepper była pewna, że to bransoletka. W pewnym momencie jednak księżniczka cokolwiek robić i wpatrywała się w guzik na klawiaturze. Właśnie wtedy Pepper złapała ją za rękę.
-Ej. Wszystko będzie okej- powiedziała spokojnie i się do niej uśmiechnęła.
-Tak, tak- wyszeptała księżniczka.- Raz się żyje.- Nacisnęła przycisk i spojrzała na Pepper.- Może będzie lepiej, jakbyś stanęła za kadrem.
-A tak.- Pepper wstała i najszybciej, jak tylko potrafiła, przemieściła się najdalej, jak się tylko dało.- Tak dobrze?
-Doskonale- odpowiedziała dziewczyna, po czym rozległ się dźwięk, oznaczający, że połączenie zostało odebrane. Pepper mimowolnie skuliła się, jakby chciała zniknąć, a Shuri spojrzała w stronę ekranu przerażona. Było widać, jak jej wzrok na chwilę zatrzymał się na klawiaturze, jakby rozważała jak najszybsze rozłączenie się.
Pomimo kąta, z jakiego patrzyła Pepper, widziała, co się wyświetla na ekranie. Zobaczyła czarnoskórą kobietę z rozpuszczonymi białymi dredami. Patrzyła na Shuri z szeroko otwartymi oczami i co jakichś czas otwierała usta, tylko po to, żeby je znowu zamknąć. Po chwili odwróciła się przez ramię i kogoś zawołała, po czym znów otworzyła usta i je zemknęła.
To Shuri zaczęła rozmowę. Księżniczka miała rację. Pepper nic nie rozumiała. Rozmawiali w jakimś afrykańskim języku.
Po chwili na ekranie pojawił się także starszy mężczyzna z białą zadbaną brodą.
Pomimo że niczego nie rozumiała Pepper zdawała sobie sprawę z tonu rozmowy. Na początku był płacz z obu stron. Potem ojciec podniósł głos, ale matka go zastopowała. Następnie Shuri szybko coś chyba tłumaczyła. Padały wtedy często ich imiona. Kilka razy się wszyscy zaśmiali. A potem... Potem Shuri odwróciła się prosto w stronę Pepper i powiedziała:
-Moi rodzice chcieliby z tobą porozmawiać.
-Ze mną?- zapytała, pomimo że wiedziała, że musiało to dotyczyć jej.
-Tak.- Shuri się przesunęła.
Pepper na początku się wahała. Miała rozmawiać z władcami całego państwa. Nie miała pojęcia, czy jej odmowa mogłaby wywołać jakąś wojnę i nie chciała tego sprawdzać. Pomimo braku pojęcia, jak powinna się zachować, zajęła miejsce koło księżniczki.
-Eeee...- Spojrzała w stronę dziewczyny, jednak nie dostała od niej żadnych wskazówek.- Dzień dobry?
-Jeśli to, co Shuri powiedziała, jest prawdą, to zaszczyt panią poznać panno Potts- odezwał się mężczyzna.- Jestem król T'Chaka, a to jest moja żona, królowa Ramonda.- Wskazał na kobietę.
-Virginia Potts. Miło państwa poznać.
-Jesteśmy wdzięczni, że przekonała pani Shuri do tej rozmowy- odezwała się królowa.
-Mamo- jęknęła Shuri.
-Kochanie znam cię od i wiem, że gdyby nie pani Potts, zadzwoniłabyś godzinę przed koronacją, bądź się po prostu tam zjawiła, oczekując od nas, że skłamiemy przed radą.
Była sekretarka ugryzła się w język w ostatniej chwili, żeby nie poprosić o to, aby nazywano ją po prostu Pepper. Coś takiego mogłoby chyba być oznaką braku szacunku.
-No w końcu tak naprawdę nimi rządzicie...
-Tłumaczyłem ci to już miliony razy Shuri- tym razem jęknął król i brzmiał on bardzo podobnie o swojej córki- nie możemy rozkazywać radzie. Musimy z nimi współpracować.
-Jak sobie chcecie- mruknęła pod nosem księżniczka.
-Pani Potts, mamy jednak do pani pewną prośbę- wróciła do tematu królowa.
-Oczywiście... Wasza wysokość.
-Mogłaby pani przypilnować tego, żeby Shuri odzywała się częściej, niż raz na kilka miesięcy? Bylibyśmy bardzo wdzięczni.
-O-oczywiście.
-Jako rodzice i jednocześnie władcy tego zbuntowanego obywatela- król spojrzał na córkę, która się niewinnie uśmiechnęła- jesteśmy, pani niewyobrażalnie wdzięczni. I Shuri...- znów przeszedł na ten afrykański język.
Pepper przez całą końcówkę rozmowy starała się wyglądać najnormalniej, co po prostu wydawało jej się trudne w takiej sytuacji. Wreszcie jednak Shuri zakończyła rozmowę, dotykając końcówkami palców ekranu, a po drugiej stronie jej rodzice robili dokładnie to samo.
Kiedy na ekranie znów pojawił się komunikat o przerwanym połączeniu, Shuri odwróciła się do Pepper, zakładając bransoletkę.
-Dziękuję- powiedziała.- Gdyby nie pani, nie udałoby się.
-Nie przesadzaj- odparła kobieta- to naprawdę nic takiego.
-I tak przy okazji, nie musi mnie wcale pani pilnować w kwestii dzwonienia.
-Obiecałam to twoim rodzicom i kim bym była, gdybym okłamała króla i królową?- Uśmiechnęła się do niej. Shuri nie wyglądała jednak na zadowoloną. Pepper więc nachyliła się do niej i dodała- Ej, nie będę przesadzała. A tak na pocieszenie, Peter chyba jeszcze wstał, a Loki jest tymczasowo zajęty, więc telewizor jest całkowicie wolny.
Shuri podniosła wzrok i zapytała:
-Naprawdę?
-Naprawdę.
Księżniczka podbiegła do drzwi i na progu się jeszcze obróciła:
-Ja naprawdę dziękuję i dziękowałabym jeszcze przez jakichś czas, ale teraz to kwestia życia i śmierci. Nie przeżyję, jeśli dzisiaj też będę musiała, oglądać Spongeboba.
-Biegnij- ponagliła ją kobieta.
-Tak jest- powiedziała i już jej nie było.
Pepper została sama. Spojrzała na sufit. Kazała Jarvisowi przekazać całą pracę swoim sekretarzom, czyli w pewien sposób wzięła sobie wolne. Dlatego nic ją nie powstrzymywało od tego:
-Jarvis gdzie jest Tony?
-Pan Stark przebywa aktualnie w korytarzu wspomnień- odpowiedział komputer.
Pepper wstała i poszła w tamtym kierunku, ciesząc się z wolnego czasu, który zyskała i starając się nie myśleć o dodatkowej pracy, która czekała ją następnego dnia.
************
4 lat temu
Stała tuż przed wielkim szklanym oknem i patrzyła na rozciągający się pod nią las. Kiedy pierwszy raz usłyszała o planie Tony'ego, żeby wybudować nową bazę, spodziewała się jakiegoś kompleksu na obrzeżach miasta, a nie wydrążonego w klifie, czegoś na kształt kopalni. Plany, jakie przynosił jej mężczyzna do rozważenia, nie podobały jej się. Nie była także fanką całego tego rozwiązania. Liczyła na to, że Avengers nigdy nie będą musieli uciekać ze swojego domu w Nowym Yorku.
Jednak teraz, kiedy miała przed sobą ten cudowny widok, zrozumiała już, że myliła się przynajmniej w połowie. To, co kazał, zbudować Tony było kopalnią w klifie, ale jedną z tych przyjemniejszych. Brakowało tu oczywiście jakichkolwiek mebli i wszystkie pomieszczenia były puste, ale potencjał był.
-Powiedz mi, proszę, że chociaż widok ci się podoba.- Tony przytulił ją od tyłu.- Wśród tylu wad, które znalazłaś, to może być tę jedną jedyną zaletą, która wszystko przeważy. I może docenisz moje starania.
-Niech ci będzie- uśmiechnęła się pod nosem- widok ci wyszedł. Jak na schron.
-To nie jest schron- odparł lekko oburzony miliarder.- Schron jest pod ogrodami, niedaleko reaktora łukowego.
Pepper odsunęła się i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wiedziała, że Tony nie potrafiłby, nie wykorzystać szansy na zbudowanie schronu. Jednak ogrody, to było coś niepodobnego do niego.
-Masz zamiar zostać ogrodnikiem?
-Jeśli spotka nas w przyszłości zagłada nuklearna bądź tak bardzo zniszczymy środowisko, że trzeba będzie się schronić pod ziemią, to tak. Wtedy zostanę ogrodnikiem.- Podszedł do niej.- A zresztą sądziłem, że to mogłaby być miła atrakcja, dla kogoś, kto mógłby tu zamieszkać.- Uśmiechnął się do niej.
-To, że zawsze chciałam mieć ogród, nie oznacza, że będę chciała go zakładać pod ziemią. Wyobrażałam sobie, że, jakbym już miała mieć ogród, to będzie on wokół domu. Może gdzieś na przedmieściach bądź na wiosce.
-Wioska? Przedmieścia?- Tony uniósł jedną brew.- Zbyt klasycznie jak na mnie.
-Kto powiedział, że ty też jesteś w moich wyobrażeniach?- Wyjrzała przez okno.- Późno się robi. Lepiej wracajmy, bo jeszcze Steve zrobi znowu nam wykład.- Ruszyła przez puste pomieszczenia do tego, które w zamierzeniu miało stać się garażem. Teraz znajdowało się tam jedynie ich auto.
-Ja mam nadzieję, że tam jestem- podbiegł za nią miliarder.- Bo ty jesteś w moim wyobrażeniach o przyszłości.
-A one rozgrywają się w tej kopalni?- Rozejrzała się wokoło, kiedy wsiadała do samochodu.
-Ostatni raz ci mówię, że to nie kopalnia.- Mężczyzna wsiadł po stronie kierowcy i ruszyli.- Zobaczysz, jeśli się tu wprowadzimy, dodam meble i może jakieś duperele, i będzie przytulnie. A Steve zrobił nam wtedy wykład, bo wróciliśmy pijani.
-To może tłumaczyć, dlaczego nic z tego jego wykładu nie pamiętam.
-Nie przejmuj się. Ja nigdy nie pamiętam niczego z jego wykładu, nawet kiedy nie jestem pijany.
Roześmieli się, jednak resztę drogi spędzili w ciszy. Dopiero kiedy wjeżdżali do garażu w Avengers Tower, Tony się znowu odezwał:
-Wiesz, na początku chciałem zabrać Rogersa, ale chyba podjąłem słuszną decyzję.- Uśmiechnął się, wysiadając z auta.
-Zawsze możesz go jutro zabrać. A ja może nie uznam tego za zdradę.
-Nie...- mruknął Tony.- To będzie dla reszty niespodzianka.- Weszli do windy.- Mam nadzieję, że zachowasz to w sekrecie.
-Sądziła, że to dlatego, że Steve ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie.- Wyszli z windy w salonie i rozsiedli się na kanapie przed telewizorem.
-Jak to dziwnie?- Tony sięgnął po koc, żeby ich przykryć.
-Naprawdę niczego nie zauważyłeś?- Pepper spojrzała na niego naprawdę zdziwiona. To była pierwsza rzecz, jaką zauważyła, kiedy tylko przyjechała.- A to, że ostatnio prawie się nie odzywa, jest roztargniony i cały czas nad czymś rozmyśla, wydaje ci się normalne?
-No nie... Może to przez tą sprawę z Bucky'm... Bądź jest to zwykła starcza melancholia. Muszę wreszcie na niego zacząć zwracać uwagę. Jeśli mu się to przedłuży, zabiorę go do Los Angeles i wydamy całą forsę w jakimś kasynie. Co ty na to?
-Sądzę, że zwykła rozmowa pozałatwiałaby sprawę- oceniła kobieta i sięgnęła po pilota. Tuż koło niego leżał, jakich dziwny wisiorek. Podniosła oba przedmioty i podała wisior Tony'emu.- A to przypadkiem nie Lokiego?
-Możliwe...- Miliarder wziął od niej tajemniczy przedmiot i zaczął mu się przyglądać, po czym jęknął.- Ten bachor nie mieszka tu od dawna, a wszędzie znajduję jego rzeczy.
-Daj to po prostu Thorowi- odparła kobieta.- Powinien mu powiedzieć, żeby wrócił i zabrał swoje rzeczy. Nie chcę, byś znowu stał się przez przypadek myszą.
-To nie wyjdzie. Znowu ze sobą nie gadają. I Thor mówi, że czeka na zemstę Rudolfa, żeby później mógł znowu na niego nawrzeszczeć, a potem się pogodzić. Tak jak zwykle.
-Zemstę? Było aż tak źle?- Była już wcześniej świadkiem dni milczenia pomiędzy braćmi, ale zawsze to ją w pewien.
-No... Po tym, co Thor mu powiedział, powinien się spodziewać jakiejś z porządniejszych. Jednak z drugiej strony żartowniś sobie zasłużył.
-A co tym razem zrobił?
-Wymordował gdzieś prawie cały oddział Hydry. Wiesz, takie normalne dziecięce problemy. Boże jak dobrze, że to nie mój bachor. Tylko szkoda, że ich dramy rodzinne skłócają ze sobą zespół. Wiesz, że reszta nawet robić coś w stylu „wybierz drużynę"?
-Jeśli masz tego dość, po prostu poproś Nataszę, żeby się tym zajęła. Ona ma rękę do Lokiego- Pepper powiedziała najprostsze rozwiązanie.
-Thor i Natasza też się pokłócili.- Zamilkł na chwilę.- Właśnie sobie uświadomiłem, do jakiej telenoweli przejechałaś. To może, żeby się odciąć od tych kłótni, obejrzymy komedię?
-Tylko nie znowu „Przyjaciół"- Pepper włączyła telewizor.
-Ale to klasyk!- zawołał Tony.
-Po tym, jak wczoraj skończyliśmy ostatni sezon, to będzie okropne oglądać ich znowu młodych...
-Dobra. To wybieraj. Byle tylko nie „Seks w wielkim mieście".
Pepper się uśmiechnęła i się przytuliła do Tony'ego, wybierając serial.
************
Teraz
-Kto jest puchatym sierściuchem? Kto jest milutką kizią mizią? No ty jesteś.
Pepper podeszła od tyłu do siedzącego na ziemi Tony'ego. Mężczyzna drapał, głaskał i nie wiadomo, co jeszcze robił, z Mimi. Jednocześnie przy tym mówił w taki sposób, jakby gadał do niemowlaka.
-Tony- odezwała się wreszcie kobieta.
Miliarder od razu się odwrócił i wstał. Otrzepał się z nieistniejącego kurzu, starając się najpewniej zachować resztki godności.
-Nie słyszałem, jak przychodzisz- wydusił z siebie i zerknął na kotkę, która ocierała się o jego nogę.
-Właśnie widzę.- Pepper rozejrzała się wokół.
Korytarz wspomnień był jedynym korytarzem, który posiadał prawdziwe okna. Zajmowały one całą jedną ścianę. Naprzeciwległa tymczasem była zastawiona zdjęciami, nagrodami od miasta i innymi pamiątkami. Na przykład w jednej z gablot znajdował się hełm z pierwszej w pełni działającej zbroi Iron mana, a na ścianie powieszony był plakat zachęcający do obejrzenia występu Kapitana Ameryki.
-A ty nie miałaś przypadkiem pracować?- zapytał Tony, starając się odsunąć od kota, który nie chciał go zostawić.
-Wzięłam sobie wolne. I poznałam prawie całą rodzinę królewską z Wakandy.
-To rozsądne... Czekaj co zrobiłaś?!- Spojrzał na nią zupełnie, jakby nie rozumiał, to, co usłyszał przed chwilą.
-Pomogłam Shuri się przełamać, żeby zadzwoniła do rodziców, a oni poprosili mnie, żebym pilnowała, aby robiła to częściej. Wiesz, dzień jak co dzień.
Dała chwilę Tony'emu, żeby sobie wszystko uporządkował. Na początku wyglądał, jakby nie wierzył w żadne słowo, ale potem zdziwienie zniknęło z jego twarzy.
-To miałaś niezły poranek. Ja tymczasem zająłem się Lokim.
-I co z nim?
-Wielgachny siniak na połowie twarzy, kilka wybitych palców i spore cięcie na nodze, ale za to żadnych połamanych kości.
-Przynajmniej tyle dobrze.
-Panie Stark, w danych Hydry znalazłem coś, co mogłoby pana zainteresować- odezwał się Jarvis.
Pepper odwróciła się i spojrzała na Tony'ego z wyrzutem.
-Kazałeś Jarvisowi je przeczytać. Nie mogłeś się, chociaż tym sam zająć?!
-Byłem zajęty i trwałoby to o wiele dłużej. A tak Jarvis skompresuje to do jakiejś szybkiej prezentacji i ciekawsze rzeczy sam mi powie- odparł Tony, zadowolony z siebie.- Co to jest Jarvis?
-Dane dotyczące tajnych baz badawczych na dnie Oceanu Indyjskiego, Spokojnego, Arktycznego i Atlantyckiego.
Pepper i Tony spojrzeli na siebie z nadzieją. Gdzieś pod wodą mógł ponoć przebywać prawdziwy Nick Fury. Mógł siedzieć w jednej z tych baz. Teraz wystarczyło się dowiedzieć, w której i po niego popłynąć.
-Jarvis, jakie są ich współrzędne?- zapytał Tony, po tym, jak najpewniej zatańczył w myślach taniec zwycięstwa. Zwykle tak robił.
-Niestety wśród tych danych nie ma o tym żadnych informacji. Jest za to lista porzuconych baz, nienadających się do życia w nich.
💥💥💥💥💥💥💥💥💥💥
Zgadnijcie co? Ten Grinch żyje i życzy wszystkim wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku.
Mam nadzieję, że nie przeszkodzę nikomu w przygotowaniach do wigilii, ale starałam się to opublikować zanim pojadę na spotkanie rodziny.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i może być miłym prezentem ode mnie. Może się na nada.
Mam paragonu, więc nie można niestety go zwrócić.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro