Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Dziwka Hogwartu

Od samego rana przy łóżku Ronalda Weasley'a siedział Harry w towarzystwie Ginny, Hermiony i Harley, które martwiły się stanem rudzielca. Pani Pomfrey sprawdzała gorączkę i puls, gdy do Skrzydła Szpitalnego w pospiechu przybiegła McGonagall, Dumbledore, Slughorne, a nawet Snape zmusił się do przyjścia. Obecność Mistrza Eliksirów nieco stresowała Benson, ze względu na powiązania z nauczycielem, a także to, że relacja między nimi nie wyglądała już jak tylko uczennica - nauczyciel. To do niego chodziła z problemami, nawiedzała go nawet w nocy, by opowiedzieć o koszmarach, a ten jej nie odprawiał, lecz wpuszczał, czasem w milczeniu, ją do środka i pozwalał się odstresować. W dodatku przejął się prawdopodobnie nocnymi marami dziewczyny, bo inaczej Snape nie podarowałby jej na święta tak wyszukanego prezentu jak Łapacz Snów z piórami feniksa.

- Szybko zadziałałeś, Harry z tym bezoarem - pochwalił go dyrektor, wpatrując się z przejęciem w ucznia. - Horacy, musisz być dumny z ucznia. - Posłał krótkie spojrzenie nauczycielowi Eliksirów.

Wtedy Harley się spięła, nieco prostując się, nadal stojąc przy oknie, gdy napotkała czarne oczy Severusa, który chyba nie spodziewał się jej tu zobaczyć. Mimo to obojętność na jego twarzy ani na chwilę nie ustąpiła zaskoczeniu. Slughorne przytaknął Dumbledore'owi, a McGonagall, która do tej pory była nieco blada, zabrała głos:

- Wszyscy zgadzamy się, że wyczyn Pottera był wybitny, ja tylko pytam, dlaczego był zmuszony to zrobić?

- W rzeczy samej - powiedział Dumbledore, podchodząc do Slughorne'a, który ciągle trzymał owiniętą w brązową tkaninę butelkę z trunkiem, którym jeszcze zeszłej nocy raczył swych uczniów, przez co jeden właśnie leżał tutaj. - Zdaje się, że to był prezent dla ciebie. - Odebrał od mężczyzny butelkę, by powąchać zawartość. - Pamiętasz może, kto dał ci ten napój, który zapewne miałby subtelny zapach lukrecji i czereśni, gdyby nie dodatek trucizny?

Dumbledore podał butelkę Snape'owi, który zmarszczył brwi. Czują nieco ostry zapach, drażniący nozdrza, popatrzył na jasnowłosą Gryfonkę, jakby to ona była za to odpowiedzialna lub... mogła być w to zamieszana. Harley odruchowo odwróciła głowę w drugą stronę, unikając przenikliwych oczu profesora.

- Tak w zasadzie to sam miałem ją komuś podarować....

- Komu? - spytał ostrzej Albus.

- No tobie właśnie...

Zapadła głęboka cisza, a każdy wpatrywał się w nieprzytomnego Weasley'a, którego czoło, co jakiś czas sprawdzała Ginny. Gdy usłyszała, co przydarzyło się jej bratu, zignorowała rozpoczynające się lekcje, nie zjawiła się nawet na śniadaniu. Po założeniu mundurka zbiegła, jak na złamanie karku, wprost do Skrzydła Szpitalnego. Dobrze, że była z nią Hermiona, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa, gdy stanęła w rogu sali.

Widok nieprzytomnego brata ją przeraził. Gdyby nie to, że widziała powoli podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową, padłaby na kolana i zaczęła płakać, obawiając się najgorszego. Tuż za nimi przybiegła Harley, zaskoczona tym, co spotkało Rona, gdyż jeszcze przed pójściem spać rozmawiała z nim o szachach czarodziejów.

Z oddali dało się usłyszeć piskliwy głos, nawołujący rudego chłopaka, ale nikt nie drgnął. Harley nieco się zgarbiła, widząc nielubianą przez siebie Lavender Brown, która dopadła do łóżka chorego niczym pazerna harpia na złoto. Mina Severusa, kiedy do dziewczyna lekko go odepchnęła, by się dostać do Rona, była bezcenna. Typowe ,,przepadnij zło nieczyste'' - przynajmniej tak odebrała to Harley, bo uniosła kąciki ust w złośliwym uśmieszku.

- Gdzie on jest?! Gdzie jest mój Mon-Ron?! Czy już o mnie pytał?

Jasne włosy dziewczyny zawirowały w jej szamotaninie z powietrzem. Popatrzyła po profesorach, potem na Ginny, Harry'ego, aż zawiesiła wzrok na Gryfonce, której nie darzyła sympatią, zwłaszcza po ostatnio usłyszanych plotkach. Zmarszczyła nos, opierając się o metalową ramę łóżka.

- Co ona tu robi? - zapytała, łapiąc kolejny oddech.

Hermiona wyprostowała się, wykrzywiając twarz w nieprzyjemnym grymasie, posyłając współczujące spojrzenie Harley, wiedząc, że zaczynają się kłopoty. O ile Lavender potrafiła zrozumieć obecność Hermiony, która była jego przyjaciółką wraz z Potterem i trzymali się razem od pierwszej klasy, tak obecność Harley była dla niej nie do pojęcia.

- Jestem tu z tego samego powodu, co ty - odparła spokojnie Harley, wbijając sobie dyskretnie paznokcie w ramię, co zauważył tylko Snape.

- Tak się składa, że jestem jego dziewczyną! - obruszyła się, niemal tupiąc nogą.

Harley prychnęła, jakby ten fakt miał cokolwiek zmienić. Dyskusja z blondynką wydawała się absurdalna, zwłaszcza, jeżeli chodziło o Rona, z którym łączyła ją tylko bliższa znajomość, może nawet przyjaźń oraz wspólne przynależenie do drużyny quidditcha.

- A ja jestem jego koleżanką - odparła, uśmiechając się słodko, chociaż Harry'ego zmroziło widząc ten gest. - Masz jakiś problem, Lavender?

Obecność grona pedagogicznego nieco peszyła Harley, przez co nie była w stanie wygarnąć Brown, a co dopiero powiedzieć coś bardziej przykrego. Jak ona się nie wstydziła robić takich dziecinnych awantur przy nich? Nie potrafiła tego pojąć.

- Ciekawe, że zainteresowałaś się nim, kiedy zrobił się sławny... - wskazała dłonią na chłopaka, a Harley miała zamiar przywalić jej w twarz... akurat Hermiona wstała i miała pod ręką krzesło, ale nie! Bo obok byli nauczyciele...

- Ktoś go otruł, debilko, jesteś głupia sama z siebie, czy ktoś ci za to płaci? - fuknęła, krzyżując ręce na piersiach.

Lavender zachwiała się, ale nagle z łóżka dobiegł wszystkich cichy pomruk. Brown posunęła Ginny i doskoczyła do Rona, nasłuchując szeptanych przez sen słów. Nie było to, co spodziewała się usłyszeć. Sądziła, że usłyszy jak woła ją, jak pragnie, by była obok, a on powiedział imię... proszącym głosem, a raczej tak wmawiała sobie Lavender. Kolor odpłynął z jej pulchnej twarz, oczy zrobiły się przeszklone.

Podniosła wściekły wzrok na towarzystwo, a potem zachowując resztki godności wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego. Wszyscy popatrzyli, na Harley, której imię szeptał rudzielec.

- Har...Harley...

Dziewczyna myślała, że zapadnie się pod ziemię. Lavender znała plotki, jakie wymyślił Nott z Greengrass, dlatego mogła być pewna, jakie wnioski Gryfonka wyciągnęła z tego spotkania. Błędem było kręcenie się koło Złotej Trójcy, gdy powinna zachowywać dystans od ludzi... Ale samotność jej tak doskwierała. Ron wyszeptał jeszcze imię Harry'ego, a Hermiona z powrotem przysiadła na krześle, kładąc dłoń na dłoni rudzielca.

- Och, młodzież - westchnął Dumbledore - miłość bywa okrutna. - Nie rozumiejąc czemu, akurat w tym momencie dyrektor posłał znaczące spojrzenie Snape'owi, który zdawał się go nie widzieć, bo ciągle uważnie obserwował nawet najmniejszy ruch nastolatki, wokół której znów robiło się stanowczo za głośno. - Chodźmy stąd lepiej. Panem Weasley'em ma się kto zająć.

Ginny skinęła głową, a Hermiona dotknęła drżącego ramienia Harley, wyprowadzając ją z Harrym ze skrzydła. Kilka dni później Ron wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego i siedział z przyjaciółmi na śniadaniu, kiedy Hermiona czytała Proroka. O sprawie na Dworze Meyling nic nie pisali, na co cicho ubolewała. Harry posłał wtedy Harley czułe spojrzenie, ale przez konsumowanie zupy, nie zerknęła na niego.

Znał jej sekret, ale nie mógł się z tym zdradzić. Przed nim siedziała Alice Manson! Ta, która uważana była przez cały świat magii za zmarłą. Z sufitu nad Gryfonami zaczął sypać śnieg.

- Ron... jeśli kolejny zimny śnieg dostanie się do mojej zupy, wsadzę ci tę różdżkę w tyłek - mruknęła Harley, zakrywając ramionami miskę.

Chłopak otrząsnął się i odłożył różdżkę, zerkając ukradkiem na pogrążoną w żalu byłą dziewczynę.

- Opowiedzcie mi jeszcze raz... jak z nią zerwałem?

- To było tak... ona odwiedziła cię w szpitalu... - Hermiona zaczęła bawić się z nerwów palcami. - Coś tam mruczałeś... trudno nawet powiedzieć, że to było coś konkretnego - rzuciła, a Benson zachłysnęła się zupą, odrzucając na bok łyżkę.

- No niestety nasz związek nie przetrwał próby czasu - burknął Ron, niezbyt załamany.

- Albo różnicy poziomu intelektualnego - wtrąciła Harley, za co dostała kuksańca od Hermiony. - Ała... żartowałam.

- Ale ona dziwnie wygląda - szepnął, a pozostali odwrócili się w stronę Lavender, która w dłoni ściskała łyżkę, jak groźną broń, ciągle piorunując wzrokiem Harley.

Cóż i tak jak Harley się spodziewała... na terenie szkoły powstała kolejna nieprzychylna dla niej plotka - według której Harley Benson kradnie cudzych chłopaków, bo uwiodła Rona, przespała się z nim i Merlin wie, co jeszcze wyprawiała. I tak z ,,dziwki Slytherinu'' stała się ,,dziwką Hogwaru'', co kompletnie mijało się z prawdą.

- Przepraszam, Harley... - westchnął Ron, ponownie skupiając się na swoim posiłku. - Przeze mnie teraz każdy uważa cię za... no wiesz... - ściszył głos.

- Nie martw się... nic się na to nie poradzi. Ludzie muszą o czymś gadać... Nie jestem dziwką i nie zrobią ze mnie kogoś, kim nie jestem. Zresztą... i tak zanim wydarzyła się ta akcja, każdy głośno twierdził, że chciałam się im oddawać, wręcz o to ich błagałam.

- Nie powinni tak o tobie mówić - warknął Harry.

- To miłe z twojej strony, że chcesz mnie chronić, ale ja od dawna nie potrzebuję ochrony.

I chociaż Alice nie mogła wiedzieć, że Harry odkrył jej sekret, to jednak wyczuł drugie dno tej wypowiedzi. I naprawdę... nie mógł nic poradzić na wytykanie palcami przez uczniów Hogwartu - a zaczynało się tak niewinnie...

***************************

Dam Wam mega spoilera - w następnym rozdziale pojawi się Katie Bell, co za tym idzie będzie akcja w łazience, w którą wplącze się Harley, pragnąca wspierać Dracona, aż nie odkryje najgorszego sekretu, coś co ją załamie i ich odsunie... Zobaczy mroczny znak! DAM DAM DAM!

Następny rozdział jutro :3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro