Autystyk vs Wymiana Zagraniczna
Po długiej przerwie w pisaniu, czas na powrót do rzeczywistości. Co równa się większą ilością publikowanych materiałów.
Moja nieobecność głównie była spowodowana lekkim przepracowaniem oraz wymianą zagraniczną, a dokładnie dwutygodniową. To właśnie podczas całej tej podróży stwierdziłam, że to jest bardzo dobry pomysł, aby omówić kilka faktów z nią związanych.
W końcu taka wymiana to wyjście ze swojej strefy komfortu i to duże. I mimo że to nie była moja pierwsza wymiana, to jak zawsze miałam duże wątpliwości.
Wyjazd został mi zaproponowany w poniedziałek, a już w następnym tygodniu, we wtorek, był planowany wyjazd. I jadę kompletnie sama, bez znajomej twarzy. Wiedziałam tylko, gdzie jadę i na ile dni, nic więcej. Trochę się wahałam, bo to jest kompletne wyjście z mojej strefy komfortu. Człowiek, który ma zaplanowane dosłownie wszystko, trochę się waha. Jakby tego było mało, musiałam podjąć decyzję w ciągu 3 godzin.
Ale po krótkiej rozmowie z rodziną zdecydowałam się. Mimo że byłam strasznie zirytowana i zła na organizatorów, od których dowiedziałam się wszystko dzień przed, ruszyłam w 12-godzinną podróż samochodem na Węgry.
Może coś o podróży?
To była okropna podróż, bardzo długa z małą ilością postojów i dość niezręczną. Najgorsza była chyba z powodów sensorycznych. Chyba nie muszę mówić, jak wyglądają w niektórych miejscach łazienki. Oraz to długie, bezsensowne siedzenie - normalnie katorga. Ale jakoś się udało, dotarliśmy na miejsce. No i ogólnie podróż była dość stresująca, nie lubię, gdy ktoś jeździ szybko, a zwłaszcza gdy pada. Więc cała podróż przyprawiała mnie o zawał.
Ogólnie to, jak dotarliśmy, to dopiero byłam zestresowana, bo dowiedziałam się, że mam być z kimś w pokoju, z kimś kompletnie obcym. Całe szczęście, że z Polski, ale gdy poznałam tą dziewczynę, okazała się naprawdę przyjemną osobą. Był z nami też jeden chłopak. Więc razem z Polakami było nas trzech.
Pierwszą strefą, którą trzeba było przejść, była przełamanie bariery językowej. Niby dużo używam angielskiego, bo jestem korepetytorką, ale i tak było to trudne. Łącznie z naszą trójką było jeszcze kilka innych grup z różnych krajów: węgierska, rumuńska oraz z Macedonii Północnej. Ogólnie byliśmy całkiem zdani na siebie. Z jednej strony to dobrze, bo nauczyłam się pytać i rozmawiać z ludźmi, czego nie robię w Polsce za często.
A jak z jedzeniem?
Zaczynając od jedzenia, gdy jedzenie jest samodzielne na wakacje, ma się duży wpływ na wybór jedzenia. Jednak jak jedzie się na taką wymianę, to z tym jedzeniem bywa różnie. Była to moja siódma wymiana, i tak w zasadzie chyba najlepiej, jeśli chodzi o jedzenie. Miałam duży wybór co do jedzenia, a nikt nie robił z tego problemu. Co prawda, jak na moje oko, niektóre jedzenie było mocno średnie, to i tak było chyba najlepsze porównując z innymi.
Jak ludzie?
To był bardzo interesujący wyjazd, to była pierwsza wymiana, gdzie spotkałam tyle ludzi z różnych krajów. Może dlatego, że był to pierwszy program unijny, w którym uczestniczyłam. Wcześniej jeździłam na wymiany szkolne do Czech, Włoch, Niemiec, Turcji, Słowacji i Norwegii. Ale właśnie na Węgrzech poznałam najmilszych ludzi na całym świecie, takich kochanych i martwiących się o innych. Byłam naprawdę zaskoczona różnicą podejścia do ludzi. Przede wszystkim zaskoczyła mnie rumuńska i macedońska kultura. Tam nie ważne, czy znasz się 5 minut czy 5 lat, wszyscy są dla siebie mili, nie oceniają nikogo. Bardzo szybko zaakceptowali moją początkową nieśmiałość, i o dziwo, rozumieli moje dziwne zachowania i tiki nerwowe. Większość ludzi zawsze patrzy na mnie jak na dziwoląga, a oni nie, wręcz przeciwnie. Normalnie, gdy wyjeżdżałam, płakałam za tymi wspaniałymi ludźmi.
Na czym polegała ta wymiana?
Muszę też koniecznie wspomnieć o temacie wymiany, bo każda wymiana ma tematy, na których opierają się całe zajęcia. A temat brzmiał "Taniec dookoła świata". Więc oprócz dyskusji na różne tematy społeczne, pobierałam lekcje tańca. Które były naprawdę krepujące, przynajmniej dla mnie, ale w sumie tylko dla mnie. Ogólnie najcięższym zadaniem chyba było naczelnie z partnerem. Więc po kilku zajęciach było już naprawdę super. Nawet wymyśliliśmy swój układ taneczny. Było to połączenie elementów z poloneza oraz innych tańców narodowych. Było naprawdę bardzo śmiesznie.
Czas wolny
Tak, w czasie wolnym można było robić naprawdę dużo rzeczy, zwłaszcza że wszyscy byliśmy pełnoletni. Jak mam być szczera, to już w dzień przyjazdu byłam na imprezie z grupą z Rumunii. W sumie alkohol pomógł mi się przed nimi rozluźnić, bo naprawdę byłam przy nich spięta na samym początku. A robiła ta blokada przed mówieniem i trochę stereotypy, które o nich słyszałam w Polsce. Więc w sumie całe dwa tygodnie była wieczna impreza, może dwa albo trzy razy zmyłam się szybciej do hotelu, aby sobie odpocząć, bo na przykład już za bardzo denerwowali mnie ludzie. Wpadałyśmy też na głupie pomysły, które oczywiście po alkoholu wydawały się naprawdę mądre. Ale tych historii wolałabym nie przytaczać. Uczyliśmy się też wspólnie słów. W sumie to my ich najwięcej uczyliśmy, próbowaliśmy ich uczyć ładnych słów, ale im podobały się tylko te niecenzuralne, więc oni nauczyli się całego wachlarza przekleństw. A my nauczyliśmy się że, "Noroc" - na zdrowie (nie wiem czy dobrze to napisałam, ale tak to się wymawia), "Racuszki" - kaczuszki.
No i w sumie nic więcej nie wiem. W sumie na koniec wymiany mój mózg przestawił się na język angielski i wszystko, co chciałam powiedzieć, po prostu mówiłam bez zastanowienia.
Podsumowując
Taka wymiana jest strasznie wyjściem ze strefy komfortu, ale czasem warto to zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro