Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. Opiernicz Snape'a

Dźwięk stłuczonego szkła, obudził Harley. Nie podniosła się, a przekręciła głowę w drugą stronę. W powietrzu unosił się ostry zapach ziół, wilgoci i czegoś jeszcze, czego nie potrafiła rozpoznać. Otworzyła szerzej oczy wpatrując się w kamienny sufit z kilkoma pęknięciami. Zerwała się do siadu, przyglądając się mrocznej komnacie, w jakiej się znalazła. Leżała na średnio wygodnej sofie, przykryta ciemnym kocem. Na stoliku obok stała filiżanka ze świeżo zaparzoną herbatą. Zmrużyła oczy, by w słabym świetle dostrzec sylwetkę stojącą do niej plecami.

- Profesor Snape? - mruknęła, siadając przodem do mężczyzny.

- Gdyby to ode mnie zależało urządziłbym ci ostrą pogadankę na temat używania mózgu, który, co mnie nadal zaskakuje, jak w przypadku Weasley'a, posiadasz. Niestety nie do mnie należy ten obowiązek, bo to nie ja jestem opiekunem twego domu, jaka szkoda, prawda? - sapnął złośliwie. - Wybieganie ze szkoły w takim ubraniu i pokładanie się w śniegu, zapewne jest przejawem geniuszu, czyż nie?

- Obyłoby się bez tego sarkazmu - rzuciła, nie patrząc na mężczyznę, który odwrócił się od zapełnionego po brzegi drewnianego regału. Stanął przed nią nie w ciemnych szatach, do jakich przywykła do oglądać, ale w ciemnej koszuli zapiętej pod samą szyję i ciemnych spodniach. - Co ja tu... w zasadzie robię? - Ponownie rozejrzała się po znanym miejscu, dającym jej zawsze dziwne poczucie bezpieczeństwa.

- Gdyby nie fakt, że przebywałem w pobliżu Zakanego Lasu i wracałem do Hogwartu, znaleźlibyśmy cię dopiero na wiosnę. - Uniósł lekko kąciki ust w geście nieprzyjemnego uśmiechu. - Powinienem także odjąć ci punkty za wiele innych rzeczy, ale sądzę, że twój stan jest lepszą karą. A teraz to wypij. - Podał jej mały dzbanuszek z gorącym naparem. - A jak już masz zamiar pluć, to nie na moje podłogi. Po prostu wtedy wyjdź na korytarz lub do łazienki.

Popatrzyła na niego urażona, a potem sięgnęła dzbanuszek, starając się, by nie dotknąć nauczyciela. Mimo to, niechcący musnęła jego długie, chłodne palce. Poczuła się niezręcznie, ale najwidoczniej dla Snape'a nie miało to żadnego znaczenia. Skrzyżował ręce na torsie, przyglądając się, jak jednym duszkiem, omal nie parząc sobie gardła, wypija napar. Zakryła szybko usta dłonią, popiła dziwną substancję filiżanką herbaty.

- Paskudztwo... - żachnęła się, na co Snape wzruszył ramionami, przybierając obojętną minę. Dobrze się bawisz, skurwysynu, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Szybko przypomniała sobie, że Snape może używać zaklęcia do czytania w myślach, więc zaczęła myśleć o jednorożcach, które pierdzą tęczą.

- Wolałem cię, jak spałaś. Grzeczniej przyjmowałaś lek doskonały na odmrożenia - powiedział spokojnie. - A teraz poplamiłaś mi szatę.

Harley pogłaskała materiał, który wcześniej wzięła za koc i zarumieniła się. To była szata jej nauczyciela... Poczuła się jeszcze bardziej niekomfortowo. Tylko... dlaczego jej pomógł aż tak? Czemu nie zaniósł do Skrzydła Szpitalnego?

- Dziękuję profesorze za wszystko... tylko dlaczego pan to zrobił?

Mężczyzna popatrzył na nią, jak na idiotkę, którą zresztą była.

- Źle by to wyglądało w moich papierach, gdybym zostawił ciebie w stanie, w jakim cię zastałem, nieprawdaż? - Sięgnął po różdżkę i zaczął uważniej jej się przyglądać. - Nic ci już nie dolega poza defektem umysłowym, na który nie mam już żadnego wpływu. - Najtrudniejszym zadaniem było przemycić cię na teren szkoły, bez wzbudzania zainteresowania. Następnym razem umieraj gdzieś bliżej.

Pokręciła głową z niedowierzaniem. Z drugiej strony bawiła ją cała ta sytuacja, zwłaszcza wyobrażenie, jak Snape niesie ją na rękach. Gdy ten obraz stanął jej przed oczami, zrobiła się czerwona jak burak. Merlinie... Nauczyciel niósł ją na rękach... Żartujecie chyba...

- Owinąłem cię szatą, więc nikt nie widział. I tak masz szczęście, że największe plotkary, które ku mojemu utrapieniu należą do mojego Domu, wyjechały w cholerę i do przyszłego roku mam od nich wolne. Co się tyczy ciebie... Czy dowiem się, czemu postanowiłaś zaprzyjaźnić się z ziemią poza szkołą? - spytał, rozsiadając się wygodnie w swoim fotelu i przywołując różdżką do siebie książkę.

- Rozmawiałam z ciotką...

Snape uniósł zaskoczony brwi, otwierając książkę na zaznaczonej stronie. Nie wiedział, że Annafolz wróciła wcześniej, tym bardziej go zainteresowało, co takiego ta nieogarnięta kobieta powiedziała nastolatce, że ta bez namysłu targnęła się na swoje życie w najgłupszy, jak przystało na Gryfonów, sposób.

- I co? Nie dała ci wymarzonego prezentu na święta? - prychnął.

- No wie pan co! - obruszyła się, ale szybko cały humor prysł na myśl tego, co zdradziła jej Hilde. - Powiedziała... że Rila nie zdradziła mojej rodziny z własnej woli. Była pod wpływem Imperiusa. - Nie patrzyła na Severusa. Wbiła wzrok w swoje blade dłonie, które odzyskiwały zdrowy kolor. Prawidłowe żywienie i większa ilość snu przywracały ją do życia. - Ojciec Dracona to zrobił... Lucjusz Malfoy rzucił Imperiusa na Rilę, została zhańbiona! Uważałam ją za mordercę tyle lat!

- Stwierdzenie, że twoja siostra była pod wpływem zaklęcia niewybaczalnego jest dość śmiałe - przyznał. - Ofiar tego zaklęcia nie da się rozpoznać od tak, gdyby to było takie proste, już dawno byłoby wiadome, kto jest po naszej stronie, a kto nie. Jednak w przypadku twojej siostry... zaklęcie nie było zbyt udane, więc dało się zauważyć odchylenie od... normy. Oskarżenie starego Malfoy'a bez dowodów... jest jeszcze bardziej śmiałe, o ile nie można tego nazwać głupotą.

- Pan wie - stwierdziła nagle, narzucając jego pelerynę na ramiona i otulając się nią mocniej. - Pan zna całą prawdę...

- Tak.

- Niech pan mi wszystko opowie! Proszę!

- Nie mam takiego obowiązku i nie zrobię tego. Jeżeli nie będziesz przeszkadzała mi w moim relaksie, możesz tu zastać, ile chcesz. I tak siedzenie w prywatnych komnatach nauczyciela wygląda nieprzyzwoicie - westchnął, a potem skupił się na książce.

Okładka niczego nie zdradzała, a tytuł napisany runami był całkowicie zatarty. Dziewczyna dopiła herbatę i ponownie położyła się na kanapie. Nie chciała być sama. Z jakiego powodu Snape zawsze był, kiedy potrzebowała kogoś. Mogła na nim polegać i zaczynała mu ufać. Wydawało jej się, że z nieznanej dla niej przyczyny, nauczyciel dba o nią, ale zawsze mógł to być tylko rozkaz Dumbledore'a.

- Dziękuję za Łapacz Snów - rzucił, odwracają się do Severusa plecami. - Piękny... - dodała, powoli robiąc się coraz bardziej zmęczona.

Mistrz Eliksirów uniósł wzrok znad książki, obserwując przez chwilę uczennicę. Miał odruchowo odpowiedzieć, że nie wie, o czym mówi, ale nie widział sensu, by jej się tłumaczyć. Zdziwiło go to, że dziewczyna rozpoznała, od kogo był ten zaczarowany artefakt, który miał pomóc jej z koszmarami. Uśmiechnął się mimowolnie - był to nie sarkastyczny, czy nasączony jadem, a ciepły, zwykły uśmiech.

Za bardzo przejmował się tą Gryfonką, co mogło zostać przez kogoś zauważone, zwłaszcza przez obiekt jego działań. Na swoją obronę miał tylko jedno słowo: Draco. Był jego jedyną rodziną, widział w tym chłopcu jeszcze światło, istniała dla niego nadzieja, że nie skończy jak paskudny Śmierciożerca, jak on sam, czy jego ojciec - który zdradził przyjaciół, podobnie jak Pettigrew, a wszystko to za sprawą Alice Manson, tej, która właśnie spała na jego sofie.

****************

Nudziło mi się, więc rozdział z jutra jest jeszcze dzisiaj. Kiedy następny? Nie wiem, jak mi się zachce to powstanie XD

Czy tylko dla mnie ten moment był mega uroczy? Snape chroniący uczniów, w tym znienawidzonego Pottera, a mógł go przecież oddać, niech Lupin ma kolację xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro