Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Malfoy, Nick i Zaklęcie Niewybaczalne

Zaraz, że co?! Miałam wykonać jakiś eliksir na zaliczenie i to z tym dupkiem, któremu tak ciężko było wskazać drogę do sali, gdzie sam zmierzał?! Dupek. Dupek. Dupek! Trzymajcie mnie, bo poleci drętwota. Czy profesor Snape powiedział... Malfoy? To niemożliwe. Mój Draco był miłym, uczynnym i uroczym chłopcem. Nawet wygląd mają inny. Draco miał jaśniejsze włosy, oczów nie widziałam. Poza tym to może być przypadek. Może kuzyni albo coś, ale imienia nie słyszałam.

Stałam koło niego, czułam na sobie spojrzenie, ale nie jego. On miał mnie kompletnie gdzieś. Tylko raz na mnie popatrzył, a potem kompletnie olał. Dziękuję. To nienawistne spojrzenie posyłała mi Ślizgonka o ciemnych, prostych włosach. Swoją drogą nawet z tych kilku dzielących nas metrów widziałam rozdwajające się końcówki. Przykre.

Najwyraźniej w głowie planowała mnie zabić za samo stanie obok gościa, którego z chęcią wolałabym na kolanach, przepraszającego. Był typem osoby przeze mnie znienawidzonej. Mowy nie ma, aby to był MÓJ DRACO. Nie słyszałam imienia, spokojnie.

Gdy lekcja się zakończyła podszedł do mnie Ronald z tą swoją tępą miną. Spodziewałam się głupiego komentarza. Nie zawiodłam się.

- Ale masz pecha - mruknął. Podszedł do nas Wybraniec. - Pracować z Malfoy'em to udręka. Jest tak w siebie zapatrzony, że świata poza sobą nie widzi. Nie zdziwi mnie, jeżeli wyjdzie na to, że to ty odwalisz całą robotę.

- Mówiłeś coś, Wieprzlej? Tak myślałem - rzucił złośliwie obiekt rozmowy, stając nieopodal nas w towarzystwie ciemnoskórego chłopaka i dziewczyny z pewnych powodów za mną nieprzepadającą. Nie chodziło o to, że jestem Gryfonką. - Widzę, Benson, że nie masz gustu nawet odnośnie znajomych - parsknął.

- Najwidoczniej nie mam także gustu do wybierania sobie rozmówców, bo gadam z tobą - syknęłam jadowicie, na co dwójka Gryfonów zaśmiała się.

Malfoy zrobił się lekko różowy.

- Lepiej uważaj, kogo wybierasz sobie na wroga - ostrzegł mnie.

Przewróciłam oczami.

- Spokojnie. Moim wrogiem nie zostaniesz. Aż tak złego gustu w tych sprawach nie mam.

Ignorując rudzielca i Wybrańca oraz narcystycznego Ślizgona ze swoją świtą, udałam się na parter. Prosto pod Wielką Salę. Według listy miałam mieć teraz OPCM z... ciotką Hildą. Cholera. Oczywiście nie wiedziałam, gdzie powinnam się udać. Jakoś nie widziało mi się proszenie kogoś o pomoc. Skoro o tym mowa... jaki właściwie opracowałam charakter Harley? Jest wredna czy potulna? I kto odpowiedział wcześniej podczas rozmowy z ,,Malfoy'em"? To była złośliwa Harley? Tak, z pewnością. Żadna z poprzednich ról nie powraca, tak to wygląda. A Alice... nie żyje, jaka szkoda.

Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam unoszącego się bez celu Nicka. W sumie towarzystwo duchów wydawało się bardziej interesujące niż kogokolwiek w tej szkole. Nie wiem, czemu, ale czegoś się innego spodziewałam po Hogwarcie... Wizja kompletnie różniąca się od wizji Alice. Dla niej byłby to szczyt marzeń. Dla Harley to kpina. Cześć uczniów to idioci, nauczyciele są przerażający. Chociażby Snape. Tyle w temacie.

Nick zauważył mnie od razu i zbliżył się parę metrów, uśmiechając się promiennie. Jak na ducha był całkiem żywy.

- Ach, toż to Harley. Jak twoja pierwsza lekcja eliksirów? - zapytał uprzejmie.

Wzruszyłam ramionami.

- Jak widzisz nie spaliłam pracowni oraz jeszcze szlabanu nie zarobiłam.

- Co masz teraz?

- Obronę Przed Czarną Magią... ale...

- Nie znasz drogi - dokończył za mnie. - Od czego masz tu swego przewodnika. Jako duch domu Godryka Gryffindora z przyjemnością ci pomogę - powiedział i zaczął lecieć na kolejne piętro, za wszelką cenę próbowałam dotrzymać mu kroku. - Profesor Hilde jest wymagającą nauczycielką, jednakże w ten dziedzinie ustępuje jedynie profesor McGonagall. Tak, tak - opowiadał. - Jest także towarzyską osobą, czasem zaprasza swych uczniów na herbatę. To nie to samo, co wystawne przyjęcia klubu Ślimaka, ale przyjemnie czasem usiąść i porozmawiać.

- Zaprasza duchy? - Zdążyłam ugryźć się w język, aby nie powiedzieć ,,ciotka".

- Sympatyzuje z nami. Zupełnie jak ty. Wolałaś poprosić mnie o pomoc niż innego Gryfona, ale pamiętaj każdy ci chętnie pomoże.

- Może to dlatego, że jesteś martwy - rzuciłam. - Odnoszę wrażenie, że tylko martwi cię nie skrzywdzą, a żywi w każdej chwili mogą to zrobić. Wróg czy przyjaciel... to nie ma znaczenia.

Skręciliśmy w korytarz, na nie wiem którym piętrze i szliśmy nim chwilę w ciszy. Następnie weszliśmy do korytarza, gdzie stał pomnik, wokół którego ciągły się schody, bardzo wysoko.

- Doprawdy interesująca z ciebie duszyczka - wyznał Nick. - Jeśli pozwolisz odprowadzę cię pod samą klasę. Uczniowie często ze mną rozmawiają, jednak dopiero ty, choć sama wcześniej rzuciłaś wprost, że jestem martwy, to rozmawiasz ze mną jak z żywym. - Zaśmiał się.

Chciałam być złośliwa wtedy, a to sprawiło mu przyjemność. Uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Wydaję mi się, że duchy są bardziej żywe niż ludzie. Pod względem uczuć na pewno.

- Jestem pierwszym duchem, którego spotkałaś?

- Nie. Widziałam ich dużo. Dlatego tak myślę.

Nick pożegnał mnie skineniem głowy i zniknął w ścianie. Niechętnie weszłam do klasy, gdzie prawie wszystkie ławki były zajęte. Oprócz... miejsca w pierwszej ławce obok Hermiony. Zbyt blisko ciotki.

Hilde'a spojrzała na mnie i kazała zająć miejsce koło Granger. Chłodne traktowanie idealnie pokazywało, jak bardzo ciotka wczuwa się w grę. Wiem, że chciałaby być dla mnie milsza. Jednak z drugiej strony jest też nauczycielką. Chce, bym się czegoś nauczyła.

Poza Harrym chyba tylko ja tu miałam doświadczenie z obroną i podobnymi. Ciotka machnęła różdżką, a podręczniki przed nami otworzyły się na konkretnych stronach. Poczułam paraliż.

- Ja wiem, że bodajże w czwartej klasie przerabialiście ten materiał z Alastorem Moodym. Profesor Dumbledore prosił, abym w tym semestrze, przygotowując was do SUM-ów, tak na wszelki wypadek położyła nacisk na zaklęcie niewybaczalne.

Niewybaczalne.

- Ktoś przypomni?

Granger podniosła rękę, ale pani profesor ją zignorowała.

- Nikt? Dobrze, Granger.

- Cruciatus, Imperius - wymieniała, gdy nagle ciotka kazała jej przestać. Podeszła bliżej mnie.

- Panno Benson. Jak brzmi ostatnie zaklęcie niewybaczalne?

Dlaczego? Dlaczego oczekiwała tego ode mnie? W poprzedniej szkole ten temat był jeszcze daleko przed nami. A skoro w Hogwarcie już to przerabiał mój rocznik, to po co do tego wracać?

Hermiona dźgnęła mnie dyskretnie, uprawniając się, że słyszałam pytanie nauczyciela. Spojrzałam na ciotkę z nienawiścią. Widziała to.

To uczucie.

Spuściłam głowę i pokręciłam nią, chcąc odpędzić nawracające demony przeszłości oraz własny lęk. Dwa słowa. Zadające szybką śmierć, a jednak najgorsze.

- Nie wie pani? Jaka szkoda. Panno Granger? - zwróciła się do mojej sąsiadki z ławki.

Ale to nie ona odpowiedziała. Ten jeden raz. Nie dam ciotce satysfakcji. Ja wygrałam.

- Avada... Kedavra - odpowiedziałam.

Zielony błysk mignął mi przed oczami, więc je zamknęłam, a spod zaciśniętych powiek spływały łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro