47. Koniec?
Hejka!
Ehhh, no więc tak. Bardzo przepraszam za tak długi niebyt, ale miałem w chuj dużo spraw na głowie, ale na pocieszenie. To jest finał finałów! Plus wiecie ile ten cholerny rozdział ma słów?! 14 400 słów!!! To jest w chuj dużo, bo pamiętajmy, że zwykły rozdział miał ok. 1500 słów xDDDD
No ale tak, ja muszę walnąć tutaj kilka informacji. No więc zacznijmy od... WandaVision!!!
Kto oglądał?! Ja oczywiście oglądałem xD Nie chcąc dawać żadnych dużych spoilerów powiem tyle. a) fajnie, że zamiast trzech nowych postaci dali trzy postaci z innych filmów, w których miały bardzo mało czasu, a tu mogły się rozwinąć. b) NOWA STYLÓWA WANDY JEST ZAJEBISTA!!! xDDDD No sorry, ale taka prawda xDDD zwłasza te jej różki! To wogóle zajebioza! xDDDD
No ale dalej.
Tym razem nie Marvel ale i tak mam nadzieję, że kogoś to zainteresuje, bo ja po prostu muszę o tym napisać xD Czemu? xD Bo jestem tym tak w chun podjarany, że szok xDDDD
No więc, czy mamy tutaj jakichś fanów, a przynajmniej osoby oglądające Totalną Porażkę? Bo wiecie co?! Będą 2 nowe sezony!!! I to nie z jakimś zjebanym Donem, czy Topher'em tylko z naszych Chef'em Hatchet'em i tak! Z naszym ulubionym CHRIS'EM MCLEAN'EM!!! Kurwa, jak ja na to czekałem xDDDD O tej dwójce już wiemy na 100% a z zawodników mam nadzieję, że wrócą Duncan, Heather i Alejandro, tak to jakbym miał wybrać kogoś jeszcze to zdecydowanie Owen i Zoey, i to Ci z tych najbardziej wyczekiwanych. A no i osoby na zdjęciu poniżej, te ich cienie to nie wiadomo czy oni wystąpią, czy o tak z dupy zostali wzięci na grafike. I pytanko do tych osób które to kiedykolwiek oglądały. Czy mi się wydaje czy z mięśnia Lightning'a i ogólnie wokół jego mięśnia nie jest przypadkiem prawieże idealnie ukryta głowa Duncan'a? Z tym jego irokezem wychodzącym z mięśnia?
No ale przejdźmy dalej, bo z Totalnej Porażki pewnie jest tu mało osób lub nikt xDDDD
No i teraz co piątek są nowe odcinki The Falcon And The Winter Soldier!!! Kto ogląda? Bo ja oczywiście oglądam!
No ale już nie przedłużam, to chyba wszystko xD Przypominam, że prawa do postaci posiadają Sony i Marvel Studios.
Życzę Wam miłego czytania.
Gdy się odwrócił zobaczył, że pojawiła się tutaj Nebula.
Kobieta była fizycznie w dobrym stanie (czyt. nie ma żadnych ran), ale poza tym była cała roztrzęsiona, lekko przerażona i patrzyła na wszystko nie rozumiejąc co się dzieje.
- G-gdzie ja jestem? J-jak się tu
dostałam? - spytała powoli roztrzęsiona kosmitka.
Tony powoli zaczął do niej podchodzić.
- Hejka, nie masz się o co martwić. Jesteś bezpieczna na Ziemi. Ty jesteś Jagódka, eeeee, znaczy Nebula, prawda? Ja jestem Tony, Tony Stark. - powiedział jak najspokojniej Tony, podnosząc obie ręce w górę, by pokazać swoje pokojowe zamiary.
- Ziemia... Terra... Planeta, na którą Thanos wysłał Lokiego i armię Chitauri. I... Tony Stark? To Ty jesteś Iron Man'em, jesteś osobą której najbardziej się obawia. Kimś kto go zainteresował. I tak, jestem Nebula, skąd o mnie wiesz? I jakim cudem pojawiłam się tutaj skoro chwilę temu byłam na statku Thanos'a? - powiedziała powoli Nebula, natychmiastowo ustawiając się w pozie bojowej.
- Poszczęściło nam się i całe nasze Uniwersum dostało swojego Anioła Stróża. Znam Cię właśnie dzięki niemu. Jak się czujesz? Mogę do Ciebie mówić Jagódka? - powiedział ciepło i spokojnie Tony wyciągając rękę do Nebuli, żeby pomóc jej wstać. Sam mężczyzna był poddenerwowany, ale ukrywał to jak najlepiej potrafił. Nie wiedział jak zareaguje kosmitka, ale uznał, że musi ją lepiej poznać, bo jeśli dobrze o wszystkim myślał to miała okropne dzieciństwo i życie, a nikt nie zasługuje na coś takiego. Uznał, że za wszelką cenę chce i musi jej pomóc.
- Jagódka? Jestem Nebula... ale mów do mnie jak chcesz... Tony. Czuje się... Zwyczajnie, ale jestem też skołowana, zaskoczona, czuje ból, zmęczenie... i lekki strach. - odpowiedziała cicho, sama nie wiedziała czemu mówi to temu człowiekowi, czemu mówi prawdę. Nebula na początku odtrąciła rękę Tony'ego i sama spróbowała wstać, lecz nie udało jej się, bo znowu upadła na podłogę. Była zbyt obolała i zmęczona, potrzebowała chwili spokoju i odpoczynku.
Tony spojrzał na nią smutno. Jeszcze raz podał jej rękę którą ona tym razem przyjęła. Mężczyzna pomógł wstać kobiecie, zaczął pomagać jej iść do jednego z pokoi, żeby ta się zregenerowała.
- Cz-czemu to robisz? Czemu mi pomagasz? - zapytała lekko zdezorientowana Nebula.
- Lubię Cię, poza tym lubię pomagać. To moje hobby, zajęcie i praca. - odpowiedział z małym uśmiechem.
Nebula nic nie odpowiedziała tylko delikatnie się uśmiechnęła.
Po chwili doszli do jednego z pokoi, tam Nebula usiadła na łóżku, a Tony przed nią stanął.
- Ja muszę iść załatwić kilka spraw, odpoczywaj. Jeśli czegoś byś chciała to poproś F.R.I.D.A.Y. to moja sztuczna inteligencja, taki wszystkowiedzący głos ze ścian. - powiedział Tony nie do końca wiedząc czy kobieta wie czym jest sztuczna inteligencja. Mężczyzna już miał wyjść z pokoju, ale Nebula się odezwała.
- Dziękuje Tony.
- Nie ma za co Jagódko. - odpowiedział z małym uśmiechem wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi.
Nebula za radą Tony'ego położyła się na łóżku próbując odzyskać siły.
Thanos niedługo później doleciał na Xandar. Z łatwością zdobył Kamień Mocy i wybił połowę populacji Xandaru.
Szalony Tytan słyszał krzyki przerażenia i cierpienia, lecz nie zważał na nie. Był do nich przyzwyczajony.
Po rzezi jaką wyrządził powrócił na swój statek.
- Maw, obierz kurs na Knowhere. Złożymy wizytę Kolekcjonerowi. - powiedziała z małym, złowieszczym uśmiechem Thanos.
- Tak jest Panie. Teraz nikt nie może się z Tobą równać, zwyciężysz, bo żadna istota nie władała aż dwoma kamieniami nieskończoności. - odpowiedział Maw obierając kurs.
Thanos usiadł na swoim tronie/krześle/fotelu i zaczął myśleć. Wiedział, że przeszkodą będą Avengers, a zwłaszcza jeden z nich, Stark, Tony Stark.
W Wakandzie Shuri dokończyła nowe ramię dla Bucky'ego, w tej chwili przyleciał też Sam. Od razu wysłała brata i Sama, żeby mu je przekazali.
Po chwili przylecieli Wanda i Vision. Shuri przywitała Wandę przytulasem, po czym zgarnęła Vision'a i zaczęła operację wyjęcia z jego czoła kamienia umysłu.
Tony skierował się w stronę sali treningowej. Cała trójka trenowała tam swoje umiejętności w nowych zbrojach, ale gdy zobaczyli Tony'ego to od razu do niego podlecieli. Mężczyzna zauważył, że w okół Natashy i Pepper jest lekko napięta i taka... dziwna atmosfera, ale nie skomentował tego. Nie miał pojęcia czemu mogłoby tak być i na razie nie chciał wiedzieć. Miał i tak za dużo problemów na głowie.
- No więc dzieciaku, Nat, my lecimy do kompleksu. Musimy załatwić tam kilka spraw. Za to Ty skarbie lepiej na razie zostań i możesz przypilnować Jagódki. - wytłumaczył Tony.
Natasha i Peter skinęli ze zrozumieniem głową, zaczęli oni iść w stronę Quinjeta.
Pepper za to patrzyła na Tony'ego ze zdezorientowaniem i niezrozumieniem.
- Przypilnować Jagódkę? Kto to? A może co to?
- To jest taka kobieta z kosmosu. Jest w jednym z pokoi gościnnych. Z cech szczególnych to to, że jest pół-cyborgiem i ma niebieską skóre. Tak jest jak taka łysa smerfetka. - zaśmiał się krótko, po czym pocałował szybko kobietę w policzek i pobiegł za Peter'em i Natashą.
Pepper patrzyła przed siebie z szokiem w oczach. Nie wiedziała co było dziwniejsze, przyjazna kosmitka w Tower, czy wyjątkowo bardzo czuły Tony. Po chwili szoku jak gdyby nigdy nic poszła w tylko sobie znanym kierunku.
Tony, Natasha i Peter śmiejąc się z czegoś weszli do Quinjet'a i zaczęli lecieć do kompleksu. Po wejściu do Quinjet'a Tony od razu zabrał się za tworzenie swojej Rękawicy Nieskończoności tak jak kazał Iron Percy. Gdy projekt był już gotowy nakazał F.R.I.D.A.Y. zbudowanie przedmiotu w kompleksie. Sztuczna Inteligencja od razu zaczęła wykonywać polecenie. Gdy byli w połowie drogi Tony dostał informacje, że Steve, Scott i Clint już dolecieli.
- Cudownie, na razie idzie dobrze. - pomyślał mężczyzna.
Carol Danvers właśnie walczyła z jakąś wrogą rasą której nazwy nawet nie mam zamiaru wypisywać, bo jest tak koszmarnie skomplikowana (czyt. Nie mam pomysłu na nazwę xDDD). Była właśnie w środku bitwy gdy nagle zadzwonił jej pager. W oczach kobiety zaświeciła się iskra radości. Spojrzała na pager, nie wydawało jej się. Nick nareszcie się z nią skontaktował.
- Nareszcie, po tylu latach. - pomyślała z małym uśmiechem na twarzy. Niestety po chwili uśmiech z jej twarzy znikł, wiedziała, że musi być naprawdę poważnie skoro sam Nick Fury ją wzywa, ale nie mogła też zostawić tego co teraz robiła. Wiedziała, że szybko musi to zakończyć.
Gdy tak rozmyślała i była w kompletnej zadumie to koło jej głowy przeleciał strzał z blastera. Kobieta rozzłoszczona spojrzała w stronę wroga.
- Dobra, wkurwiłeś mnie, czas to zakończyć. - powiedziała wkurzona kobieta wracając do walki ze zdwojoną siłą.
Iron Percy obserwował wszystko, gdy nagle zrozumiał, że kilka rzeczy może w ogóle się nie udać zatem jak najprędzej udał się do szefa TVA. Omówił z nim te kilka rzeczy, nie na wszystko się zgodził, ale na kilka rzeczy pozwolił. Teraz chłopak musiał tylko czekać na odpowiedni moment by ponownie pomóc Avengersom.
Rhodey wprowadził Bruce'a, Thor'a i Lokiego do kompleksu. Omówił z nimi kilka rzeczy. Gdy przechodzili koło jednego ze stołów Loki zostawił na nim Tesseract mówiąc F.R.I.D.A.Y. żeby zaprowadziła potem Tony'ego do niego. Po chwili poszli dalej, dopiero po jakiejś chwili znowu się zatrzymali.
- Hmmm, a czy nie powinniśmy gdzieś odesłać reszty Asgardczyków? W jakieś bezpieczniejsze miejsce? Bo nie sądzę by kompleks był bardzo bezpieczny. - powiedział po chwili zastanowienia Loki.
- W sumie masz rację Loki, dobry pomysł. F.R.I.D.A.Y. spróbuje jakoś dostać się do tego statku i przekierować go w jak najbezpieczniejsze miejsce. - powiedział wydając polecenie sztucznej inteligencji Rhodey.
Loki lekko się do niego uśmiechnął.
- Bardzo Ci dziękujęmy przyjacielu, ale mam jedno pytanie. Macie tu jakiś statek, żebym mógł dostać się na Nidavellir? - powiedział z uśmiechem Thor.
- Cholera, zapomniałem o tym, przecież Ty musisz mieć tą zajebistą broń. - powiedział nie wiedząc co robić Rhodey.
Nagle na dworzu było słychać trzask. Cała czwórka od razu ruszyła na zewnątrz kompleksu obawiając się najgorszego. Gdy jednak poszli w to miejsce okazało się, że przed nimi stoi statek kosmiczny którym można dostać się na Nidavellir.
Przez chwilę przed statkiem lewitował czarny, lśniący napis: Jeszcze jakoś mogłem pomóc. - Iron Percy.
Cała czwórka uśmiechnęła się.
- Mieć takiego sojusznika to ja
rozumiem. - pomyślał z radosnym uśmiechem Bruce.
W oddali było też widać statek Asgardczyków lecący gdzieś hen daleko.
- Może tym razem nic im się nie stanie. - pomyślał z małym, lekko smutnym uśmiechem Thor. Nadal dobrze pamiętał masakrę z siostrą, to był koszmar. Stracił wtedy nawey oko, ale na szczęście Iron Percy podczas oglądania filmu podarował mu nowe, dokładnie takie samo jakie miał mu dać Rocket (uznajmy, że tak było, bo nie chce wyjść na potwora każącego Thorowi oglądać film z tylko jednym sprawnym okiem, gdy mógłby dwoma xDDDD). Mężczyzna zaczął kierować się do wejścia statku.
- Ej, nie tak szybko. Lecę z Tobą. Nie dam Ci tego spieprzyć. - powiedział Loki doganiając Thor'a.
- Jak uważasz bracie. - powiedział z małym uśmiechem Thor.
- Bruce, Rhodey, Wy lepiej tu zostańcie. My wrócimy jak najszybciej. Musimy tylko zbudować tą broń. - dodał jeszcze przed wejściem do statku Thor. Bracia weszli do statku, gdy odlatywali Rhodey i Bruce machali im na pożegnanie.
- No i zostaliśmy sami Bruce, ciekawe kiedy reszta przyleci. - pomyślał Rhodey znowu wchodząc do kompleksu, a Bruce za nim.
Loki ku niezadowoleniu Thor'a usiadł za sterami zaczynając kierować statkiem. Thor miał usiąść na siedzeniu obok, gdy nagle zauważył, że ktoś już na nim siedzi.
- Pieniek! - powiedział uradowany Thor przytulając Groot'a.
Groot nie rozumiał co się dzieje, jeszcze przed chwilą był gdzie indziej, ale już lubił tego gościa. Szybko oddał uścisk, po czym odpychając Thor'a wrócił do grania w swoją grę.
Loki spojrzał na to lekko zdezorientowany, ale po chwili domyślił się, że to pewnie sprawka Iron Percy'ego. Zrobiona dlatego, że ostatnio część Groot'a była jedną z ważniejszych części w Stormbreakerze. Nie rozmyślając nad tym dłużej skupił się na dotarciu do celu.
- Ja jestem Groot? - powiedział po chwili nadal zdezorientowany pieniek.
Po chwili Thor i Groot zaczęli żywą rozmowę o tylko oni i Loki wiedzą czym.
T'Challa podszedł do Bucky'ego pokazując mu nową rękę. Mężczyzna od razu ją sobie przymocował.
- Już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz. - powiedział rozbawionym tonem.
T'Challa przewrócił z rozbawieniem oczami. Nagle zza Wakandyjczyka wyskoczył Sam.
- Niespodzianka, staruszku! - powiedział śmiejąc się Sam.
Bucky niespodziewając się tego prawie upadł na ziemię z zaskoczenia. Po chwili szoku przewrócił oczami.
- Jak ja Cię nienawidzę. Czemu akurat Ty? Mógł to być ktokolwiek inny, ale, że Ty? Za co? Boże, za co? - wyjęczał sfrustrowany Bucky.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - odpowiedział parskając śmiechem Sam.
Słysząc tą wymianę zdań na twarzy T'Challi pojawił się rozbawiony uśmiech.
Za to po jakimś czasie Shuri udało się wyjąć kamień umysłu z głowy Vision'a.
- Jak się czujesz? - zapytała wstrzymując oddech Wanda.
Vision powoli wstał, na miejscu kamienia umysłu był teraz jakiś zamiennik też koloru żółtego.
- O dziwo... Bardzo dobrze. - powiedział powoli z małym uśmiechem Vision. Nagle Wanda podbiegła do Vision'a i z ogromnym uśmiechem go przytuliła.
Vision oddał uścisk, też był szczęśliwy. Po chwili skrzyżował wzrok z Shuri. W oczach Vision'a było widać podziękowanie.
Shuri poruszyła ustami tak jakby chciała powiedzieć "nie ma za co", po czym nie chcąc im przeszkadzać wyszła z pokoju. Wychodząc zauważyła, że kamień zniknął ze stołu, a w jego miejscu przez krótką chwilę wyświetlała się wiadomość: Nie martw się, teraz jest w kompleksie. - Iron Percy. Shuri lekko się uśmiechnęła, wiedziała, że skoro tak to nie ma się o co martwić. Shuri skierowała się teraz do jednego ze swoich laboratori, żeby przygotować się do bitwy. Kamień Umysłu pojadę się w kompleksie obok Tesseractu.
Stephen Strange informował i przygotowywał magów do nadchodzącego zagrożenia, gdy nagle poczuł lekkość w naszyjniku. Gdy sprawdził Oko Agamotto okazało się, że nie było tak Kamienia Czasu. Spojrzał na to zdezorientowany i lekko przestraszony. Jednak od razu potem przed jego oczami pojawiła się wiadomość: Spokojnie, jest w kompleksie. - Iron Percy. Stephen z ulgą westchnął i wrócił do swojego zajęcia. Kamień Czasu pojawił się w kompleksie obok Kamienia Umysłu, i Tesseractu.
- Dobra, to wszystko w czym mogę pomóc i co mogę zrobić, powodzenia Avengers. - powiedział sam do siebie Iron Percy obserwując co wydarzy się dalej.
Steve, Scott i Clint przylecieli do kompleksu dokładnie w tym samym momencie. Każdy przywitał się z każdym, a po chwili doszli też do nich Bruce i Rhodey. Całą piątką rozmawiali o czymś na zewnątrz, ale po chwili każdy oprócz Steve'a zaczął iść do wejścia kompleksu.
- Ale tu zajebiście. - myślał Scott.
Steve patrzył na kompleks z nadzieją, melancholią, nostalgią, szczęściem i lekkim niedowierzaniem.
- Dobrze jest wrócić. - pomyślał z małym uśmiechem Kapitan Ameryka, po czym zaczął doganiać resztę osób.
Tony siedział w Quinjetcie obok Natashy i Peter'a żywo o czymś rozmawiających.
Sam Tony właśnie przed chwilą skończył ustawiać sygnał dla Strażników Galaktyki. Gdy był jeszcze u Iron Percy'ego przygotował sobie urządzenie do skontaktowania się z nimi i w tej chwili wszystko działało. Urządzenie przesyłało Strażnikom Galaktyki non stop taką wiadomość: Strażnicy Galaktyki, jesteście teraz potrzebni na Ziemi! Natychmiast! Więc ruchy na Ziemię! Ziemia potrzebuje Strażników Galaktyki! ...Tak mówimy o tej planecie na której jest Missouri.
Gdy Tony skończył to robić włączył się do rozmowy. Śmiejąc się i wymieniając się historiami Tony'emu, Natashy i Peter'owi szybko minęła podróż. Quinjet właśnie wylądował.
Po chwili Iron Trio weszło do Kompleksu, gdzie od razu zauważyli resztę superbohaterów ćwiczących razem, no i Bruce'a będącego w niedalekiej od nich odległości rozmyślającego nad jakimiś rzeczami.
Tony wzdrygnął się na widok Steve'a. Natasha to zauważyła i ścisnęła mocno dłoń mężczyzny posyłając mu delikatny uśmiech. Tony spojrzał na nią i po chwili poddenerwowanie zniknęło. Iron Man uśmiechnął się lekko do kobiety, po czym powoli zaczął iść w kierunku reszty. Natasha i Peter ruszyli za nim.
Peter zauważył dziwne zachowanie Tony'ego i Natashy, ale nic nie mówił. Wyglądało to tak jakby byli w sobie... nieeee, to nie może być prawda, oni po prostu są bliskimi przyjaciółmi rozmyślał chłopak.
Po krótkiej chwili superbohaterowie zauważyli trio i od razu przerwali to co robili i zaczęli kierować się w ich stronę, żeby ich przywitać.
Każdy z szerokim uśmiechem do siebie podchodził. Podawali sobie ręce, przybijali piątki, przytulali się i z ogromnymi uśmiechami rozmawiali. Peter nie umiał powstrzymać się przed fanboyingiem. Nawet jeśli wcześniej ich spotkał to i tak to cuś zawsze się w nim odpalało.
Nagle doszło do zetknięcia się wzroku Tony'ego i Steve'a. Tony głośno przełknął ślinę, ale podszedł do byłego przyjaciela. Podał mu dłoń którą Steve z uśmiechem uścisnął.
- Dla wygranej. - powiedział stanowczo Tony.
- Dla wygranej. - odpowiedział z uśmiechem i nutką nadziei w głosie Steve. Nadziei? Nadziei na co? Na to, że nie tylko dla wygranej, ale też, że ta nić porozumienia odbuduje ich starą przyjaźń.
- I mam coś dla Ciebie. - powiedział Tony niepewnie wyciągając zza pleców tarczę Cap'a.
Oczy Steve'a zaświeciły się, lekko drżącymi dłońmi wziął Tarczę i ją sobie założył.
- Ale mi tego brakowało. - pomyślał z uśmiechem Steve.
- Dziękuję Tony. - powiedział z radosnym uśmiechem mężczyzna.
- Tylko nie afiszuje się z tym za mocno, dla innych nie mam prezentów. - powiedział z lekko rozbawionym uśmiechem Tony.
Po chwili Tony odszedł od Steve'a i podszedł do Peter'a. Poczochrał chłopakowi włosy, po czym dołączył się do rozmowy z nim i Bruce'em o jakichś naukowych sprawach.
Gdy Tony był wystarczająco wciągnięty w rozmowę to Natasha podeszła do Steve'a. Pociągnęła mężczyznę za ucho i przyłożyła mu pistolet do gardła. Na szczęście byli wystarczająco daleko od innych, żeby nikt ich nie usłyszał czy widział.
- Jeśli zrobisz Tony'emu krzywdę, lub choćby o tym pomyślisz to zdechniesz. - wysyczała jadowitym tonem i z mordem w oczach Natasha.
- Nic mu nie zrobię, przysięgam. - odpowiedział szybko lekko przerażony Steve.
Natasha prychnęła i podeszła do Clint'a zaczynając z nim rozmowę. Uśmiechała się jakby przed chwilą w ogóle nie groziła Steve'owi.
Mężczyzna przełknął głośno ślinę. Bał się kobiety, choć nie miał zamiaru krzywdzić Tony'ego. Próbując odrzucić od siebie przerażone myśli związane z Natashą podszedł do Scott'a i zaczął z nim gadać o czymś zabawnym.
Po jakimś czasie każdy wrócił do trenowania, każdy oprócz Tony'ego oczywiście.
Mężczyzna poszedł dokończyć swoją nową wersje zbroi. Gdy miał czas u Iron Percy'ego to trochę rozmyślał nad nową zbroją. Po kilku godzinach już była gotowa. To była najzajebistsza zbroja w historii (jest to zbroja z Endgame/Koniec Gry, czyli Mark 85, choć w ich uniwersum to Mark 51, przyoszczędził 5 lat skubany xD).
Przetestował zbroję, po czym udał się do miejsca w które poprowadziła go F.R.I.D.A.Y. Było to inne laboratorium w którym były 3 kamienie nieskończoności. Kamień Przestrzeni, Kamień Umysłu i Kamień Czasu. Kamienie te zostały przeniesione ze stołu na którym były wcześniej właśnie do tego laboratorium przez roboty którymi sterowała F.R.I.D.A.Y.
Tony niedowierzając patrzył na Kamień Umysłu.
- Udało jej się! Udało! - krzyknął ucieszony Tony. Był bardzo, ale to bardzo szczęśliwy, że jej się udało. Wiedział, że teraz jego syn nie będzie dzięki temu w aż takim niebezpieczeństwie.
W gablocie obok właśnie kończyła budować się Rękawica Nieskończoności według Tony'ego Stark'a.
Gdy Rękawica nareszcie została zbudowana Tony uśmiechnął się. Nagle mężczyzna poczuł, że ktoś zasłania mu oczy dłońmi.
Gdy Natasha ćwiczyła z Peter'em nagle zauważyła, że Tony zniknął. Mówiąc coś szybko Peter'owi zleciała na ziemię i poszła szybko tam gdzie prowadziła ją sztuczna inteligencja.
Peter niezauważalnie szedł daleko za nią. Czuł, że musi za nią iść.
Nagle kobieta weszła do pomieszczenia w którym Tony był do niej plecami, a przed mężczyzną była gablota z gotową Rękawicą Nieskończoności w wersji Iron Man'a i 3 Kamienie Nieskończoności. Natasha lekko się uśmiechnęła, po czym podeszła jak najciszej do Tony'ego i zasłoniła mu oczy dłońmi.
- Hmmmm, ciekawe kto to może być? Hmmmm, Peter, nie. Bruce, nie. Hmmm, Natasha? - zapytał z udawanym wachaniem i udawanymi wątpliwościami mężczyzna. Od razu rozpoznał te piękne, cudowne, delikatne, a zarazem zabójcze dłonie.
- Brawo geniuszu. *przewraca z rozbawieniem oczami* I żeby tak beze mnie robić takie fajne rzeczy? - powiedziała Natasha udając obrażony ton i zakładając ręce na piersi (wszyscy chłopcy/faceci/mężczyźni czy w ogóle ktokolwiek, pamiętajcie, taka poza często może oznaczać "masz przejebane/masz ostry wpierdol/kurwa, bój się o swoje życie dupku", więc jako iż jestem miłym chłopcem tak tylko ostrzegam xDDDD wtedy najlepiej uważać lub w ogóle spierdalać i czekać aż wszystko ucichnie xDDD no ale za bardzo się rozpisałem, lepiej wróćmy do ff xD).
Tony przewrócił z rozbawieniem oczami, po czym złapał kobietę za rękę i podszedł bliżej do gabloty.
- Nie dąsaj się tak, ważne, że teraz jesteś. No więc teraz czas włożyć te trzy kamyczki to tej cudownej rękawiczki. - powiedział rozbawionym tonem mężczyzna.
Natasha przewróciła z rozbawieniem oczami, ale patrzyła z zaciekawieniem na rękawicę.
Peter widział i słyszał część rozmowy, ale nie odzywał się.
- Przepraszam Panno Potts, ale teraz shipuje Pana Stark'a z Natashą. - pomyślał Peter, po czym z szerokim uśmiechem wszedł do pomieszczenia.
- Hmmm, żeby tak beze mnie?! Iron Trio trzyma się razem! - powiedział z ogromnym uśmiechem Peter. przytulając się do lekko zdezorientowanego Tony'ego.
Mężczyzna szybko się otrząsnął i za pomocą robotycznych rąk ustawiał kamienie na rękawicy. Gdy ustawiły wszystkie 3 Peter nagle krzyknął:
- I BUUUUUMMM!!!!!
Natasha i Tony z przerażenia i zaskoczenia prawie podskoczyli. Peter widząc ich reakcje zaczął się śmiać, na co Tony i Natasha przewrócili z rozbawieniem oczami.
- Ja Ci kuźwa zaraz dam "bum" dzieciaku. I nie strasz mnie tak więcej, o mało zawału nie dostałem. - powiedział rozbawionym tonem Tony.
- No właśnie Peter. Pamiętaj, że Tony jest już jednak trochę stary, więc lepiej z nim uważać. - powiedziała z rozbawionym i lekko złośliwym i wyzywającym uśmiechem Natasha.
Tony nadal z rozbawionym uśmiechem pokręcił z udawanym niedowierzaniem głową.
We trójkę dogryzali tak sobie i śmiali się jeszcze przez jakiś czas aż Sztuczna Inteligencja na prośbę Tony'ego wezwała wszystkich do laboratorium. Wszyscy byli w strojach i że swoim sprzętem, bo zostali wezwani gdy akurat trenowali.
- Co jest Tony? - zapytał pierwszy przychodząc lekko zmartwiony Rhodey. Chwilę później Rhodey zauważył rękawicę i kamienie i umilkł domyślając się o co chodzi.
Gdy wszyscy weszli do pomieszczenia Tony zaczął mówić.
- Zebrałem Was tu by omówić kto powinien pstryknąć paluchami. Moc kamieni będzie za silna dla większości z nas. Po prostu nas zabije, ale tak jak mówił Iron Percy "ktoś musi pstryknąć palcami, bo armia Thanos'a musi zostać wymazana. Według mnie najlepsi kandydaci którym nie powinno się stać nic większego to Hulk, Thor i być może Kapitan Marvel, ale nie wiem jak bardzo potężna jest. Każdy inni nie może pstryknąć paluchami, bo zginie. Więc plan jest prosty, pilnujemy naszych kamieni i rękawicy, gdy znajdziemy Thanos'a zabieramy mu kamienie i dajemy do rękawicy, ktoś z tej trójki pstryka paluchami i gotowe. Kapiszci? - powiedział Tony.
- Eeee, kapiszci. - odpowiedzieli wszyscy.
- Bruce, będziesz musiał spróbować jak najbardziej kontrolować Hulk'a. Wierzymy w Ciebie, stary. - powiedział z małym uśmiechem Tony.
- Dzięki Tony, postaram się. - odpowiedział z wdzięcznym uśmiechem Bruce.
Peter nagle poczuł dziwny dreszcz w głowie i całym ciele.
- O nie! - pomyślał przerażony chłopak. Peter szybko odpalił zbroje Tony'emu i Natashy, a potem przylepił ich szybko razem do ściany. Wszystko działo się w ułamkach sekund. Gdy ostatnia część zbroi nałożyła się na Tony'ego, Natashę i Peter'a wszystko zaczęło wybuchać i się walić jedyne co było słychać to:
BUM! BUM! BUM! BBBUUUUMMMM!!! KABUM! BUM! KABUM!!! BUM!!! BUM!!!
Trochę wcześniej i zupełnie gdzieś indziej swoim statkiem lecieli właśnie Strażnicy Galaktyki. Cała ekipa śpiewała właśnie jakąś z piosenek Quill'a gdy nagle Rocket zauważył, że Groot zniknął.
- Groot? Groot?! GROOT?! - mówił przerażony Rocket szukając swojego przyjaciela.
Po chwili do poszukiwań dołączyła reszta. Nagle przed oczami każdego pojawił się taki napis: Strażnicy Galaktyki, przeteleportowałem Waszego przyjaciela w miejsce, w którym teraz jest bardziej potrzebny. Niedługo się spotkacie, ale teraz wsłuchujcie się w sygnały o pomoc. Niedługo szykuje się ostateczna walka dobra ze złem, musicie być gotowi. Przekazuje Wam to, ponieważ pozwolono mi lekko pomóc Waszemu Uniwersum, powodzenia.
Nikt nie wiedział jak na to zareagować.
- Hmmm, chyba nie mamy wyboru zrobić nic innego tylko posłuchać to co nam przekazał. Najwyraźniej jest dużo potężniejszy od nas i naprawdę chce nam pomóc. Bo jeśli by tak nie było to po prostu zamiast przeteleportowania Groot'a mógłby pewnie z łatwością nas zabić. - powiedziała po dłuższym zastanowieniu Gamora.
Wszyscy pokiwali że zrozumieniem głową, jedynie Rocket westchnął.
- Groot, proszę, uważaj na siebie. - wyszeptał Rocket, po czym razem z resztą wysłuchiwał jakiegoś ciekawszego wołania o pomoc.
Po jakimś czasie usłyszeli dziwną wiadomość od Ziemianina. Mówił on tam też o... Missouri?!
- Missouri? To muszą być oni. Ten gościu co przeteleportował Groot'a musiał im jakoś powiedzieć, że jestem z Missouri, i że na to zareaguje. Kurs na Ziemię. Czas na powrót do domu. - westchnął Quill. Gamora lekko przytuliła Quill'a i delikatnie pocałowała go w policzek.
- Na pewno jesteś gotowy na powrót na Ziemię? - zapytała cicho Gamora.
- Chyba tak, a nawet jeśli nie, to losy Uniwersum są ważniejsze. - odpowiedział cicho Quill wtulając się w Gamorę.
Po jakimś czasie lądowali przy jakimś ogromnym kompleksie z dużym "A". Gdy byli kilka metrów nad ziemią to nagle zza chmur coś wystrzeliło grad pocisków rozwalając budynek. Fala uderzeniowa była tak mocna, że odrzuciła statek Strażników Galaktyki daleko, daleko poza obszar kompleksu.
Statek leżał do góry nogami w jakimś lesie, a wszyscy Strażnicy leżeli w różnych miejscach statku cali poobijani, ledwo przytomni i nie rozumiejący co się właściwie właśnie stało.
Na Knowhere Thanos zabijał wszystkich którzy wchodzili mu w drogę aż w końcu doszedł do Kolekcjonera.
- Witaj Thanosie, co Cię tu sprowadza? - powiedział lekko przerażonym tonem teatralnie się kłaniając Kolekcjoner.
- Tivanie, nie oszukujmy się, dobrze wiesz czego chcę. Oddasz mi to po dobroci, a daruje Ci życie i od razu odejdę. - powiedział stanowczym, przerażającym i onieśmielającym tonem Thanos.
Kolekcjoner przełknął głośno ślinę. To był jeden z jego największych skarbów, ale kamień za życie? Wiedział, że Szalony Tytan nie kłamie. Podjął decyzję. Odszedł na chwilę od Thanos'a i po chwili podał mu pojemnik z Kamieniem Rzeczywistości.
- O to to czego pragniesz Thanosie, a teraz zgodnie ze swoim słowem, proszę Cię odejdź. - powiedział Kolekcjoner nadal nie dowierzając, że oddał kamień.
Thanos lekko się uśmiechnął i włożył kamień do rękawicy, przepłynęła po nim jeszcze większa moc i energia.
- Miło się robi z Tobą interesy Tivanie, żegnaj. - powiedział Thanos, po czym dotrzymując słowa odszedł i wrócił na swój statek.
Jego słudzy tak jak zawsze zrobili eksterminacje połowy Knowhere, ale Kolekcjonera zostawili przy życiu.
- Dzięki Bogom. - westchnął Kolekcjoner już nie wstrzymując oddechu w obawie o własne życie.
- Maw, niech wszyscy się przygotują, armie, pozostali Chitauri, Outriderzy, wszystkie inne potwory, no i Czarny Zakon. Niedługo rozpocznie się wielka bitwa Avengers vs Thanos i jego armia, no i bitwa idei Iron Man, czyli Tony Stark vs Szalony Tytan, czyli Thanos. Oni na pewno przygotowują swoich ludzi, skoro wszyscy, to wszyscy. Obieraj kurs na Ziemię. - powiedział Thanos.
Maw skinął głową na znak zrozumienia, po czym obrał kurs na Ziemię i powiadomił wszystkich co nadchodzi.
Po jakimś czasie byli już w atmosferze Ziemi, widać było Kompleks Avengers.
- Maw, ognia. - powiedział spokojnym tonem Thanos.
- Oczywiście Panie, z rozkoszą ich rozstrzelamy... strzelać! - krzyknął ze złowieszczym uśmiechem Maw.
Nagle na Kompleks Avengers spadł grad pocisków, słychać było tylko:
BUM! BUM! BUM! BBBUUUUMMMM!!! KABUM! BUM! KABUM!!! BUM!!! BUM!!!
Loki, Thor i Groot dolecieli na Nidavellir. Niestety gwiazda była wygaszona tak jak wcześniej na filmie, ale gdy wylądowali nadal było tam wielu karłów, najwyraźniej Thanos nie zdążył ich wybić.
- Thor! Jak dobrze, że jesteś! Kilka dni temu nasza gwiazda... zaczęła wyglądać jak wygląda, pomożesz nam? - powiedział ucieszony na widok Thor'a Eitri.
- Eitri, stary druhu, nie znam się do końca na tym, ale spróbuje pomóc. Najpierw musisz jednak wykonać dla mnie Boski Stormbreaker, potrzebny jest on do pokonania Thanos'a. No i przy okazji przydalibyście się w walce, pomożecie? - odpowiedział z uśmiechem Thor.
- Oczywiście, zabierzmy się do roboty. Najpierw musisz odpalić gwiazdę. - powiedział Eitri przygotowując formę na Stormbreaker'a.
Loki podleciał z Thor'em na pierścienie tak jak w filmie to zrobił Rocket z Thor'em.
Thor odpala na chwilę gwiazdę, lecz w środku jakiś mechanizm się psuje. Thor ręcznie idzie to przytrzymać. Bóg krzyczy z bólu zadawanego przez promień gwiazdy.
Eitri szybko robi Stormbreaker, rozłupuje formę, ale w środku nie ma styliska.
- Krzaku! Znajdź mi jakieś stylisko! - krzyczy szybko i chaotycznie przerażony Eitri koło którego właśnie upadło bezwładne i przypalone ciało Thor'a. Loki od razu podleciał i stanął przed ciałem brata.
- Thor, kurwa, nie umieraj mi tu teraz! - myślał lekko przerażony Loki. Bóg widział film i wiedział co raczej się wydarzy, ale i tak się martwił.
Nagle Groot oderwał się od gierki i szczepił dwa ostrza topora styliskiem, czyli jego ręką. Gdy to było wystarczająco długie odciął sobie rękę i sapiąc ze zmęczenia usiadł na podłożu, na którym leżał też Stormbreaker które upadł przy odcinaniu styliska.
Nagle Stormbreaker zaczął lewitować i w okół niego zaczęła latać niebieska poświata. Dłoń Thor'a zadrżała, a z opuszków jego palców zaczęły lecieć iskierki.
Peter ocknął się w swojej pełnej zbroi Iron Spider'a. Bolała go głowa, miał lekkie mroczki przed oczami i w niektórych miejscach miał obite ciało, ale dzięki nowemu kostiumowi nic większego mu nie było.
- Dziękuję Panie Stark. - pomyślał Peter mając na myśli podziękowanie za zbroję.
Spider-Man rozejrzał się. Nigdzie nie widział Pana Stark'a, czy Natashy, co go trochę zmartwiło, lecz chłopak zauważył, że spadł na niższy poziom, więc domyślił się, że Natasha i Tony najprawdopodobniej są gdzieś wyżej.
Gdy mroczki do końca zniknęły Peter powoli wstał i wtedy zauważył ruch za sobą.
Okazało się, że Hulk podtrzymywał dach przed zgnieceniem ich. Ledwo wytrzymywał, bo na platformie był ogrom gruzów, ścian i wiele innego gówna.
Peter patrzył z lekkim przerażeniem jak Hulk sapie i ledwo powstrzymuje to wszystko przed zawaleniem.
Zanim zdążył coś powiedzieć, czy zrobić usłyszał jęki ze swojej prawej strony.
Spider-Man obrócił się w tamtą stronę i lekko zamarł.
- Pomóżcie! Pomocy! Moje nogi! Moje nogi! Au! Ja... Pomocy! - krzyczał ze słyszalnym cierpieniem w głosie Rhodey.
Jakaś ogromna góra gruzów przygniotła jednego z najlepszych przyjaciół Pana Stark'a, Peter nie mógł pozwolić mu zginąć, zwłaszcza w tak chujowy sposób.
War Machine był w swojej pełnej zbroi. Miał przygnieciony brzuch i nogi, nie mógł się stamtąd wydostać. Może zbroja umie dużo unieść, ale ciężar tego gówna był zbyt olbrzymi, a rozwalić tego nie mógł, bo jeszcze wszystko by im się zawaliło na głowy.
Spider-Man szybko podbiegł do coraz bardziej opadającego z sił, ale nadal na próżno próbującego się uwolnić War Machine'a. Pochylił się nad nim i swoją super siłą zaczął podnosić gruzy.
- Aaaaaaaaa! - krzyczał przez płonące z bólu mięśnie wywoływane przez podnoszenie czegoś tak ciężkiego Spider-Man.
- Szybko, Rhodey, szybko! - mówił przez zaciśnięte zęby Spider-Man.
Rhodey chaotycznie i jak najszybciej zaczął wyczołgiwać się spod gruzów. Po chwili Rhodey leżał w wolnym od gruzów miejscu.
- Dz-dz-dziękuję. - wysapał Rhodey.
Peter westchnął i od razu opóścił gruzy które głośno huknęły. Spider-Man i War Machine z przerażeniem patrzyli jak gruzy nad nimi zaczęły się ruszać. Coś spadło koło nich, a inne kawałki gruzów zasłoniły ostatnią dziurę którą możnaby było wydostać się na powierzchnię i dającą jedyne światło. Skądś zaczęła wylatywać woda która powoli wypełniała miejsce, w którym byli superbohaterowie. Spider-Man patrzył na to z przerażeniem, wiedział, że potrzebują pomocy.
Oczy Spider-Man'a oświetlały lekko miejsce, a Rhodey swoim reaktorem i repulsorami też trochę je rozświetlał.
- Pajączek i podróbka stalowego człowieka... przyjaciele... musicie się stąd wydostać... Hulk nie wie czy da radę... Zostawcie Hulk'a. - powiedział słabym głosem Hulk, który coraz bardziej upadał pod ciężarem gruzów i dachu.
Oczy Peter'a się zaszkliły, a zarazem w duchu roześmiał się z komentarza "podróbka stalowego człowieka". Już miał w głowie obraz śmiejącego się Pana Stark'a i później komentującego to.
Słysząc "podróbka stalowego człowieka" Rhodey z rozbawieniem przewrócił oczami.
- Nie Hulk, nie zostawimy Cię... Hulk też przyjaciel. - powiedział Peter podchodząc do Hulk'a. Chłopak podszedł i razem z Hulkiem zaczął powstrzymywać budynek przed zgnieceniem ich.
- Aaaaagh! - krzyczał Peter próbując powstrzymać budynek przed zabiciem ich.
- R-Rhodey, spróbuj się z kimś skontaktować! Najlepiej ze Scott'em!Szybko! Aaa! - mówił jak najszybciej i jak najbardziej chaotycznie i boleśnie, ale zarazem mając plan Spider-Man pomagając Hulk'owi.
Rhodey ciężko wstał z ziemi, bo woda zaczynała napływać coraz szybciej, sięgała im teraz do kolan.
- Pomocy! Czy ktoś nas słyszy?! Scott! Potrzebujemy Cię! Jesteśmy gdzieś w dolnych częściach kompleksu! Mówią Rhodey, Peter i Hulk! Ratuj! - mówił szybko Rhodey. Woda sięgała im już do pasa.
Zdezorientowany Scott stał między gruzami w swojej małej postaci. Kręciło mu się w głowie, słyszał krzyki i wołanie, ale to było jak zza grubej ściany. Dopiero po chwili zrozumiał co jest do niego mówione.
- Już biegnę! - odpowiedział szybko Scott namierzając skąd go wołają. Zaczął biec w tamtym kierunku z olbrzymią prędkością przebiegając między gruzami i uważając na to by ogień który był w niektórych miejscach go nie dotknął. W biegu Ant-Man już wymyślił co będzie musiał zrobić
Peter i Hulk już ledwo wytrzymywali pod naporem tych gruzów. Rhodey próbował dać jak najwięcej światła, żeby Scott'owi łatwiej było ich znaleźć.
- Scott, proszę, szybciej! Błagam! - myślał każdy z nich.
Woda podchodziła im już pod gardła. Scott miał mało czasu, jak nie gruzy ich przygniotą to się w wodzie potopią...
Tony w pełnej zbroi otrząsnął się, uwolnił się z sieci i z Natashą (też w zbroi) w ramionach wyleciał z gruzów kompleksu. Gdy wylądował Natasha ocknęła się i stanęła na nogi.
- C-co się stało? - zapytała nadal nie rozumiejąc co się dzieje Natasha.
- Thanos najwyraźniej zebrał się w sobie szybciej niż myśleliśmy i zbombardował kompleks. - odpowiedział niepewnie Tony podnosząc z ziemi tarczę Kapitana którą ten znowu zgubił. Nagle mężczyzna zdał sobie z czegoś sprawę.
- Co z resztą?! Peter! Gdzie do cholery jest Peter?! - powiedział nagle przerażony Tony. Mężczyzna zaczynał panikować, ale ktoś się słabo odezwał.
- Idę po niego Tony, pomogę mu. Ty rób co musisz, czyli bądź superbohaterem i zlej dupe temu sukinsynowi. - powiedział przez jakieś łącze w swoim stroju Scott.
Tony zrozumiał, że najlepiej jeśli posłucha Scott'a. Naprawdę polubił go i czuł, że mu może zaufać.
- Ciesz się, że Kapitan tego nie słyszał, miałbyś kazanie jak w wojsku. - powiedział próbując kogoś rozbawić Tony.
Scott parsknął śmiechem i z rozbawieniem przewrócił oczami, biegł ile miał sił w swych tycich nóżkach.
Z głowy Tony'ego i Natashy zniknęły hełmy.
Natasha ciepło i pocieszająca uśmiechnęła się do mężczyzny. Tony spróbował odwzajemnić uśmiech, ale wyszedł słaby, zdenerwowany i niepewny uśmiech.
Nagle Tony poczuł, że pod nim coś się rusza, po chwili rozpoznał w tym rękę Cap'a. Od razu pomógł mężczyźnie wydostać się z gruzów i stanąć na nogi, ponownie wręczył mu też tarczę.
- Jeśli jeszcze raz ją zgubisz matole to zabieram i nie oddam. - powiedział rozbawionym tonem Tony.
Steve biorąc tarczę przewrócił z rozbawieniem oczami.
Iron Man zaczął się rozglądać, w trakcie czego nagle na środku pobojowiska zauważył go, Thanos'a. Tytan siedział na jakiejś stercie gruzów z dwustronnym mieczem wbitym obok niego w ziemię, a na mieczu powieszony był jego hełm.
- Co on robi? - zapytał zdezorientowany Cap.
- Siedzi tam i czeka jak jakaś zamrożona Anna z Krainy Lodu. Z tą tylko różnicą, że on nie broni swojej siostry, a chce zjebać nam życie. - powiedział z lekkim uśmiechem Tony.
Natasha z rozbawieniem na twarzy przewróciła oczami i trzepnęła mężczyznę lekko w głowę za głupie nawiązanie.
- Zupełnie jak Peter. - pomyślała rozbawiona kobieta.
Steve patrzył na nich dziwnie nie rozumiejąc o co chodzi.
- Auć! Nie bij! Bosz, nawet pożartować nie można. - powiedział rozbawionym tonem Tony.
Natasha tylko lekko się uśmiechnęła nie komentując tego.
- Hmmm, wiecie, że to pułapka? - powiedziała po chwili zastanowienia Natasha.
- Jakoś mi to wisi. - odpowiedział Tony już myśląc jak zabije gnoja.
- No to świetnie. - dodał Cap.
- No i zajebiście, zabijmy go raz, a porządnie. - dokończyła Natasha.
Na twarzach Tony'ego i Natashy znowu zmaterializowały się hełmy, byli teraz w pełnych zbrojach.
Cała trójka powoli zaczęła podchodzić do Thanos'a. Tytan spojrzał na nich.
- Jak się domyślam, ktoś Wam pomógł, ktoś dużo potężniejszy. A skoro ktoś musiał zmienić bieg historii to znaczy, że tamta historia... że tamta historia nie potoczyła się dobrze. Wy o tym wiecie. Oczywiście nie możecie przeżyć porażki, ale przeznaczenie Wam ją niesie. I oto właśnie przeznaczenie nadeszło, a raczej... ja nadszedłem. - mówił powoli, ale głośno Thanos.
- Moje przeznaczenie układam tylko ja sam z pomocą Boga. - powiedział Cap.
Iron Man, Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa zaczęli otaczać Thanos'a.
- Kapitan Ameryka, Avenger, chłoptaś z tarczą. Wielki superbohater, ale czy aby na pewno? A może tylko o dziwo udany, a przynajmniej tylko fizycznie udany eksperyment? - powiedział Thanos.
- Nie taki tam chłoptaś, on jest starszy od nas wszystkich, nawet od Tony'ego, a to już coś. - powiedziała Natasha z lekko wrednym, a zarazem rozbawionym i zabójczym uśmiechem.
Pod maską Tony z rozbawieniem przewrócił oczami.
- Czarna Wdowa, była agentka S.H.I.E.L.D., kolejny Avenger, potężna kobieta i jedna z pierwszych superbohaterek, ale czy na pewno jest aż tak dobra? A może morderczyni z krwią płynącą, zbierającą się i wrzącą wokół niej? - powiedział wstając Thanos. Tytan zaczął zakładać hełm.
- Ej, ej, ej, nie obrażaj mi tu Natashy, zaraz krew to tu może być, ale tylko i wyłącznie Twoja. Może jeśli teraz się poddasz to daruje Ci życie, albo nie, czekaj, ni chuja tego nie zrobię. Giń sukinsynu przebrzydły. - powiedział lekko zirytowany Iron Man.
- No i ktoś na kogo czekałem... Wielki Tony Stark, Iron Man, pierwszy i jedyny prawdziwy superbohater. Wbrew pozorom jesteśmy do siebie podobni Anthony i Ty dobrze o tym wiesz. Wiesz, że nasza walka to walka dwóch idei, dwóch gigantów. Tylko niestety mamy różne metody, naprawdę Cię szanuje Stark. Mam nadzieję, wręcz jestem pewien, że jak tu skończę to będziesz mieć swoje pomniki i inne duperele, no i na pewno wszyscy którzy przeżyją będą Cię wspominać. A tak naprawdę to Wy zebraliście mi tutaj pozostałe kamienie. Teraz tylko zostało Wam je zabrać i sprawa załatwiona. Powodzenia Stark. - powiedział Thanos.
Po tych słowach Natasha, Steve i Tony ruszyli do ataku przeciw Thanos'owi.
Clint wstał z ziemi, był lekko oszołomiony. Rozejrzałem się, był w jakimś tunelu pod ziemią. Koło swoich stóp zauważył rękawicę którą od razu podniósł.
Szukając wyjścia po jakimś czasie mężczyzna zaczął słyszeć dziwne odgłosy. Spojrzał za siebie, było widać tylko ciemność, ale zdawało się, że coś porusza się w niej porusza. Clint naciągnął rozświetlającą strzałę na łuk, po czym strzelił ją w ciemności. Okazało się, że zbliżała się do niego armia Outriderów. Clint mocno trzymając rękawicę zaczął biec w innym kierunku szukając drogi ucieczki.
Hulk i Spider-Man ledwo dawali radę, a Rhodey nawoływał Scott'a. Woda sięgała im już do podbródków.
- Scott... Cholera! Woda, zaraz Hulk utonie, a potem mnie i Pete'a przyniesie to wszystko! Szybciej, proszę... - mówił szybko i chaotycznie Rhodey.
- Przyjaźń z Wami... była dla Hulk'a zaszczytem i przyjemnością. - powiedział przez zęby, coraz bardziej opadając z sił Hulk.
Ant-Man był przerażony, biegł jak najszybciej mógł.
- Nie, nie, nie, oni nie mogą zginąć. Kurwa, Scott, ruszaj dupę. - myślał przerażony mężczyzna biegnąc i szukając przyjaciół.
Hulk wziął głęboki i szybki wdech, po czym woda zalała ich całych...
Iron Man, Kapitan Ameryka i Czarna Wdowa w swojej nowej zbroi walczyli przeciw Thanos'owi.
Iron Percy wszystko obserwował z góry. Tak jakby tylko on był w wymiarze lustrzanym (czyt. nikt go nie widzi, nikt go nie słyszy, nie może na nic wpłynąć). Postawił sobie kanapę i siedząc na niej jadł popcorn. Wiedział, że już nie może nic zrobić, więc tylko obserwował. Co chwila oglądał kogoś innego. Raz patrzył na Scott'a chaotycznie szukającego przyjaciół, potem z lekkim przerażeniem patrzył na Peter'a, Hulk'a i Rhodey'a, następnie obserwował Clint'a uciekającego i walczącego z Outriderami, no i z największym zaciekawieniem oglądał jak Natasha, Tony i Steve zaraz rozpoczną walkę z Thanos'em. No i w kółku zmieniał "obraz", żeby na bieżąco wiedzieć co się dzieje.
Chłopak był strasznie głodny, burczało mu w brzuchu, ale wiedział, że jedynym odpowiednim, wręcz tradycyjnym (a tradycji nie łamiemy xD) żarciem na ten moment jest popcorn, a dopiero potem zje coś porządnego. Poza tym Iron Percy miał też wory pod oczami i ogólnie był zmęczony. Ostatnie dni były dla niego ciężkie, miał zdecydowanie za dużo na głowie. Mało jadł, mało spał, był zmęczony, no i miał też kilka siniaków i ran, bo na początku musiał walczyć z ponad dwudziestoma agentami TVA, ale to właśnie o tą chwilę walczył przez ostatnie dni. Wiedział, że nie może tego przegapić.
Nagle usłyszał on za sobą ciche pyknięcie.
Chłopak sądząc, że to Ci agenci westchnął.
- Ehhhh, już w nic nie ingeruje, rozumiecie Wy cholerni agenci? Tylko sobie oglądam, a to mogę robić. Więc według umowy zawartej z Waszym szefem nie możecie mi nic zrobić. Ani zamknąć mnie w najgorszym więzieniu w multiversum, ani nakarmić mną jakiegoś stwora, ani wymazać mojego istnienia, nic, więc spierdalajcie stąd jeśli Wam życie miłe. - westchnął nie odwracając się i ze zmęczenia przecierając oczy Iron Percy.
No i to, że się nie spojrzał było błędem, bo to nie byli agenci to był ktoś zupełnie inny.
- Hmmm, no no Nik, żeby tak mnie witać? Przecież ostatnio nic wielkiego Ci nie zrobiłam. No ale słyszę, że wpierdoliłeś się w ogromne bagno, i to tak beze mnie?! Nie ładnie. Czekaj, czekaj... Powiedziałeś więzienie, karmienie stwora, czy wymazywanie istnienia?! Co do cholery?! - powiedziała Kinga na początku z uśmiechem, a potem z grymasem wściekłości.
- O! Hejka Kinga! .....Czekaj..... Skąd Ty się tu wzięłaś?! Ale odpowiadając: Hmmm, a taka tam międzywymiarowa, międzyrzeczywistościowa i międzymultiversowa organizacja mi grozi i nie żartują, ale na razie mamy rozejm. - odpowiedział chłopak tym razem już spoglądając na dziewczynę. Ona naprawdę tu była, chłopak nie mógł w to uwierzyć, bo naprawdę nie sądził, że ktoś mógłby się tu jakoś dostać.
- To dobrze, bo jakby się podwalali to skopałabym im dupska. Jedyną osobą która może Ci przyjebać jestem ja lub osoby które znam i mają do tego uprawnienia.No właśnie, co do kopania dupska... *w dłoni dziewczyny pojawiła się śnieżka którą ta rzuciła prosto w twarz chłopaka, po tym czynie krótko się zaśmiała* No i wogóle co tu robimy? - powiedziała rozbawionym, złośliwym i lekko poważnym tonem dziewczyna. Podeszła ona do chłopaka i usiadła ona na kanapę biorąc do rąk jego popcorn i zaczynając go jeść. Dziewczyna nie rozglądała się, więc nie zauważyła jeszcze, że pod nimi właśnie zaraz będzie wymiana zdań między trójką superbohaterów i Thanos'em, a potem ich walka.
Chłopak przewrócił z rozbawieniem oczami, a gdy trafiła go śnieżka jakimś cudem powstrzymał się przed jęknięciem z bólu przez trafienie śnieżki w jedną z jego ran. Nie chciał, żeby Kinga wiedziała w jakim jest stanie. Po chwili otrzepał się ze śniegu.
- Ehhh, należało mi się. *zaśmiał się* Będziemy oglądać co się stanie z Avengersami po moim seansie! Dzięki mnie nię będzie tak jak w Endgame i Infinity War! No ale wracając... Jak Ty się tu wogóle dostałaś?! I jak Ty wyczarowałaś śnieżkę?! Ja Cię tu nie sprowadzałem, a moją moc Ci odebrałem od razu gdy skończyłyście imprezę i po odesłaniu Was do Waszych domów. - powiedział po chwili zaciekawiony chłopak.
- Nie będzie jak w tych dwóch filmach?! Moi ulubieni superbohaterowie być może nie zdechną?! Ale zajebiście! Muszę to zobaczyć! No ale, eeee, to niespecjalnie zostawiłeś mi tą iskierkę? Heh, bo to było tak, że po powrocie nadal czułam w sobie małą iskrę Twojej mocy. Myślałam, że zostawiłeś mi ją dla ochrony czy z jakichś innych Twoich wymysłów, czy jakichś wydzimisiów, a tu proszę. Najwyraźniej Twoja moc po prostu mnie polubiła i uznała, że chce zostać ze mną. No i potem coś mi mówiło, że mam pomyśleć o jakimś wymiarze lustrzanym, w którym Ty coś tam robisz. No więc posłuchałam iskierki i pojawiłam się tu. A jak widzę jesteś tu sam, więc towarzystwo Ci się przyda, plus zapowiada się ciekawie. Zostaje z Tobą. - odpowiedziała z rozbawionym uśmiechem dziewczyna zajadając się popcornem.
- O nie, nie, nie. Nie mam zamiaru Cię narażać tym, że TVA Cię zobaczy i Ciebie też zaczną męczyć tak jak mnie. Wtedy nie byłem aż tak skupiony, ale teraz jestem. Jednym klaśnięciem mogę odebrać Ci ten kawalątek mojej mocy i odesłać Cię spowrotem do domu. - przekazał szybko chłopak.
- Hmmm, po pierwsze, mam to w dupie. Po drugie, nie zostawię Cię tu samego z możliwością, że jacyś idioci mogą Cię zaatakować. Po trzecie, i tak tego nie zrobisz. - powiedziała stanowczo i lekko bezczelnie Kinga.
- Hmmm, a niby czemu miałbym tego nie zrobić?
- Bo to ja? Eeee, lubisz uszczęśliwiać ludzi i nie lubisz smutnych ludzi, plus za bardzo mnie uwielbiasz. *bezczelny uśmiech* Nooo więęęęcccc... Mogę nadal mieć tą iskrę Twoich mocy i zdolności, no i mogę tu z Tobą zostać? - powiedziała cicho i szybko Kinga z uroczym uśmiechem i oczami szczeniaka.
- Jak sobie chcesz. - westchnął chłopak. W jego głowie zaczęły pojawiać się myśli, że dziewczyna bardzo szybko i z łatwością owinęła go sobie wokół palca na co przewrócił oczami.
- No i zajebiście! Wiedziałam, że mam rację, i że wygram, za łatwo się dajesz Nik. - powiedziała ze szczęśliwym i zwycięskim uśmiechem dziewczyna z rozbawieniem lekko szturchając chłopaka w bok.
- Tak, tak, niestety zawsze masz rację i zawsze wygrywasz i chyba naprawdę powinienem być bardziej stanowczy i twardy. - odpowiedział rozbawiony chłopak cicho sycząc z bólu, bo dziewczyna trafiła akurat w miejsce gdzie koło siebie miał dużego siniaka i średniej wielkości ranę ciętą.
Kinga usłyszała syknięcie chłopaka i ze zdezorientowaniem w oczach na niego spojrzała.
- Nikoś... - powiedziała cicho, ale stanowczo dziewczyna zauważając dopiero teraz wory pod oczami chłopaka, jego przekrwione oczy i przetarcia skóry w niektórych miejscach na głowie chłopaka.
Chłopak głośno przełknął ślinę i szybko odwrócił wzrok, nic nie odpowiadając.
Dziewczyna zakładając ręce na piersi przeszywała chłopaka wzrokiem. Zdecydowanie chciała wyjaśnień, a poddenerwowane bycie jej przyjaciela nie poprawiało jej humoru. Powoli zaczynała być zdenerwowana, zirytowana i wkurwiona.
- Nikoś... kurwa... co się do cholery stało? Proszę, odpowiedz. - powiedziała coraz bardziej poddenerwowana dziewczyna.
Chłopak po chwili zastanowienia, przemyślenia za i przeciw obrócił się i spojrzał w oczy dziewczyny. Jego postawa wyluzowanego i zabawnego chłopca zniknęła, na jego twarzy pojawił się ból i smutek.
- ...N-No w-więc w ciągu ostatniego czasu miałem dużo na głowie, nie miałem czasu, mało jadłem, mało spałem, do tego na początku moje relacje z TVA nie były zbyt dobre... Na początku walczyliśmy, mam z paredziesiąt siniaków i parenaście ran ciętych i kilka innych ran, ale spokojnie. Wszystko jest opatrzone. Do tego pokazywali mi też różne bolesne i przerażające wizje, obrazy i inne tego typu rzeczy, żeby osłabić mnie psychicznie. - powiedział cicho chłopak. Nagle wspomnienia walki i bólu wróciły, wizje i obrazy które mu pokazywali, żeby go osłabić psychicznie... obrazy tortur i śmierci jego rodziny, przyjaciół, w tym Kingi... jedna łza spłynęła mu po policzku.
Dziewczyna patrzyła w szoku na Nika. W środku była zła, wściekła i wkurwiona na tych agentów, a na zewnątrz była smutna i ze współczuciem patrzyła na chłopaka. Kurwa, on jest tylko nastolatkiem, myślała dziewczyna która już wyobrażała sobie co musiało się z nim dziać. Iskierka mocy jakimś cudem pokazała jej kilka obrazów ran i siniaków chłopaka, momentów z walki fizycznej jak i psychicznej. Widząc to w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Teraz wiedziała, że zdecydowanie za dużo przeszedł. Odłożyła popcorn i delikatnie nie chcąc spowodować bólu przez dotknięcie ran czy siniaków Kinga przytuliła Nika. Chłopak wtulił się w dziewczynę i próbował wyrzucić z głowy ból, cierpienie i te wszystkie przerażające obrazy które mu pokazywali.
Po dłuższej chwili chłopak niechętnie, ale nie chcąc, żeby potem było niezręcznie odsunął się od uścisku.
- Dziękuję. - wyszeptał z małym uśmiechem wycierając szybko z policzków ostatnie łzy.
Dziewczyna delikatnie się do niego uśmiechnęła.
- ...To oglądamy jak walczą? Może tym razem nie będzie aż tak wielkich strat. - powiedział po chwili już uspokojony i swoim zwyczajnym, rozbawionym i optymistycznym tonem chłopak sięgając po popcorn.
- Z chęcią. - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna, ale właśnie coś ogarnęła.
- A nie, czekaj... *szybko zabrała popcorn* Nie zjesz popcornu dopóki nie zjesz czegoś porządnego i nie ma "ale". A po walce i po reszcie ważnych wydarzeń idziesz spać, bez wymówek. Twoje oczy to koszmar, ciało musi się zregenerować i potrzebujesz odpoczynku. - powiedziała szybko dziewczyna z postawą i wzrokiem mówiącym "Jeśli kurwa nie posłuchasz to masz wpierdol, kapujesz?".
Chłopak podniósł ręce w obronnym geście.
- Dobrze, dobrze, spokojnie. Spróbuje o siebie zadbać. - odpowiedział chłopak wcale nie mając tego na myśli.
Kinga podniosła jedną brew.
- Hmmm, skoro tak mówisz to podczas oglądania możesz zjeść coś porządnego, a później poczekam tak długo aż zaśniesz. - powiedziała przesłodzonym tonem i ze zwycięskim uśmiechem dziewczyna. Dobrze wiedziała, że chłopak o siebie nie zadba, ale ona już dopilnuje, żeby było na odwrót.
- Ehhh, jak sobie chcesz. - westchnął wiedząc, że przegrał tą bitwę, po czym przed nim pojawiło się kilka cheeseburgerów.
- Może być? - zapytał z uśmiechem.
- Zdecydowanie może być. - odpowiedziała z ogromnym uśmiechem biorąc sobie jednego cheeseburgera, ale zanim go ugryzła zaśmiała się.
- Bawi mnie, że to JA muszę przymuszać CIEBIE do żarcia. To Ty zawsze przerażająco dużo jadłeś. - zaśmiała się.
Chłopak przewrócił z rozbawieniem oczami.
Po chwili oby dwoje zaczęli jeść i oglądać co się dzieje z Avengersami.
Iron Man rzucił się na Thanos'a z jakimś niebieskim ostrzem przypominającym trochę płomień. Cap rzucał w Tytana tarczą, a Natasha zaczęła strzelać w niego wiązkami energii. Jak na razie Thanos'owi udawało się odbijać ataki i czasami nawet nadążał strzelić w superbohaterów fioletową wiązką z kamienia mocy, lecz Ci też robili dobre uniki, bloki i odbicia.
Clint z jak największą prędkością biegł przed siebie zabijając Outriderów strzałami wybuchającymi. Gdy dobiegł do ślepego zaułka strzelił w Outriderów jeszcze kilkoma strzałami wybuchając ich, a samemu wchodząc kilka poziomów wyżej dzięki strzale z linką.
- Natasha! Dawaj! - krzyczy Iron Man.
Natasha jak i Tony strzelają w tym samym momencie promieniem z reaktora łącząc dwa promienie w jeden ogromny, plus każde z nich do tego gigantycznego promienia dodało jeszcze mniejsze promienie z repulsorów. Taki promień leciał właśnie na Thanos'a, ale Tytan umiał się obronić i dzięki jednemu z kamieni zaczął bardzo szybko kręcić swoim dwustronnym mieczem tak, że ten powstrzymywał promień od trafienia w niego.
Thanos pod ogromnym naporem zaczął bardzo powolno zbliżać się w stronę Tony'ego i Natashy. Gdy był wystarczająco blisko to szybko złapał Natashę i podniósł ją nad siebie chcąc ją rozerwać na pół, lecz na szczęście Cap rzucił w kobietę tarczą wyrzucając ją z łap Thanos'a, a samego Tytana chwilowo dekoncentrując. Natasha chwilowo nieprzytomna upadła gdzieś daleko w tyle na ziemię.
- Szefowo! Zbudź się! - powiedziała szybko i wręcz z lekką nutą paniki sztuczna inteligencja w zbroi kobiety.
Wkurzony Iron Man podleciał do Thanos'a i z ogromną mocą i szybkością przyjebał mu dwoma kopniakami w twarz. Tytan jednak szybko się ogarnął i jednym potężnym uderzeniem z użyciem kamienia mocy przypieprzył Tony'emu wbijając go trochę dalej w ziemię.
Cap zaczął biec w stronę Tytana. Thanos rzucił w niego swoją bronią, lecz superbohater w ostatniej chwili zrobił wślizg i prześlizgnął się pod lecącą bronią. Broń jednak zrobiła koło i w momencie ataku Cap'a udało mu się zablokować uderzenie z tarczy.
Thanos kopnięciem wbił Cap'a w skałę i zaczął chaotycznie uderzać w niego swoim mieczem. Cap przyciśnięty do skały chronił się tarczą, lecz od tak potężnych i szybkich ciosów tarcza zaczynała się rozwalać. Gdy tarcza była już w połowie rozwalona Steve'owi udało się ogarnąć i tak tarczę podwinąć, że broń Tytana, odleciała do tyłu. Niestety przez taki atak Steve przestał się bronić przez co Thanos zaczął uderzać go pięścią po mordzie. Po kilku uderzeniach Tytan nie chcą wracać się po swoją broń wyrwał Cap'owi z rąk tarczę i ostrą krawędzią (po tym jak Thanos rozłupał górną część tarczy Cap'a w kilku miejscach tarcza powinna mieć ostre końce) zaczął wbijać symboliczną broń bohatera w jego własną klatkę piersiową. Steve próbował się wyrwać, lecz nie mógł. Czuł jak jego strój, a potem skóra zaczynały być rozrywane, mężczyzna sapał z bólu.
Nagle kilka małych wiązek energii trafiło w Thanos'a dekoncentrując go, a potem jedna trafiła w tarczę która odleciała gdzieś w tył tym samym ratując Cap'a.
Okazało się, że Tony wylądował/uderzył superbohatersko o ziemię przed nimi. Na widok Iron Man'a Cap się uśmiechnął. Thanos widząc uśmiech złapał mężczyznę, po czym rzucił nim gdzieś daleko przed siebie, po czym wziął do ręki swoją broń.
Iron Man strzela czymś w rękę Thanos'a. Przyczepia się to do wewnętrznej części dłoni, na której Thanos ma rękawicę. Jest to czerwone coś, z małymi kawałkami niebieskiego i lekko pozłacane w niektórych miejscach. Przyczepia się to tak do ręki Thanos'a, że nie może jej zacisnąć w pięść.
- Nigdy nie wyjebiaj mnie z ringu gnoju, a za urządzeń tak Natashy masz totalny wpierdol. - powiedział wkurzony Iron Man.
- Stark... Czekałem na to starcie od bardzo dawna. - powiedział z przerażającym uśmiechem Thanos.
- Wielkie starcie dobra ze złem już to chyba gdzieś widziałem i stamtąd kądś ten wielki zły też był łysy! Czy mogą zarzucić nam plagiat? - powiedział jak zawsze rozbrajający Tony.
- Podziwiam Cię Stark, a Twoja rozrywkowość nawet w chwili odkupienia, choć ja Wy to mówicie "w chwili zagłady" jest... rozbrajająca. Nas oby dwu przeklęty olbrzymim brzemieniem. Zobaczymy jak się z nim uporamy. - powiedział spokojnie Tytan.
- Rozbrajający to ja byłem przed chwilą gdy wyjebałem Ci tarczę z rąk. No i cytując sam siebie: "Moim przekleństwem jak i brzemieniem, jesteś Ty". - odpowiedział Iron Man powracając do ataku.
Z pleców Iron Man'a wylatuje 21 pocisków, które lecą w stronę Tytana.
- Dawaj! - krzyczy Thanos.
Thanos rękawicą i ostrzem blokuje wszystkie pociski przez co nic mu się nie dzieje, ale broń wylatuje mu z dłoni gdzieś daleko w tył.
Podczas chwili nieuwagi Tytana, Iron Man do niego podlatuje. Jego nogi łączą się w taki jakby taran. Uderza on nimi w klatkę piersiową Thanos'a. Iron Man odlatuje lekko do tyłu, przyczepia się nogami do ziemi. Gdy Thanos ma go zaatakować jego obydwie ręce zamieniają się w tarany z dopalaczami. Uderza nimi w Thanos'a uderzając nim o ścianę z głazów i gruzów, która za nim była.
Tytan otrząsając się zrywa hełm Iron Man'owi, ale na jego miejscu pojawia się kolejny hełm. Thanos uderza w Tony'ego pięścią, ten na szczęście domyślił się co się stanie i pomiędzy jego dłońmi pojawił się taki jakby kamyk w kolorze zbroi Iron Man'a, aby zmniejszyć siłę uderzenia.
Iron Man i tak przez siłę uderzenia odlatuje trochę do tyłu. Thanos zrywa to co przeszkadzało mu w zaciśnięciu pięści. Iron Man wstaje, a Thanos strzela do niego fioletowym promieniem energii z kamienia mocy.
Nagle przed Iron Man'em pojawia się długa owalna tarcza, która chroni go przed fioletowym promieniem energii. Po chwili Iron Mam obraca się w bok i zaczyna lecieć w stronę Thanos'a (Thanos przestaje strzelać promieniem). Iron Man kopie nogą w rękę Thanos'a, na której jest rękawica, a następnie koniec tej nogi wystawia kolce dzięki, którym przyczepia się do ziemi (przez co Thanos znowu ma unieruchomioną rękawicę i kamienie).
Jedna z rąk Tony'ego znowu zamienia się w taran i uderza Thanos'a w prawą część twarzy. Thanos dotyka tamto miejsce. Okazuje się, że jest tam mała ran, z której wypłynęła mała ilość krwi. Thanos patrzy na palec, na którym jest jego krew z właśnie tej rany.
- Tyle zachodu dla jednej kropli krwi? - mówi Thanos.
Nagle Thanos wyrywa rękę, którą Tony przygniatał swoją nogą. Przez co Tony robi salta do tyłu, lądując po chwili na ziemi na plecach.
Thanos podchodzi do Iron Man'a i uderza go pięścią (tą, na której nie ma rękawicy) w twarz.
Iron Man na szczęście zdążył zrobić z rąk "X" Nad twarzą, który trochę go ochronił. Niestety Thanos uderza tak Tony'ego z 5 razy.
Thanos podnosi Tony'ego jedną ręką, a drugą ręką uderza go i używając kamienia mocy odrzuca Tony'ego dość daleko.
Pół hełmu Iron Man'a się rozwala. Mężczyzna upada, po czym wstaje na jedno kolano i zaczyna strzelać w Thanos'a laserem z jednej ręki.
Thanos odbija laser rękawicą. Zbroja Tony'ego powoli się odbudowuje. Iron Man zaczyna strzelać w Thanos'a też z drugiej ręki, przez co trochę spowalnia Tytana idącego w jego kierunku.
Thanos uderza mężczyznę w twarz rozwalając dzięki temu jego hełm. Iron Man jeszcze jakoś stoi.
Tytan chce znowu uderzyć Tony'ego, lecz ten blokuje atak swoimi rękoma. Thanos łapie Iron Man'a za jedną rękę i przez cały czas ją trzyma. W drugiej ręce Tony'ego formuje się ostrze.
- Tony, zawsze uczy się na błędach. Na pewno nie popełni znowu tego samego błędu. - pomyślał Iron Percy zaciekawiony, a zarazem przerażony tym co może się stać.
Iron Man celuje ostrzem w brzuch Szalonego Tytana, ten jednak łapie go za rękę, wyrywa mu z ręki ostrze i próbuje wbić je w brzuch superbohatera.
- Nie tym razem Ty sukinsynu. - pomyślał Tony, gdy z jego pleców wyleciał jeszcze jeden ładunek, 22 ładunek, który trafił Thanos'a w rękę którą przytrzymywał drugą rękę Iron Man'a.
Przez atak Tytan wypuścił z ręki dłoń przeciwnika dzięki czemu Iron Man w ostatniej chwili zdążył zablokować atak na swój brzuch kataną (heh, teraz już każdy wie jak bardzo uwielbiam katany xD) która wyrosła mu z dopiero co uwolnionej ręki.
Thanos zszokowany spojrzał z... podziwem na przeciwnika.
Iron Man wykorzystał chwilę nieuwagi i zamachnął się kataną na Tytana. Thanos nadal będąc zdekoncentrowanym oberwał tak mocno, że wręcz zatoczył się w tył.
Iron Man zrobił mu ranę, tym razem większą, leciało z niej dużo więcej krwi. Ranę tę miał przy oku. W sumie wyglądała prawie tak samo jak rana którą Wiedźmin miał przy oku, tylko, że ta była większa.
Thanos musiał przymróżyć to oko. Jedną z rąk otarł większość krwi, ale ta nadal leciała.
- No, no, jestem pod ogromnym wrażeniem Stark. - powiedział Thanos, który nagle szybko się otrząsnął i z ogromną prędkością podbiegł do Tony'ego i przywalił mu mocnym prawym sierpowym z dodatkiem mocy z kamienia mocy.
Iron Man nie spodziewając się tego w ogóle i przez to, że było to takie szybkie to nie zdążył zrobić uniku przez co odleciał daleko, daleko w tył upadając na ziemię.
Połowa zbroi mężczyzny była rozwalona, dopiero co mocno oberwał, ale i tak powoli wstawał. Jego zbroja też powoli się odbudywowała, więc nie było tak źle, choć w niektórych miejscach, w których zbroja jeszcze się nie odbudowała było widać mniejsze rany, z których leciała krew.
- Naprawdę Cię szanuje Stark. *widzi Tony'ego wstającego i z odbudującą się zbroją* Szanuję Twój upór, Twoją waleczność i odwagę *pokazuje na ranę na policzku i na ranę przy oku* i wiele innych Twoich cech. Kiedy skończę, połowa ludzkości zostanie przy życiu. Sądzę, wręcz wiem, że będą Cię wspominać. - mówi Thanos, po czym za nim pojawiła się cała jego armia potworów, Outriderów, pozostałych Chitauri i wielu, wielu innych dziwnych istot, a koło samego Thanos'a pojawiła się czwórka jego najwierniejszych sług.
Iron Man nareszcie porządnie stanął, a jego zbroja do końca się odbudowała. Spojrzał przed siebie. Cała armia Thanos'a na przeciwko jego samego. Był przerażony, a zarazem zafascynowany. Nagle w hełmie przez nieznane łącze coś usłyszał.
- No, no Stark, spisałeś się, ale pozwól nam sobie pomóc. Teraz się zacznie... - powiedział głos który Tony od razu zidentyfikował jako głos Stephen'a.
Tony mając jakieś przeczucie obrócił się za siebie.
Nagle przed Tony'm i wszystkimi złymi zaczęły się pojawiać czarodziejskie portale, z których zaczęli wychodzić wszyscy superbohaterowie, armie Wakandy, agenci wezwani przez Fury'ego, sam Fury, Hill, Kaczor Howard, Asgardczycy, Pepper w zbroi Rescue, Nebula, armie czarodziejów i wiele więcej. Do Wielkiej armii dobra dobiegł też Cap, który właśnie się podniósł, a za nim podleciała też Natasha lądując obok Tony'ego.
Z portalu obok wyleciał nawet... Happy w swojej własnej zbroi Iron Man'a!
- No, no, nieźle wyglądasz Happy. - powiedział z uśmiechem Tony.
- Dzięki szefie, zajebiste to cudeńko. - odpowiedział z uśmiechem Happy.
W tej chwili przylecieli też Strażnicy Galaktyki już zebrani, po odrzucającym wybuchu. Stanęli oni na uboczu u tych dobrych wiedząc, że będą zaraz walczyć z Thanos'em.
- Co tu się dzieje? - powiedział Drax czekając na jakiś sygnał.
- Ja też nie wiem na co czekamy, ale na pewno na jakiś sygnał, tak jest zawsze. I też nie wiem co się dzieje, ale buja! - krzyknął Rocket przygotowując się do walki, zarazem w duchu martwiąc się o Groot'a.
Clint'owi akurat też udało się wydostać z pobojowiska i stanął koło Wandy, Shuri i T'Challi.
- To wszyscy? - zapytał Strange.
- A co? Za mało?! - odpowiedział Wong, gdy nagle z środka oddalonej góry gruzów wyszedł olbrzymi Ant-Man z Hulkiem, War Machine'em i Spider-Man'em w ręce, którzy od razu z niej zeszli i stanęli obok reszty gotowi do ataku.
Tony widząc Peter'a odetchnął z ulgą, naprawdę martwił się o dzieciaka.
Tony patrzył na to z dumą, podekscytowaniem i lekkim wzruszeniem. Był dumny, że udało im się stworzyć tak wielką grupę w ciągu tych kilku, w sumie nie aż tak wielu lat.
Wszyscy patrzyli na Tony'ego wyczekująco, domyślił się co musi zrobić.
- AVENGERS... ASSEMBLE!!! - wykrzyczał Iron Man, po czym wszyscy ruszyli do ataku.
W tej samej chwili Thanos także wydał rozkaz ataku. Armia dobra kontra armia zła, oby dwie armie właśnie ruszyły na siebie.
Gdy Tony krzyknął "Avengers Assemble" to dokładnie w tym momencie na sam środek pola bitwy przeteleportował się Thor ze swoją nową bronią, Lokim i Groot'em przy okazji zabijając grzmotem i Stormbreaker'em kilkunastu Outriderów.
- Dawać mi Thanos'a!!! - krzyknął Thor biegnąc przez pole bitwy i zabijając przeciwników.
Bitwa o Ziemię właśnie zaczęła się na poważnie.
No więc tak, sorry, że "Avengers Assemble" jest po angielsku, ale po polsku to nie ma takiego czegoś, tej cudownej iskierki. I ten, przepraszam fanów Cap'a, ale to chyba było oczywiste, że w moim ff nie dam tak ważnej funkcji jak zebranie wszystkich do walki temu matołowi tylko dam to Tony'emu, to było naprawdę oczywiste xDDDD i ostatnia rzecz. Jedynej osoby której tam teraz nie ma to Carol Danvers/Kapitan Marvel, ale spokojnie, ona jeszcze dotrze, ale w swoim czasie, tak to poza nią wszyscy są. Dobra, to chyba wszystko, można wracać do ff xD bo tak! To nie koniec rozdziału! Nie jestem aż tak zły, żeby zakończyć w takim momencie xD nawet ja nie zrobiłbym czegoś takiego xD więc wracamy!!!
Każdy z superbohaterów walczył zaciekle.
Fury zabijał wszystkich Outriderów jacy mu weszli w drogę. Ramię w ramię z Fury'm walczyła też Hill. Strzelali do kosmitów, ale atakowali też ich różnymi nowymi gadżetami.
- Gińcie skurwysyny!!! - krzyczy zabijając kosmitów Fury.
- Lepiej uważaj na słownictwo Nick, bo jeszcze Steve Cię zgani. - powiedziała z rozbawionym uśmiechem podczas walki Maria (Maria Hill).
- Haha, bardzo zabawne. - odpowiedział Cap przewracając oczami, akurat obok nich zabijając jakiegoś chitauri swoją przepołowioną tarczą.
Nebula biegała po polu bitwy z mordem w oczach zabijając wrogów. Gdy jeden z nich miał od tyłu zaatakować Tony'ego ta zabiła potwora.
Iron Man po chwili odwrócił się w stronę kobiety, pod maską miał ogromny uśmiech.
- Dziękuję Jagódka.
- Nie ma za co... Tony. - odpowiedziała od razu wracając do walki.
Iron Man był zachwycony tym, że kobieta mu zaufała, i że go polubiła, ale nie mógł o tym za dużo myśleć, bo walka trwała.
- Clint, musisz pilnować tej cholernej rękawicy jak Gollum pierścienia. Nie schrzań tego. Nie możesz też się jakoś bardzo oddalić, bo gdy zdobędziemy te 3 kamienie Thanos'a to jak najszybciej ktoś, najlepiej Hulk musi pstryknąć paluchami, żeby zajebać tych idiotów. Więc pilnuj się, powodzenia. - powiedział Iron Man razem z Pepper i Natashą ustawiając się do siebie plecami i zabijając wrogów.
- Zrozumiałem. - odpowiedział Clint zabijając, a zarazem unikając Outriderów.
Scott właśnie prawym sierpowym powalił jednego z lewiatanów (czyt. te latające rybowielorybiopotworobodobne cosie z "Avengers", z inwazji na Nowy Jork).
- Wow, nieźle goliacie. - powiedział będąc pod wrażeniem Hawkey.
- Dzięki! - odkrzyknął Ant-Man rozwalając pomniejsze statki.
Gdzieś koło Scott'a latała też Hope (Osa/Wasp) zabijając wrogów, którzy chcieli zaatakować Ant-Man'a, gdy ten zajmował się innymi wrogami.
Iron Happy walczył z potworami. Naprawdę był szczęśliwy, że mógł pomóc Tony'emu. No i cieszył się, że może pokazać to cacko dzieciakowi i sobie z nim trochę podogadywać co już przed chwilą porobili.
Sam i Steve walczyli ramię w ramię wymieniając się czasami tarczą. Pomimo połamania o dziwo nadal świetnie się nią walczyło. Po chwili jednak Sam poleciał gdzieś w głąb pola bitwy, a Steve nadal zabójczo i bardzo skutecznie walczył z przeciwnikami.
Sam podleciał oczywiście do swojego przyjaciela, Rhodey'a. Falcon i War Machine razem puszczając granaty, jak i normalnie strzelając, no i oczywiście dogadując sobie walczyli z potworami.
Rocket wdrapał się na ramię gościa z metalową łapą i zaczął strzelać w Outriderów i Chitauri ze swojej kosmicznej spluwy. Bucky z lekkim przerażeniem patrząc na szopa strzelał z karabinu do wrogów.
- Hahahahaha żryjcie to Wy kosmiczne kundle!!! - krzyczał, gdy Bucky specjalnie obracał się, żeby mogli zestrzelić więcej osób.
- Ile za to ramię? - zapytał po chwili Rocket.
- Spierdalaj Rocket, nawet nie waż się go tykać. - odpowiedział szybko Bucky bardzo szybko uciekając przed szopem.
- Już jest moje. - powiedział przez śmiech Rocket nadal z prędkością światła zabijając te cholerne gówna.
Armie Wakandy, armie czarodziejów, armie z kosmosu (ale dobrych z kosmosu, a nie armia Thanos'a) i armie agentów też dość dobrze sobie radziły, ale oczywiście nie tak dobrze, w nich już były śmiertelne ofiary.
Czarna Pantera robiąc różne dziwne wygibasy z ogromną prędkością powalał przeciwników.
Strange i Wong walczyli właśnie z kilkunastoma Chitauri Gorilla. Gdy właśnie zajmowali się trzema najbliższymi, którzy byli przed nimi to dwóch innych chciało ich zaatakować niezauważalnie od tyłu. Jednym ruchem łapy mieli zabić jednocześnie Strange'a i Wong'a, ale na ich (potworów) nieszczęście jednego uśpiła Mantis, a drugiego Drax zaciukał wskakując mu na plecy i napierdalając go nożami.
Następnie Drax i Mantis połączyli siły z Wongiem i Stephen'em i razem we czwórkę ponownie ruszyli do ataku.
Okoye i Shuri razem walczyły z Proximą Midnight. Na początku miały przewagę, lecz w pewnym momencie Proxima udało się zniszczyć jedną ze splów Shuri przy okazji odpychając ją.
Wtedy zaczął się pojedynek między Okoye, a Proximą.
Oby dwie kobiety odbijały ataki swojej przeciwniczki, walczyły jak dwaj zacięci w walce samuraje nie mogący przegrać. W koń Peoximie udało się podciąć Okoye, przez co ta upadła, a broń wypadła jej z ręki. Proxima zamachnęła się swoją bronią, ale Okoye udało się trochę odsunąć głowę przez co kosmitce udało się zrobić Okoye małe rozcięcie na głowie. Proximą miała właśnie zabić Okoye, gdy nagle fala uderzeniowa wypchnęła jej broń z ręki.
Midnight spojrzała w stronę ataku, była to Shuri która nadal obolała od bardzo silnego ataku między żebra leżała na ziemi. Jednakże to właśnie czarnoskórej udało się wytrącić broń z rąk kosmitki.
Proxima podniosła swoją broń która upadła dość niedaleko. Nogą przytrzymywała Okoye przy ziemi.
- Patrz jak ta Twoja przyjaciółka zdycha. - wysyczała do Okoye Proxima z ogromną mocą rzucając swoją bronią w Shuri.
Shuri nie miała jak uskoczyć, a dzida była za mocno rzucona, żeby jakoś ją zatrzymać, wiedziała, że zginie, więc tylko zamknęła oczy, ale nagle coś na nią upadło. Otworzyła oczy i ujrzała coś co ją przeraziło.
Okazało się, że T'Challa, Czarna Pantera zdążył dobiec do własnej siostry i osłonił ją ciałem, a jako iż była to broń kosmitów to z łatwością przeszła przez vibranium. Dzida przebiła T'Challę trafiając koło serca.
Shuri patrzyła na to z przerażaniem.
- S-Siostrzyczko... B-Będziesz godną następczynią... Zawsze byłaś, jesteś i będziesz moją małą siostrzyczką... Zaopiekuj się m-mamą... - powiedział słabym głosem T'Challa. Po swoich ostatnich słowach oczy T'Challi pociemniały, a samo jego ciało było sztywne.
Z oczu Shuri zaczęły lecieć łzy.
- Nie, nie, NIE!!! - krzyczała zrozpaczona dziewczyna.
Nagle, jakby cały ból zniknął z kopem energii wyjęła broń z ciała brata i z ogromną prędkością podbiegła do Proximy powalająco ją i wbijając jej w brzuch jej własną broń.
- Zdychaj, Ty kurwo! - krzyknęła zabójczo, zrozpaczona, a zarazem wkurwiona Shuri co chwila wyjmując i coraz mocniej dźgając kosmitkę aż ta w końcu zginęła.
Dopiero po chwili Shuri odrzuciła broń i zaczęła płakać. Okoye słabo podeszła do niej i z załzawionymi oczami przytuliła ją.
- Shuri... Królowo, musimy walczyć. Bitwa nadal trwa. - powiedziała słabo Okoye.
- Dobrze... Pomścijmy mojego brata! - krzyknęła Shuri ruszając w wir walki.
Iron Man był nareszcie wystarczająco Peter'a by go przytulić. Gdy chłopak wcześniej tak długo się nie zjawiał był przerażony, ale na szczęście nic mu nie było.
Spider-Man na początku nie wiedział co się dzieje, ale po chwili odwzajemnił uścisk.
- Dobrze, że żyjesz... synek. - powiedział z uśmiechem Tony.
- Ja też się cieszę... Tato. - odpowiedział Peter.
Maw widział tą obleśną dla niego scenę, właśnie miał ich zaatakować, gdy drogę zasłoniła mu Natasha.
- Nie tak prędko Skalmar. Tony, Peter, przyda się pomoc w walce z Voldemortem! - powiedziała szybko Natasha unikając ataków przeciwnika.
Tony i Peter szybko się ogarnęli i ruszyli do ataku.
Iron Man i Czarna Wdowa atakowali go strzałami z repulsorów, ale ten też bardzo dobrze się chronił. Gdy Peter zbliżył się niezauważalnie do niego to sprzedał mu kopniaka posyłając go do tyłu prawie nadziewając go na jakiś kolec z gruzów.
Maw wkurzył się i mocą zaczął rzucać gruzami w Spider-Man'a, po kilku razach w końcu go trafiając. Peter upadł na ziemię, ale po chwili słabo się podniósł.
Iron Man i Czarna Wdowa teraz się wkurwili.
Natasha bardzo szybko dojebała wrogowi 22 kopy w brzuch, ale potem się odsunęła zostawiając dobijający atak Tony'emu.
Thor niszczył statki, z których wychodzili Chitauri i Outriderzy, ale akurat w tym momencie przelatywał koło naszej zajebistej trójki co Iron Man od razu wychwycił.
- Thor! Dawaj! - krzyknął Tony.
Thor od razu zrozumiał o co chodzi.
Bóg strzelił w plecy przyjaciela ogromem błyskawic i ogólnie swojej piorunującej energii, którą Iron Man przechwycił i wykorzystał do strzelenia w ledwo żywego i skołowanego Maw'a ośmioma laserami spalając go żywcem na proch.
- To... To było epickie i przerażające! PO PROSTU MOCARNIE!!! - powiedział podekscytowany Peter.
- Trochę się nad tym napracowałem. - przyznał z uśmiechem Tony.
- No i zajebiście Ci wyszło. - odpowiedziała Natasha lądując obok Iron Man'a.
- Dokładnie Tony, to było wow! Spalanie wrogów na proch jest legendarne! Cieszę się, że się przydałem. - powiedział Thor odlatując.
W tym samym momencie Spider-Man, Czarna Wdowa i Iron Man wrócili do walki.
Korg i Miek napieprzali teraz jakichś kosmitów, naprawdę dobrze im szło.
- Hmmm, Ci kosmici jacyś tacy słabi co nie Miek? - powiedział Korg z łatwością powalając Chitauri Gorilla.
Podczas odcinania głowy jakiemuś Outriderowi Miek tylko coś w odpowiedzi zaskrzeczał, co Korg uznał za przytaknięcie.
- Ty gnido, miałaś być po naszej stronie, a nie po stronie tych superbohaterów. Byłaś najlepsza, a teraz, czym jesteś? Niczym, superbohaterskim gównem! Zdychaj zdrajczyni! - warknął Corvus ruszając na Gamorę.
Gamora nic nie odpowiedziała tylko zaczęła walczyć. Parowała każdy cios, w pewnym momencie nawet zrobiła Corvus'owi ranę na brzuchu przez co ten warknął.
Zdecydowanie się wkurzył bo zaczął być bardziej agresywny aż w końcu udało mu się kopnąć kobietę przez co ta wylądowała bezbronna na ziemi.
Quill latał i zabijał różnych Outriderów, aż w końcu z oddali zauważył Gamorę walczącą z Corvus'em, wiedział, że musi jej pomóc.
Gdy Corvus miał zabić Gamorę Quill wleciał prosto w Corvus'a, lecz ten spodziewał się takiego ataku i robiąc salto z machnięciem dzidą rozciął Quill'a dokładnie na pół. Nogi poleciały gdzieś daleko, a część tułowia od pasa w górę leżała obok Gamory.
- Nie, Quill, nie! Tylko nie Ty! Nie, nie, proszę nie! - krzyczała przerażona Gamora niespodziewanie odpychając Corvus'a i pochylając się nad swym ukochanym.
W Quill'u została chyba jakaś cząstka Ego, bo miał jeszcze siłę coś powiedzieć.
- P-przepraszam k-kochanie... Ale nie żałuję... T-tak to Ty byś zginęła... Ta ofiarą jest lepsza... Odsuń się od gnoja... M-ma niespodziankę... Weź to, t-to dla Ciebie *drżącą ręką wyjmuje z kieszeni kurtki mp3 które dostał od Yondu (dzięki Kroglinowi) pod koniec Strażników Galaktyki 2* K-kocham C-Cię... - wyszeptał Quill próbując nacisnąć jakiś przycisk który miał w dłoni, ale nie zdążył, bo Corvus rzucił dzidą odcinając mężczyźnie głowę.
Gamora wzięła mp3, po czym z przerażeniem i łzami spływającymi po policzkach patrzyła jak jej ukochany umiera do tego traci głowę.
Nagle Gamora wstała, coś w niej pękło. Podniosła dzidę Corvus'a, po czym podbiegła do kosmity i zaczęła go nią okładać. Corvus krzyczał z bólu, nie mógł nic zrobić, Gamora była zbyt wkurwiona.
Gdy jego ciało było rozszarpane przez dźgnięcia dzidą ta odeszła i ze szlochem upadła obok Quill'a, którego palec przez grawitację przycisnął guzik.
Corvus jakimś cudem to przeżył, powoli wstawał, ale nagle zaczął słyszeć pukanie na swoich plecach. Po chwili, wybuchł. Gamora patrzyła na to ze zdziwieniem, satysfakcją i szczęściem.
- Och Quill, brawo. Zajebałeś gnoja. - powiedziała z tęsknym uśmiechem kobieta, po czym z mordem w oczach ruszyła na pierwszych lepszych napotkanych wrogów.
Walkiria właśnie zabiła kolejnego Lewiatana, po czym uznała, że trochę pomoże tym na dole. Akurat wylądowała obok Lokiego, który zabijał Outriderów z ogromną prędkością.
- Uhuhu, ktoś tu jest w zabójczym szale. - powiedziała rozbawiona Walkiria walcząc z innymi Chitauri.
- Haha, bardzo śmieszne, po prostu nie chce zdechnąć. A no i ten, to jest mój nowy przyjaciel, pieniek. - odpowiedział rozbawionym tonem Loki.
Walkiria dopiero teraz zauważyła drzewo z furią zabijające kosmitów.
- Bogowie, czego to wszechświat nie wymyśli. - pokręciła z niedowierzaniem głową Walkiria pomiędzy ciosami pijąc ze swojej manierki z wódką.
- A Ty jak zawsze schlana. - powiedział przewracając oczami Loki wbijając nóż w łeb jednego z Chitauri.
- Dokładnie. - odpowiedziała kobieta przepoławiając potwora.
- Ja jestem Groot! - wykrzyczał Groot, po czym dobiegł gdzieś hen daleko by zabić jak najwięcej kosmitów.
- Ja jestem Walkiria. - odpowiedziała kobieta biorąc kolejnego łyka.
Loki krótko się zaśmiał.
- To jest język w którym mówi się trzema słowami, on nie przedstawiał się. On powiedział "zajebmy razem te cholerne ścierwa!!!". - powiedział przez śmiech Loki.
- Naprawdę? Kto kurwa wymyślił taki język?! - powiedziała zirytowana Walkiria agresywniej walcząc.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedział zgodnie z prawdą Loki.
Hulk z łatwością rozrywał na strzępy Outriderów i Chitauri, a z Chitauri Gorilla miał tylko lekkie problemy. Walczył i zabijał pomagając i ratując wiele osób. Hulk zauważył, że Cull Obsidian zaczął się niebezpiecznie zbliżać do Lokiego i Walkirii, co go delikatnie mówiąc, wkurzyło. Od razu zaczął tam biec.
Tak, kiedyś nie lubił Boga kłamsw, ale od czasu ich ponownego spotkania na Sakaarze zaczął go lubić, aż w końcu zaprzyjaźnili się, a Walkirie Hulk uwielbiał od początku. Hulk jak i Bruce wiedzieli, że muszą chronić tą dwójkę.
Walkiria zabijała właśnie Chitauri Gorilla, gdy Cull chciał od tyłu skrócić ją o głowę.
Hulk pędził ile miał sił w nogach i w ostatniej chwili zatrzymał ostrze gołymi rękoma łamiąc je na pół, ale zarazem pęd był tak mocny, że z dłoni Hulk'a w niektórych miejscach zaczęła lecieć krew.
Walkiria ogarniając co się dzieje zaczęła atakować Cull'a, pomagać jej zaczął Loki.
Dwójka bohaterów walczyła dzielnie, lecz przeciw takiemu gigantowi nie dawali rady.
Hulk olał krwawiące dłonie i podniósł ułamaną część broni Cull'a i gdy Cull miał zabić swoim ciosem Lokiego, to Hulk odbił cios.
- Dawaj zielony! Dawaj Hulk! Skop mu dupsko! - krzyczał w podzięce uradowany Loki.
Hulk zaczął walkę z Cull'em. Walka była zacięta. Hulk walił we wroga pięściami, nawalał ile miał sił, ale przez krwawiące i bolące dłonie ataki były słabsze. Cull szarpał się i wierzgał, aż udało mu się podnieść z ziemi jakieś kosmiczne ostrze przypominające pręt które przebiło na wylot Hulk'a.
Zielony gigant jęknął z bólu odsuwając się od uradowanego wroga. Mężczyzna wiedział, że ma tylko jedno wyjśćie. Ostatkiem sił podbiegł do Cull'a i przednim końcem pręta który kosmita wbił w jego brzuch, Hulk wbił je w brzuch kosmity zaginając koniec tak, żeby ten nie miał się jak wydostać.
Cull krzyknął z bólu, ale rozumiejąc co się dzieje zrobił to samo Hulk'owi tylko, że koniec tego pręta z pleców Hulk'a wbił trochę wyżej w plecy Hulk'a nadziewając go podwójnie.
Hulk krzyczał z bólu, wiedział, że zginie, więc jedyne co mógł zrobić to upewnić się, że to bydlę nie skrzywdzi jego przyjaciół. Jakimś cudem ostatkiem sił które mu jeszcze pozostały całą swoją siłą obkręcił łeb Cull'a o 360 stopni łamiąc mu kark. Następnie Hulk upadł.
Loki i Walkiria zbyt zajęci odpierani atakami Outriderów nie mieli jak pomóc Hulk'owi. Gdy Hulk upadł obydwoje akurat w miarę oczyścili najbliższy teren, ale widząc co się stało ze łzami w oczach podbiegli do zielonego.
- Nie, nie, nie! Zielony, nie waż się mi tutaj zdychać! Bruce, Hulk, nie! - krzyczała ze łzami w oczach Walkiria.
- Hulk... Ma za dużo... Ran... Za bardzo przebity... Za bardzo dziurawy jak ser... Dziękuję przyjaciele... Hulk Was uratował... To jest najważniejsze dla Hulk'a jak i... Bruce'a. - powiedział słabo Hulk, po czym jego oczy pociemniały, a ciało przestało się jakkolwiek ruszać.
- Przepraszam Hulk... Przepraszam, że nie udało mi się pomóc... - wyszeptał Loki pochylając się nad ciałem przyjaciela. Następnie wstał.
- Walkiria, chodź. Czas skopać dupy kosmitom... za Hulk'a. - powiedział przerażającym tonem Loki.
- Z rozkoszą. - odpowiedziała wręcz sycząc Walkiria rzucając się razem z Lokim w wir walki.
Iron Man wylądował koło Strange'a.
- 14 milionów, co? To ta wersja? Powiedz, że się uda. - powiedział Iron Man.
- Jeśli Ci powiem co się stanie to się nie stanie. - odpowiedział Strange, który sprawdził wcześniej czy u nich w rzeczywistości jest tak samo. Mogło być tak samo, ale nie był pewien. *zobaczymy* myślał Strange.
- Obyś miał rację. - westchnął Tony.
Clint przebiegał między Chitauri i Outriderami zabijając ich jak najwięcej,ale zarazem, próbując uciec przed Thanos'em, lecz ten miał tylko jeden cel. Zdobyć kamienie nieskończoności.
- Tu Cię mam. - powiedział Thanos stając przed lekko przerażonym Clint'em.
Clint głośno przełknął ślinę przyciskając rękawicę do piersi.
- Witaj Thanosie, najpierw musisz zmierzyć się ze mną. - powiedział Vision lewitując naprzeciwko Thanos'a.
- Jak uważasz. - powiedział Thanos z łatwością przyciągając do siebie Vision'a za pomocą kamieni i łapiąc go za szyję.
- Coś mówiłeś? - dodał Thanos przytrzymując Vision'a.
Vision wierzgał i sapał, ale nie mógł nic zrobić, bo Thanos za pomocą kamieni blokował jego umiejętność przejścia przez niego i uwolnienia się.
- Puszczaj go. - warknęła Wanda nagle lądując przed Thanos'em. Jej oczy świeciły się na czerwono, a w dłoniach latała jej czerwona energia.
- Hmmm, interesujące. I co zrobisz? - powiedział Thanos mocniej zaciskając palce na szyi Vision'a powoli ją miażdżąc.
Spider-Man zauważył w jakiej sytuacji są kamienie, więc niezauważenie szybko podleciał do Clint'a.
- Clint, daj mi kamienie, teraz ja się nimi zaopiekuj. - powiedział szybko Peter.
- Jak chcesz Peter. Pilnuj ich, za wszelką cenę. - odpowiedział z ulgą Clint dając Peter'owi rękawicę z kamieniami, a samemu idąc walczyć.
- Kurwa, powiedziałam ZOSTAW... GO... W... SPOKOJU!!! - warknęła Wanda od której pierdzielneło energią. Energia ta uwolniła ledwo żywego (ale chociaż nadal żywego) Vision'a z łapsk Thanos'a.
Thanos patrzył na nią ze zdziwieniem, lekkim niedowierzaniem, a zarazem zainteresowaniem.
Tytan widział ten mord w oczach kobiety, więc ze swoim dwustronnym mieczem zaczął biec w jej stronę.
Wanda zaczęła ciskać w niego gruzami i strzelać energią.
Thanos jednak był potężniejszy i właśnie miał trafić Wandę swoim ostrzem, gdy ta nagle powstrzymała je. Thanos naciskał coraz bardziej, ale wkurwiona Wanda zaczęła napierać aż w końcu wybiła broń z rąk tego imbecyla.
Wanda zaczęła unosić Thanos'a swoją magią. Zaczęła rozrywać jego zbroję, właśnie zaczynała rozciągać samego Thanos'a tak, żeby sam się rozerwał i boleśnie zginął, ale Thanos zdążył ledwo słyszalnie powiedzieć dwa słowa.
- Rozpocząć... Ostrzał... - wystękał Thanos.
Statek matka zaczął bombardować wszystkich i wszystko, czy to dobrych czy to złych. Wanda w ostatniej chwili wyrzuciła wszystkie kamienie z rękawicy Thanos'a do rękawicy Tony'ego którą pilnował Peter. Gdy Wanda to zrobiła koło niej spadła bomba która gdzieś ją odrzuciła.
Rocket akurat znalazł Groot'a i go przytulił, bomby zaczynały latać koło nich.
Peter z rękawicą ukrył się pod jakąś półką, a Tony z przerażeniem w oczach szukał go wzrokiem. Za to Natasha i Pepper wypatrywały Tony'ego.
Wszyscy byli przerażeni i tylko błagali w myślach, żeby nikt z nich nie dostał. Czarodzieje zaczęli wytwarzać pola ochronne nad innymi, żeby chociaż niektóre obszary ochronić.
Nagle bomby przestały strzelać w ziemię, a zaczęły strzelać w coś na niebie. Coś bardzo szybko się zbliżało.
- Co to do cholery jest?! - myślała większość osób.
Nagle bomba zrobiła dziurę przy morzu, przez co woda zaczęła wlatywać na pole bitwy.
- Strange? Możesz coś z tym zrobić? - zapytała z lekkim niepokojem wodę zbliżającą się do nich.
Stephen podszedł do miejsca, w którym wylewała się woda i zaczął ją blokować tarczami ochronnymi, wirami i innymi swoimi czarodziejskimi sztuczkami.
- F.R.I.D.A.Y. w co oni strzelają? - zapytał lekko zdezorientowany Tony.
- Szefie, coś właśnie weszło w górną warstwę atmosfery. - odpowiedziała F.R.I.D.A.Y.
Z uśmiechem Tony domyślał co to jest, a raczej kto to jest.
Kapitan Marvel wleciała w atmosferę i od razu rozjebała cały statek Thanos'a.
- Wow. - to jedyne co powiedział Peter.
- No nareszcie. - westchnął Tony.
- Carol!!! Tak jest!!! Po tylu latach! - mówił uradowany Nick.
Thanos z przerażeniem patrzył co się dzieje.
Peter dopiero teraz zauważył, że w jego rękawicy jest wszystkie 6 kamieni.
- Panie Stark, co ja mam zrobić z tym cholerstwem? - zapytał poddenerwowany Peter.
- Gdzie Hulk? - zapytał Tony rozglądając się po polu bitwy.
- H-Hulk... N-nie żyje... - odpowiedział słabym głosem Loki.
W oczach Peter'a i Tony'ego pojawiły się łzy.
- No to... Kapitan Marvel! Carol Danvers leć do Spider-Man'a. - powiedział Tony.
- Ktoś mnie wzywał? - zapytała z uśmiechem Carol.
- Tak, leć do Peter'a i Patryka paluchami, dawaj! - odpowiedział Tony.
Carol szybko skinęła głową i zaczęła lecieć w stronę Peter'a.
Niestety Thanos zauważył co z kamieniami i wkurwiony zaczął biec w stronę Peter'a.
Kapitan Marvel szybciej dotarła do Spider-Man'a i gdy miała wziąć Rękawicę nagle trafiła w nią góra głazów, która odrzuciła ją daleko w tył.
- Kurwa! - krzyknął Iron Percy ze szklanymi oczami. Śmierć trzech superbohaterów trochę go zasmuciła.
- Nosz jasna cholera! Czy oni nie umieją tego zrobić porządnie?! - westchnęła Kinga zajadając się popcornem u wycierając z policzków łzy po tym jakże prawdziwym zobaczeniu śmierci ludzi. Bo co innego film, a co innego widzieć to naprawdę na żywo.
Głazy te oczywiście rzucił Thanos, po czym wziął do ręki swój miecz i dobiegł do Peter'a.
Wyrwał chłopakowi rękawicę i odepchnął go. Przepłynęła przez niego ogromna moc, właśnie miał pstryknąć palcami, ale ktoś mu przeszkodził. Właśnie wbiegł w niego Iron Man posyłając go trochę do tyłu, ale Thanos szybko się ogarnął i odrzucił Tony'ego.
Właśnie miał pstryknąć palcami, ale Thor go zaatakował.
Walka była zacięta, Thor próbował zrobić jakiś silniejszy atak, ale wszystko było kontrowane przez Thanos'a.
Po chwili dobiegł też Cap próbując pomóc. Thor'owi w końcu udało się przybliżyć Stormbreaker do szyi Thanos'a, a Cap próbował go docisnąć, lecz ten chronił się swoim mieczem. Cap starał też się powstrzymać Thanos'a od zaciśnięcia pięści, ale w końcu temu udało się ją zacisnąć i falą energii odrzucić przeciwników.
Thanos nareszcie miał to zakończyć, ale podleciała Kapitan Marvel i złapała go za rękę, a z drugiej wyrzuciła mu broń. Thanos próbował się wyrwać, lecz ta była za silna. Tytan próbował walnąć ją z główki, a ta nawet nie zareagowała. Nagle Carol podleciała trochę w górę, żeby boleśnie wyprostować rękę Tytana, i żeby patrzeć na niego z góry.
Szalony Tytan jednakże jest bardzo sprytny i pomysłowy, więc wyjął z rękawicy kamień mocy i użył jego energii by wyjebać Kapitan Marvel.
Thanos nareszcie stanął na środku i ponownie włożył kamień mocy do rękawicy. Tytana przeszyła energia.
Tony spojrzał na Strange'a, mężczyzna pokazał mu jeden palec, a Tony skinął głową.
Iron Ma jednakże nie wiedział, że ktoś był też za nim.
Tony podleciał do Tytana i ruchem ostatniego ratunku spróbował zdjąć rękawicę z ręki Thanos'a, lecz ten od razu go odepchnął.
- I... Am.... Inevitable! - powiedział Thanos, po czym pstryknął palcami.
Wszyscy patrzyli na to z przerażeniem, ale... Nic się nie stało. Thanos spojrzał na rękawicę i zauważył, że nie ma tam kamieni.
Spojrzał na Tony'ego, tak to Tony miał kamienie, lecz zanim zdążył cokolwiek zrobić podleciała do niego Pepper i namiętnie i długo go pocałowała.
- ... Czekaj... Co kurwa!?!?! - krzyczą zdezorientowani Kinga i Iron Percy.
Thanos patrzył na to zdezorientowany, ale wyczuł w tym szanse. Zaczął biec w ich stronę i gdy był wystarczająco blisko złapał Tony'ego i przytrzymał go nogą przy ziemi.
- Nieźle Stark, ale ja jednak jestem
lepszy. - mówi ze zwycięskim uśmiechem Thanos sięgając po kamienie, ale ku zdziwieniu Tony'ego i Thanos'a ich tam nie ma.
Oby dwoje nagle patrzą w tym samym kierunku. Patrzą na Pepper.
Wokół Pepper zbiera się energia, a 6 kamieni nieskończoności wchodzi w dłoń jej zbroi.
- I... Am... Rescue!!! - powiedziała Pepper i ku przerażeniu Thanos'a jak i Tony'ego pstryknęła palcami.
Nagle wszędzie pojawiła się biel.
I wszystko ustało, każdy z armii Thanos'a zaczął znikać. Thanos usiadł koło Tony'ego.
- Brawo Stark, brawo, eeeee, Pani Potts? Gratulacje, wygraliście. - powiedział Thanos, po czym wyparował tak jak cała jego armia.
- ... Czyli? WYGRALIŚMY!!! BOŻE TAK!!! TONY NIE ZGINĄŁ!!! IRONDAD ŻYJE!!! TAAAKKKK!!! - krzyczeli uradowani Iron Percy i Kinga. Oby dwoje odruchowo z radości krótko się przytulili na co oby dwójka lekko się zarumieniła.
- Nareszcie, Boże. Jak dobrze, jednak na coś się zdałem. - powiedział chłopak.
- Tak, tak, oczywiście, że się zdałeś, ale teraz... do łóżka Ty kretynie! - odpowiedziała dziewczyna.
- Tak, tak, już idę. - odpowiedział przewracając oczami i wytwarzając sobie pokój.
- Ja tu śpię, jak chcesz tam masz pokój *pokazuje nagle wytworzony pokój*. Ehhh, dobranoc. - westchnął chłopak kładąc się spać.
Po kilkunastu minutach dziewczyna sprawdziła czy on śpi. I o dziwo naprawdę spał.
- Ja pierdole, co się dzieje?! Musiał naprawdę być zmęczony, cholerny, niedbający o siebie kretyn. - westchnęła, po czym poszła do swojego pokoju i zaczęła oglądać jakiś serial.
Nagle Pepper upadła, usiadła i oparła się pod jakąś stertą gruzów. Cały jej bok był spalony, a ona sama... Było czuć m, że ona sama umiera.
Tony szybko do niej podleciał i klęknął koło.
- Nie, nie, nie, kochanie, nie! - mówił przerażony Tony.
- Proszę, nie odchodź, przepraszam... Kocham Cię... My wygraliśmy... - dodał po chwili Tony.
Pepper próbowała coś powiedzieć, ale mogła tylko się uśmiechnąć.
Happy i Rhodey stali z tyłu ze smutnymi, a zarazem rozumiejącymi uśmiechami, pokiwali jej także ze zrozumieniem głowami.
Pepper tylko porozumiewawczo, ze zrozumieniem i spokojem mrugnęła oczami.
Peter przytulił się do Tony'ego i cicho płakał mu w ramię.
No i z tyłu stała też Natasha która na początku wymieniła z Pepper poddenerwowane spojrzenie, ale po wzrokowej rozmowie oboje doszli do fazy spokoju.
Po chwili reaktor łukowy zamrugał i zgasł...
Kolejnego dnia odbyły się pogrzeby, między innymi Quill'a, Bruce'a, T'Challi i Pepper, ale oczywiście też wielu innych. Każdy opłakiwał swoje straty, utratę swoich bliskich, lub swoich bohaterów. Było dużo smutku, łez, ale zarazem każdy nareszcie czuł wewnętrzny spokój, nareszcie nikt nie martwił się kolejnym dniem...
No i to jest już koniec moi kochani.
I jak się podobał rozdział?
Ale nie dam tutaj (w tym ff) jeszcze wpisu "zakończone". Czemu? Bo wstawię tu jeszcze jeden rozdział.
Będzie to rozdział na pewno z podziękowaniami, podsumowaniem i przekazaniem, że dokładnie wtedy pojawi się nowe ff.
TAK!!! Druga część tego ff! Bo oczywiście, że będzie kontynuuacja! Bo Wy byście mnie chyba zajebali gdyby jej nie było xDDDD
Po co zaznaczę to tutaj w nowym rozdziale? Bo wiem, że większość osób czytających to nie obserwuje mojego konta/profilu, więc nie dostanie powiadomienia o moim nowym ff, a jak wstawię tu o tym nowy rozdział to od razu będzie wiadomo. No, ale ogólnie tej historii tutaj, ten rozdział to jest koniec, najwyżej MOŻE będzie epilog, czy coś podobnego xD ale się zobaczy xD
No i jeszcze jedną rzecz może zrobię, ale to jest bardziej zależne od Was.
O co chodzi? Miałem już z jedno czy dwa zapytania o coś takiego: Wy piszecie do mnie pytania do jakichś postaci z tego ff i ja jako te postacie odpowiadam w kolejnym rozdziale. No więc to jest taki luźny pomysł. Jeśli komuś się podoba to robi tak: pisze do mnie na pv lub w komentarzu pytanie do postaci, i do jakiej postaci to pytanie. Zadawać pytania może każdy i możecie do wszystkich postaci występujących w tym ff, nie ważne czy są żywe czy nie. Czyli możecie zadać pytanie mnie/Iron Percy'emu, Tony'emu, Thanos'owi, Pepper, Kindze, Elizie, TVA, Peter'owi, Shuri, Wandzie, Walkirii, Lokiemu... itp. itd.
Czy to będzie jest zależne od ilości pytań, a bardziej tego czy będzie ich wystarczająco, żeby to dodać.
Co do tego kiedy to się pojawi... sam nie wiem. Bo to jest tak, że muszę założyć nowe ff i do niego nowy rozdział, a z tym jest trochę roboty, a poza tym najpierw chce popoprawiać wcześniejsze rozdziały. Chce popoprawiać błędy jak i samo pismo, bo jak widać, zwłaszcza pewnie widzą Ci którzy siedzą tu od dawna to to, że mi od początku do teraz zmienił się mój styl pisania. Ta książka wykształciła mi mój nowy, dobry (a przynajmniej lepszy niż wcześniej xD), porządniejszy i ciekawszy styl pisania z czego jestem naprawdę szczęśliwy.
Poza tym życzę Wam Wesołych, Radosnych, Zabawnych, Cudownych, Zajebistych, Pojebanych i Ciekawych Świąt Wielkanocnych!!!
A na sam koniec moi kochani, na sam koniec tej wielkiej historii w której zabiłem w sumie czwórkę superbohaterów mogę powiedzieć Wam tylko tyle:
Dobranoc!
Lub
Miłego dnia!
Pa!
:)
See You Again...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro