Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Chwila słabości

Powiedziałam to. Zaklęcie niewybaczalne. Wspomnienia zalały mnie od razu, jakby te dwa słowa były swego rodzaju barierą. Dusiłam się teraz. Dwa słowa. Zniszczyły mnie w tej chwili, że maska dawno temu założona na chwilę opadła na bok. Hilde odsunęła się od nas. Ale wcześniej patrzyła na mnie z błyskiem w oczach. Wiedziałam, dlaczego dyrektor kazał położyć ten specjalny nacisk.

- Piętnaście punktów dla Gryffindoru.

Zerwałam się na równe nogi. Próbowałam wyrwać się łańcuchom, które oplatały się wokół mojego ciała i ponownie ściągały mnie na dno. Dno, z którego bardzo długo uciekałam. Teraz to wszystko zostało zaprzepaszczone. Dwoma słowami. Musiałam uciec.

- Panno Benson, czy wszystko w porządku? - zapytała ciotka.

Drżałam. Umierałam. Krwawiłam. Rozpadałam się kawałek po kawałku. Jak figurka. Pokręciłam głową.

- Co, Benson, czyżbyś bała się odrobiny Czarnej Magii? - zakpił Malfoy, więc spojrzałam na niego, a lód w moich oczach, zdarł jego uśmieszek.

- Zamknij się, brudny Śmierciożerco! - wtrącił się Weasley. Wtedy Malfoy zrobił się czerwony i coś mu odpyskował.

Ciotka uderzyła różdżką o tablicę.

- Spokój! Panie Malfoy! Panie Weasley! Właśnie zarobiliście szlaban w sobotę!

Ja stałam nieruchomo. Dalej odpędzałam się od moich demonów. Od wspomnienia, które zabiło Alice Manson. Morderstwo na dworze Meyling, gdzie Alice Manson poza życiem została pozbawiona człowieczeństwa. Ja... byłam nikim. Nie byłam nią. Już nie.

A jednak to wracało, silniejsze i boleśniejsze. Po prostu chciałam już śmierć.

Ciotka podeszła do mnie z kamienną miną. Wyciągnęła do mnie rękę. Nie mogłam. Nie mogłam im pomóc. Zakon musiał poradzić sobie sam. Nie każcie mi tego robić...

Cofnęłam się.

- Nie... - jęknęłam. - Nie mogę. Nie każcie mi do tego wracać. Nie chcę!

Nim mnie powstrzymano, wybiegłam z klasy. Zanim ciotka znalazła się na korytarzu, ja się rozpłynęłam w powietrzu. Niestety, nie w znaczeniu dosłownym. Szkoda.

Ukryłam się na siódmym piętrze. Opierałam się o ścianę, co jakiś czas wyglądając zza ściany, czy ktoś nie idzie. Oczekiwali zbyt wiele. Koszmar na dworze Meyling miał zostać zapomniany, a pobyt w tej szkole tylko to utrudniał.

Coś mignęło mi przed oczami. Tym razem nie był to zielony błysk ze wspomnień. Jasna postać unosiła się nad ziemią i patrzyła na mnie smutno. Nick również rozejrzał się dookoła, a gdy upewnił się, że nikogo tu nie ma, usiadł. Dziwnie to wyglądało, ale... to byłe miłe z jego strony.

- Cóż się stało? - spytał. - Lekcja była nudna?

Nie odpowiedziałam.

- A może oczekiwania nauczyciela zbyt wielkie? Ciężko wrócić do tego, co się wydarzyło na dworze Meyling, prawda?

Spojrzałam na niego gwałtownie. W moich oczach nie wiem co się kryło. Wściekłość? Smutek? Żal? A może to wszystko na raz...

- Skąd wiesz?

- Jesteś zbyt podobna do Rili i Claire. Nie mam takiej sklerozy, by nie pamiętać takich uczennic. Nawet jeśli jedna nie była z Gryffindoru.

Objęłam się ramionami, chcąc samą siebie w jakiś sposób pocieszyć. Świetnie. Duch zniszczył moją przykrywkę. Jednak to był Nick... duch Gryffindoru oraz Hogwartu. Na pewno Dumbledore nie pozwoliłby mu tego rozpowidzieć.

- Nikt nie chce zrozumieć, że nie bez powodu to wspomnienie jest tak zabezpieczone - powiedziałam. - Przez tyle lat mogłam udawać wolną, a teraz znów jestem więźniem.

Więźniem przeszłości.

- Próbuję zrozumieć. - Pokręcił głową. - Zakon chce pomóc ci, a ty odrzucasz ich. Wystarczy, że powiesz tylko to, co chcą wiedzieć. Co się tam stało.

,,Siedź tutaj i nie wychodź, póki ci nie pozwolę. Cokolwiek się stanie, siedź cicho..."

Zamknęłam oczy.

,,Co? Kto? Rila?! Nie! Rila, proszę!"

I je otworzyłam. To nie było takie proste. Nie chcę, by widzieli... to. Masakra.

Zbyt słabe określenie. Nick wciąż mi się przyglądał. Najwyraźniej zauważył, że nie mam zamiaru nic mówić, więc zniknął za ścianą. I nie wrócił. Super! Porzucona nawet przez ducha. Może robię z siebie ofiarę, ale moim zdaniem jest to w pełni usprawiedliwione. Nie chcę wracać do dnia, gdzie straciłam rodziców i siostry.

Nie. Nie. Rodzina Alice. Ja jestem Harley.

- Dlaczego panna Benson nie jest teraz na lekcjach? - dobiegł mnie chłodny głos profesora Snape'a.

Prawie krzyknęłam przerażona.

- Czy powinienem już odjąć punkty Gryffindorowi czy poczekać jaką to masz wspaniałą wymówkę? - spytał, krzyżując ręce na piersi. Wpadłam. Uniósł pytająco brwi, gdy milczałam.

- Ja...

- Ty?

- Na Merlina! - zawołał ktoś. - Harley! Tu jesteś! Myślałem, że już cię nie znajdę, ale obrazy mówiły, że udałaś się o dziwo na siódme piętro.

To był Nick. Jego starsza twarz wydawała się bledsza niż wcześniej. Widziałam jak jego wąs lekko drga, co było dziwne. Poprawił swój przezroczysty strój i całkowicie przeszedł przez ścianę, znajdując się obok mnie.

- Uszanowanie, profesorze - przywitał go duch. - Co za szczęście, że ją pan znalazł.

Snape zmrużył podejrzliwie oczy, wciąż oczekując wyjaśnień.

- Panna Benson źle się poczuła na zajęciach profesor Annafolz. Jako że temat jest ciężki i nie chciała zbytnio wysyłać kolejnego ucznia oraz samej wychodzić, poprosiła mnie o pomoc, gdyż byłem w pobliżu - wyjawił Prawie Bezgłowy Nick. - Więc ją prowadziłem do Skrzydła Szpitalnego. Podczas drogi rozgadałem się o tym, jak to z moją głową bywa. - Przychylił na bok głowę, pokazując ,,wnętrze". Jak mało brakowało, by za życia pozbawić go głowy. - Nim się zorientowałem, Harley nigdzie nie było. Zamiast pójść w lewo, skręciła w prawo, a schody wyniosły ją na siódme piętro.

Przez chwilę profesor milczał, analizując zapewne fakty. Nie wiedziałam, czemu Nick mnie bronił, ale byłam mu wdzięczna. Może dlatego zniknął? By ta historyjka brzmiała wiarygodnej?

- Więc... zgubiłaś się?

- Tak... przepraszam. To się więcej nie powtórzy.

- W takim razie, zaprowadź ją do tego skrzydła.

Powiedział i odszedł, zostawiając mnie z duchem mojego domu. Spojrzałam smutno na Nicka.

- Dziękuję za pomoc. Ale dlaczego?

Nick zachichotał.

- Profesor Snape zbyt wiele punktów zabrał już dobrym Gryfonom. Wypełniłem tylko obowiązek ducha domu Godryka Gryffindora.

Milczał jeszcze chwilę, po czym kontynuował:

- Uważam jednak... że tajemnicą dworu Meyling będzie lepiej, jeśli się z kimś podzielisz.

Zignorowałam to.

- Wezmę to pod uwagę. Dziękuję, Nick.

- Sir Nicholas, ale dla ciebie zrobię wyjątek.

Dobiegł mnie czyjś szyderczy śmiech. W końcu lekcja się w tym czasie skończyła i mogłam spotkać tu uczniów. Okrutny los chciał, że spotkałam tego dupka...

- Czyżby Potter i Wesley byli tak marnym towarzystwem, że rozmawiasz z duchem?

- Och, toż to pan Draco Malfoy - powiedział Nick. - O ile mi wiadomo wszyscy zbierają się w Wielkiej Sali. Co pan zatem robi na siódmym piętrze?

Siódme piętro - legendarny pokój życzeń, o którym wie bardzo mało osób. Claire mi o tym opowiadała.

Zaraz... co do jasnej cholery?! CZY ON POWIEDZIAŁ DRACO?

- Tylko tędy przechodziłem, nie jaszczurz się.

To... ma być mój Draco? Ten miły chłopiec... jest teraz taką arogancką gnidą? To nieprawda.

- Czy... twoją matką jest Narcyza Malfoy? - zapytałam nagle, a on przeniósł na mnie swoje szarawe oczy. Oczy o barwie deszczu.

- Co ci do tego? Tak jest. Chcesz autograf kogoś z wyższych sfer? O, a może chcesz zapytać, jak żyje, gdy jej mąż siedzi w Azkabanie?

- Azkabanie?

To mój Dracon. Mroczna strona, której nigdy nie poznałam i poznać nie chciałam.

- Z drogi, Benson.

Pchnął mnie ramieniem i poszedł dalej.

Nie sądziłam, że będzie taki dzień, kiedy będę jednocześnie bać się i nienawidzić mojej pierwszej miłości. Przeklętego księcia Slytherinu.

Dracona Malfoya.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro