Mrok i ciemne czasy | 9
Wraz ze spadkiem śniegu, Volta nie mogła doczekać się, gdy wróci do rodziców. Znaczy, przybranych rodziców. Nauczyła się do nich mówić już nie po imieniu a mamo i tato.
Zielonooka natychmiast zbiegła ze schodów na palcach z ogromnym bananem na twarzy. Witała się z każdym i życzyła wszystkim wesołych świąt. No, z prawie każdym. Unikała ślizgonów jak ognia. Nie wiedziała nawet, że Riddle zastraszył ich wszystkich, że jeśli choć jeden głos spadnie Volcie z głowy, oni wszyscy tego gorzko pożałują. Usiadła przy stole Krukonów i od razu złapała sok z dyni. Żywo rozmawiala z Heshmidą Merie, jej nową przyjaciółką.
Od kiedy prześladowania Toma się skończyły, dziewczyna nabrała życia i kolorów. Wreszcie na jej policzkach pojawiły się rumieńce, a sińce pod oczami zniklęły.
Była... żywa.
Potrząsnęła głową i skupiła się z powrotem na rozmowie. Wytrąciła z głowy dziwne myśli.
-Dellov - odezwał się zza niej chłodny głos. Niepewnie obejrzała się za siebie i lekko się uśmiechnęła. Przez ostatni tydzień ona i Tom nie mieli okazji porozmawiać, czy nawet zjeść wspólnie posiłku. Riddle również nie zamierzał ukazywać emocji przy innych ludziach, jednak jego serce zabiło stokrotnie mocniej na widok jego ślicznej.
Miał jednak grobową minę i skanował czarnymi oczami ciało Volty. Nie zamierzał nawet zwrócić uwagi na jej koleżankę, która przecież siedziała tuż obok czarnowłosej krukonki.
Tom ostatnimi czasy stał się bardzo... zimny. Nie, żeby wcześniej nie był zimny. Chodziło tu o stosunki z Voltą Dellov. Bardzo się ochłodziły.
-Tak, Tom? - wstała z grzeczności i zadarła głowę do góry, by spojrzeć mu prosto w oczy. Nie bała się go już. Wiedziała, że nic jej nie zrobi. Przynajmniej fizycznie.
-Musimy porozmawiać - nawet na sekundę nie spuścił oczu z niej. Tak jakby chciał przejrzeć jej myśli i duszę.
-Nie mam czasu - rzekła niespodziewanie i usiadła jak gdyby nigdy nic, co wprawiło Toma w zakłopotanie.
Lekko jego kącik ust uniósł się ku górze.
-Nie, Dellov. Ty nie rozumiesz - zakpił. - My MUSIMY porozmawiać - syknął, łapiąc ją za ramię, jednak bardzo delikatnie.
-Riddle - odwarknęła. Pierwszy raz sprzeciwiła się Tomowi. Pierwszy raz powiedziała do niego po nazwisku. Co się stało z tą uroczą dziewczyną, którą jeszcze miesiąc temu pieprzył bez opamiętania?
Złapała jego dłoń, przez chwilę się wahając, jednak zrzuciła ją ze swego ramienia, co jeszcze bardziej sprawiło, że czarnowłosy stał tam osłupiały.
-Heshmida, porozmawiamy po lekcjach - uśmiechnęła się szczerze i uroczo i nie obdarzając wzrokiem Toma, wyszła z sali z książkami w rękach i tostem w buzi.
Riddle zacisnął szczękę i pięści i od razu ruszył za krukonką. Nie przeszkadzał jej, jednak ona dokładnie czuła jego oddech na swojej szyi. Aż przeszły ją przyjemne dreszcze na wspomienia. Jak robił jej malinki na szyi, jak ją całował i delikatnym dotykiem zimnych dłoni doprowadzał do szaleństwa.
Nie! Nie myśl o tym. On ma dostać nauczkę!
Skarciła siebie w myślach i przyspieszyła kroku. W końcu miała eliksiry. Dlaczego Tom wciąż za nią szedł?
Delikatnie zerknęła przez ramię, później odwracając się całym ciałem.
Zdziwiona jeszcze chwilę temu przysięgnęłaby, że on idzie tuż za nią...
Wzruszyła ramionami i z powrotem odwróciła się, gdy nagle krzyknęła i złapała się za buzię, lekko chwiejąc się na schodach.
Riddle stał dosłownie parę centymetrów przed nią i wyraźnie nie był zadowolony. Jego oczy lekko błyszczały na czerwono, jednak instynktownie złapał dziewczynę i przyciągnął do siebie. Wpatrywali się sobie długo w oczy.
-Unikasz mnie, Volta? - szepnął głęboki głosem przy jej uchu, delikatnie głaszcząc jej głowę.
-Unikasz mnie, Riddle? - syknęła przez zęby, nie dając za wygraną.
To prawda. Od miesiąca Riddle był dla niej chłodny i oschły, jednak dalej dbał o jej bezpieczeństwo i o to, by zawsze czuła, że ma go obok. Codziennie rano, gdy wszyscy spali, wchodził z lochów na wieżę krukonów i przy jej łóżku zostawiał jedną, czarną różę. Tak samo dbał by dobrze jadła. Gdy nie widział jej na śniadaniu, bo jak zawsze siedziała z głową w książkach, wysyłał do niej swoich popleczników z trzema talerzami, pełnymi różnego rodzaju potraw.
Jednak kobieta odczuła ten dystans. Poczuła się po prostu wykorzystana. Jak jego kolejna zabawka.
Którą z resztą była od początku.
-Nie unikam, kochanie - ostatnie słowo lekko wycedził przez zęby. - Możesz przestać się mazgaić? Nie jesteś bachorem, Volta - teatralnie wywrócił oczami.
Ta weszła stopień wyżej, na ten sam, na którym stał czarnooki. Zadarła głowę wysoko do góry i złapała jego krawat, ściągając do na swój poziom. Nachyliła się nad jego ustami, a ten gotowy zamknął oczy.
-Twoją zabawką też nie jestem - syknęła i puściła jego krawat, wymijając go, przez co ten się lekko zachwiał. Nie rozumiał tego. Jak to „zabawka"?
Pobiegł za dziewczyną i jako gentleman, otworzył jej drzwi. Zdziwiła się, ale już nic nie powiedziała.
Ah, no tak. Slughorn uczył eliksirów, a Tom jak zwykle chciał się mu podlizać na wszystkie możliwe sposoby. Volta usiadła obok jakiegoś chłopaka ze Slytherinu i wyjęła książki. Cały czas czuła na sobie palący wzrok Toma. O Merlinie...
Wywróciła na to oczami i zajęła się notatkami.
-Ah, moi kochani. Czy ktoś z was wie, co to jest za eliksir? - powiedział profesor Horacy, ukazując klasie pewien wywar w kociołku.
Tom uniósł rękę, jednak Volta była szybsza od niego.
-Amortencja. Inaczej eliksir miłości. Sprawia, że osoba, która go spożyła, obłędnie zauroczy się w osobie, która mu ten wywar podała. Trzeba jednak pamiętać, że to nie jest prawdziwa miłość - przy ostatnim zdaniu, nieznacznie odwróciła głowę w kierunku Toma, który z całej siły ściskał pióro. - Jest to efekt tymczasowy. Jego zapach jest nieokreślony, przez każdego wyczuwalny inaczej... - powoli wstała i powąchała wywar. - Ja na przykład czuję czekoladę, róże i perfumy To... - przerwała od razu. - Po prostu perfumy - szepnęła i od razu usiadła na miejsce.
-Idealna odpowiedź, pani Dellov - uśmiechnął się Horacy. - Jak zwykle... - dodał niezaskoczony. - No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak przydzielić 20 punktów dla Ravenclaw.
Uśmiechnęła się pod nosem.
-Musisz zostać moją partnerką w eliksirach, masz dar, dziewczyno - odezwał się siedzący obok niej Avery.
Nie odpowiedziała na to, jednak to nie przeszkadzało Avery'emu. Całą lekcję zaczepiał Voltę, nie mając pojęcia, że ktoś właśnie zafundował mu miejsce w grobie.
—•—
-Okay, powiem to jasno, wolno i wyraźnie. Avery, proszę, daj mi spokój - jęknęła do chłopaka, który od czasu eliksiru chodził za nią jak pies. Nie obrażając psów.
-Dam ci spokój pod jednym warunkiem. Pójdziesz ze mną na kawę. Tylko to! Bez żadnego ukrytego znaczenia! - przyłożył rękę do serca i spojrzał dziewczynie w oczy. Uśmiechnął się lekko, widząc jej zakłopotanie.
-Co? Nie boisz się Riddle'a? - zapytała, zakładając ręce na klatkę piersiową. Ten przełknął lekko ślinę. - Wiedziałam. Jesteś jednym z jego popleczników. Kazał wam mnie pilnować - wywróciła oczami. Zaczęła szybko odchodzić, jednak Avery nie dawał za wygraną.
-Nie! Znaczy tak... jestem jego poplecznikiem. Ale po prostu chciałem zabrać cię na kawę. Uważam, że jesteś śliczna i mądra, a dzisiaj na lekcji Slughorna zaimponowałaś mi - powiedział szczerze, kładąc rękę na swoim sercu. - Riddle nikomu nie pozwolił cię pilnować - rzekł niespodziewanie. - Byłu paru, którzy od czasu do czasu mieli rzucać na ciebie oko, ale to tyle. Riddle sam powiedział, że chce cię pilnować.
-Masz rację, Avery - wypowiedział chłodny głos, który wydobył się zza ślizgona. - Ja będę jej pilnował, więc możesz odejść - zgromił go morderczym wzrokiem.
Avery zacisnął usta i spojrzał na lekko zbitą z tropu dziewczynę i na swojego pana. Spuścił głowę i nią pokiwał.
-Pójdę z tobą. Na kawę - odezwała się nagle dziewczyna, przez co głowa Avery'ego się uniosła z nadzieją.
-Nie pójdziesz - syknął Tom i złapał jej szczękę. Przyciągnął ją do siebie i drżącymi ze złości ustami złożył delikatny pocałunek na jej wargach.
To istny cud. Tom był wściekły do granic możliwości, jednak dalej w jej kierunku delikatny.
Słodkie. Aż obrzydliwe.
-A właśnie, że pójdę. I jeśli choć raz zagrozisz Avery'emu, a ja się dowiem, gorzko pożałujesz, Tom - powiedziała, jednak nie wyrywała się z jego uścisku. - Do zobaczenia - uśmiechnęła się lekko do blondwłosego, odchodząc od obojga.
Dlaczego ona idzie na kawę z NIM? Dlaczego nie ze mną? Dlaczego ona wybiera jego? Dlaczego jestem zazdrosny?
Z takimi myślami Tom zbiegł do lochów i swojego dormitorium. A co tam robił? To już wie tylko Voldemort.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro