27. Eliksiry bez Malfoy'a
Dracon szedł ramię w ramię z Harley, zostawiając za sobą Pokój Życzeń i tajemnicę. Nie wiedział, czemu zgodził się iść z nią - a co jak ktoś ich zobaczy? Draco Malfoy z Gryfonką? Dobry żart... Dziewczyna nie zawracała sobie głowy tymi samymi myślami, co chłopak. Nie przejmowała się wizerunkiem, czy ktoś ich zobaczy, zwłaszcza, że niektórzy uważali Dracona za Księcia Slytherinu, doskonałego młodzieńca z wielkiego rodu, a inni za syna zdrajcy. Śmierciożercy. Ta niewinność wypisana na jej chudej twarzy dziwiła go. Harley przez całą drogę opowiadała dowcipy, które usłyszała będąc jeszcze w poprzedniej szkole.
Stanęli przed portretem Grubej Damy. Kobieta na obrazie uniosła brwi, krzywiąc się na widok Ślizgona, ale oboje nie zwrócili na to uwagi.
- Dzięki, że odprowadziłeś mnie pod samo dormitorium - zachichotała, dźgając go łokciem w bok.
- Nie odprowadziłem cię. Szedłem w tym samym kierunku, a ty się doczepiłaś - odparł, unosząc wysoko głowę. Harley wywróciła oczami, ale nie chcąc wyprowadzić go z błędu, przemilczała. - W każdym razie... - poprawił zielony krawat i postanowił odejść.
- Widzimy się na eliksirach! - zawołała za nim, a potem zniknęła za portretem.
Krew zabulgotała w nim... Miał inne plany podczas Eliksirów ze Slughornem. Powinien przygotowywać się do drugiej części planu. Teraz w najbliższej przyszłości zamierzał zrobić pierwszy krok w stronę zabicia Albusa Dumbledore'a na rozkaz Czarnego Pana. Znak Śmierciożerców wypalał jego skórę. Chociaż Pansy i Blaise znali zadanie związane z szafą zniknięć, jego powiązania z mroczną stroną... to plan zabicia dyrektora... o tym nie wiedział nikt, poza Snapem.
Poznał się trochę na tej Gryfonce i wiedział, że jeśli nie pojawi się na zajęciach, będzie go ścigała i wypytywała. Ona była męczącą osobą i temu nikt nie mógł zaprzeczyć. Uparta, zadziorna, w końcu irytująca.
Zszedł schodami do lochów, a po wypowiedzeniu hasła, wszedł do salonu, w którym zastał rozmawiających Blaise'a i Pansy. Zdziwił go stos gazet ułożonych na kolanach dziewczyny. Brunetka posłała mu krótkie spojrzenie, a potem zerwała się na równe nogi, zbierając pospiesznie gazety. Minęła chłopaka i wyszła z dormitorium. Malfoy pokręcił głową.
- A tej o co chodzi? - Usiadł obok Zabini'ego.
- Dziewczyńskie sprawy, sam rozumiesz - mruknął chłopak. - I jak?
Malfoy nie odpowiedział.
- Zamierzasz iść na zajęcia?
- Nie mam zamiaru marnować czasu na tę imitację szkoły. Mam zadanie i muszę się na nim skupić. Właściwie, co cię to interesuje, Blaise? Bawisz się w moją niańkę?
- Bez przesady. Jesteś dużym chłopcem, Draco. Ale Pansy się martwi - rzucił po krótkiej chwili. - Wpakowałeś się w niezłą kabałę, jeszcze możesz się wycofać.
- Nie mogę. Zresztą nie zamierzam. Zostałem wybrany i dopełnię zadania.
- Jak wolisz - westchnął zrezygnowany.
*****
Pansy zjawiła się przed portretem Grubej Damy i tupała niecierpliwie nogą. Czekała, aż któryś Gryfon będzie szedł i zaczepi go, aby poprosił do niej Harley. Dwa razy rozkazała portretowi ją wpuścić na krótką chwilę, ale Dama pozostała nieuległa. W końcu pojawił się chłopak, jak zgadywała Neville Longbottom. Wzięła głęboki oddech, próbując być miłą. Złapała go za ramię, uśmiechając się lekko.
- Hej... Ee... - Znów zapomniała jego imienia, cholera. - Ten no... czy możesz poprosić tutaj Harley Benson? Mam pilną sprawę?
Neville patrzył na nią nieco wystraszony, nieufny, a gdy go puściła, przeszedł za portret. Harley siedziała przed kominkiem wesoło gawędząc z Ginny i Hermioną. Mówiło się, że Benson trzymała też ze Ślizgonami, ale nie ufał im. Nie chciał, aby Parkinson zagrażała jego przyjaciołom. Jakikolwiek uczeń z Domu Węża. Podszedł niepewnie do chichoczących dziewczyn.
- D-dziewczyny... - Podrapał się po karku.
- Co jest Neville? - odezwała się Ginny, zaczesując rude włosy za ucho.
- Bo ten no... - Wskazał palcem w stronę wyjścia z Wieży - Harley, na zewnątrz ktoś na ciebie czeka. Pansy Parkinson ze Slytherinu.
Harley wstała z kanapy, ignorując zaskoczone spojrzenia dziewczyn. Podziękowała Neville'owi za przekazanie wiadomości i wyszła. Pansy podskoczyła na jej widok. Widziały się niedawno, ale smętny widok chorej twarzy smucił ją. gdy Harley obudziła się z dłuższej drzemki i zjawiła na zajęciach, Pansy często się przy niej kręciła, czasem wraz z Blaisem.
- Mam te gazety o wiesz czym... Możesz je przejrzeć i daj znać, jak coś znajdziesz. Sama to trochę przejrzałam i uważam, że ktoś manipulował tą sprawą. Niektóre fragmenty się ze sobą kłócą, takie bez sensu, ale ja tam nie wiem...
- Dzięki, Pansy. - Wzięła od niej stos gazet. - Schowam je zaraz i przejrzę wieczorem. - Harry, Ron i Hermiona idą do Hogsmead... może chcesz...
Pansy podniosła dłoń, przerywając jej.
- Nie. Doceniam gest, ale nie przekonasz mnie do udawania przyjaciółeczki Pottera i jego koleżków. Mogę ich tolerować, ale nie będę się z nimi pokazywać.
Dwie godziny później uczniowie zebrali się w klasie do Eliksirów. Harley oparła czoło o stół, wbijając palce w ramiona. Zabije go, zabije - powtarzała sobie w myślach. Stała przy stole wraz Pansy, Blaisem i którymś z goryli Dracona, Crabbe albo Goyle, nie pamiętała, który jest który. Jakie szczęście, że Slughorn zadawał prace głównie indywidualne, bo ani myślała znów robić temu gnojkowi jakiekolwiek notatki!
Pytała już Blaise'a i Pansy, gdzie jest Draco, ale oboje nic nie wiedzieli, a może raczej nie chcieli powiedzieć, takie odniosła wrażenie, jakby coś ukrywali. Popatrzyła do podręcznika na przepis na Eliksir Wiggenowy. Nie potrafiła się jednak skupić na zajęciach, bo w głowie szykowała zemstę na Draconie. Przez jego nieobecność goryle pozwalały sobie na za dużo. Kilka ostrzeżeń ze strony Zabini'ego nie poskutkowało, bo nadal zaczepiali Gryfonkę.
Czasem zrzucali jej podręcznik, łyżkę do mieszania w kociołku albo podstawiali złe składniki. Otoczona przez półgłówków... Na Merlina!
- Czy możesz oddać mi mój sok z chrobotka? - zwróciła się do dwóch Ślizgonów, którzy wzruszyli ramionami, uśmiechając się złośliwie pod nosem. - Ja nie żartuję...
- Oj, bo się wystraszę - jęknął Crabbe, a Goyle parsknął śmiechem.
- Chłopaki, wyluzujcie - wtrącił się Zabini, ale zignorowali go.
Nagle do sali wbiegła zdyszana Puchonka z dwoma warkoczami i uroczymi piegami na małym nosku. Poprawiła szatę i weszła w głąb sali, przystając obok zdezorientowanego profesora.
- Profesor Annafolz wzywa do siebie Harley Benson! - wykrzyczała na jednym oddechu, a jej piskliwy głos rozniósł się po sali.
- Benson? - spytał Horacy. - A tak, tak... Możesz iść... Pozostali wracać do pracy.
Harley westchnęła zirytowana, pakując podręcznik i notatnik do torby, którą zarzuciła na ramię. Posłała wściekłe spojrzenie chłopakom, którzy jej dokuczali, bo domyślała się, że rozlany śluz na jej zeszyt to ich sprawka. Pożegnała profesora i wyszła na korytarz. Stanęła przed portretem, który nadal czekał na odpowiedź na jego zagadkę, a obok stała Puchonka.
- Chodźmy już, profesor Annafolz nie lubi czekać...
- Tak, już idę...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro